07.This ain't a movie that I wanna see
27 czerwiec
-Nie lubię horrorów, Mikey-jęknąłem niezadowolony, gdy Clifford pociągnął mnie w stronę alejki z dreszczowcami. Byliśmy w wypożyczalni filmów, bo Mike uparł się, że nie chce być piratem i nie będzie oglądać filmów, które Jay nam ściągnął. Uparł się też, że to właśnie dzisiaj zrobimy ten maraton, bo księżyc jest w pełni. Nie mam pojęcia, po co mu pełnia potrzebna, ale chyba nie chce w to wnikać.
-To punkt na twojej liście, więc cię to nie ominie!-zaśpiewał i zaczął się przyglądać okładkom filmów dvd. Zabrał kilka z górnej półki, a następnie schylił się, aby zabrać coś z dołu, nieświadomie wypinają przy tym swój nieziemski tyłek. Nie mogłem oderwać od niego wzroku i przegryzałem nerwowo wargę, wyobrażając sobie ciekawe scenariusze w głowie. Niegrzeczne scenariusze.
-Lucas, nie gap się tak, bo się podniecisz-ktoś klepnął mnie w ramię i zaśmiał się mi gdzieś ma wysokości ramienia. Odwróciłem głowę i rozpoznałem w tej niskiej osobie przyjaciela Mikey'a. Connor, ubrany w firmowy uniform oraz czapkę z logo firmy, wyglądał, jak dziecko, a nie, jak 19-latek.
Przewróciłem oczami i wziąłem do ręki pierwszą lepszą płytę i udałem, że jestem niezwykle zafascynowany okładką filmu. Nie wiedzieć czemu, nie przepadałem za bardzo za McCallem. Byli niezwykle blisko z Michaelem, cały czas się przytulali i cmokali w usta, co mnie irytowało, bo Mikey jest mój i koniec kropka.
-Nie wiedziałem, że tu pracujesz-zacząłem od niechcenia, odkładając film na swoje miejsce.
-Tylko praca na wakacje. Potem wracam na studia -wyjaśnił, powoli podchodząc do Michaela. Klepnął go w tyłek, na co niebieski podskoczył i uderzył się ręką w półkę z płytami.
-Auć?-spojrzał z wyrzutem na Connora.
-Kto wypina tego wina-wzruszył ramionami, robiąc tą swoją niewinną minkę.
Jak się spodziewałem, Mike objął go ramieniem i cmoknął leniwie w koniuszek ust. Przełknąłem ślinę odwracając głowę, bo wiedziałem, że moja twarz robi się czerwona z zazdrości.
-Michael, masz filmy to idź do kasy i wychodzimy -mruknąłem zabierając byle jaki film do ręki i podając go młodszemu. Widziałem, jak Mike się krzywi, bo zwróciłem się do niego w pełnym imieniu. Pokiwał głową i podał plastikowe pudełka Connorowi.
-Skasuj nas, kochanie-podał mu również swoją kartę.
Connor uśmiechnął się do nas i poszedł w stronę kasy. Mike popatrzył na mnie z uniesioną brwią.
-Zazdrosny? -zapytał, podchodząc bliżej.
-Nie-wypaliłem szybko i zrobiłem krok w tył.
Mike ponownie się przybliżył, a ja się cofnąłem i wpadłem na kartonową Tomb Raider, lądując tym samym na ziemi. Brawo Hemmo, zaliczyłeś 3 glebę w tym tygodniu!
-Boże, Lucas-wydusił, między napadami śmiechu. Podał mi rękę po tym, jak złapał oddech. Podniosłem kartonową postać i postawiłem ją na swoje miejsce.
-Widocznie lecę na Larę Croft-mruknąłem i strzepałem/strzepnąłem brud z tyłka. Mike ponownie zachichotał i objął mnie jedną ręką w talii, a czoło przycisnął do mojego ramienia.
-Prosz-Connor podał Mikey'owi reklamówkę z filmami i oddał platynową kartę kredytową. Mike uśmiechnął się tylko i złapał mnie za rękę. Dumnie uniosłem głowę i wyszedłem z budynku, ciągnąc za sobą niebieskiego chłopaka. Szliśmy w stronę rezydencji wuja i przez całą tą drogę, Mike nawet nie poluźnił uścisku naszych dłoni, dodatkowo splótł nasze palce, co było kochane.
Doszliśmy do domu i zaszyliśmy się od razu w pokoju kinowym. Tak, w tym domu jest prywatna sala kinowa z projektorem i wygodnymi kanapami. W tym domu jest do cholery wszystko.
W czasie, kiedy Mike załączał już pierwszy film, ja poszedłem do góry i zrobiłem nam przekąski w postaci chipsów, popcornu i truskawek, które będziemy maczać w nutelli z miseczki. Wiem, jestem bardzo pomysłowy.
