Epilog
-W sumie to nawet cieszę się, że jesteśmy już w domu-szepnął Harry, poprawiając głowę śpiącego Jay'a na swoich kolanach. -Nie mógłbym tam chyba mieszkać przez cały czas...
Wzruszyłem ramionami, przegryzając swój kolczyk w dolnej wardze. -W LA zawsze coś się dzieje, zawsze jest piękna pogoda i zawsze znajdzie się coś do roboty, więc nie narzekaj, frajerze.
Harry przewrócił oczami, mrucząc coś pod nosem. Minął już tydzień odkąd wróciliśmy do Nashville a ja nadal się nie przestawiłem na tutejszy klimat, ludzi...
-Oh i nigdy już nie imprezuje- odezwał się nagle loczek. Popatrzyłem na niego otwierając szerzej oczy ze zdziwienia. Poprawiłem swoje brązowe (już nieco wyblakłe) włosy i rzuciłem mu spojrzenie typu 'weź nie pierdol'. Harry dobrze zrozumiał moje wzrok i odpowiedział:
-Po ostatniej imprezie mam serio dość, stary... Ta domówka była jedyną, po której mam ochotę odstawić alkohol i inne używki, serio-mruknął zielonooki a ja kolejny raz popatrzyłem na niego zdziwiony. -Oh no tak. Ty się zabawiałeś z Michaelem a my siedzieliśmy z wszystkimi szaleńcami na dole...
Zmarszczyłem brwi, próbując sobie przypomnieć coś z tamtego wieczoru.
Dochodziła 22 a nasza domówka nie chciała się rozkręcić. Jedna grupka ludzi, których w ogóle nie znaliśmy, grała w salonie w butelkę a reszta osób rozproszona była po całym parterze i ogrodzie. Spojrzałem na znudzonego Michaela, po czym westchnąłem cicho. Nadal nie byłem przyzwyczajony do nazywania go swoim chłopakiem. To było takie.. dziwne? Potrząsnąłem głową, przyglądając się mniejszemu. Siedział na małym krzesełku w kuchni, wypinając w moją stronę swój boski tyłek. Jęknąłem cicho, kiedy zauważyłem czerwoną, koronkową bieliznę wystającą nieco z jego ciasnych spodni. Michael odwrócił głowę, spoglądając na moją twarz a następnie moje krocze. Po zobaczeniu jego zadziornego uśmieszku na ustach, poczułem jak się rumienie i to w chuj mocno. Różowo włosy (świeżo farbowany) wstał, po czym złapał mnie za rękę i niezauważalnie pobiegł ze mną do góry. Nikt oczywiście nie zwrócił na nas choćby najmniejszej uwagi. Clifford wszedł do mojej sypialni, rzucając się od razu na łóżku. Już miałem pójść w jego ślady, jednak w ostatnim momencie mnie powstrzymał.
-Rozbierz się-zażądał chłopak, podpierając się na łokciach.
Zmarszczyłem brwi lekko zdziwiony, po czym wykonałem żądanie chłopaka. pozbywając się górnej części garderoby jak i spodni. Stałem tam w samych bokserkach, nie za specjalnie wiedząc co mam robić. -Bokserki też..?
Michael pokiwał głową, uśmiechając się tajemniczo w moją stronę. Spojrzałem w jego oczy i rozpoznałem, że jest na jakimś haju. No fakt, wyszedł na dwór pod pretekstem porozmawiania z siostrą i nie było go dość długo, ale nie podejrzewałbym go o takie coś.
Posłusznie jednak zdjąłem swoją bieliznę, biorąc głęboki wdech i walcząc z chęcią zakrycia swojego penisa.
-Hemmo, Hemmo, Hemmo...- zagruchał Michael. -Już widziałem cię nago parę razy a ty nadal się wstydzisz?
Przewróciłem oczami, poprawiając włosy po czym mruknąłem cicho: -A żebyś wiedział.
Mikey złapał mnie za rękę i pociągnął na siebie, że cały mój ciężar ciała spoczywał teraz na nim. Nim zdążyłem się odezwać, przewrócił nas tak, że teraz on górował. Zdjął swoją czarną koszulę i podniósł się nieco, pozbywając się również swoich spodni. Wstrzymałem powietrze widząc jego czerwone majtki w pełnej okazałości.
-Kurwa...-szepnąłem do siebie, napawając się tym boskim widokiem. Jego blade, kruche ciało idealnie kontrastowało z krwistą czerwienią koronki. Miałem ochotę zerwać z niego ten kawałek materiału i robić bardzo niegrzeczne rzeczy.
