Rozdział 2: "W bibliotece obowiązuje cisza."


Zmiany zachodzące w pogodzie są fascynujące. Prawdę mówiąc, zawsze interesowałam się geografią i astronomią, wszechświat ma przed nami jeszcze tyle tajemnic. Ale czułam się zbyt głupia, by zrozumieć jak to działa. Pokładałam w sobie wielkie nadzieje, ale gdy usłyszałam paplaninę nauczyciela od fizyki — którego swoją drogą bardzo szanuję i podziwiam za oddanie i pasję — to za cholerę nic nie rozumiałam. Jakby mówił w kompletnie innym języku. To wszystko jest bardzo skomplikowane. Obawiam się, że nawet gdyby ktoś przełożył to na słowa rozumiane przez pięciolatka, to i tak miałabym problem. 

Na szczęście nie muszę się teraz o to martwić. Są wakacje, zero nauki i martwienia się o pogodę. 
Niestety w miejsce szkolnych zmartwień przychodzą nowe, te wakacyjne. A właściwie jedno, o ile tak można nazwać bycie zmuszoną do pracy z Willem. 

Chociaż jest nadzieja by jakoś to rozwiązać. Nicole powinna już tu być, obiecała mi pomóc. Nicole jest z innej szkoły, poznałyśmy się w tamtym roku w pracy i można powiedzieć, że mamy dobre relacje. To nie jest przyjaźń, po prostu czasem gadamy, bo nie potrafię nawiązać aż tak silnych relacji z drugą osobą, ale ważne, że mam kogoś komu mogę się zwierzyć, tak? Gdyby nie ona, jedyną osobą z którą mogłabym rozmawiać, pozostałaby moja mama. 

Ta kobieta jest bardzo zaborcza. Chce wiedzieć wszystko i nie miałabym problemu z jej ciekawością, gdyby nie jej skłonność do oceniania każdego twojego kroku. Od zawsze odczuwałam z jej strony presję, bo piątki to było za mało, dlaczego nie szóstki? Ciągle powtarzała, że ja to nie inni, ale nie tyczyło sie to ocen, gdzie porównywała mnie z każdym. Mimo iż moja własna, rodzona siostra sama nie była orłem, to traktowano ją o wiele lepiej.

Może dlatego wolałam zaufać koleżance z byłej pracy.

———————

— Ale czym ty się przejmujesz? — Zapytała z nutą drwiny w głosie. — Przecież on chodził z twoją siostrą, nie z tobą. 
— Przyjaźnił się ze mną, straciliśmy kontakt, a teraz mamy znów normalnie rozmawiać? Nie potrafię tak, udawać, że nic się nie stało.
— Więc porozmawiaj z nim o tym. To też jest człowiek, zrozumie co masz na myśli, a może wtedy przestaniesz się czuć przy nim niekomfortowo. Przykro mi to mówić słońce, ale większość ludzi wcale nie jest taka dobra w domyślaniu się, co masz na myśli. Część z nich nawet to nie obchodzi. Z ludźmi trzeba rozmawiać, o wszystkich pierdołach, tych ważnych i tych mniej. Kto wie, może w końcu zostaniecie przyjaciółmi na twoich zasadach, może już mu przeszło po Olivii? Nie dowiesz się, jeśli nie zaczniecie rozmawiać. 

Nicole wcale nie jest taka głupia. Nie, żebym tak o niej wcześniej sądziła. Po prostu na siłę próbowałam się przekonać, że nie ma racji. Nie lubię, gdy ludzie są mądrzejsi ode mnie. Najlepsze jest to, że dając komuś radę, postąpiłabym tak samo jak ona. Bo łatwo jest coś powiedzieć komuś i liczyć, że postępując zgodnie z ich radą, wszystko wyjdzie jak po maśle. Może tak być, ale trzeba uwzględnić osobowość danego człowieka. Ja mając lęk społeczny, boję się rozpocząć rozmowę. Po prostu nie jestem gotowa.

