Rozdział 8 Magic
Wiem, że rozdział miał być wczoraj ale mnie baba zagadała, a nasza rozmowa trwała cztery godziny. Ale mniejsza z tym i zapraszam do rozdziału.
Dzisiejsze zajęcia sportowe zapowiadały się cudownie. Dziewczyny udały się do stajni konnej. Dzięki temu cała grupa chłopaków bez wstępnych ćwiczeń mogła przejść do gry w nogę. Harry kompletnie nie był zadowolony z tego powodu. Brunet usiadł na ławce rezerwowych oglądając cały mecz.
Louis biegł do przodu próbując ochraniać Liam'a z piłką. Zdobyli kolejnego gola. Rozległy się krzyki szczęścia. Harry nie rozumiejąc tej całej otoczki piłki nożnej odwrócił na chwilę wzrok.
Kiedy chłopak ponownie spojrzał w stronę boiska ujrzał znikąd lecącą piłkę prosto w stronę głowy Louisa. Była to kwestia sekund, aż ta zderzyła się z potylicą starszego chłopaka, który to upadł płasko na murawę. Trener od razu podbiegł do niego sprawdzić stan zdrowia.
Zaszokowany Harry również dołączył do nich przepychając się pod samo ciało
-Harry, jesteś jego współlokatorem, pomóż mi go zabrać do pielęgniarki - zarządał mężczyzna podnosząc Louisa.
Udali się do korytarza, na końcu którego była średniej ilości sala z kilkoma łóżkami szpitalnymi. Mężczyzna w białym fartuchu od razu do nich podszedł z wózkiem. Posadzili na nim szatyna i zabrali w stronę jedno z wolnych łóżek. Lekarz wyjął stetoskop sprawdzając bicie serca chłopaka
-Co się stało?
-Oberwał w tył głowy piłką podczas meczu - wytłumaczył wuefista
-Muszę go lepiej sprawdzić, ten chłopak? - wskazał na Harry'ego
-Jego współlokator, niech tutaj na razie zostanie
Mężczyzna zostawił ich samych wracając na boisko. Harry dokładnie przyglądał się lekarzowi sprawdzającemu stan Louisa. Starszy chłopak oddychał ciężko, lecz jego stan był stabilny.
Brunet spędził tam większość dnia. Przed obiadem przyszli Mitch, Eleanor oraz Zayn, Liam i Niall przejęci całą sytuacją
-Co z nim? - zapytał Mitch
-Jest dobrze, lekkie stłuczenie, nic gorszego się nie stało, na razie zbiera siły, kiedy rozbudzi się do końca można go przenieść do pokoju, powinien być w stanie iść sam - wytłumaczył lekarz.
Louis otworzył oczy zaskoczony. Eleanor od razu wepchała się do przodu siadając obok niego
-Skarbie, pomóc ci? Zabrać cię do siebie? - pytała trzymając go za rękę
-Nie wydaje mi się, aby taki tłum był potrzebny, Louis z kim chciałbyś zostać? - zapytał Mitch przesuwając dziewczynę na bok
-Harr...Harry - wyszeptał cicho patrząc się na chłopaka
-Dobrze, niech reszta idzie, to dobry wybór, Harry to jego współlokator, dobrze o niego zadba - mężczyzna ponaglił wszystkich wychodząc z sali.
Lekarz zapisał notatkę w swojej dokumentacji
-Daj mu te leki wieczorem, dasz radę go zabrać do waszego pokoju? - zapytał lekarz podając mu pudełko
-Powinienem dać radę - brunet schował leki do kieszeni.
Louis spojrzał się na niego zmęczony powoli się podnosząc. Harry podszedł do niego, zarzucił jego rękę przez swoje ramie, a drugą ręką złapał go pod bokiem . Ruszyli w stronę swojego pokoju. Dzięki porze obiadowej nie natknęli się na nikogo.
Brunet otworzył drzwi wchodząc do środka. Odłożył delikatnie starszego na łóżko i odszedł zamknąć drzwi. Tabletki z kieszeni wyłożył na etażerkę. Chciał już odejść na swoje łóżko, ale poczuł rękę na swoim nadgarstku. Spojrzał się zdziwiony na współlokatora
-Dziękuję Harry - wyszeptał z wpółprzymkniętymi oczami.
Zielonooki wystawił rękę delikatnie gładząc chłopaka po policzku. Louis uznał to za niezwykle przyjemny dotyk.
***
Następnego dnia szatyn czuł się dużo lepiej. Najbardziej pomogły mu wieczorne tabletki. Chłopak przebrał się w krótkie spodenki, oraz zarzucił koszulkę na ramiączka.
Dzisiejszego dnia mieli wybrać się nad jezioro zamiast na zajęcia.
