i. I wanna feel something

NF ▪ Paralyzed

Anthony Stark nienawidził zasypiać.

Za każdym razem, kiedy jego człowiecza natura wygrywała z usilnym pragnieniem egzystowania jeszcze jedną dobę, zżerał go strach.

Najczęściej sen łapał go niespodziewanie, a on usilnie starał się walczyć, o chociaż minutę więcej przytomności, ale po jakimś czasie poddawał się i jak uniżony sługa zamykał oczy pokonany.

Czasami budził go jego własny krzyk, okazjonalnie spadał z łóżka, a raz nawet przez zbytnie rzucanie się w marze sennej, zwichnął nadgarstek.

Kiedy przerażenie przysłaniało mu widoczność na świat i nie pozwalało na spokojny odpoczynek, jedynym co dawało mu namiastkę normalności była praca. Incydentalnie upijanie się, ale to już sprawa drugorzędna.

Zjeżdżał windą na poziom siódmy i zakopywał się pośród tabelek, wykresów oraz różnego rodzaju obliczeń. Jego ścisły umysł miał wtedy chwilę separacji od złowrogiego świata i mógł odetchnąć całkowicie oderwany od rzeczywistości. Czuł się jak maszyna przechodząca aktualizację.

Kiedy jednak takie zabiegi nie przynosiły korzyści, sięgał do małej lodówki w kącie pomieszczenia i wlewał w siebie hektolitry alkoholu pod postacią wódki lub innych wybitnych trunków. Wiedział, że takie działanie na dłuższą metę wyniszcza jego i tak rozorany organizm, ale nic nie dawało mu takiego namacalnego stanu pustki oraz wyprucia z uciążliwych myśli i emocji, jak upicie się. To była swego rodzaju chora symbioza – potrzebował tego, żeby żyć, ale alkohol doprowadzał go do wewnętrznej destrukcji.

Wszystko uległo zmianie, kiedy latające, umysłowo upośledzone, wiecznie roześmiane słoneczko Avengersów stwierdziło, że przywlecze z Asgardu swojego równie psychopatycznego brata ze zdolnością do eksterminacji ludzi. A wszystko po to, żeby Rogacz mogł poudawać syna marnotrawnego i przekonać tatusia do swojej duchowej przemiany w grzecznego, rzygającego tęczą elfa.

Dzień jak codzień.

Tony miał nadzieję, że Kłamca zmyje się tak szybko, jak tu dotarł, ale po trzech tygodniach od jego zakwaterowania stracił na to ochotę.

Najdziwniejsza była myśl, która coraz częściej nawiedzała geniusza w najbardziej niespodziewanych momentach. Mianowicie Stark bardzo polubił Jelonka oraz uważał jego malahitowe oczy za mroczne i niezwykle pociągające.

Jednak nie, zapomnijcie o tym ostatnim. Pomyłka autora.

Po siedmiu dniach od przybycia, Laufeyson przestał mu przeszkadzać w jego uciążliwym i chorobliwie żmudnym bycie.

Po kolejnych pięciu zawiązała się między nimi cieńka nić przyjaźni, a Tony w końcu przestał się obrażać za nazywanie go Anthonym.

Po następnym tygodniu Stark nieświadomie zaczął szukać bliskości Psotnika.

Po kolejnych krótkich dwóch dniach, Geniusza zalewało dziwne uczucie błogości i galaretowatych kolan, kiedy tylko nawiązał kontakt wzrokowy z Lokim.