Nie każdy to rozumie, to bardzo rażące. Słyszę, że jestem wstydliwa, dzika - bojąc się ludzi - ale ja po prostu za bardzo przejmuję się reakcją innych na każdy mój ruch. Na to, co powiem, jak postąpię, mnie przeraża nawet uśmiechanie się przy ludziach, bo widzę już ich rozmowy i myśli o tym, jak źle wtedy wyglądam.

— Będę musiała tak zrobić. Nie mam chyba innej opcji. — Podsumowałam całą rozmowę.

— A teraz rozluźnij się, dziewczyno! To tylko głupi chłopak, wielu takich chodzi po ziemi. A wino mam tylko jedno i... dwie godziny dopóki Kyle nie wróci z pracy. Możemy coś obejrzeć. Zapomnisz wtedy o swoich smutkach.

Kyle jest narzeczonym Nicole. Dziewczyna jest starsza ode mnie o 8 lat, więc nie dziwie się, że jest na takim etapie pod względem miłosnym. Nie miałam okazji poznać jej wybranka, ale z pewnością musi mieć ciekawą osobowość. Wiążąc się z dziewczyną taką jak Nicole, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Mimo różnicy wieku potrafiłyśmy się dogadać, Nic zawsze wiedziała co powiedzieć, umiała doradzic, bo była nieco (a nawet dużo) bardziej doświadczona niż ja. Dobrze, że się do niej zwróciłam.

— Może powinnam. Idę po kieliszki.

— Weź największe!

———————

— Nicole tu była? — Mama rozpoczęła rozmowę, gdy miałam już wychodzić do pracy. Pokiwałam twierdząco. —Czyli przyjaźnicie się?

— Nie wiem, mamo. Co prawda umie doradzić, zawsze mi pomaga, gdy o to proszę, ale odnoszę wrażenie, że nie zależy jej na tej znajomości. Ja inicjowałam każde spotkanie, każdą rozmowę, mam więc mieszane uczucia. — Wyznałam szczerze.

— Nie potrafisz nawiązać prawdziwej przyjaźni? Ciągle coś ci nie pasuje, trafiasz na jakieś dziwne osoby... co jest? Przecież wychowywałam cię dobrze...

— To nie zależy od wychowania. Mam problemy z zaufaniem, poza tym nawet nie wiem, czy potrzebuję przyjaciół. Daj mi spokój. — Ucięłam temat, wychodząc z domu.

Zawsze tak jest. Wszystko jest moją winą, to ze mną jest coś nie tak. Czy ta kobieta nie mogłaby mnie w końcu zrozumieć? Nie wszystko zależy od wychowania człowieka. Na to, kim jesteśmy, wpływa też doświadczenie, każdy najdrobniejszy szczególik, najmniejsze wydarzenie w naszym życiu. Ale najwyraźniej nie każdy potrafi to zrozumieć.

Kwestia bycia zrozumianą przez własną matkę, zaprzątała mi głowę aż do końca zmiany. Nawet nie zauważyłam, że nadchodzi pora sprzątania, a za oknem deszcz zalewa ulice. Przyjechałam rowerem, co zresztą nie jest nowością, ale nie mam przy sobie parasolki. 

Mogłabym spytać Willa albo Johna o podwózkę, ale nie chcę z siebie robić ofiary bądź co gorsza — być skazaną na zagajanie rozmowy. Szczególnie nie z tym pierwszym. Ale mój rower jest cały mokry...

Stanęłam więc w drzwiach, patrząc na mój biedny pojazd, mając nadzieję, że za chwilę pogoda się zmieni i szczęśliwie wrócę do domu. 

