01.Let's take a trip to Sunset Boulevard in the city of stars
*kilka miesięcy wcześniej*
- O matko! - wykrzyknął nagle Harry.
- Co się stało? - zapytałem zaskoczony.
Oczy chłopaka siedzącego obok prawie wyszły z orbit.
- Stój, Luke! Cofnij!
- O czym ty do cholery...
- Cofnij, muszę ją zobaczyć!
Nagle zrozumiałem.
- Zawróć! - krzyknął Styles.
Cofnąłem wóz myśląc, że on sobie żartuje, ale jednak się myliłem. Harry wpadł po uszy. Zakochał się. Zakochał się w białym Chevrolecie Impala z 1967 roku. Był obrzydliwy i nigdy nie zrozumiem co on w nim zobaczył. Tylny zderzak był wykrzywiony, obdarty z lakieru. Z przedniej opony uszło powietrze a reszta było zdartych. Po lewej stronie przedniej szyby była karteczka z wyblakłym napisem DO SPRZEDANIA.
- Spójrz na nią, Lukey! - wyszeptał Harry, biegając dookoła samochodu jak wariat. Pociągnął klamkę lewych przednich drzwi a te otworzyły się ze strasznym zgrzytem.
- Żarty sobie ze mnie robisz? - zapytałem. - Masz gorączkę, prawda? Proszę, powiedz że jesteś chory. Zawiozę cię do domu i o tym zapomnimy, okay?
Jednak Hazz nie żartował. Nawet nie raczył mi odpowiedzieć. Wsiadł do środka i rozłożył się na przednim fotelu, który z pewnością był kiedyś idealnie kremowy. Jakieś 30 lat temu.
- Ten wóz wygląda tak, jakby przeżył 2 wojny światowe - mruknąłem.
Hazz ocknął się i na mnie popatrzył.
- Taa... Ale można go naprawić... I to jeszcze jak, Lukey!
Wniosłem oczy ku górze.
- Lepiej opłaca ci się kupić nowy wóz, niż naprawiać to coś - zrobiłem nacisk na ostatnie słowo. - Chodźmy stąd, proszę. - błagałem chłopaka. Ten jednak nie ruszył się nawet z miejsca.
- Ej, co to ma być?!
Oboje odwróciliśmy głowy i zobaczyliśmy starego faceta ubranego w oliwkowe spodnie i flanelową koszulę. Wyglądał jak typowy dziadek. Dodatkowo ta siwa broda i krzaczaste brwi.
- Co wy tam robicie, smarkacze?
- Czy ta oferta jest nadal aktualna? - zapytał Harry, wskazując palcem na przyklejoną kartkę.
- Raczej nie ma wątpliwości, skoro ten grat stoi na jego trawniku... - szepnąłem.
- Tak...- przytaknął starzec. - Nadal aktualne.
- J-ja chciałbym go kupić.
Oczy starca aż zabłysły. Jego twarz rozpromienił szeroki uśmiech. Wtedy miałem największą ochotę, żeby przywalić Harry'emu i odciągnąć go stamtąd. Nie wiem co on sobie wtedy myślał.
- Trzeba było tak od razu!-stary wyciągnął rękę. - Jestem Myron Jones.
- Harry. Harry Styles.
Mężczyzna uścisnął dłoń Harry'ego a w moim kierunku posłał niezrozumiały uśmieszek.
- Ile? - zapytał Harry, po czym dodał. - Jestem gotów zapłacić każdą cenę.
Jęknąłem. Żeby Styles był aż taki głupi?
Jones zmrużył podejrzliwie oczy. Pewnie zastanawiał się, czy to nie jakiś żart. Wyprostował się po czym zadał trafne pytanie:
- Młody, miałeś już kiedyś samochód?
- Ma! Dostał od ojca Nissana Skyline! -szybko wtrąciłem. - Z automatyczną skrzynią biegów i turbodoładowaniem z takim przyśpieszeniem, że asfalt marszczy się pod kołami i...
- Nie -powiedział Harry. - Dopiero rozglądam się za samochodem.
Stary rzucił mi krótkie, ale ostre spojrzenie. Poczułem jak się czerwienię. Zgaduję, że za mną nie przepada...
