something like summer love

Hej, wstawiam wcześniej niż przypuszczałam. Zapraszam do komentowania, gwiazdkowania i tak dalej, kocham was i dla wszystkich, osób należących do naszej społeczności, ale i nie, szczęśliwego, udanego i pełnego miłości miesiąca dumy! Love is love!! Tpwk 

===============================

Północne Włochy. Te cudowne miasta, labirynty pomiędzy domami, kamienne chodniki. Lekki wietrzyk, który rozwiewał włosy i ochładzał zgrzane od słońca twarze. Inny, magiczny świat. Ta cisza była cudowna, kiedy z samego rana wychodziło się na balkon, lub siadało na parapecie okna i wyglądało na miasto, które zaczynało się budzić do życia.

Wszyscy ludzie powoli wypływali na ulice, wsiadali na rowery albo wywieszali na sznurkach świeżo zrobione, poranne pranie, a później pędzili gdzieś swoimi ścieżkami albo zupełnie odwrotnie, nie spiesząc się, podążali tymi labiryntami, by jak najdokładniej je poznać.

Rowery, oparte o ściany i donice z kwiatami, pachnącymi i czerwonymi. Drzewa, na których żółciły się dorodne owoce cytryn i czerwieniące się brzoskwinie.

Nessa, niski rudzielec, z kucykiem zawsze przewiązanym wstążką albo chustką, z falami loków opadających na jej plecy. Dziewczyna siedziała na parapecie domu swojej babci, na kolanach trzymając walkmana, a obok kubek ze świeżo wyciśniętym sokiem z brzoskwiń zebranych z pobliskiego drzewa.

Na słuchawkach w jej uszach na zapętleniu leciało "Mystery of Love", które tego lata stało się jej przyjacielem. Przyjacielem, który jest zawsze obok.

Popijała gęsty nektar, patrząc na widnokrąg, uśmiechając się do ludzi, którzy przechodząc chodnikiem, unosili głowy, by pozdrowić ją z typowym dla nich uśmiechem i empatią.

— Nessa, dziecko wyjdź stąd, pójdź nad jezioro albo do księgarni. Poznaj kogoś! Korzystaj z wolności, skarbie. — powiedziała jej kochana Babcia, najcudowniejsza kobieta w jej życiu, jej matka i przyjaciółka, kobieta, która wychowała ją na takiego człowieka, jakim jest teraz, za co jest jej wdzięczna każdego dnia. Kobieta, która kocha ją taką, jaka jest naprawdę.

Dziewczyna uśmiechnęła się do niej i pokiwała głową. Musiała się ruszyć, nawet jeśli nie chciała tego robić i tego jednego dnia wolałaby zaszyć się w jej małym pokoiku, dalej mając na uszach słuchawki i zapisywać w swoim pamiętniku o tym, jak cykady mimo muzyki dalej przebijają się do jej uszu, jak pięknie pachną dojrzewające brzoskwinie oraz cytryny na drzewach owocowych, o zapachu jeziora i słońcu, które wdziera się przez przewiewne białe firanki i razi ją w oczy, ale nie może z tym nic zrobić.

Podniosła się ze swojego miejsca na parapecie i odstawiła szklankę z niedopitym sokiem na szafeczkę nocną. Ucałowała babciny policzek i, po drodze łapiąc słomiany kapelusz zbiegła w dół po kręconych schodach i wybiegła na chodnik, rozkładając z uśmiechem ręce, chłonąc ciepło włoskiego słońca, w tle słysząc śmiech Babci, dobiegający z okna jej pokoju.

Założyła na nowo słuchawki i poprawiła nakrycie głowy. Rozejrzała się. Prawo, lewo, lewo prawo, aż ruszyła do miasta. Jej sandałki wiązane na rzemyk stukały cicho o kamienie, w uszach miała słowa 'blessed be the mystery of love' i te spokojne nuty, które wyryły jej się na stałe w pamięci i przez to, że słuchała ich non stop, nie chciały z niej wyjść.

