Liar

Nie był przeciętnym mężczyzną, niewyróżniającym się z tłumu. Przynajmniej nie dla osoby która uważała go za cały swój świat.

Odstawił kieliszek na niewielki kawowy stolik, i spojrzał prosto w niebieskie oczy, oczy w których tonął bez granic, oczy tak hipnotyzujące, tak pochłaniające swoją barwą, że człowiek mógłby wpatrywać się w nie godzinami.

Ciszę panującą między nimi przerwał Chuuya zadając pytanie którego Dazai obawiał się najbardziej.

- Kochasz mnie?

Obawiał się go, ponieważ nie potrafił uzasadnić odpowiedzi na to pytanie.

-Tak.

-Kłamca.

-Chuuya dla-

-Wystarczy już tego. Łżesz jak pies, nawet nie potrafisz udzielić tak prostej odpowiedzi.

-Nie jest ona prosta.

-Ależ oczywiście że jest, wystarczy tylko tak lub nie, bo żadne może czy chyba tak nie wchodzi w grę. Nie umiesz nawet przyznać przed samym sobą że mnie nie kochasz. Okłamujesz mnie, siebie. Czy to ma jakikolwiek sens? Zastanów się.

-Teraz ty kłamiesz. Nie potrafię wyrazić słowami tego co do ciebie czuję.

- A czym, magią?

- Nie do końca magią.- szatyn wstał z fotela i skierował się w stronę błękitnookiego. Uniósł jego podbródek i musnął jego usta. Najpierw delikatnie, potem dziko, bez opamiętania. Chuuya próbował go odepchnąć, lecz Dazai zawsze dostawał tego, czego chciał. Złapał nadgarstki Nakahary i zaczął obsypywać jego dłonie pocałunkami.

- Dazai nie pozwalam na to. Oi Daz-ah~.- Z ust rudego wyrwał się niekontrolowany jęk rozkoszy kiedy dłonie Osamu znalazły się pod jego koszulą. Dazai zaczął błądzić po plecach egzekutora swoimi zimnymi dłońmi, co wprawiało rudego w stan otępienia.

-Jeden, dwa, trzy... Jesteś strasznie chudy Chuuya. I kruchy.- Dodał szeptem licząc jego żebra.

-Zostaw mnie Dazai! Puszczaj mnie natychmiast.- rudowłosy szarpał się niemiłosiernie.

Szatyn natychmiast odsunął się od egzekutora i oddalił się w kierunku drzwi.

-Żegnaj Chuuya. Być może jeszcze kiedyś się spotkamy.

-Kłamiesz. Nigdy nie mów żegnaj, ponieważ pożegnanie oznacza odejście, a odejście oznacza zapomnienie.*-rudowłosy chwycił Osamu za koszulę i przyciągnął do pocałunku. Dazai wiedział że nie może tego zlekceważyć, ponieważ to oznaczało że mu zależy, a rzadko mu na czymś zależało. Ale jeszcze nigdy nie zależało mu na kimś.

-Ale dla mnie ta odpowiedź jest prosta.

-Huh? Chuuya o co- szatyna uciszył palec na jego ustach.

-Ja cię kocham. Kocham cię bezwarunkowo, a jeśli kiedy odejdziesz, nadal będę cię kochać.

*Piotruś Pan~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top