11. Backseat serenade, little hand granade

15 lipiec

-Jeszcze nas z tego hotelu wyrzucą, chłopaki!-podniosłem głos, zakrywając sobie ręką oczy, żeby nie patrzeć na tych idiotów.
-Nie bądź taki sztywny, Lukey. Chociaż wróć... Dla Michaela powinieneś właśnie sztywny być-zachichotał Harry i puścił mi oczko.

Przewróciłem oczami i usiadłem na kanapie. Jutro koncert i jutro też moje urodziny. Hazz i Jay nic o tym nie rozmawiają, co jest dziwne. W tamtym roku już w styczniu planowali co mi kupić, a teraz cisza. A jak zapomnieli? Jesteśmy pochłonięci koncertem, więc bym się nawet nie zdziwił... W sumie bilety na All Time Low są dla mnie najlepszym prezentem urodzinowym. A do tego noc w hotelu (który może aż taki wypasiony nie był...) na 3 piętrze, z którego widok był na mało uczęszczaną ulicę. Toteż kiedy ktoś przechodził, Jay i Harry od razu lecieli do okna i wychylali się przez barierkę, żeby obczaić tę osobę. Po jakiejś godzince się znudzili i wymyślili nową zabawę: napełnili szklanki wodą i gdy ktoś był głośno i znajdował się akurat pod naszym oknem, ten miał pecha i był polewany lodowatą wodą z trzeciego piętra. Minął już kawał czasu a oni nadal się tym nie znudzili. Bałem się, że ktoś naskarży i nas wyrzucą, a raczej nie znajdziemy lepszego hotelu o 23:02.

-Rozluźnij się, Lukey-mruknął Mike, który siedział obok, wtulony w pluszowego jednorożca kupionego po drodze na stacji paliw. -Nic się nie stanie. Ci idioci i tak nawet trafić nie mogą.

-Ej ty Mike-szepnął Harry i złapał chłopaka za rękę, ciągnąc go w górę, aby wstał. Wskazał ręką okno i podbiegł do niego wraz z Cliffordem. Wychylili się obaj. -Ten facet ma włosy podobne do twoich niebieskich! Oblej go wodą.

Mike zmarszczył brwi i zanim zdążył coś powiedzieć w jego ręce już znajdowała się szklanka wypełniona płynem. Niepewnie nachylił się za barierkę i wylał wodę na tajemniczego gościa, po czym od razu obaj z Harry'm weszli w głąb pokoju.

-Wow, ale krejzole-skomentowałem ich zachowanie i ułożyłem się wygodniej na kanapie. Mike zachichotał i usiadł mi na kolana, przez co odruchowo położyłem dłonie na jego biodrach. Przerażał mnie fakt, że mój skunks był aż taki lekki. Coraz bardziej martwiłem się o niego. Podejrzewałem, że ma problemy w rodzinie i prawdopodobnie anoreksję czy coś w tym stylu...

Z moich rozmyśleń wyrwał mnie niezrozumiały krzyk Harry'ego. Wstałem gwałtownie co równało się z tym, że Mikey wylądował tyłkiem na kremowym dywanie.

-Sorki-wymamrotałem, pomagając mu wstać kiedy to już skończył jęczeć z niezadowolenia. Spojrzałem na Harry'ego, na którego twarzy widniał dobrze mi już znany przepraszający uśmieszek. -Co znowu narobiłeś?

-Um, ja... Szklanka była mokra no i... Bum-powiedział Styles ze skruchą w głosie i wskazał mi okno.

Westchnąłem i podszedłem do barierki, a następnie wychyliłem się nieco. Jedyne co zobaczyłem to mieniące się w świetle lampy kawałki potłuczonego szkła.

-Harry -jęknąłem, przeciągając samogłoski/spółgłoski. -Zostawcie w spokoju to okno i dajcie mi żyć.

-Ne, ne, ne-Harry pokazał mi język i rozłożył się w fotelu. Jay wybrał drugi fotel, a ja z Mikey'em kanapę. Tym razem jednak położyłem się na niej, a młodszy położył się na mnie. Nie powiem, że było mi trochę niewygodnie, gdyż Mike wbijał łokieć w moje żebra a jego kolano znajdowało się centralnie na moim kroczu. Chłopakowi widocznie nic nie przeszkadzało, bo na jego twarzy błądził błogi uśmieszek, plus te przymknięte oczy, przez co wyglądał jak kotek. Wplotłem rękę w jego włosy, na co cicho zamruczał. Teraz, widząc go w takim stanie, nawet ten ból w żebrach mi nie przeszkadzał. Zaśmiałem się cicho, kiedy Mike złapał swojego misia i mocno go do siebie przytulił. Nazwał tego jednorożca Bobby, miło. Objąłem go i sam zamknąłem oczy. Byłem zmęczony podróżą, jak i zachowaniem Jarry'ego. Można było więc przewidzieć, że w ciągu najbliższych paru minut odpłynę spokojnie w krainę Morfeusza.