Wąska kamienna ścieżka, którą szła, z czasem coraz bardziej się rozszerzała, aż wtopiła się całkiem w plac w kształcie okręgu i było to tak delikatne i naturalne, że sprawiało wrażenie, jakby nic się nie stało.

Wokoło niej zamiast ściśniętych ze sobą domów, pojawiły się sklepowe witryny, a nad nimi daszki uszyte z kolorowych materiałów. Zapach świeżej pizzy, owoców i warzyw na straganach, pieczywa oraz waty cukrowej.

Nessa uwielbiała tutaj przychodzić, ze słuchawkami na uszach i z książką, by usiąść na murku, który odgradzał małą fontannę od reszty i tam spędzać swój dzień, na rozmyśleniach i odpoczynku.

Tym razem również usiadła na tym murku, oparła się o betonowy filar i patrzyła na ludzi, zamknięta w swojej bańce. Zdecydowanie była marzycielką, która nie potrafiła przejść obok człowieka, bez wymyślania sobie jego historii, która gdyby życie inaczej się potoczyło, mogło być jej historią. Patrzyła na kobiety w długich sukniach, zupełnie takich, jak ta, którą miała właśnie na sobie, na dzieci, które biegały radośnie wokół fontanny, nie znając całego zła tego świata, patrzyła na mężczyzn, obejmujących swoje kobiety, lub swoich mężczyzn. Widziała te wszystkie zakochane pary, tutejszych mieszkańców lub turystów, widziała całe rodziny, liczne i urocze, ale także te małe, które jeszcze bardziej emanowały tą miłością i domowym ciepłem.

Oczywiście były to jedynie dziwne przemyślenia, dopowiedzenia, kto jest szczęśliwszy, kto bardziej kochający, a kto zakochany. Ale to było coś, czego Nassa nigdy by nie zastąpiła na nic innego. To było coś tylko jej, dlatego cieszyło bardziej.

I siedząc tak, słuchając w kółko tej samej piosenki, zamknęła oczy i udawała, że świata wokół nie ma, że zniknął i została ona sama, jej walkman i chłód na jej policzku, dolatujący od wody w fontannie.

Mogła tak spędzać całe dnie i pewnie i tym razem także by tak było, ale poczuła na sobie wzrok, a gdy otworzyła oczy, zobaczyła siedzącą na murku dziewczynę, o długich włosach w kolorze ciemnego blondu.

— Czego słuchasz? — zagaiła. Nessa nie była typem rozmownika, lubiła patrzeć na ludzi, ale poznawanie ich i nawet krótkie rozmowy nie były jej ulubionymi czynnościami.

Mystery of love, Sufjana Stevensa. — zdjęła jedną słuchawkę i patrzyła na dziewczynę, a im dłużej się przyglądała, tym więcej widziała.

Gęste brwi, długie proste włosy, piękne, duże, zielono-niebieskie oczy, długie rzęsy i pełne usta, które się do niej uśmiechały, a im bardziej się na nich skupiała, tym bardziej miała ochotę je pocałować, by zobaczyć czy w rzeczywistości są tak miękkie, na jakie wyglądają.

— Czemu akurat to? — postukała palcem w plastikowy kubeczek trzymany przez nią w obu dłoniach. — Czemu nie coś szczęśliwego? O czymś jak letnia miłość? — usiadła obok niej, opierając się również o betonowy filar.

— Ponieważ to tajemnica miłości jest ważna. Nie sama miłość. Możesz czuć miłość, ale nie wiedzieć, że to ona. Możesz być w związku, możesz być zakochany, ale nie znając tajemnicy tego uczucia, to bez żadnego znaczenia, bo musisz znać podstawy, by móc dalej się uczyć matematyki czy gramatyki. Musisz najpierw nauczyć się składać litery w słowa, by zacząć czytać książki, musisz nauczyć się chodzić, by zwiedzać świat, musisz poznać język, by łatwiej się porozumieć. I tak jest też z tą miłością. Musisz poznać jej podstawę, jej tajemnicę, a później wszystkie inne związane z nią problemy, czy też i nie. I może ta osoba nie cierpi, może właśnie dzięki temu, że poznaje tajniki miłości, nie widzi w cierpieniu przez nią nic złego, a pouczającego, ważnego. Coś, co powinno zostać błogosławione.