- Byłem przez paręnaście lat w wojsku. Dorobiłem się problemów zdrowotnych. Lekarze nic nie mogli poradzić. Jedyne co zrobili to wysłali mnie na emeryturę.-delikatnie musnął dłonią dach Impali. - To najlepszy wóz jaki miałem. Kupiłem go w grudniu 66. Wtedy wypuszczali nowe modele. Był prosto z taśmy i aż pachniał nowością.
Facet w ogóle nie zwracał uwagi na nas. Był w swoim świecie.
- Tak jak wcześniej mówiłem, byłem w wojsku te naście lat. - ciągnął. - Widziałem w burdelach szczury wielkości kotów! Uwierzyłbyś w to, młody?
- Um tak, uwierzyłbym.-odpowiedział Harry. - A co do samochodu...
- Studiujesz w pobliskim collage'u? - przerwał mu Jones.
- Um nie, proszę pana, Uczę się w Liceum w Nashville. - Styles niecierpliwił się i przystępował z nogi na nogę.
- To dobrze! Do college'ów się nie zbliżaj! Pełno tam przemądrzalców. - Spojrzał na wóz. - A więc, z wojska odszedłem wiosną 1966 roku. Zacząłem rozglądać się za jakimś wozem. Poszedłem do salonu Chevroleta i go kupiłem. Kiedy do niego wsiadłem, nie miałem już zamiaru nigdy z niego wysiadać.
Splunął na ziemie, co było obrzydliwe.
- Jeśli aż tak kocha pan ten wóz, to dlaczego chce pan go sprzedać? - zapytałem, przez co zostałem obdarzony kolejnym zimnym spojrzeniem.
- Cwaniaczek z ciebie, co?
Nie odpowiedziałem.
- Nie mogę już prowadzić, mam kłopoty ze wzrokiem. - wyjaśnił po chwili.
- Ile pan chce za niego? - spytał Harry wyraźnie się niecierpliwiąc.
Jones spojrzał w niebo, jakby sprawdzał czy za chwile nie zacznie padać. Przypatrzył się Harry'emu uważnie.
- Powiedziałbym 350, ale wyglądasz mi na porządnego chłopaka, a więc 300.
- Słodki Jezu... - jęknąłem.
- Jak sobie chcecie - warknął Jones. - Miło się z wami gadało chłopcy, do widzenia.
Harry rzucił mi spojrzenie pełne wściekłości, że aż cofnąłem się o krok. Ruszył za starcem i pogrążył się z nim w rozmowie. Nie wiele słyszałem, ale mogłem się założyć, że Hazz przeprasza starego za moje zachowanie.
- Jeżeli on jeszcze raz się odezwie, rozmyślę się. - wskazał na mnie kciukiem.
- Nie odezwie się. - Styles zapewnił go pospiesznie. - A więc 350...?
- Tak, chyba tak.
- Spuścił pan do 300 - przypomniałem.
Harry posłał mi TO spojrzenie. Pewnie bał się, że Jones znowu się obrazi.
- Może być 300. - zgodził się. Widać było, że za wszelką cenę chce sprzedać tego grata.
Ku mojemu przerażeniu, Harry wyciągnął z kieszeni portfel i zaczął w nim grzebać. Zapadła cisza. Jones spoglądał na niego z niezrozumiałym wyrazem twarzy, zupełnie tak, jakby bał się, że chłopak za chwilę się rozmyśli i ucieknie.
Odwróciłem głowę, żeby nie widzieć tego, jak mój najlepszy przyjaciel płaci temu starcowi. W duchu liczyłem na to, że Stylesowi minie ta dzika gorączka. Kto normalny kupiłby takiego grata za 300 dolarów?
Kiedy odwróciłem się znowu, obaj ściskali sobie dłonie na znak zakończonego interesu. Już wtedy wiedziałem, że Harry wplątał się w niezłe gówno.
*dzisiaj*
5 czerwiec
Pierwszy dzień wakacji. Długo wyczekiwany czas każdego ucznia. Nareszcie będzie można odpocząć od wiecznego siedzenia w zatłoczonej szkole i wstawania o 6:00. Nigdy nie byłem i nie będę rannym ptaszkiem. Obiecałem sobie dzień wcześniej, że nic nie wygoni mnie z łóżka co najmniej do godziny 12. Szybko jednak w to zwątpiłem.