Wróciłem na dół i usiadłem obok chłopaka.
-Co oglądamy pierwsze?-zapytałem, wygodniej się rozkładając się na skórzanej kanapie.
-To-Mike podał mi prostokątne pudełko, na którym widniała głowa jakiejś okropnej lalki i napis Annabelle. Westchnąłem, bo wiedziałem, dobrze, co to za film. -A potem to...-pokazał mi kolejną płytę, czyli Paranormal Activity. Westchnąłem ponownie, to będzie długa noc.
-Kurwa, kurwa, kurwa-mruczałem pod nosem, kiedy kobieta z filmu weszła do windy. Naciskała na najwyższe piętro, a winda cały czas otwierała się w piwnicy, w dodatku w tej piwnicy coś było! Facetka wybrała w końcu schody i biegła w górę, jeszcze latarka jej spadła, a jak popatrzyła się w dół, to jakaś czarna ręka ze szponami jej się pojawiła. Krzyknąłem głośno i podskoczyłem, bo w tym samym momencie Mike złapał mnie za ramię.
-Michael!-wydarłem się na młodszego chłopaka, który tarzał się ze śmiechu na kanapie. Pchnąłem go, tak, że spadł na biały dywan, to jednak nie podziałało, bo niebieski nadal się śmiał.
-Wskakuj-poklepałem miejsce obok. Mike (kiedy już w końcu się uspokoił) usiadł grzecznie krzyżując nogi i ponownie wciągając się w fabułę filmu. Wykorzystałem fakt, że nie zwraca na mnie uwagi i zabrałem jedną truskawkę, po czym zamoczyłem ją w nutelli i przejechałem po policzku chłopaka. Momentalnie odwrócił w moją stronę głowę i zmrużył oczy.
-Lucas... -syknął i nabrał na palec nutelle, po czym dał mi ją na nos.
-Ej-podparłem się na boki i zmarszczyłem nos. Również wziąłem czekoladowy krem i pomazałem mu drugi policzek.-Brązowy uwydatnia twoje kości policzkowe, kochanie.
Mike przewrócił oczami i zrobił mi czekoladowe ślady na czole i brodzie. Po chwili, jednak złapał mnie za oba policzki, a następnie zlizał plamę nutelli z mojego nosa, to samo robiąc z pozostałymi. Zaśmiałem się i zrobiłem tak samo z jego policzkami, po czym oblizałem usta i zjadłem truskawkę, zagryzając ją paprykowymi chipsami. Mike tylko pokręcił głową i się zaśmiał.
28 czerwiec
Było już grubo po 2 w nocy i ledwo co kontaktowałem z rzeczywistością. Ziewnąłem po raz kolejny i zakryłem się kocem po samą szyję. Uszczęśliwiłem się, gdy ujrzałem napisy końcowe kolejnego filmy.
-Może na dzisiaj już dość filmów, co?-popatrzyłem na Mikey'a, który wstał, aby wyłączyć film.
-Filmów dość, ale noc jest jeszcze młoda, więc wstawaj leniu i zakładaj cieplutką bluzę i buty, bo ruszamy w miasto!-oznajmij i ściągnął ze mnie koc, zrzucając go na ziemię. Jęknąłem niezadowolony.
-Ej, jęczeć, to możesz tylko z mojego powodu, Hemmo-skarcił mnie i złapał za rękę, żebym wstał. Niechętnie, ale to bardzo niechętnie podniosłem się z mięciutkiej kanapy i podreptałem z Mike'iem w stronę drzwi wejściowych. Dałem mu jedną ze swoich bluz, która była na niego trochę za duże, a sam zarzuciłem na siebie lekką kurtkę.
-Gdzie ty do cholery mnie prowadzisz, Miki?-zapytałem, kiedy to już wyszliśmy na dwór, a zimne, kalifornijskie powietrze uderzyło mnie w twarz.
Mike uciszył mnie gestem dłoni i wyjął coś, przypominające jakąś mapę. Nachyliłem się nad tym i zobaczyłem, co to takiego. Młodszy trzymał w ręku mapę nawiedzonych miejsc w LA. Westchnąłem i popatrzyłem na niego wzrokiem, mówiącym, że to zły pomysł.
-Co ci się znowu nie podoba, blondi? O ile się nie mylę, to jest taki punkt na twojej liście, więc nie narzekaj-oznajmił i zaczął iść przed siebie pewnym krokiem. Nie zostało mi nic innego, jak podążanie za nim.