Nessa dała dziewczynie drugą słuchawkę, którą ta przyjęła z uśmiechem i włożyła sobie do ucha. I razem siedziały tak na murku fontanny i nie odzywały się, aż piosenka nie dobiegła końca i nie odpaliła się ponownie od początku.

— Zapętliłaś ją? — zapytała, patrząc na profil rudowłosej, która pokiwała głową, zgadzając się. Nie patrzyła na nią, ponieważ wystarczyła jedynie jej obecność ramię, przy ramieniu, kolano przy kolanie, stopa przy stopie, by czuć się skrępowaną, otoczoną, jednak z nutką dobrej strony tego uczucia.

— Czemu?

— A czemu ludzie słuchają muzyki na zapętleniu, czemu czytają te same książki w kółko, i w kółko, mimo że dokładnie wiedzą, co się stanie? Czemu oglądają te same filmy i seriale, nawet gdy znają każdy dialog i potrafią odegrać cały film?

— Ponieważ go lubią.

— Właśnie. A ja lubię tę piosenkę, bo daje mi możliwość przemyśleń, odpoczynku... bo jest w pewnym sensie moja.

Znowu zapadła między nimi cisza. Patrzyły przed siebie, stykając się skóra ze skórą, słysząc te same słowa w słuchawce.

How much sorrow can I take?
Blackbird on my shoulder
And what difference does it make
When this love is over?

— Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? — kolejne pytanie, ten sam uśmiech, co wcześniej.

— Nie wierzę, ponieważ trzeba poznać osobę, by ją pokochać. Wszystko trzeba najpierw poznać, żeby później móc powiedzieć czy się to lubi, czy nie. Tak jest też z ludźmi. Możesz poczuć... coś. Możesz widzieć, że ta osoba jest piękna, ale znasz to powiedzenie? Nie ocenia się książki po okładce. Okładka może być... najpiękniejsza ze wszystkich... ale wnętrze może okazać się niezadowalające lub zupełnie na odwrót, okładka może nie przyciągać, ale w środku będzie najlepszą książką, jaką się przeczytało.

— Czemu nie można wierzyć sercu? Czemu nie uwierzyć mu, gdy mówi, że i okładka i wnętrze są piękne i stworzone specjalnie dla ciebie?

— Ponieważ nie zawsze serce ma rację. Lepiej wierzyć umysłowi, gdy mówi stop, zatrzymujesz się. Co robisz, gdy widzisz nadjeżdżające auto? Odskakujesz, nie wchodzisz mu w drogę. Czemu? Ponieważ to twój mózg kazał ci się zatrzymać. Dlatego wiesz, co jest dla ciebie niebezpieczne, co może cię skrzywdzić... więc gdy masz z tyłu głowy powiedzenie o okładce, zamiast ryzykować, że się zawiedziesz, badasz teren, poznajesz tajemnice tego człowieka i później mając dowody, utwierdzasz się, czy serce miało rację, czy też nie.

— Nie zgadzam się z tobą... i chcę ci pokazać, że czasami... warto słuchać serca. — podniosła się i wystawiła dłoń w stronę Nessy.

Spojrzenie Nessy utkwione było w dłoni dziewczyny i patrzyła tak chwilę, może z minutę, aż nie złapała za nią i nie podniosła się z murku.

Miękka jak jedwab skóra, ciepła i aż bajecznie delikatna, czym rudowłosa nie mogła przestać się zachwycać, aż nie sprowadził ją na ziemię głos właścicielki tej idealnej dłoni. Pasującej do tej jej, jak klucz do zamka.

