━━━━ [𝙘𝙝𝙖𝙥𝙩𝙚𝙧 𝙤𝙣𝙚]

━━━━ ✭˚ 𝘽𝘼𝙉𝙆𝙍𝙐𝙋𝙏𝘾𝙔
( chapter one )

Red potarła swoje skronie dłońmi, wyglądając przy tym na opustoszałą ulicę przez okno w swoim gabinecie. Brunetka czuła jak ból głowy staje się coraz bardziej uciążliwy i jeszcze bardziej pożałowała, że rano zaspała i nie udało jej się sprawdzić czy w torebce znajdowało się wszystko, czego potrzebowała na tamten dzień w pracy. Zazwyczaj była o wiele bardziej zorganizowana, ale poprawianie manuskryptów zajęło jej zeszłego wieczora tyle pracy, że nie zorientowała się nawet, kiedy z osiemnastej zrobiła się pierwsza w nocy i musiała w pośpiechu brać prysznic oraz myć włosy. Położyła się o wiele później niż normalnie to miało miejsce, zapominając o budziku i gdyby nie narzeczony, to na pewno wpadłaby do biura spóźniona. 

To jednak i tak był wierzchołek góry lodowej jej problemów. Kiedy tylko weszła do wydawnictwa i udała się w stronę swojego gabinetu, podbiegła do niej sekretarka z wyjątkowo nieprzyjemnymi wiadomościami. Firma, która prowadziła ich sprzedaże oraz z którą współpracowali przy wydawaniu wszystkich książek zbankrutowała. Zostali na lodzie i nie było wiadomo czy nie trzeba będzie zamknąć całego biznesu. Ponadto dwie inne siedziby SIPu już zamknięto i wszyscy tamci ludzie zostali bez pracy. W powietrzu wisiała ogólna panika i Red zauważyła ją dopiero wtedy, gdy wszystko do niej dotarło. Z wrażenia musiała jednak usiąść i o mało co nie wypuściła z rąk kubka z kawą. 

— Wiesz już coś? — Connie zajrzała do jej gabinetu i podgryzła wargę. Pracowała na stanowisku sekretarki Red już jakiś czas. Dobrze się dogadywały i można było nawet uznać je za przyjaciółki, więc brunetka spojrzała na nią ze smutnym uśmiechem i odeszła od okna, wyjmując dłonie z kieszeni swoich spodni. Tuż po tym jak Connie przekazała Red te przykre wiadomości, Davenport wzięła się do pracy. Obdzwoniła wszystkich, którzy byli związani z branżą i których numery posiadała, mając nadzieje, że ktoś jej powie coś konkretnego. Sama czuła się jakby stała pod ścianą i czekała na rozstrzelanie, bo nie wiedziała nawet, co miała mówić ludziom pracującym dla niej w całej siedzibie. 

— Dzwoniłam do Patricka. Powinnaś go kojarzyć — zaczęła, siadając za biurkiem w wygodnym fotelu. Sama urządziła biuro, więc było eleganckie, ale też na swój sposób przytulne. Starała się unikać surowości, bo miała jej po dziurki w nosie w mieszkaniu. Arthur był strasznym minimalistą, więc nie mieli w domu niczego, co nie było potrzebne lub wyglądało na zbyt kosztowne i bogate w swoim wykonaniu. — Powiedział, że jeszcze nic nie da się ustalić, ale my na pewno nie stracimy pracy. Zmieni się zarząd, ale firma, która wykupi udziały będzie zobowiązana do tego, aby zatrzymać nas na stanowiskach — dodała, wzdychając ciężko. 

— Mam nadzieje, że to prawda. Nie chcę stracić tej pracy — przyznała, zaciskając dłonie na swoim notatniku, z którym nigdy się nie rozstawała i z tego wszystkiego usiadła na sofie, którą Red przytargała do biura ze swojego mieszkania. — Boję się, Red. Naprawdę się boję. Nie mogę teraz zostać bezrobotna. Mam tyle rachunków do zapłacenia, za niedługo muszę wybrać suknię ślubną — dodała, kręcąc głową. Connie już jakiś czas temu zaręczyła się i w końcu nadszedł dla niej ten magiczny czas przygotowań ślubnych, które jednak były związane z wielkim stresem. 