— Na co czekasz? — Usłyszałam znajomy głos i poczułam ciepły oddech na ramieniu.
— Na poprawę pogody. Nie jestem głupia, nie będę jechać w deszcz. — Oświadczyłam.
— Skoro nie jesteś głupia, to wsiadaj do mojego auta. Masz przypięty rower, więc raczej nikt go nie ukradnie. — Stwierdził chłopak.
— Niech będzie. — Odparłam, wsiadając do samochodu. Nie chciałam jechać w ciszy, dlatego postanowiłam schować dumę w kieszeń i zacząć temat.  — Dlaczego w ogóle podjąłeś tutaj pracę? 
— Rok temu mama wysłała mnie za karę, bo dokonałem sporego zakupu bez konsultacji z nią, więc musiałem spłacić długi. A że dobrze wspominam spędzony tu czas, to wróciłem. A ty?
— Zbieramy na spłacenie pożyczki na studia Olivii, ktoś musiał podjąć się dodatkowej pracy, bo pieniędzy nigdy za mało. Smutna rzeczywistość.
— Jak z nią? 
— Z Olivią? — Spytałam, udając głupią. Chciałam uniknąć tego tematu. — Nie mam pojęcia. Nie odzywała się odkąd wyjechała. 
— Poczekasz chwilkę? Muszę wyskoczyć po moją młodszą siostrę, bo została u babci, a nie ma jej kto odebrać. — Chłopak zmienił temat, zatrzymując auto i zostawiając mnie samą w środku.

— Olivia? — Dziecięcy głos zadał pytanie, siadając z tyłu.
— Nie, jestem Heather, jej siostra. — Sprostowałam.
— I moja przyjaciółka. — Dodał Will, może nieco niepotrzebnie i nie na miejscu, patrząc na naszą relację, chociaż muszę przyznać, że mi schlebił tym komentarzem.
— A co się stało z Olivią?
— Olivia wyjechała na studia do innego miasta. Nie wiem czy pojawi się tutaj, nim będą święta.
— Nie lubiłam jej. Niech nie wraca. — Dziewczynka powiedziała szczerze.
— Maggie, to niemiłe. Heather powie jej to wszystko.
— Nie powiem. Też jej nie lubiłam, więc nie martw się młoda. Mów co chcesz. — Uśmiechnęłam się do niej.
— Mags, wysiadłabyś? — Will poprosił, zatrzymując auto przed swoim domem. — Ja podstawię Ol...Heather pod dom, bo jeszcze pada. Masz parasolkę w plecaku. 

Gdy podjechaliśmy pod dom, chłopak zgasił auto. Czyli czekała mnie rozmowa. 
— Musisz jej wybaczyć, nie odróżnia was. Jesteście bardzo podobne...
— Nic się nie stało, ludzie często nas mylą. A mogłabym wiedzieć, czemu jej nie lubi?
— To bardzo długa i zawiła historia. Może pójdziemy w sobotę na kawę, albo do biblioteki, gdziekolwiek. Tam ci opowiem, jeśli oczywiście chcesz.
— Jasne, z miłą chęcią. Moja mama wygląda przez okno, powinnam już iść. Do jutra, przyjacielu. — Dodałam nieco zbyt ironicznie.
— Przyjaciółko. — Pożegnał się, salutując.

———————

Gdy pracujesz, czas mija bardzo szybko. Każdy dzień jest taki sam, nawet nie odczuwasz, że są wakacje. W ten sposób doczekałam się weekendu. Jak do tej pory nie działo się nic szczególnego, a nie ukrywam, że liczyłam na cokolwiek. Zwłaszcza, że dzisiaj mam spotkać się z Willem. W pracy nic nie wspominał na temat naszego spotkania, co nieco zbiło mnie z tropu, bo nie wiedziałam, czy nastawiać się na kontakt z nim.

Po momencie namysłu, zdecydowałam, że napiszę do niego. Czasami lepiej przypomnieć o sobie i być nieco nachalnym, niż być nieświadomym do ostatniej chwili — bo jesteśmy tylko ludźmi i byłoby to całkowicie zrozumiałe, gdyby zapomniał, bądź coś mu wypadło. A wolę wiedzieć wcześniej, by nie czekać jak idiotka.

Chwilę później dostałam wiadomość, że Will podjedzie za godzinę, dlatego zeszłam na dół, by powiadomić rodziców, że wychodzę. Nie chciałam tego robić, bo mama jak zwykle zadawałaby dużo niewygodnych pytań. A ja nie wiedziałabym jak na nie odpowiedzieć, a nie chciałam ich przemilczeć, bo ta dopowiedziałaby sobie głupoty.