Szliśmy jakieś 25 min, aż Mike zatrzymał się i spojrzał na mnie, a następnie na mapę i zaczął czytać:
-Witaj w domu morderstw... Zabytkowy dwór został wybudowany w 1902 roku. Budowa trwała 5 lat i podczas niej zginęło wielu robotników. Kiedy w końcu się zakończyła i wprowadziła się tam pierwsza rodzina, dusze zmarłych robotników nawiedzały tę, jak i każdą następną osobę, która wchodziła do domu. Ostatnia rodzina mieszkała tu w 1968 roku i wyprowadziła się równie szybko, gdyż twierdzili, że widzą na ścianach ślady krwi i w piwnicy Coś jest-uniósł głowę znad mapy i wskazał ręką stary dom. Na zewnątrz nie wyglądał aż tak strasznie, jak opisywany jest w tym przewodniku, czy czymś tam.
-Czyli ten dom straszy i zabija-podsumowałem.
-W skrócie, to tak- uśmiechnął się szeroko i znowu złapał mnie za rękę. -Teraz pojedziemy autobusem do szpitala!
-Zgaduję, że też nawiedzony...
-Oh i to bardzo-poruszał brwiami i zaczął mnie ciągnąć przed siebie. Poszliśmy na przystanek i czekaliśmy na autobus, który miał pojawić się za 4 minuty. Usiadłem na ławkę, która tam stała i poklepałem miejsce obok. Mike przyjrzał się uważnie niezbyt czystemu plastikowi, z którego było wykonane siedzenie i bez dłuższego zastanowienia usiadł mi na kolana, a następnie pocałował w nos. Pokręciłem tylko głową.
Po ponad 40 minutowej jeździe autobusem dotarliśmy w końcu pod szpital psychiatryczny Linda Vista. Wysiedliśmy z autobusu i podeszliśmy bliżej ogromnego, białego budynku. Już na pierwszy rzut oka widać było, że szpital został dawno zamknięty.
-Szpital został otwarty w 1904 roku, a zamknęli go w 1991 z bliżej niewyjaśnionych powodów-zaczął opowiadać, podchodząc do drzwi budynku. -Historie mówią, że w tym szpitalu straszyło już kiedy go budowano. Wschodnie skrzydło nigdy nie zostało w pełni wykończone, bo nawet robotnicy bali się tam wchodzić. Szpital ten prowadziły siostry zakonne, więc wszędzie były krzyże. Z resztą sam zaraz zobaczysz...
-Co?
Mike tylko uśmiechnął się i zaczął iść wzdłuż ścian szpitala. Podążałem tuż za nim, kiedy to nagle się zatrzymał i popatrzył na mnie.
-Masz klaustrofobie?-zapytał wyciągając z kieszeni mały scyzoryk.
Pokręciłem przecząco głową.
-Bo będziemy wchodzić przez bardzo wąskie wejście, Lukey-oznajmił i zaczął majstrować coś przy małym okienku. Byłem pewny, że nie bez powodu te drzwi były zamknięte na cztery spusty... Po krótkiej chwili usłyszeliśmy cichy trzask i okienko stało przed nami otworem. Mike bez namysłu wszedł pierwszy, a następnie miałem wejść ja, jednak okazało się, że jestem zbyt wysoki i przeciśnięcie się do środka zajęło mi dość sporo czasu... Kiedy byliśmy już w środku, Mike wyjął telefon i załączył latarkę. Pisnąłem, gdy zobaczyłem zdechłego szczura, fuuj. Już na początku śmierdziało tutaj stęchlizną i było cholernie zimno. Wyszliśmy z piwnicy i udaliśmy się na parter. Ze ścian odchodziła farba, a podłogi były zawalone jakimiś papierami i starymi pudełkami po lekach.
-Szpital zbankrutował, bo jak się okazało wielu pacjentów im uciekło.
Weszliśmy do jednego z pokoi. Wymiary 2x2, jedno okienko z metalowymi kratami i łóżko, w którym materac był cały wyszarpany i w częściach. Na ścianie wisiały grube łańcuchy, którymi chyba przywiązywali pacjenta do łóżka. Już mieliśmy iść dalej, gdy usłyszeliśmy jakieś kroki i głosy, a następnie snop światła.
-Zgaś to-szepnąłem do niebieskiego, a ten pospiesznie wyłączył latarkę w telefonie.
Przekląłem w duchu, że się zgodziłem na ten wypad. A jak to ci zaginieni pacjenci? O boże, za wcześnie, żebym zginął!
Ukryliśmy się w tym pokoju, jednak to nic nie dało, bo zaczął mi dzwonić telefon i na cały głos zaczęła lecieć piosenka Young Volcanoes. Nie musieliśmy czekać minuty dłużej, bo przed nami stanęli dwaj potężni faceci z latarkami i w granatowych mundurach.
-Kolejne dzieciaki-mruknął jeden z nich i pokazał nam gestem ręki, abyśmy wyszli z ukrycia.
-Mamy przejebane-mruknąłem i skarciłem wzrokiem wystraszonego Michaela.
Miałam to dodać wczoraj już, ale szukałam nawiedzonych miejsc w LA, aż w końcu się wkurzyłam i sama je wymyśliłam :p
Który punkt kolejny, hm?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top