— Hej, spokojnie. Nie zostaniesz, tak? Zadbam o to — Red podeszła do niej i kucnęła przed sekretarką, biorąc jej dłonie w swoje. Posłała jej pokrzepiający uśmiech i westchnęła cicho. — Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz. A ty będziesz przepiękną panną młodą — dodała, puszczając jej oczko. 

— Mam taką nadzieję — Powtórzyła się, a potem mimowolnie przytuliła do brunetki, gdy Red usiadła obok. Trwały tak przez jakiś czas, aż Davenport nie odsunęła ją od siebie na odległość ramion. 

— A teraz głowa do góry. Poradzimy sobie z tym jakoś, tak? 

— Tak — Uśmiechnęła się i westchnęła cicho, jakby z ulgą. — Dziękuje. Nie będę ci już przeszkadzać. Mam kilka rzeczy do zrobienia i chcę się nimi zająć. 

— Ja spróbuje się czegoś jeszcze dowiedzieć. Może Meghan będzie coś wiedzieć — przyznała, wstając z kanapy. Meghan pracowała w marketingu i tak naprawdę razem zaczynały z Red pracę w SIPie, ale obydwie miały z goła inne plany na swoją przyszłość, więc ich droga szybko się rozeszła, ale wciąż były dobrymi koleżankami z pracy. — Dam ci znać, jeśli coś nowego się pojawi, ale do tego czasu nie popadajmy w panikę, dobrze? Nikomu to nie służy, a skoro mamy pewność, że nie zamkną naszej siedziby, to powinniśmy pracować dalej i po prostu czekać na rozwój wydarzeń. 

— Będę uspokajać resztę. Nie dam im wejść ci na głowę — Puściła oczko brunetce, przez co Red zaśmiała i sięgnęła po swój telefon, aby odnaleźć numer do Meghan. Poprzednim razem nie odebrała, więc łudziła się, że może pozałatwiała już swoje sprawy i znajdzie chwilę czasu na to, aby zamienić z nią parę słów. Zależało jej na tym, aby uspokoić swoich podwładnych i zapewnić ich, że nie zostaną wyrzuceni na bruk. 

W porze lunchu udało jej się porozmawiać z kilkoma zaufanymi osobami, aby starali się nie popadać w paranoje i raczej uspokajali wszystkich. Sama zajrzała tu i tam, prostując wszystkie niedopowiedzenia czy plotki, bo dodatkowe zamieszanie nie było nikomu potrzebne i gdy upewniła się, że nikogo nie ominęła, udała się do pobliskiego sklepu, aby kupić sobie coś do jedzenia. Nie miała czasu na śniadanie prosto z domu i musiała się zadowolić bułką z kurczakiem, ale nie smakowała najgorzej, więc nie miała na co narzekać. W dodatku udało jej się dopić w spokoju kawę i tak naprawdę mogła już w spokoju czytać manuskrypty czy czekać na spotkanie z obiecującymi autorami, których chciała wydać, ale jakoś dziwnie nie mogła się skupić. Czy tego chciała czy nie, musiała przyznać, że niepokój zaczął zaprzątać jej głowę. Myślała czy mogła zrobić coś inaczej, lepiej, czy w ogóle była w stanie nie dopuścić do tego, aby firma zbankrutowała, ale zaraz potem się zbeształa. Ona tylko wydawała książki i czytała je, mając nadzieje, że odnajdą swoje miejsce na rynku. Niczym innym nie powinna się przejmować, bo wypełniała swoje obowiązki jak najlepiej potrafiła i to nie była jej wina, że komuś przestało się powodzić, przez co trzeba było zamknąć biznes. Miała tylko nadzieje, że nowy zarząd okaże się wyrozumiałym zespołem ludzi. 

━━━━ ✭˚˚✭ ━━━━

jest pierwszy rozdział! co sądzicie? :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top