Po 8 obudził mnie dźwięk i wibracja przychodzącego SMS. Postanowiłem zignorować wiadomość myśląc sobie, że to pewnie jakieś durnowate reklamy. Nie miałem ochoty nawet podnieść swojego telefonu.
Powracając powoli do snu, usłyszałem następne powiadomienie a za nim kolejne. Niechętnie obróciłem się na drugą stronę i wyciągnąłem rękę w stronę szafki nocnej. Nie otwierając oczu, wyszukałem po omacku swój telefon. Spojrzałem na ekran i mimowolnie się uśmiechnąłem. Trzy nowe wiadomości od Harry'ego. Odblokowałem i odczytywałem kolejno SMS-y od przyjaciela. Nie zdążyłem nawet doczytać pierwszego, gdy na ekranie wyskoczyło mi zdjęcie uśmiechniętego chłopaka, oznaczające, że właśnie do mnie dzwoni.
- Halo? - wychrypiałem ospale do słuchawki.
- Zejdź na dół i to już. - rozkazał stanowczo głos po drugiej stronie.
- Też miło cię słyszeć, Hazz. Nie, wcale mnie nie obudziłeś.
- Natychmiast zejdź na dół i wyjdź przed swój dom, Lucas!
- Uh, tylko daj mi 5 min i jestem - oznajmiłem i nacisnąłem czerwoną słuchawkę.
Usiadłem na łóżku i przetarłem zaspane oczy. Głęboko ziewnąłem, przeciągając się. Wstałem i leniwie powlokłem się w stronę drzwi. Nie miałem na nic ochoty, więc miałem nadzieję, że załatwię z Harry'm co trzeba i będę mógł z powrotem wrócić do łóżka. Do cieplutkiego łóżeczka. Wsunąłem stopy w swoje kapcie w panterkę i wyszedłem na dwór. Mimo wczesnej pory było całkiem ciepło. Stanąłem na werandzie i rozglądnąłem się wokół, jednak nigdzie nie mogłem dostrzec tego idioty. Miałem już wejść do środka, gdy usłyszałem klakson samochodu. Odwróciłem się i ujrzałem znajomy wóz. Jednak nie mogłem w to uwierzyć. Harry podjechał pod dom tą samą Impalą, którą kupił parę miesięcy temu. Tą samą, która nadawała się jedynie na złom. Teraz nikt by nie pomyślał, że ten samochód był kiedyś jedną wielką kupą złomu. Po rdzy nie było widać ani śladu. Lewy bok wyprostowany, jakby był fabrycznie nowy, a promienie słoneczne odbijały się od idealnie wypolerowanego czarnego lakieru. Nie wierzyłem własnym oczom. Nie potrafiłem nawet wydusić z siebie żadnego słowa. Stałem tam po prostu i wpatrywałem się w chevroleta przyjaciela, jak zahipnotyzowany.
- I co? Szczęka opadła, Hemmings? - powiedział Styles, opierając się o maskę auta.
- Nie wiem co mam powiedzieć, Hazz! Jestem pod mega wrażeniem. - wydukałem. Obszedłem auto dookoła, aby dokładniej mu się przyjrzeć. - To niesamowite co zrobiłeś z tą kupą złomu!
- Ejejej, to już nie jest kupa złomu! - poprawił mnie. - Wybieramy się na przejażdżkę, jak tylko ubierzesz spodnie. Wybacz, ale nie biorę cię na poważnie w tych bokserkach z batmana...
Spojrzałem w dół i się zaczerwieniłem. No fakt, dopiero co wyszedłem z łóżka. Kazałem Harry'emu chwilę poczekać i pobiegłem do domu. Założyłem swoje czarne rurki i pierwszy lepszy t-shirt z szafy. Zmieniłem puchate kapcie na nieco znoszone już vansy i wyszedłem, aby ruszyć na przejażdżkę z przyjacielem.
~♥~
- Jak ona zajebiście chodzi! - skomentowałem klepiąc miejsce nad deską rozdzielczą. - Wszystko tu lśni i pachnie nowością!
- To tylko odświeżacze powietrza, stary. Nie podniecaj się tak. Jeszcze nie... - Jay załączył radio i z głośników poleciało Carry On My Wayward Son. Rozłożyłem się w fotelu i zamknąłem oczy rozkoszując się moją ukochaną piosenką.