— Idziemy słuchać się serca. — uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i nie czekając, aż Nessa cokolwiek powie, zgodzi się, odmówi, zastanowi nad odpowiedzią, pociągnęła ją w stronę jednej z bocznych uliczek, biegnąc pomiędzy ludźmi a za nią Nessa, z sukienką powiewającą za nią, jak peleryna superbohatera.

Znowu te same labirynty pomiędzy ciasno ściśniętymi ze sobą budynkami, zapach brzoskwiń, cytryn oraz pomarańczy. Nad ich głowami, kiedy biegły tak przed siebie, kompletnie nie wiedząc gdzie, rozpościerały się ramiona drzew, ich gałęzie tworzyły baldachim w szparach pomiędzy budynkami i sprawiały, że było tam chłodniej.

— To jest miejsce, gdzie zaczynamy słuchać swojego serca! --- wykrzyknęła radośnie dziewczyna i wybiegła na kolejny plac, prawie taki sam, jak poprzedni. Kawiarnie, sklepy z pamiątkami, kilka klatek schodowych, które prowadziły do małych mieszkań.

Słońce znowu ogrzało ich twarze i było to jeszcze bardziej odczuwalne, gdy ochłonęło się choć trochę i nagle wychodzi się na pełne słońce.

Pokazała jej kawiarnie i uśmiechnęła się szerzej.

— Moje serce mówi, że chce kawę i lody. Czy twoje też chce kawy z lodami?

Nessa pokiwała głową z delikatnym uśmiechem i obie udały się do wnętrza kawiarni, by kupić dla siebie napój.

Usiadły przed kawiarnią, przy jednym ze stolików. Nie odzywały się, nie patrzyły na siebie, jedynie w ciszy jadły zimne lody, popijając je trochę za słodką kawą. Powoli słychać było cykady. Muzyka z kawiarnianego radia pasowała idealnie do tak pięknego dnia, jak ten i nogi same rwały się do tańca.

Nim Nessa się obejrzała, została ponownie porwana przez swoją nową koleżankę i jak gdyby nigdy nic wciągnięta w taniec na środku placu. Jej sukienka falowała wokół nich, a ich ciała poruszały się w rytm "L'italiano", nie przejmując się ludźmi, miejscem, kompletnie niczym, będąc zupełnie sobą.

— Moje serce mówi mi, żebym tańczyła! — odpowiada, na pytania Nessy, na pytania w stylu "czemu" i "po co". Więc tańczą, bo w końcu także i Nessa podłapuje tok myślenia dziewczyny i zaczyna czuć się wolna w tym, że jej serce mówi, żeby tańczyła, żeby się śmiała i czuła wielką, narastającą coraz bardziej kulę szczęścia. Żeby właśnie tym była. Kłębkiem, wielkim kłębkiem szczęścia i ekscytacji.

I dlatego też, robiąc to, co każe jej serce, złapała mocno za dłoń dziewczyny i, gdy piosenka się skończyła, pociągnęła ją w jedną z dziesiątek uliczek, prowadzących do tego labiryntu.

Biegły przed siebie, czując, jak wiatr rozwiewa im włosy, jak lekko owiewa ich zgrzane przez wysiłek policzki, aż zapach oceanu nie dotarł do ich nozdrzy i nie pokrył ich od środka słoną warstwą.

Zbiegają po kamiennych zboczach, po wrośniętych w naturę schodkach, aż ich stopy nie zderzają się z rozgrzanym piaskiem. Nie myśląc długo, zrzucają z nóg obuwie i zakopując się lekko pod sypki piasek, biegną w stronę wody, dalej utrzymując uścisk na swoich dłoniach. Temu wszystkiemu towarzyszy wesoły, naprawdę radosny i oznaczający bezgraniczne szczęście śmiech, a nasila się on, staje się głośniejszy, gdy obie, ignorując warstwę ubrań, wbiegają całe do wody i unoszą ręce do nieba, które powoli zmienia barwę z błękitnego w granat.

— W końcu pojęłaś, o co mi chodzi! — krzyczy, trzymając się kurczowo dłoni Nessy. — Cudowne uczucie, prawda! Ta wolność!