16 lipiec

-Gdzie moje spodnie?-Harry biegał po całym pokoju w poszukiwaniu swoich ciasnych rurek, które leżały na krześle w kuchni. Dochodziła 19 a prócz telefonu od mamy i braci, nikt nie złożył mi życzeń. Było mi trochę przykro, ale nie chciałem tego pokazać, więc uśmiechałem się szeroko mimo to. Wyszedłem z łazienki, w której byłem i rzuciłem Stylesowi jego spodnie.

-Dzięki-mruknął, zakładając swoje ubranie.

Uśmiechnąłem się i wróciłem przed lustro. Ułożyłem swoje nieco już zbrązowiałe włosy w prawie idealnego quiffa i opuściłem pomieszczenie. Wszyscy byli już gotowi i czekali na mnie przy drzwiach. Każdy miał na sobie koszulkę z logo All Time Low, jak i każdy z nas miał na ręce bransoletkę odblaskową. Jay się na nie uparł.

Każdy z nas musi je mieć, bo jak się stracimy to łatwiej będzie siebie odnaleźć właśnie dzięki tym bransoletką.

Przypomniałem sobie jego słowa i momentalnie się zaśmiałem, przez co trójka przyjaciół popatrzyła się na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Machnąłem tylko na nich ręką i otworzyłem drzwi z pokoju, następnie wychodząc razem z nimi. Hala koncertowa było oddalona o ledwo co kilkaset metrów, więc nie musieliśmy się śpieszyć. Mieliśmy swoje miejsca w 3 rzędzie i wystarczyło tylko się tam dostać.

Każdy artysta się spóźnia na swoje koncerty, więc nie zdziwiłem się, gdy usłyszeliśmy pierwsze dźwięki Satelite dopiero po 21. Byłem w siódmym niebie, kiedy usłyszałem hipnotyzujący głos Alexa. Ledwo co ustałem na nogach, kiedy zespół grał kolejne piosenki. Kiedy na scenę został przyniesiony taboret, a Alex zmienił gitarę z elektryczną na akustyczną, wiedziałem co nastąpi.

Therapy. Moja najukochańsza piosenka, przy której zawsze się wzruszam. Gaskarth zaczął grać a ja przymknąłem oczy i objąłem Michaela od tyłu w pasie. Zamykając oczy, oparłem brodę na jego ramię i zacząłem cicho śpiewać kolejne słowa piosenki. Otworzywszy oczy, kiedy Alex kończył pierwszą zwrotkę, zauważyłem, że po policzku Mikey'a spływają łzy a jego oczy są zaczerwienione. Płakał...? Wytarłem kciukami jego policzki i złożyłem na każdym delikatny pocałunek. Mike lekko się uśmiechnął i posłał mi nieme dziękuję.

-Zanim zagramy kolejną piosenkę chcę was przed czymś ostrzec-zaczął Alex, a cała widownia umilkła. -Przechadzając się po mieście, lepiej spoglądajcie w górę czasami. Byłem wczoraj na wieczornym spacerze i ktoś oblał mnie wodą, trafiając centralnie na moją głowę.

Mój wzrok odruchowo padł na Michaela i Harry'ego, którzy zrobili się cali czerwieni po twarzy. Chyba doszedł do nich fakt, że ten facet z włosami podobnymi do niebieskich Mikey'a, okazał się być Alexem Gaskarthe'em z All Time Low. Nie potrafiłem przestać się z nich śmiać, przez co zwróciłem na siebie uwagę ludzi. Uspokoiłem się dopiero, kiedy wokalista zaczął śpiewać kolejną piosenkę.

-Doszły mnie słuchy, że ktoś obecny w tej hali obchodzi dzisiaj 18 urodziny...-powiedział Alex, kiedy już skończył śpiewać Kids In The Dark. Moje serce stanęło na moment. -Lucas Robert Hemmings przyszedł na świat dokładnie 16 lipca, o godzinie 22:27, a jest 22:25!

Skąd on to wszystko wie? Czy ja kurwa śnie? Niech mnie ktoś obudzi... Albo lepiej nie, bo to zbyt piękne.

-Prosiłbym, żeby nasz solenizant wszedł tutaj na scenę-dopowiedział, wskazując ręką na przyniesiony uprzednio taboret.

Poczułem jak nogi robią mi się jak z waty i odmawiają posłuszeństwa. Gdyby nie Jay, który mnie popchnął w stronę sceny, chyba bym się nawet stąd nie ruszył. Jakoś tam dotarłem i wdrapałem się na podwyższenie.

