18. 'Cause every little thing gonna be all right!
10 sierpnia
Minęło już parę dni od mojego "incydentu" z narkotykami. Chłopaki do tej pory nie chcą mi powiedzieć co to dokładnie było, ale ja chyba i tak nie chcę się tego dowiadywać.
Dom jeszcze nie wygląda tak jak wcześniej, ale jesteśmy już na dobrej drodze. Wymieniliśmy okno i uprzątnęliśmy cały bałagan. Na końcu zostały nam te nieszczęsne dywany, które warte były pewnie tyle co nasze głowy razem wzięte.
Mamy niecały miesiąc na dowiedzeniu się, gdzie one są. A jak nie to... Cóż, może się nie zorientuje, że brakuje im perskich dywanów wartych tysiące?
-Obiecuję, że was kiedyś zabiję chłopaki-mruknąłem w stronę wspaniałego duetu, który próbował zmyć plamy czegoś białego z oparcia fotela. -Czuję się jakbyśmy byli na planie 'Projekt X'...
-Nie przesadzaj, Luke, mogło być gorzej...-powiedział niepewnie Harry, mocząc kolorową szmatę w wiaderku wody.
-Mogłem się stracić i już by nie było tak miło -zmrużyłem oczy, patrząc na nich.
-Ups...
Pokręciłem jedynie głową, wstając, aby wziąć telefon i zobaczyć czy mam jakieś powiadomienia od Michaela.
-Odzywał się do was Mike?-zapytałem po chwili, kiedy już przeglądnąłem wszystkie możliwe media.
Oboje pokręcili synchroniczne głowami.
- To twój chłopak, nie nasz.
- To nie jest mój... Ah -machnąłem na nich ręką i poszedłem do kuchni, aby w spokoju zadzwonić do chłopaka. To było dziwne, bo zawsze budziłem się z minimum jedną wiadomością od Clifforda a teraz dochodzi już 14 i nadal nic.
-No odbierz, odbierz...-powtarzałem sobie, kiedy po paru sygnałach Mike nadal nie naciskał zielonej słuchawki.
Westchnąłem cicho i schowałem telefon do kieszeni, po czym wyszedłem z kuchni po drodze zakładając jeszcze czystą koszulkę, która suszyła na poręczy na schodach.
-Idę do Michaela, nie wiem kiedy wrócę-oznajmiłem chłopakom i otworzyłem drzwi wejściowe. Już miałem wychodzić, jednak zderzyłem się z małym ciałkiem. Przede mną stał roztrzęsiony Michael, któremu z oczu płynęły słone łzy.
-Boże, Mikey... -przytuliłem go mocno do siebie a tamten zaczął cicho szlochać. Wszedłem z chłopakiem do środka i zamknąłem nogą drzwi. -Co jest?
Mike pokręcił tylko głową, zaciskając mocniej oczy. Wziąłem go na ręce i poszedłem z nim do góry, ignorując pytania przyjaciół. Usiadłem z nim na łóżku i przytuliłem do siebie jego kruche ciało. Kołysałem się z nim powoli i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, której żaden z nas nie miał zamiaru przerywać.
Gdy chłopak uspokoił się już nieco, wytarłem rąbkiem koszulki jego mokre policzki i pocałowałem je delikatnie.
-Nie chcę mieszkać w tym domu...-powiedział niewyraźnie po dłuższej chwili.
-Rozumiem...-pogłaskałem go po plecach, chcąc dodać choć trochę otuchy. -Nie możesz się wyprowadzić czy coś?
-Mam 17 lat i nie mam gdzie pójść, Luke...
-Zostań parę dni z nami, dobrze?
Skunks skinął głową i wysilił się nawet na delikatny uśmiech. Odgarnąłem jego przydługie włosy za ucho i pocałowałem czule w usta. Serce mi się kraje jak widzę gdy ktoś płacze. W szczególności osoba, którą kocham całym sobą.
12 sierpnia
-Kto do cholery jasnej zabrał z szafki mój duży słoik Nutelli?!-krzyk Harry'ego rozniósł się po całym domu.
