Świadek Tragedii

Krew spływająca po jego plecach, mająca źródło w łopatkach. Skrzydła brutalnie wyrwane przez brązowookiego leżały całe zakrwawione i pozbawione części piór na stole obok. Oszalał po odejściu swojego najlepszego przyjaciela. Popadł w obłęd szukając sposobu na wyrażanie siebie. Stał się nieobliczalnym psychopatą, którego sam Mori zaczął się obawiać. Nic nie dawało tu rozpaczliwe skomlenie, czy histeryczne błaganie o pomoc. Już nie było dla niego ratunku. Z gardła błękitnookiego wyrwał się głośny jęk rozpaczy kiedy ten szaleniec nacinał jego skórę z wprost niewyobrażalnią precyzją. Kolejna kropla krwi spadła na podłogę powiększając kałuże szkarłatu. Suche usta szatyna błądziły po brzuchu partnera, sprawiając że ten nie myślał już o niczym innym jak o śmierci. Nie poznawał Dazaia. Po odejściu z mafii diametralnie się zmienił. Maski jakie nosił na codzień, teraz nie założył żadnej, pokazując to, kim naprawdę jest.
Ostrze noża zatopione w jego ciele spowodowało kolejną falę bólu, którego Chuuya miał już dość.

Nadawcy ciemnej hańby, nie budźcie mnie więcej.- ostatnie słowa rudzielca, wypowiadane wraz z ostatnią spadającą bezgłośnie łzą. Klatka piersiowa przestała się unosić.
Już nic nie czuł, nie słyszał, ale gdyby mógł, usłyszałby jak nóż opada z brzdękiem na podłogę, a Osamu zaraz po nim na kolana.

- Boże, co ja zrobiłem.

Dopiero teraz dotarło do niego, czego dokonał. Zabił. Zabił kogoś na kim mu zależało, lecz dopiero teraz to sobie uświadomił. Teraz, kiedy było już za późno na cokolwiek.

-Chuuya. Chuuya przepraszam.

-Zawsze będziemy z tobą Osamu.

-O-Odasaku? - Dazai gwałtownie odwrócił się, po czym dostrzegł sylwetkę mężczyzny.

-Wszystko będzie dobrze Dazai. Poczekamy tu na ciebie.- zza wysokiego mężczyzny wyłonił się błękitnooki.

-Nie będzie dobrze. Zbyt dużo mam na sumieniu, by spotkać się z wami na górze. Naprawdę przepraszam Chuuya.- szatyn uśmiechnął się smutno po czym spojrzał na wyższego mężczyznę.

-Ciebie też przepraszam Oda. Gdybym wtedy był tam z tobą.

-To nie twoja wina Dazai. Zwłaszcza nie twoja.

Coś w nim pękło. Nie chciał już cierpieć, i nie chciał żeby inni cierpieli przez niego.

-Na mnie już czas, już nigdy się nie spotkamy. Żegnaj Odasaku, byłeś moim najlepszym przyjacielem. I ty też Chuuya, kocham cię skarbie.

Diamentowe łzy zalśniły w jego oczach. Chwycił nóż ze stołu do sekcji, i pobiegł w tylko jemu znanym kierunku. Kiedy dotarł na miejsce w jego głowie panował istny huragan uczuć i zupełnie sprzecznych emocji.
Mocno chwycił rękojeść noża i bez wahania wbił w klatkę piersiową. Zamknął oczy i odchylil się do tyłu. Wreszcie był szczęśliwy. Przez ostatnie sekundy życia poczuł się jak anioł który przez złamane skrzydła nie mógł już wzlecieć, a jedynie spadać w dół, czekając na nieuniknione spotkanie z twardym gruntem.

Miłość to błogosławione szaleństwo, któremu ja poddałem się w całości Chuuya

W połowie prawie sie popłakałam. Dziękuję mad_cry_baby za wsparcie i przepraszam za długą nieobecność. Nie jestem regularnym pisarzem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top