|3|

- Nie denerwuj się - Michi łapie mnie za kolano i lekko je ściska.

- Łatwo ci mówić...

Drzwi gabinetu otwierają się i wychodzi z  nich kobieta w dość zaawansowanej ciąży. Uśmiecha się do mnie przyjaźnie, a ja próbuję odwzajemnić ten gest, jednak wychodzi z tego grymas.

- Pani... Hayböck? Zapraszam - młoda lekarka znika w gabinecie.

- Wejdę z tobą - jest to zdanie nie akceptujące sprzeciwu.

Rozglądam się dookoła, widząc różne zdjecia z usg, dzieci, dzieci, wszędzie dzieci. A i jeszcze dzieci.

- Proszę usiąść - kobieta zachęca mnie ruchem dłoni.

Michael opiera się o ścianę.

- Niech pan weźmie sobie taboret - wskazuje na krzesło stojące w rogu.

- Dziękuję, postoję.

Młoda pani ginekolog zadaje mi, jak mi się wydaje, miliony pytań. Kiedy udaje mi się na wszystkie odpowiedzieć, nadchodzi ten moment, którego najbardziej się boję. Kładę się na łóżku i drżącymi dłońmi unoszę sweter do góry.

- Dobrze, to zobaczmy, co my tu mamy - zaciskam powieki, kiedy kobieta wykonuje badanie. Michael staje obok mnie, a ja natychmiast łapie jego dłoń. O mało co nie łamie mu palca, kiedy kobieta promienieje.

- Gratuluję, maluszek w drodze. Będziecie państwo rodzicami.

Michael prycha i śmieje się na słowa: "Będziecie państwo rodzicami".

- Przepraszam - odchrząkuje i poważnieje.

Płaczę. Ze szczęścia. Będę mamą.

- To mój brat - mówię przez łzy, śmiejąc się jednocześnie.

Młoda lekarka czerwieni się.

- Jeszcze raz wykonam badanie, aby zrobić zdjęcie. Niech pani zobaczy, tu jest główka, tu bije serduszko... - wybucham płaczem. "Tu bije serduszko".

- Ale chwileczkę - kobieta marszczy brwi. - To chyba bliźniaki - mówi cicho.

Patrzę przerażona na Michaela, a on tak samo patrzy na mnie.

- Żartowałam, spokojnie.

Maleństwo zostało poczęte około dwóch miesięcy temu. Jako termin porodu, pani doktor podała końcówkę czerwca. Jedna myśl krąży po mojej głowie, czyli kiedy zdarzyła nam się ta wpadka. I chyba już teraz wiem...

- Jak się czujesz? - Michi zapinana pasy i odpala silnik.

Przyglądam się zdjęciom naszego maleństwa. Uśmiecham się do nich, a dla Michiego to wystarczająca odpowiedź.

- Poproszę jedno do portfela.

Chowam je do mojego notesu, w którym trzymam wszystkie ważne dla mnie zdjęcia.

- Kiedy mu powiesz? - Michael zatrzymuje się na czerwonym świetle.

- Nie wiem... Boję się, że może go to wytrącić z równowagi, a wiesz, jak ważne są dla niego konkursy...

- Wydaje mi się, że ty jesteś dla niego ważniejsza.

Trafił idealnie w sedno.

- A poza tym, on nie jest taki głupi i się niedługo sam zorientuje. Ja osobiście bym wolał, żeby moja dziewczyna powiedziała mi o tym osobiście, niż miałbym się dowiedzieć, długo po fakcie - unosi jedną brew i skręca w uliczkę, na której mieszkamy.

- Dzięki, za wszystko - uśmiecham się do niego, wychodząc z samochodu.

W mieszkaniu wita mnie głucha cisza. Rozglądam się dookoła i zastanawia mnie jedno: co tu się stało, jak mnie nie było.

Kuchnia lśni, ani jednego okruszka na blacie, kurze starte, szklany stolik czysty jak nigdy. Chyba Andiemu się nudziło. Nawet o śmieciach pamiętał. I w końcu zniknęły ten butelki po piwie. Nie żebym nie sprzątała, jednak przez ostatnie dni miałam jakieś wewnętrzne osłabienie, które myślałam, że jest wynikiem panującej jesieni. Tak jasne...

Andreas nie byłby tym samym Andreasem, gdyby nie zostawił mi liściku. 

"Kochanie, ostatnio chodzisz jakaś smutna, mam nadzieję, że poprawiłem ci humor tym sprzątaniem :) Zabieram cię wieczorem na kolację, buziaki."

To jest na pewno jakiś znak od niebios. Oni wszyscy tam na górze się zmówili i robią teraz wszystko, aby doszło do konfrontacji między mną, a moim chłopakiem.

Zmywam po sobie naczynia i od razu je wycieram, bo aż głupio zostawić je na wierzchu. Kładę się na kanapie w salonie, sięgając po mój notes. Wyciągam zdjęcia i oglądam każde po kolei. Tutaj my z Michaelem na wakacjach, gdzie na moim ramieniu siedzi papuga, a tu razem z Andreasem kiedy trzyma mnie na barana, a teraz zdjęcie naszego maleństwa. 

Słyszę dźwięk otwieranego zamka i szybko chowam notes pod poduszką, opierając się o nią. Andreas rzuca torbę, a ja aż podskakuje. 

- Hej - obracam się w jego stronę, a on nawet na mnie nie patrzy.

Wyjmuje zimną wodę z lodówki i siada obok mnie. Odkręca butelkę i wypija naraz pół jej zawartości. Przyglądam się mu dokładnie; podkrążone oczy, roztrzepane włosy i te jego malinowe usta. 

- Zły dzień? 

- Nawet nie wiesz jak... - pochyla się w moją stronę i kładzie mi głowę na kolanach. Gładzę jego szyje, wykonując delikatny masaż. Mruczy cicho, kiedy przejeżdżam palcami przez jego blond włosy. Wyciąga dłoń i kładzie ją pod moim udem, ściskając delikatnie, wywołując tym samym mój śmiech.

Tak, to jest ten moment, teraz powiem mu całą prawdę. Albo nie, za chwilę.

Do naszego mieszkania, bez pukania wchodzi mój braciszek. Z uśmiechem na twarzy wita się z Andreasem i siada między nami. 

- Jak nastrój przed Klingenthal?

I tym sposobem romantyczny wieczór z moim chłopakiem zamienia się w męskie rozmowy o życiu. O kolacji mogę sobie zapomnieć, bo mój ukochany częstuje Michiego browarem. 

- Andi... - zaczynam, a on unosi głowę i patrzy się na mnie - Przynieś mi ogórki z lodówki.

Jego mina w tej chwili jest bezcenna. 

- Cornelia, wszystko z tobą ok? Przecież ty nie lubisz ogórków...

- No co ty, kobiecie w cią... - słowa Michaela mnie paraliżują, jednak znajduję w sobie tyle siły, aby kopnąć go w kostkę tak, aby Andreas nie zauważył -  ... ciężkich momentach życia, jakimi jest napięcie przed miesiączkowe, się nie odmawia.

- Kobiet w "ciężkich chwilach napięcia przed miesiączkowego" - akcentuje to zdanie - nie powinno się też stresować - syczę mu do ucha niczym jakiś wąż boa dusiciel.

Przysięgam, zabiję go kiedyś, zobaczycie.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

3! Jak myślicie, czy Cornelia powinna powiedzieć Andreasowi, że jest w ciąży, czy jednak powinna trochę zaczekać?

Klikamy gwiazdeczki 🌟 i komentujemy 💭

See ya, C. 💌

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top