Nessa kiwa głową w zgodzie ze słowami dziewczyny i patrzy na zmieniający się odcień nieba na horyzoncie. Z błękitu w róż, pomarańcz, fiolet, aż w końcu w ciemny granat.

Patrząc na to, jak słońce zachodzi za linię styku wody, z niebem, Nessa czuje, jak jej serce zaczyna bić szybciej, agresywniej i krzyczy na nią, by zrobiła to, co chce zrobić, od kiedy zobaczyła tą piękną dziewczynę.

Pocałować ją.

Odwraca się w jej stronę, łapiąc za jej drugą dłoń i dziękując sobie sprzed chwili, że wyrzuciła walkmana gdzieś w piasek, ciągnie ich obie w wodę tak, że nurkują pod taflą oceanu, przybliżając się bardziej do siebie, a gdy wynurzają się ponownie z głębin, stoją już centymetry od siebie, na ustach mając uśmiechy, oddychając szybciej niż zwykle i patrząc sobie w oczy z iskierką czegoś, czego Nessa jeszcze nie znała.

Wycierają słoną wodę, spływającą im po twarzach i już się nie śmieją, ten atak bezgranicznego szczęścia i euforii minął, a one uspokoiły się, dlatego patrzą na siebie, czując, jak fale obijają się o ich ciała.

Słońce jest coraz niżej na widnokręgu, zsyłając na ich twarze urocze promienie. Nessa patrząc na twarz dziewczyny, kobiety, tak piękną, jak namalowaną na płótnie, widząc pełne, czerwone wargi, dotyka palcami jej zaróżowionego policzka i odgarnia mokre kosmyki włosów, przyklejone do skóry. Zakłada ja delikatnie za ucho i obejmuje jej ciało.

— Miałaś rację, dziewczyno, której imienia nie znam, ale na pewno jest najpiękniejsze na całej Ziemi, warto słuchać serca. I miałaś też rację z miłością od pierwszego wejrzenia. Człowiek może zakochać się w kimś, kogo nie zna. Bo skoro serce mówi, że coś warto zrobić, to trzeba go posłuchać i to zrobić. — patrzy w jej oczy, gładząc opuszkami palców pokryte małymi, prawie niewidocznymi piegami policzki dziewczyny. — Dlatego teraz zrobię to, co każe mi serce.

I pochyla się nad nią odrobinę, by później pocałować swoją letnią miłość. By sprawdzić tym pocałunkiem, czy naprawdę ta cudowna, piękna istota jest prawdziwa, czy jej usta są tak miękkie, na jakie wyglądają.

Miłość jest przewrotna, jest niepewna, zaskakująca, u każdego wygląda inaczej, dlatego tak ciężko jest się nauczyć jej tajemnic. Miłość to nie matematyka, która dla każdego jest taka sama i sposób, w jaki się ją tłumaczy, również wiele się nie zmienia. Można powiedzieć, że miłość to nie uczucie, a człowiek, jak każdy różnorodny i zupełnie inny od drugiego.

Widząc osobę, nie potrafimy powiedzieć, jaka jest, dopóki nie przywitamy się i nie zaczniemy jej poznawać. I chyba właśnie tak jest z tym uczuciem, z osobą znaną jako Miłość. Nie wiesz, jaka ona jest, dopóki nie poczujesz, że kogoś kochasz za najmniejszy pieprzyk na skórze, za każdy uśmiech, za każde słowo i uśmiech, za wszystko. Za dobre rzeczy, ale i za te złe.

I Nessa oraz Astrid, bo tak było jej na imię, wiedziały, że pokochały dziewczynę spod fontanny za uśmiech, za skupione spojrzenie, czy nawałnicę pytań i odpowiedzi, za lody w kawiarni, za zapach brzoskwiń i za ocean, za walkmana z 'Mystery of love' na zapętleniu i za głos serca, mówiący "idźcie dalej, a zobaczycie, jak piękna może być miłość".

Bo to, co ich połączyło, było czymś, jak letnia miłość.

Koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top