-Hhej-zająknąłem się, kiedy zobaczyłem, że wszyscy ludzie spoglądają w moją stronę. Rian i Zack podeszli do mnie, natomiast Jack wręcz pchnął mną, abym usiadł na taboret. Zrobiłem to i wtedy Alex odliczał od 10, następnie, grając pierwsze nuty Happy Birthday, a cały zespół wraz z publicznością zaczęli śpiewać dobrze znane im słowa piosenki. Poczułem jak się rumienię, ale jednocześnie była to najpiękniejsza chwila w moim życiu. Kiedy wszyscy ucichli Alex wręczył mi swoją gitarę i piórko.

-Wiem też, że Luke potrafi całkiem nieźle grać, więc coś nam zagra.

Przełknąłem ślinę i ułożyłem poprawnie dłonie na gitarze. Przez chwilę zastanawiałem się co zagrać, jednak już po chwili palce same zaczęły szarpać o struny. W całej hali rozbrzmiewały teraz spokojnie dźwięki Daydream Away. Wczułem się w tą piosenkę i nieświadomie zacząłem śpiewać, nawet nie zauważając, kiedy Rian podstawił mi mikrofon pod usta. Kończąc grać, uniosłem głowę i zobaczyłem, jak zebrani tu fani zaczynają klaskać i skandować moje imię. Zrobiło mi się ciepło na sercu. To zdecydowanie były najlepsze urodziny w moim życiu.


17 lipiec godzina 2:23

Siedzieliśmy z Michaelem na tylnych siedzeniach impali Harry'ego, słuchając płyty Nothing Personal. Najzwyklej na świecie rozmawialiśmy o błahostkach, kiedy jedna z piosenek dobiegła końca, a kolejną była Backseat Serenade.

-Piosenka o robieniu lodów!-krzyknął Mike, nachylając się do przodu, aby pogłośnić utwór.

-Hm?-spojrzałem na niego zdezorientowany.

-Jack na jednym z koncertów wyznał, że to piosenka o robieniu lodów-wytłumaczył Mike. -Sam tekst na to wskazuje, kochanie.

Jakby się głębiej zastanowić, to faktycznie tak było.

-Ojej-skomentowałem i się zaśmiałem. -I co teraz?

-To...-Mike zamknął moje usta w namiętnym pocałunku, w tym samym czasie pchając mnie na drzwi samochodu. Oparłem się, układając dłonie na talii chłopaka po czym nie chcąc być biernym w tej sytuacji, przesunąłem je na pośladki, które niepewnie ścisnąłem. Usłyszałem cichy jęk, który wypuścił ze swoich pełnych ust Michael. Kurwa, jakie to było gorące. Po dłuższej chwili zjechał swoimi pocałunkami wzdłuż mojej szyi, na co momentalnie ją odchyliłem, dając mu do niej lepszy dostęp. Poczułem, jak delikatnie zagryza skórę w jednym miejscu i byłem prawie pewien, że pozostanie tam ślad w postaci małej malinki. Podniósł się nieco i spojrzał z dumnym uśmiechem na moją szyję.

-No-mruknął do siebie i ponownie zniżył się tak, żeby być na wysokości mojego krocza. Złapał za pasek ze spodni, rozpinając go zwinnym ruchem, tym samym zsuwając mi je wraz z bokserkami. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, ponieważ doskonale wiedziałem do czego to prowadzi. Chłopak przejechał językiem po całej długości mojego członka, przyprawiając mnie o szaleństwo. Moje policzki dosłownie płonęły, kiedy widziałem jak powoli ujmuje w swoją małą dłoń moją męskość, następnie umieszczając ją w ustach. Myślałem, że oszaleję obserwując jak mój kutas znika prawie cały w jego pełnych wargach. Wplotłem delikatnie ręce w jego włosy, nadając mu tym samym szybszy rytm. Wypchnąłem biodra w górę, czując, że lada chwila dojdę w jego usta.

-Kurwa... Mike...-jęknąłem, zagryzając mocno wargę.

Mike w odpowiedzi zamruczał, nadal mając owinięte usta wokół mojego penisa, co spowodowało, że doszedłem już po paru sekundach. Mike połknął wszystko, a sperma wyciekała mu kącikami ust. Wytarł się ręką i podciągnął mi spodnie wraz z bokserkami, następnie siadając na moje kolana z szerokim uśmiechem na twarzy.

-Uh, wow...-było jedynym co zdołałem z siebie wydukać.

-Wiem-zaśmiał się i wtulił w moją klatkę piersiową.

Skromny.

Końcówkę zjebałam, ale chciałam już opublikować, bo na weekend wyjeżdżam pilnować psa mojej siostry.. >.<

+ nie sprawdzane, bo jestem leniem i mi się nie chciało

I w mojej głowie rodzi się taki pomysł na nowe ff z Muke...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top