- A byłeś przeciwny, jak kupowałem moją Darcy! - odezwał się po chwili Harry wydymając usta.
Popatrzyłem się na niego jak na świra.
- Darcy?
- No tak...
- Nazwałeś swój wóz Darcy? Serio Styles?
- Yhm...- zakłopotany nieco chłopak podrapał się w tył głowy.
Przewróciłem tylko oczami. W tym momencie poczułem wibracje swojego telefonu w kieszeni. Wyciągnąłem iPhone'a i spojrzałem na ekran.
- Ścisz to - zwróciłem się do Harry'ego, pokazując na komórkę. Chłopak posłusznie ściszył radio.
Przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Hej mamo.
- Cześć Żabko! - usłyszałem radosny głos matki po drugiej stronie.
- Coś się stało? - powiedziałem w miarę spokojnie ignorując fakt, że znowu nazwała mnie "Żabko" czego szczerze nienawidziłem.
- Chciałam ci powiedzieć to kiedy wrócisz do domu, ale nie mogłam się powstrzymać i musiałam zadzwonić! Dzwonił wujek Simon. Ma do nas ogromną prośbę.
Trochę czasu zabrało mi przypomnienie sobie kim był wujek Simon. No tak, przecież był moim chrzestnym, który niezbyt się mną interesował i którego widziałem ostatni raz na swojej komunii...
- Jak wiesz - kontynuowała radosnym tonem. - Simon jest strasznie uczulony, gdy ktoś obcy przebywa w jego domu, więc chciałby, abyśmy wyjechali tam na czas jego pobytu we Włoszech!
- Czyli mamy wyjechać do...?
- Do Los Angeles, Lucas!
Los Angeles..? Powinienem się cieszyć, prawda? Jednak na samą myśl o tym, że mam spędzić wakacje w LA wraz z matką zrobiło mi się słabo. To nie tak, że wstydzę się swojej mamy czy coś, jednak miałem nadzieję, że spędzę te wakacje tutaj, w Nashville. Z przyjaciółmi... Z Harry'm .
W mojej głowie zapaliła się lampka. Miałem pomysł.
- Mamooo... A pamiętasz, jak zawsze mówiłaś, abym w końcu się usamodzielnił? Nie mógłbym sam je...
- Nie ma mowy Luke. - zaprotestowała nie pozwalając mi dokończyć pytania.
- Ale mamo! Jestem już prawie dorosły. Za niedługo skończę 18 lat. W niektórych krajach dzieci już wyprowadzają się z domu!
- Ale jeszcze nie masz tylu lat i nie pozwolę ci samemu jechać. Wyjeżdżamy razem i koniec. - mama pozostawała nieugięta.
- Pojadę z Harry'm.
Hazz odwrócił gwałtownie głowę na wypowiedzenie swojego imienia. Zdezorientowany zatrzymał swój wóz i posłał w moją stronę nieme 'co?'
- Naprawdę? Chcesz wziąć Harry'ego? - w jej głosie słychać było niedowierzanie.
- Tak, mamo. Przecież skończył w listopadzie 18. Zachowuje się teraz o wiele dojrzalej niż kiedyś! -próbowałem jakoś ją przekonać. - No proszę, zgódź się! Będziesz mogła dzwonić kiedy chcesz i w ogóle. Chyba mi ufasz, prawda?
I po tych słowach mi się udało.
- Zgoda - westchnęła kobieta.
- Dziękuje mamo! Kocham cię za to.
- Dobra już, dobra. Obgadamy resztę w domu, Luke. Kocham cię.
I rozłączyła się.
Harry gapił się na mnie nadal nie wiedząc o co mu chodzi.
- Jak zgaduje chcesz pewnie wiedzieć, dlaczego wspomniałem o tobie, tak? - zacząłem niepewnie, na co Harry powoli przytaknął. - Ale zgaduję, że również chciałbyś wypróbować swoją Darcy na nieco dłuższej trasie, tak? - dodałem już nieco pewniej.
Zawtórowało mi kolejne powolne przytaknięcie Stylesa.
- Co powiesz na wycieczkę do Miasta Aniołów? - powiedziałem z tajemniczą nutą w głosie.
Harry posłał mi uśmiech, który mógł znaczyć tylko jedno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top