Przez te trzy tygodnie uświadczył się w przekonaniu, że dzieje się z nim coś dziwnego. Początkowo wmawiał sobie uparcie, że to przez bezsenność po jego głowie krążą dziwne myśli z Kłamcą w roli głównej. Po pewnym czasie zaczął dopuszczać do siebie te wszystkie nowe uczucia, nie hamując ich tak, jak miał to w zwyczaju wcześniej. Sprawiało mu to swego rodzaju przyjemność, a te dziwne myśli jakby podnosiły go na duchu. Do tego jego relacje z Lokim układały się coraz lepiej, w co chwilami nie dowierzał, bo był specem od niszczenia jakichkolwiek związków społecznych. W jego towarzystwie jednak jakby odzyskiwał tę część siebie, którą utracił dawno temu i przez której brak tak nieubłaganie cierpiał. Dopuścił nawet do siebie myśl, że gdyby jego prywatny rozweselacz wrócił teraz do tego swojego zapyziałego Asgardu, to tęsknota przytłoczyła by go tak bardzo, że aż wkońcu jej ciężar zgniótłby jego kręgosłup moralny. Zwyczajnie by się rozpadł i zmienił w efemeryczny pyłek.

Lubił momenty, kiedy cała upośledzona familia zbierała się w salonie i oglądali Grę o Tron. Mógł wtedy - niby pod pretekstem braku miejsca, wręcz wtulić swoje ciało w ciało Rogasia i nikt nie uznawał tego za dziwne, bo wszyscy siedzieli stłoczeni. Miał jednak dziwną świadomość, że Laufeyson doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czemu Tony naprawdę to robi. Nie oponował jednak, z czego Stark bardzo się cieszył.

Uwielbiał chwile, kiedy Loki proponował mu wspólny trening. Mógł wtedy nie dość, że rozładować cały nagromadzony przez bezsenność stres, to jeszcze podotykać bezkarnie Reniferka i popodziwiać bezwstydnie jego idealnie wyrzeźbione ciało bez koszulki. Żyć nie umierać.

Jednak mimo tych wszystkich przyjemności najbardziej pokochał te wszystkie bezsenne noce, kiedy przychodził do swojej pracowni, a w skórzanym fotelu siedział Loki i czytał kolejną książkę czekając na niego. Tony zabierał się wtedy do pracy jednocześnie rozmawiając z Jelonkiem na wszystkie frustrujące go tematy. Wiedział, że zawsze otrzyma zrozumienie, czasami pocieszenie oraz nierzadko krytykę. Mimo otoczki Kłamcy Loki zawsze pozostawał z nim szczery i potrafił obiektywnie ocenić każdą sytuację w życiu Geniusza. Często też Laufeyson opowiadał mu historię ze swojego życia, a później wspólnie narzekali na to, jaki los jest cholernie niesprawiedliwy. Ewentualnie wyśmiewali się z Thora, ale to już szczegół.

Dzisiaj też zapowiadało się na taką noc. Tony zszedł przytłoczony kolejnym koszmarem do swojej pracowni. Potrzebował pilnie porozmawiać z Jelonkiem. Jak bardzo się zdziwił, kiedy okazało się, że pomieszczenie jest puste. Z lekka rozczarowany podszedł do swojego stanowiska pracy. Posegregowował papiery i wykonał trochę obliczeń, co chwilę patrząc na zegarek. Minęło prawie czterdzieści minut. Wkońcu wykończony czekaniem odłożył wszystko na swoje miejsce i wstał z zamiarem odnalezienia swojego kompana niedoli.

– J.A.R.V.I.S. gdzie przebywa obecnie Loki?

– Jest w swojej sypialni, sir.

– Dzięki.

Tam też skierował swoje kroki. Tak bardzo potrzebował się komuś wygadać, ale wiedział, że tylko Renifer go zrozumie. Wkońcu przeżywał podobne chwile, też był odtrącany oraz niekochany przez ojca i tylko on będzie potrafił umniejszyć jego wewnętrzny ból.

Już miał chwycić za klamkę i wejść, ale w ostatniej chwili się zreflektował i zapukał. Odpowiedziała mu cisza, więc ponowił czynność. Kiedy spotkał się z ponownym brakiem reakcji zirytowany otworzył drzwi. Ustąpiły bez problemu.

W pomieszczeniu było ciemno, więc pierwsza myśl Anthonego była taka, że Psotnik śpi. Przerwało ją jednak nagłe otwarcie drzwi prowadzących do łazienki. Na progu stanął Laufeyson, którego jedynym odzieniem był ręcznik przewiązany nisko w pasie.

