2.

Obróciłem się z zamiarem ułożenia się wygodniej jednak zamiast tego upadłem twarzą na trawę. Zaklnąłem pod nosem i szybko się podniosłem wytrzepując ubranie. Po parku chodzili ludzie z psami lub spacerowali. Nie za wcześnie? Tak właściwie która godzina? Powolnym krokiem podeszłem do jakiegoś faceta  z psem który był niedaleko.

- Um, przepraszam która godzina? - Zapytałem patrząc na faceta.

Mężczyzna spojrzał na zegarek drapiąc się w kark.

- Za pietnaście trzecia. - Mruknął i znowu zaczął patrzeć na psa.

Nie fatgowałem się podziękować, tylko odwróciłem się i zacząłem iść. Nie wiem gdzie, poprostu byle by nie stać w miejscu. Błądze tak po mieście od trzech lat i znam każdy zakamarek i każdą uliczkę. Patrzyłem na wszystko znudzony, po chwili moją uwagę przykuła grupa ludzi stojących przed sklepem z telewizorami gdzie na jedym z nich zawsze puszczano wiadomości. Przecisnąłem się przez nich i spojrzałem w telewizor.

Wczoraj o godzinie 20 : 30 zamordowano brutalnie  trójkę nastolatków. Rany na ciele są bardzo poważne a narządy tak jak i kości jednego z nich były kompletnie zmiażdżone a kości połamane. Czaszka drugiego z nich jest kompletnie zgnieciona i roztrzaskana. Ostatni miał dwie małe rany na ciele i siniaki.

Uśmiechnąłem się pod nosem i odszedłem z tłumu. Chodziłem po ulicach jak każdego dnia kiedy nagle zauważyłem, że stoję koło szkoły więc wskoczyłem na jej dach. Był z niej całkiem fajny widok. Na moją twarz uderzył ciepły podmuch wiatru więc wziąłem głęboki oddech. Usiadłem na barierkach i rozglądałem się. Po chwili wstałem i rozbiegłem się wyskakując z dachu. Wiem, że było to głupie z mojej strony i do tego ludzie mogą mnie zauważyć, ale szególnie mnie to nie obchodziło. Leciałem tak przez dobre pięć minut a później delikatnie wylądowałem na ziemi. Niedaleko na bilbordzie zauważyłem plakat. Powoli do niego podszedłem i przeczytałem napis.

- Pianino...Todoroki...meh. - Mruknąłem i zerwałem plakat. Nie lubię gry na pianinie.

Odwróciłem się i zacząłem iść przed siebie. Nagle usłyszałem krzyki ludzi i szybko tam przybiegłem.
Na ziemi leżał chłopak a obok niego jeszcze dwóch innych. Nie przyglądałem się ich twarzom, bardziej moją uwagę zainteresował ten który znajdował się obok a dokładnie przed nimi. Od razu zauważyłem, że jest wampirem, ale wyglądał też na rasowego pedzia lub zaciętego fana barbie. Miał długie różowe włosy spięte w kucyk, czerwone okulary jak i oczy, różową koszulę z białymi spodniami i płaczszczem w tym samym kolorze, szpiczaste czarno-różowe buty i biały cylinder jeżeli tak to się nazywa w białym kolorze. To jakiś żart prawda? Po dłużyszym przypatrywaniu się zauważyłem, że wampir został uderzony tak, że odleciał rozbijając szybe w pobliskim sklepie. Przyjarzałem się postaci i zamurowało mnie. Momentalnie poczułem jak zaciskam zęby jak i dłonie.

- Sleepy Ash...- Syknąłem pod nosem.

Chciałem go zaatakować, ale wampir szybko zamienił się w kota ciągnąc chłopaka za sobą.

Nie możliwe...czyżby nasz leniwiec sprawił sobie pana? Hah...

Różowy wstał strzepując z siebie resztki szkła. Zaczął powoli podchodzić do dwójki chłopaków którzy tam zostali, jeden najwyraźniej był nieprzytomny. Usiadłem na dachu przyglądając się wszyatkiemu. Dalej stał tłum przerażonych ludzi. Kiedy Różowy chciał zaatakować skoczył na niego pan Sleepy Ash'a. Prychnąłem pod nosem, głupek myśli, że da radę wampirowi. Kiedy Różowy chciał dźgnąć go w klatę nie wiadomo skąd pojawił się Sleepy Ash. Chłopak odskoczył a Lenistwo wyciągnął ze swojej klaty miecz czy szpadę raniąc sobie przy tym dłoń. Po chwili chłopak podłożył ręke pod kły Sleepy Ash'a i pojawił się ogromny łańcuch oznaczając, że zawarli pakt. Z tego co usłyszałem Sleepy Ash nazywał się teraz Kuro. Już po dwóch minutach Różowy padł martwy. Wstałem zawiedziony wytrzepując spodnie i odwróciłem się odchodząc. Znając życie zaraz zjawi się policja i karetka. Zaczynało się chmurzyć więc zarzuciłem już kaptur na głowę. Już po mniej więcej godzinie zacząłem czuć pierwsze krople deszczu. Spojrzałem w górę a następnie zacząłem iść dalej. Byłem znudzony, znudzony wszystkim. Nic nowego pomijając tej walki nic się nie stało. Skręciłem w jakąś uliczkę i usiadłem na zimnej ziemi opierając się o ścianę. Moja bluza była już mokra od deszczu, ale nie zwracałem na to uwagi. Skuliłem się i zamknąłem oczy.

~*~
Niee miałam pomysłu na to ;^;
Może następny będzie chociaż trochę bardziej ciekawy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top