Zachichotałem tylko cicho i wraz z Michaelem wyszliśmy niezauważalnie z domu zabierając klucze z impali Jay'a i wcześniej wspomniany słoik Nutelli Stylesa. Nadal chichocząc wsiedliśmy do auta i ruszyli przed siebie.
Dochodziła godzina 23 a my siedzieliśmy na masce auta i karmili się wzajemnie truskawkami w nutelli, opowiadając sobie śmieszne historie, usłyszane od innych ludzi.
-...i wtedy zamiast gumki, to użyli woreczka po kanapkach, rozumiesz?-Michael dokończył swoją historię, na co zawtórowałem mu głośnym śmiechem.
-Boże...-wytarłem łzy, które zbierały się w moich oczach z nadmiaru śmiechu. -Ludzie potrafią mnie jeszcze zaskoczyć.
-Mhm...-Michael pokiwał głową i westchnął cicho, przechylając swoje ciało w moją stronę. Objąłem mniejszego chłopaka, po czym zamknąłem oczy. Było idealnie.
-Luke?
-Tak?-przyciągnąłem go bliżej siebie i spojrzałem w jego śliczne oczy.
-Ile punktów z listy ci zostało?
-Hm...-zamyśliłem się i w głowie szybko przeliczyłem wszystko. -Chyba trzy?
-Zrobimy imprezę na zakończenie wakacji?-zapytał cicho i złapał moją rękę, splatając nasze palce ze sobą.
Pokiwałem głową. -Musimy obowiązkowo.
-Jej-Mikey klasnął w dłonie i położył głowę na moja klatkę piersiowa.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, lecz po chwili mój chłopak wstał i zaczął iść przed siebie, omijając zgrabnie po drodze te większe skały. Westchnąłem cicho wstając i ruszając za nim.
Po parunastu minutach błądzenia dotarliśmy do celu, jakim był ogromny znak Hollywood. Otworzyłem lekko usta i spojrzałem na kolorowego.
-Mike czy ty...
-Tak- uśmiechnął się dumnie. -To kolejny punkt na twojej liście.
-No tak-przytaknąłem, rozglądając się dookoła. -Jesteś pewny, że to legalne?
Chłopak wyszczerzył się tylko, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc bliżej. Wepchnąłem cicho i zacząłem wchodzić po stromym wzgórzu. Litery były wielkie, na fundamentach napisu było wiele lokalnych, miłosnych wyznań. Ah ci zakochani.
Usiedliśmy pod O i wyciągnęliśmy telefony, aby porobić zdjęcia rozciągającej sie panoramy miasta. Objąłem chłopaka, nie mogąc oderwać wzroku z pięknego miasta. Myślałem o tym, że setki turystów w tej chwili robi zdjęcia z Kodak Theatre nie mając nawet pojęcia, że ktoś siedzi pod napisałem i robi sobie selfie.
Po chwili wstałem, dotknąłem metalowej konstrukcji znaku i popatrzyłem w górę. Spostrzegłem, że są tam zamontowane kamery i szybko się wycofałem.
-Michael...- złapałem chłopaka za rękaw bluzy i pociągnąłem do siebie. -Tu są kamery... Mówiłeś, że to legalne!
-Nie-pokręcił głowa i zachichotał cicho. -Nie powiedziałem, że to legalne. Milczałem tylko. -wzruszył ramionami.
Przewróciłem oczami i zacząłem powoli obsuwać się z nasypu. Po 20 minutach byliśmy już u zbocza wzgórza. Spojrzałem groźnie na chłopaka, czując jak moje serce nadal szaleńczo bije. Ten tylko uśmiechnął się niewinnie i złożył delikatny pocałunek na mojej szyi.
-Tez cie kocham, Hemmings...-wymruczał mi do ucha, przegryzając jego płatek.
Pokręciłem głowa i zaśmiałem się lekko.
-Tez cie kocham, Clifford.
Pamięta ktoś to ff jeszcze? Lmao ostatnia aktualizacja była jakieś pół roku temu i czuję się z tym okropnie... 😞
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top