Louis siedział na kocu pośród swoich przyjaciół. Nie skupiał się za bardzo na rozmowie. W oddali zauważył stojącą w samym stroju kąpielowym Eleanor. Wstał z miejsca uprzejmie żegnając się z resztą chłopaków.
Brunet udał się do dziewczyny, a ta spojrzała na niego zdziwiona
-Jesteś na mnie zła, możemy to sobie wyjaśnić? - zapytał odciągając ją za małą chatkę
-Martwiłam się o ciebie, a ty stwierdziłeś, aby Harry z tobą został, myślałam, że jestem kimś ważnym dla ciebie! - warknęła opierając się o ścianę za sobą
-Jesteś mała, tylko Harry to mój współlokator, a ty byś nie dała radu ze mną
-Sugerujesz, że nie jestem w stanie cię zdominować? - zapytała unosząc brew
-Jesteś zbyt delikatna
-Może się przekonamy u mnie w sypialni? - zaproponowała całując go przelotnie w usta.
Louis zaszokowany patrzył, jak brunetka podchodzi do Mitcha mówiąc mu coś o przegrzaniu słonecznym
-Może ją odprowadzę, jeszcze zemdleje po drodze - szatyn postanowił dołączyć do rozmowy
-Nie powinienem wam ufać, ale udam, że jestem przekonany iż nic więcej się nie stanie
Dziewczyna zachichotała łapiąc rękę Louis'a. Wrócili do budynku, a oczywistym było, co zadziało się później.
***
Szatyna jak zwykle obudził budzik jego współlokatora. Czuł się bardzo dziwnie po swoim ostatnim razie. Louis stwierdził, że odpuści sobie dzisiaj śniadanie. Zamiast tego wziął do ręki scenariusz przedstawienia i postanowił go przenalizować. Jego oczy podążały za każdym słowem, a w głowie już zrodziła się lista tego, czego nie chce w tym scenariuszu, oprócz siebie samego
1. Scena tańca z Harrym
2. Dotykanie się z Harrym
3. Pocałunek z Harrym
Mówiąc o nim, brunet właśnie wyszedł z łazienki przebrany
-Nie idziesz na śniadanie? - zapytał zaskoczony widząc starszego dalej w tym samym miejscu
-Nah
-Wszystko okej? Może przynieść ci coś?
-Dzięki ale nie trzeba, dam sobie radę
-Skoro tak mówisz - zielonooki wzruszył ramionami wychodząc z pokoju.
Szatyn odłożył scenariusz i przymknął oczy. Zastanawiał się, dlaczego tak dziwnie się czuł wyobrażając sobie cały ten proces odgrywania roli. No właśnie, roli! Louis strzelił sobie ręką w czoło. W końcu miał jedynie odegrać rolę, nic więcej. Ta myśl podniosła go na duchu.
Po około dwóch godzinach chłopcy z piętra zebrali się w sali. Po Harrym było widać, że też czuł się niekomfortowo mając odgrywać swoją postać.
Ale zanim nadejdzie próba, mają godzinę na dalsze malowanie scenerii
-Dobrze wam idzie, na następnych artystycznych przyjdziecie tutaj ostatni raz i dobrze zabezpieczymy to wszystko - rzekł Ed klaszcząc wesoło w dłonie.
W czasie około dziesięciominutowej przerwy do Louisa podszedł Niall
-Stary, noga ci tak chodzi, że zaraz coś sobie zrobisz - zauważył ciemny blondyn siadając obok
-Stresuję się, taki odruch
-Ty się czymś stresujesz? Czym niby?
-Spektaklem
-Przecież lubisz być w centrum uwag... Czekaj no chwilę! Stresujesz się sceną pocałunku z Harrym?
-Może...
-Stary, wiem że jesteś homofobem, ale weź, to tylko rola
-Nie jestem homofobem - tłumaczył się chłopak zastanawiając się, czy bycie gejem i homofobem w ogóle się łączy
-Możesz tak sobie wmawiać, ale po twoim zachowaniu to widać, masz zbyt zamkniętą głowę - Niall spojrzał na niego błagalnie odchodząc
-Zaczynamy próbę, no już, chodźcie - mężczyzna klasnął w dłonie, na co wszyscy zebrali się wokół niego.
Louis rzucił niepewne spojrzenie w stronę współlokatora, który z zaciekawieniem przysłuchiwał się Ed'owi przygryzając skórkę obok paznokcia. Kiedy ich wzrok się skrzyżował, brunet posłał mu nieśmiały uśmiech. Niebieskooki przez to poczuł lekkie rumieńce na swoich polikach.