-Podoba ci się ten widok, huh?-zapytał zalotnie, zaczynając całować moje nagie obojczyki. Wydusiłem ciche 'tak', obserwując ciało chłopaka. -Ty cały mi się podobasz, szczególnie nagi.
Zarumieniłem się ponownie, gryząc dolną wargę. Moje ręce mimowolnie znalazły się na tyłku Michaela, ciągnąc za przeszkadzający w tym momencie materiał czerwonej bielizny. Po paru chwilach udało mi się jej w końcu pozbyć. Mike uśmiechnął się zadowolony, całując ponownie moje nagie ramię i podnosząc nieco w górę swój kształtny tyłek. Tym razem domyśliłem się co mam zrobić. Nakierowałem swojego członka na różową dziurkę Clifforda, po czym ten powoli opuścił się na nim. Wydałem z siebie gardłowy jęk, czując chłopaka wokół swojego penisa.
-Kurwa..- zaskomlałem, kiedy kolorowy zaczął zataczać koła biodrami. Wydusiłem z siebie parę kolejnych przekleństw, czując jego ręce na swoich wrażliwych sutkach. Drażnił się ze mną, a ja to po prostu kochałem. Chłopak zniżył się, aby zaatakować moje usta swoimi, przyspieszając przy tym ruchy swoich bioder. Odchyliłem głowę w tył, jęcząc głośno, kiedy chłopak podniósł się i...
-Luke, słuchasz ty mnie w ogóle?- Harry pstryknął palcami tuż przed moją twarzą, powodując, że się ocknąłem.
-Tak, tak -mruknąłem, niechętnie pozbywając się wspomnień z mojej głowy.
-...więc-kontynuował. -Wszyscy się tak cholernie zjarali czymś, że nie wiem jak mogliście nie słyszeć tych krzyków i pisków!
-Byliśmy... no zajęci-bąknąłem, drapiąc się po szyi.
-Jedna dziewczyna straciła przytomność, inny ktoś przyprowadził swojego psa, który zaczął ganiać niewinnych ludzi, parę jeszcze innych ziomków wlało jakiś płyn do basenu, co sprawiło, że zamiast wody zrobiło się dużo piany. Nie mam bladego pojęcia, jak mogliście tego nie słyszeć! O mały włos nie podpalono tych drogich dywanów...- Harry wywrócił oczami a ja przypomniałem sobie, jak to wraz z Jay'em zjarali się i coś z nimi zrobili. -Całe szczęście, że udało nam się ujarzmić tą młodzież i zmusić ich do sprzątania... co było nie lada wyczynem.
Zaśmiałem się lekko pod nosem, oblizując wargi.
-Ale i tak się chyba najbardziej cieszę z tego, że Michael nie musi mieszkać już z rodzicami...-szepnąłem, uśmiechając się delikatnie.
Parę dni po tym, jak rodzice Michaela wywołali kolejną awanturę, postanowiliśmy wziąć sprawy w nasze ręce. Dowiedzieliśmy się, że babcia chłopaka mieszka w Oregonie i z chęcią zabrałaby go do siebie. Kosztowało nas to jednak sporo wysiłku. Nie, nie było trudno przekonać 'rodziców' Michaela. Oni zgodzili się bez wahania (może dlatego, że zagroziliśmy im zgłoszeniem całej sprawy na policję), jednak z Mikey'em były problemy. Był uparty i twierdził, że wytrzyma jeszcze parę lat pod dachem rodziców. My jednak wiedzieliśmy, że problem tkwił w czymś innym. Mike bał się, że jego babcia nie zaakceptuje tego kim jest i jak się zachowuje. Starsza kobieta okazała się być jednak najmilszą babcią jaką poznaliśmy. Clifford już po paru dniach się u niej zaaklimatyzował i dziękował nam za to. Jedynym minusem jego przeprowadzki było to, że nie widzieliśmy się codziennie, gdyż mieszkał on jakieś 750 mil od nas. Jednakże starałem się odwiedzać go jak najczęściej.
-Zgadzam się-szepnął Harry. -Jednak i tak najsmutniejszy było wasze pożegnanie...
Uniosłem delikatnie kącik ust, przypominając sobie nasze rozstanie.
-Przyjdzie, obiecuje-szepnął Jay, widząc jak co chwilę rozglądam się na boki w poszukiwaniu niebieskiej czupryny. Byliśmy już spakowani, wypoczęci i gotowi do jazdy. Chcieliśmy wyjechać z Los Angeles, nim zrobi się duży ruch na drogach, bo nie mieliśmy ochoty cisnąć się przez miasto w godzinach szczytu.