Musiałam więc wymyślić jakąś wymówkę, bo nie chce, aby myślała, że idę na randkę. Zwłaszcza, że wychodzę z Willem, ta kobieta by oszalała. Zdaję sobie sprawę, że ta rodzina, jak i sam chłopak, nie są gotowi na grupowe spotkanie, jeszcze nie wszystkie rany zostały uleczone.

Może to i lepiej, trzymać całą tą sytuację na dystans? Już i tak zbyt wiele razy się przejechałam, dlatego zostańmy przy sceptycznym podejściu. Tak będzie lepiej dla wszystkich.

— Heather, auto Williama stoi przed naszym domem. — Cholera. Myślałam, że zobaczymy się nieco później. I, że nie podjedzie wprost pod okno. Szczególnie pod to kuchenne, gdzie właśnie siedzą rodzice. — Od kiedy się z nim zadajesz? Idziesz z nim na randkę? A może Olivia do niego wróci? Powiedz, by wszedł do domu, niech nie siedzi tam jak głupi... — Mama rozpoczęła monolog.
— Nie trzeba, już wychodzę. — Ucięłam, biorąc w pośpiechu parasolkę.
— Pozdrów go od nas, a na następny raz przyprowadź, nie bądź dziwakiem. I wróć przed dwudziestą trzecią, chyba, że masz klucze do domu. — Usłyszałam wychodząc, ale nie zwracałam już na to uwagi.

Prawdę mówiąc, byłam wdzięczna, że Will nie opuścił auta i nie wszedł do domu. Nie chcę go narażać na kontakt z tak świrniętymi ludźmi, jakimi są moi rodzice. Zadawaliby dużo niewygodnych pytań, sprawiając, że oboje chcielibyśmy zniknąć. Niektórych rzeczy po prostu nie wypada mówić, ale ciężko im przemówić do głowy.

Szkoda, że chłopak w tym czasie nie zmienił swojego auta. Mama nie rozpoznałaby go tak szybko i nie pokazywała swojej nachalności. Ale życie nie spełnia naszych życzeń, już chyba za późno. Zostałam zdemaskowana.

— Gotowa na wycieczkę swojego życia? — Will rozpoczął rozmowę, gdy otworzyłam drzwi pojazdu.
— Witaj Will, Ciebie też miło widzieć. — Zignorowałam zadane mi pytanie. — Masz jakiś plan, czy będziemy siedzieć w aucie, aż wszystko nadrobimy?
— Właściwie to tak, pojedziemy do biblioteki. A pytania o nadrobienie wszystkiego, nie do końca rozumiem. Co chcesz nadrabiać, czy ja coś przegapiłem?
— Stąpasz po cienkim lodzie. Miałam nadzieję, że użyłeś ironii, ale po twojej minie wnioskuję, że naprawdę nie masz pojęcia.
— Oświeć mnie, Heather. Ale może najpierw wejdziemy? Ugotujemy się, zostając w aucie.
— Twoje słowa mym rozkazem. — Odparłam, podążając za nim.

Wchodząc do budynku poczuliśmy upragniony chłód, o który każdy zabiega w tak gorącą porę roku. Will zauważył z daleka jakąś znajomą, po czym pobiegł do niej, nie zważając na moją obecność. Przemilczałam sprawę i wyruszyłam na poszukiwanie ciekawych lektur. Zaszyłam się w dziale z nowościami, przeglądając pozycje, jedna po drugiej. Czytałam opisy bardzo dokładnie, wiedząc, że będę długo czekać.

W pewnym momencie, zrezygnowana usiadłam, opierając się o ścianę i uważnie wertując jedną z wcześniej przeglądanych książek. Czymś w końcu musiałam się zająć. Zaczęłam więc czytanie, kompletnie ignorując otoczenie. Udawałam, że nie słyszę wszystkich głosów, szmerów, że w ogóle mi nie przeszkadzają. Chciałam skupić się tylko i wyłącznie na książce, bo dzięki temu czas mógłby minąć szybciej. A postanowiłam, że wytrzymam godzinę i albo poproszę Willa o odwiezienie mnie, albo pójdę sama, jeżeli będzie zbyt zajęty.

