5.

Ch- Dazai, gdzie mnie prowadzisz?
D- Spokojnie, już prawie jesteśmy~

Obejmował rudzielca, po drodze pomagając mu ominąć bardziej wystające korzenie.

Nakahara sam nie wiedział, czemu zgodził się, by brunet go gdzieś ciągnął, jednocześnie zasłaniając krawatem niebieskie oczy.

Ch- Oi, co tak pachnie kwiatami?
D- Zaraz zobaczysz~
Ch- Oby było warto, gnido...

Oboje uśmiechnęli się, dalej idąc po dość nierównym terenie w ciszy. Po drodze Chuuya kilka razy zahaczył nogą o konary, lecz Osamu zawsze ratował go przed upadkiem.

Ch- Yo, dotarliśmy?
D- Nie~
Ch- A teraz?
D- Wciąż nie...
Ch- To kiedy będziemy?
D- Nie moja wina, że się ślimaczysz, ślimolu~
Ch- Siedź cicho, mumio!

Chwilę się droczyli, aż w końcu brunet zatrzymał go, powoli odsłaniając kapelusznikowi oczy.

D- Ta dam~
Ch- Huh?

Stali na środku podgrzewanej szklarni, chroniącej ich przed obfitym śniegiem i patrzyli na elegancko nakryty stół, przy którym siedział Fyodor, popijając spokojnie herbatę.

Koło nich Atsushi w panice uciekał przed Akutagawą, goniącym chłopaka z pistoletem na wodę w dłoni.

Ch- C-co...
D- Wesołych urodzin~

Mafioso nic nie odpowiedział, tylko mocno przytulił bruneta, chowając głowę w jego koszuli.

D- Ne, Chibi się wzruszył~
Ch- Nic nie mów... Po prostu zostańmy tak przez chwilę.

Więc pozostali przytuleni, a po chwili objął ich również Rosjanin.

Fyo- W grupie weselej!
D- Racja! Atsu, Aku, chodźcie z nami!
Ats- No d-dobra...

Ściskali się we czwórkę, jednak czarnowłosy został na boku, patrząc na nich niepewnie.

D- Dołączysz?
Aku- Podziękuję.
Ats- Nie chcesz się przytulić?
Aku- Namówiłeś...

(kilka minut później)

Ch- Oi, już możemy przestać...
D- Ne, mi tak wygodnie~
Fyo- Potwierdzam, dość przyjemnie~
Ch- Eh... no dobra, ale nie będzie drugiej takiej akcji!
D- Gdzieś to już słyszałem~
Ch- Chyba w swoich snach.
D- Jesteś w każdym z nich...
Fyo- Aww!
D- Głównie w koszmarach~
Ch- Cholerna gnida!

_happy end_

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top