Próba szła nawet dobrze, do momentu, kiedy Louis musiał zatańczyć z Harrym na balu
-Nawet nie umiem tańczyć! - kłócił się starszy
-Tomlinson, ty nawet nie masz tańczyć, Harry prowadzi, masz się tylko do niego dostosować - błagał mężczyzna lekko trzepiąc Louisa scenariuszem
-To wyjdzie strasznie - rzekł pretensjonalnie podchodząc do współlokatora.
Harry wyciągnął dłoń w stronę szatyna, który ujął ją z lekkim zawahaniem. Brunet dokładnie wiedział jak tańczyć taniec towarzyski, no może nie dokładnie, ale w dość dużej mierze. Wolną rękę położył na biodrze Louisa przyciągając go bliżej, na co ten się cały spiął
-Musisz chwycić moje ramie i rozluźnij się trochę, poprowadzę cię - szepnął zmysłowym głosem prosto do ucha niebieskookiego.
Po ciele Louisa przebiegł dreszcz, lecz zrobił to, o co młodszy go poprosił. Harry zaczął powoli prowadzić, od czasu do czasu kręcąc szatynem, któremu dość się to podobało, jednak nie chciał dać tego po sobie poznać.
W końcu przyszła scena pocałunku, a Louis stał jak z kamienia
-Nie zrobię tego - protestował z założonymi na klatce piersiowej rękami
-Jezus Maria, Louis! Nie każę wam odgrywać gry wstępnej, to ma być zwykły całus jaki dajesz babci na imieninach w policzek, tylko w tym przypadku ma być w usta, błagam cię - prosił już od kilku minut mężczyzna
-Zmusisz mnie do tego? - uniósł brew ku górze
-Kończy mi się cierpliwość, nie zmienimy już nic, proszę cię chwila przerwy, zaraz do tego wracamy - Ed wyszedł z pomieszczenia.
Louis podszedł i oparł się o ścianę
-Hej.... - szepnął Harry stając przed nim
-Nie jestem w stanie, dlaczego ty tak lekko na to reagujesz? - zapytał spoglądając w oczy chłopaka
-Musisz zrozumieć, że to tylko rola, nigdy nie wiesz co przyjdzie ci udawać, więc musisz być otwarty na każde czyny
-Nie potrafię, to za trudne - westchnął zrezygnowany
-Chodź -brunet wystawił rękę w jego stronę.
Louis obejrzał się, czy nikt na nich nie patrzy, a kiedy miał pewność, chwycił dłoń dając się zaciągnąć młodszemu do łazienki niedaleko sali. Harry dokładnie zamknął drzwi. Szatyn spojrzał się na niego zaciekawiony
-Zaufaj mi - poprosił podchodząc bliżej młodszy.
Louis już się domyślał o co chodzi, lecz nie ruszył się na krok. Pozwolił zielonookiemu podejść jak najbliżej praktycznie stykając razem ich klatki piersiowe. Wzrok starszego powędrował lekko do góry krzyżując ich spojrzenia. Następnie Harry lekko pochylił się składając pocałunek na naturalnie czerwonych ustach, a jego ręce powędrowały na biodra chłopaka. Louis delikatnie zaczął oddawać pocałunek kładąc dłonie na klatce piersiowej młodszego. Po chwili zielonooki puścił szatyna oddalając się trochę
-Dasz radę to powtórzyć teraz na scenie - zapytał nie dając po sobie poznać żadnych uczuć
-Tak, dzięki - powiedział nieśmiało wychodząc ze spuszczoną głową za wyższym chłopakiem.
Wrócili na salę, gdzie Ed już też był
-Możemy dalej? Wracamy do początku sceny - klasnął w dłonie, a wszyscy wrócili na miejsca.
Louis próbował nie myśleć nad lekkimi motylkami w brzuchu po sytuacji sprzed chwili. Tym razem spokojnie udało się przejść całą scenę, aż ponownie nadszedł moment pocałunku. Harry złapał jego biodra pewny siebie, na co szatyn automatycznie położył dłonie na barkach młodszego. Brunet kolejny raz dzisiaj schylił się składając krótki pocałunek na ustach drugiego, było to tak szybkie, że Louis nawet nie zdążył go oddać.
Ed klasnął w dłonie zakańczając próbę
-No nareszcie! Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu pójdzie wam już szybciej i damy radę zrobić dwie próby - oznajmił mężczyzna, na którym skupił się wzrok praktycznie wszystkich.
Louis jednak spojrzał się przelotnie na współlokatora. Harry jednak to zauważył. Posłał mu oczko z lekkim uśmiechem. Brzuch starszego zrobił w tym momencie fikołka.
_________
Zachęcam do zostawienia gwiazdki i komentarza!
Następny rozdział będzie w niedzielę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top