— Wybacz, że Cię zostawiłem, musiałem wyjaśnić coś kuzynce. — Usłyszałam chłopaka, który przysiadł się obok.
— Kuzynce? — Spytałam, nieco zdezorientowana.
— Tak, właśnie przyjechała do miasta. Ale zamiast zostawić u nas bagaże, zatrzymała się najpierw w bibliotece.
— Wy, Fierlingowie, macie zbyt dużego fioła na punkcie biblioteki. — Zaśmiałam się, nieco zbyt głośno, bo zostaliśmy upomnieni o zachowanie ciszy.
— Coś w tym jest. O czym to mówiliśmy wcześniej?


— Dobrze, że o tym wspominasz. A więc miałam... — w tym momencie przerwałam swoją wypowiedź, by zastanowić się. Czy na pewno chciałam wyrzucić mu wszystko w twarz, pokazać jak mnie zranił, gdy dopiero co zaczęliśmy rozmawiać i rzeczy zaczęły wracać do normy? — Chciałam zapytać Cię o twoje rozstanie z Olivią. Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz, ale wszyscy słyszeliśmy milion wersji wydarzeń, a nikt nie wie, która, o ile którakolwiek jest - prawdziwa.


— No dobrze — Westchnął, by zyskać chwilę na ułożenie sobie wypowiedzi w głowie. — Wiesz, że wcześniej nie znałem Olivii, pewnie do tej pory bym jej nie znał, bo w sumie to nie mieliśmy i nie mamy zbyt wiele wspólnego. Poznałem ją w bibliotece, bo uczyła się by zdać matematykę. Biblioteka to jedyne miejsce w szkole, gdzie jest cicho, a z racji, że nigdy wcześniej jej tam nie widziałem to zagadałem. W taki sposób zostałem jej darmowym korepetytorem. Oboje wiemy, że ta dziewczyna nie była orłem z matmy. W sumie z niczego nie była, także pomaganie jej stało się moim obowiązkiem. Przez to, że nauczyciele to zauważyli, a ona zaczęła zdobywać nieco lepsze oceny, każdy liczył, że będę się z nią uczyć. Nie umiem odmawiać, to chyba moja słabość, więc spędzałem z nią prawie każdą wolną chwilę. W pewnym momencie zaczęliśmy nawet dzielić ze sobą znajomych, mimo iż byli kompletnie różni. Okazało się, że Olivia nie jest taka głupia, polubiłem ją, nawet bardzo. Dni mijały, a my z przyjaciół, przerodziliśmy się w parę. Pamiętam, że to ona zapytała mnie o chodzenie, bo zaciąłem się ze stresu. Kochałem jej pewność siebie, poczucie humoru... nie wiedziałem, że to wszystko skończy się tak nagle. Na balu, przed zakończeniem roku, um, powiedziała mi, że wyjeżdża na studia. Byłem załamany, bo nie chciałem się z nią rozstawać, a wiedziałem, że związek na odległość nie przetrwa. — Chłopak przerwał, by przetrzeć oczy. — Wiem, że wyszedłem wtedy na dwór, by ochłonąć i zobaczyłem Olivię całującą się z jakimś gościem. Złamało mi to serce. Chociaż może nie powinno, taka dziewczyna, będąca ze mną w związku to jakiś cud. Nie wiem czemu pozwoliłem sobie przyzwyczaić się do niej. Ale trudno. Skończyło się. Bez pożegnania, z kłótnią na koniec i goryczą w sercu.
— Zdradzała Cię? — Wtrąciłam zdezorientowana.
— Myślę, że nie w tym jest największy problem. Tylko to, że przyzwyczaiłem się do niej, pokochałem ją i wiesz co? Wybaczyłbym jej wszystko, jeszcze przeprosił i podziękował.

——————————



Po długiej przerwie zdecydowałam się dodać rozdział. Nie mam czasu na pisanie, jednakże mam (niewielkie) zapasy rozdziałów, więc jeśli będą czytelnicy, to będę publikować dalej ;)


Zachęcam do zostawiania czegoś po sobie, to pomaga rozwinąć się książce i daje mi motywacje


Miłego dnia, Iza x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top