Starkowi natychmiastowo zrobiło się gorąco. Prosił w myślach, żeby jego zdradliwe ciało nie wydzieliło rumieńców na policzkach, bo wtedy to byłby całkowicie spalony. Nie przyszło mu na myśl, że stojąca na przeciwko osoba myśli o tym samym.

– Ym, sory. Nie wiedziałem, że jesteś zajęty Lokes. Po prostu nie przyszedłeś i chciałem sprawdzić co z tobą.

Mężczyzna podrapał się zawstydzony po karku. Próbował przywołać się w myślach do porządku, przecież w swojej sypialni gościł już tak wiele nagich kobiet. Ale Loki nie był kobietą, tylko wpół gołym, cholernie seksownym nordyckim Bożkiem, który jak na złość od jego wejścia nie odezwał się ani słowem.

– To może ja już...

Tony nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi. Przerwały mu chłodne wargi, które z nienacka pojawiły się na jego obgryzionych w stresie ustach. Nie dał jednak się zaskoczyć i odpowiedział na pocałunek równie żarliwie. Czuł, jak coś w jego wnętrzu wreszcie wskakuje na właściwe miejsce.

Ogień igrał z lodem, aż w końcu pochłonął go całkowicie. Palący żywioł przybliżał ich ciała do siebie nie zostawiając ani milimetra wolnej przestrzeni. Ocierali się o siebie spragnieni uwagi, dając upust swojemu seksualnemu napięciu, które uzbierało się w nich przez te trzy tygodnie. Palce Starka wplecione były we włosy Psotnika mierzwiąc i ciągnąc za nie. Czynność ta wydobywała z zielonookiego gardłowe warknięcia, które nakręcały ich obu. Dłonie Laufeysona też znalazły swoje zastosowanie, bo aktualnie jeździły po brzuchu Starka uprzednio pozbawiając go koszulki. Zagłębiali się w tym stanie coraz bardziej gorliwie i z namiętnością odpowiadając na swoje pocałunki zjeżdżali coraz niżej. Wydawać by się mogło, że apogeum nastąpiło, kiedy język Lokiego przejechał po wrażliwej szyi Tonego. Ten przeklnął pod nosem i przejechał ręką w niecierpliwym geście po pośladku Bożka.

– Doprowadzasz mnie do szewskiej pasji, Jelonku. Co by powiedział Steve?

– Na pewno żebyśmy byli grzecznymi chłopcami i położyli się bez gadania do łóżka.

Jednocześnie prychnęli śmiechem pod nosem, wyobrażając sobie minę Rogersa zastającego ich w takiej sytuacji.

Stark jednak wziął sobie do serca słowa Kłamcy i popchnął go w kierunku łóżka nie przestając majstrować przy swoim pasku. Przeklnął moment, w którym postanowił go założyć. Z pomocą przybył mu zielonooki, który w kilka sekund całkowicie pozbawił go spodni. Otarli się o siebie ponownie nie przestając obdarowywać swoich ciał pocałunkami. Od całkowitej nagości dzieliły ich tylko starkowe bokserki, ale tej przeszkody również postanowili się pozbyć.

Kiedy wreszcie ich nagie ciała spotkały się, wybuchł pożar. Dosłownie. Między nimi nie pozostał nawet marny milimetr odstępu, tak ciasno do siebie przylegali splecieni w walce o dominację. Żaden nie wykazywał uległości, dlatego to przeżycie klasyfikowało się później w ich głowach jako coś gorącego i pełnego żądzy władzy nad tym drugim.