Nerwowo przestępowałem z nogi na nogę, nigdzie nie widząc Michaela. Fakt, widziałem się z nim wczoraj, ale chciałem chociaż skraść ostatni jego pocałunek...
Po parunastu minutach, zrezygnowany poddałem się i wsiadłem do auta. Jay zaczął ustawiać nawigację a Harry robił ostatnie snapy w LA, podczas kiedy ja próbowałem się nie rozpłakać.
-Możemy ruszać?-zapytał po chwili loczek. Pokiwałem lekko głowa, nie będąc w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Harry posłał w moja stronę pocieszający uśmiech, odpalając swoja impale.
Ruszył jednak po paruset metrach się zatrzymał. Spojrzałem w górę, marszcząc brwi. Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi, więc wyjrzałem za okno. Pierwsze co zauważyłem to niebieskie włosy a następnie lekko czerwona twarz Michaela, który biegł szybko w stronę naszej byłej już willi. Czym prędzej wyskoczyłem z auta, zaczynając biec mu na przeciw. Młodszy chłopak wręcz rzucił się na mnie, wieszając ręce na mojej szyi. Złapałem za jego uda, podnosząc go do góry i obracając się z nim wokoło.
-Chciałem cię ostatni raz zobaczyć...-szepnął młodszy, zamykając swoje zielone oczy. Wplótł palce w moje ciemne włosy, wtulając się całym swoim ciałem. Mimowolnie po policzku spłynęła mi łza.
To już jest koniec.
Mike będzie mieszkał na drugim końcu stanów a ja nie będę mógł go tak często widywać. Z czasem skończymy szkole i później pójdziemy na oddzielne uczelnie a nasze drogi już nigdy się nie skrzyżują. Zacisnąłem mocno oczy, składając delikatny pocałunek na jego szyi. Mike po dłuższej chwili zeskoczył ze mnie, łapiąc moje dłonie i splatając nasze palce razem.
-Kocham cie, Luke...- wyszeptał, delikatnie gładząc mój policzek. Spojrzał za mnie, zapewne na Jay'a i Harry'ego, po czym skinął głową. -Już czas...
Skinąłem lekko głowa, spoglądając na Michaela. Nie idzie tego opisać jak bardzo będę za nim tęsknił.
Za jego bladym, delikatnym jak porcelana ciałem.
Jego lekko zaróżowionymi policzkami.
Za jego szczerym uśmiechem i cichym chichotem, którego nigdy nie będę miał dość.
Za jego kolorowymi włosami, które dodawały mu uroku.
Za jego zielonymi oczami, które teraz tak intensywnie się we mnie wpatrywały.
-Do zobaczenia, Luke...-szepnął cicho, stając na palcach i całując moje spierzchnięte usta. Powoli oddałem pocałunek, chcąc posmakować ich ten ostatni raz.
-Zadzwoń zawsze jak będzie się coś działo, jasne?-wymamrotałem w jego usta, powoli sie od nich odsysając. -Kocham cie, Michael...
-Też cię kocham, Luke...
Michael powoli puścił moje ręce. Złożyłem kolejny pocałunek na jego skroni, po czym zacząłem oddalać się w stronę auta.
Wsiadłem do środka, oglądając się za siebie. Mike stał nadal w tym samym miejscu, w którym staliśmy. Dostrzegłem jego mokre od łez policzki i zagryzłem dolną wargę. Pomachałem mu, po czym skuliłem się na siedzeniu.
Jay i Harry milczeli. Zapewne wiedzieli, że nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
Po niecałych dwóch minutach, mój telefon zaczął wibrować. Nie patrząc na wyświetlacz, odebrałem urządzenie, mrucząc ciche 'halo' . Po drugiej stronie usłyszałem cichy płacz, przez co domyśliłem się, że to Michael.
-Kazałeś mi dzwonić jak będzie się coś dziać..-załkał.
-Mikey? Co jest? Mów natychmiast.
W słuchawce nastała cisza, którą Mike przerwał dopiero po paru sekundach.
-Tęsknię.
-Luke? Czy ty płaczesz?-zapytał Harry, przyglądając mi się uważnie. Pokręciłem lekko głowa, wycierając samotną łzę. -Może pójdziemy razem w trójkę na miasto coś zjeść?
Skinąłem lekko głową, uśmiechając się do starszego chłopaka. Wyjąłem swój telefon z kieszeni, słysząc ten irytujący dzwonek. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc roześmianą twarz Michaela. -Jasne, tylko odbiorę, bo dzwoni mój kotek.
The end.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top