Noc trwała dla nich wieczność, aż nie pochłonęło ich zmęczenie i zasnęli mocno w siebie wtuleni. Przynajmniej Tony zasnął, bo Loki wgapiony w niego zastanawiał się, jak jedna osoba może być zarówno tak żywiołowa i potulna jak mały, zbłąkany kotek. Bo Stark ze zmierzwionymi włosami, twarzą wtuloną ufnie w tors Psotnika i ramionami ściśle oplatającymi go w pasie wyglądał jak ucieleśnienienie niewinności. No może ten obraz psuły wszechobecne malinki i fakt, że mężczyzna był nagi, ale to nie zmieniało faktu, że Laufeyson nie zdawał sobie sprawy z tak usilnej potrzeby bliskości Anthonyego. Pogłaskał go po brązowej czuprynie i już miał cofnąć rękę, kiedy poczuł, jak brązowooki wręcz wciska się mocniej w jego dłoń. Zasnął z błogim uśmiechem gładząc jego włosy i chcąc, żeby ta chwila trwała wiecznie.

Nie miał pojęcia, że to jest pierwsza od bardzo dawna noc, którą Tony przespał całkowicie bez koszmarów.

Nagłe, nieproszone światło wdarło się brutalnie do oczu zaspanego geniusza. Wymusiło to na nim dość cierpiętnicze jęknięcie i podniesienie tłustego dupska, żeby zasłonić rolety.

Odruchowo chciał więc wstać, ale poczuł, jak coś mocno oplata jego plecy. Pierwszym co ujrzał po dokładnym przyjrzeniu się była albastrowa ręka zwisająca bezwładnie z jego boku. Później powędrował wzrokiem dalej do umięśnionego, nagiego torsu i kruczoczarnych włosów. Nagle fala wspomnień z wczorajszej, a w sumie to dzisiejszej nocy zalała go strumieniami.

Cholera, naprawdę to zrobiliśmy.

Na ustach Tony'ego pojawił się cwany uśmieszek, kiedy dostrzegł jak jego towarzysz powoli się przebudza.

– Dobrze się spało, Jelonku?

Malachitowe oczy zwróciły na niego swoje wyzywające spojrzenie.

– Nie narzekam, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że się wyspałem.

Wpatrywali się w siebie uśmiechnięci, rozpamiętując wczorajszą noc. Żaden z nich nie żałował.

– Jak dla mnie możemy to powtarzać w każdy poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek lub też sobotę. W niedziele nie, bo staram się trzymać celibat. Chociaż nie... Pieprzyć celibat. To jak?

Bożek pokręcił głową z litością nad prawdopodobnie zbyt dużym libido Starka.

– Nie martw się, jeszcze cię naprawię.

Następnie wstał i bez skrępowania ruszył w stronę łazienki. Zostawił drzwi uchylone, to też po chwili Tony ochoczo do niego dołączył. Na samym prysznicu się nie skończyło.

Brunet wszedł do kuchni tanecznym krokiem nucąc coś pod nosem. Zdawał się być cały w skowronkach, co też szybko wychwyciły czujne oczy Nat oraz Wandy, wymieniając ze sobą tajemnicze spojrzenia.

Ach, te kobiety.

Podczas gdy on przygotowywał kawę dla siebie oraz Lokiego do kuchni wszedł Clint.

– Co takiego się stało, że szczęście rozsadza cię od środka?

Geniusz wzruszył ramionami myśląc o tych niezwykłych oczach Psotnika i jego delikatnych dłoniach jadących w dół jego ciała.

– Myślę, że właśnie odkryłem lek na moją bezsenność.

Tony nawet nie zdawał sobie sprawy, że od tamtej pory każdą noc będzie przesypiał spokojnie wtulony całym sobą w ciepłe ramiona epicentrum swojego świata. Świata, który jeszcze niedawno był całkowicie wrogą jednostką pragnacą jego destrukcji. Świata, bez którego nie potrafiłby normalnie żyć.

Już nie.

Kiedy wyszedł z kuchni, Natasha parsknęła śmiechem.

– Co jest?

Clint zerknął na nią przez ramię, jednocześnie przygotowując tosty z serem.

– Myślę, że nasz morderczy kolega właśnie awansował z Loki-pieprzony-Laufeyson do Loki-pieprzony-przez-Starka-Laufeyson.

Wanda zakrztusiła się herbatą.

Mam nadzieję, że się podobało. Kiedyś może zrobię z tego opowiadanie, zobaczymy.

[1878 słów]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top