Rozdział 29

Gdy następnego dnia o wpół do szóstej nad ranem obok mojego ucha rozbrzmiał przeklęty odgłos znienawidzonego przeze mnie budzika, ledwie opanowałam chęć rzucenia nim o ścianę. Kładąc się spać wiedziałam, że będę miała niemały problem ze wstaniem do pracy, ale wierzyłam, że świetnie spędzony wieczór z dziewczynami zrekompensuje mi kilkugodzinny sen. Jakże się myliłam.

Świadomość, że tego dnia będę musiała spotkać się z Ashtonem wcale nie pomagała mi zwlec się z łóżka, a jeszcze bardziej pogarszała moje samopoczucie. Z głośnym jękiem, zerwałam z siebie kołdrę i z trudem doczłapałam do łazienki, przecierając zmęczone oczy. Dzień się jeszcze nie zaczął, a ja już wiedziałam, że będzie długi i nudny.

Przemyłam twarz chłodną wodą, zrobiłam lekki makijaż i rozczesałam lekko skołtunione po śnie włosy. Wchodząc do szafy wnękowej nastawiałam się na założenie na siebie czegoś niecodziennego i wyjątkowo eleganckiego. Pomarańczowa pasiasta sukienka, którą wybrałam lekko opinała moje ciało, ale nie wydawała się zbyt ekstrawagancka, a krótka, czarna marynarka sprawiała, że wyglądałam jak prawdziwa profesjonalna sekretarka. Dopełnieniem mojej kreacji była para czarnych butów na wysokim obcasie. Rzucając ostatnie spojrzenie w stronę lustra, chwyciłam torebkę i wyszłam z apartamentu.

Nie miałam bladego pojęcia, jakim cudem od piątkowego popołudnia na moim, zawalonym już i tak biurku, na nowo uformowała się niemała sterta dokumentów i teczek. Przypominając sobie jak to ja uwielbiam poniedziałki, zaczęłam powoli przegrzebywać się przez stos papierów biurowych i kartotek. Wiedziałam, że gdyby ktoś zapytał Ashtona jak sprawuję się jako jego sekretarka, nie miałby on żadnych skrupułów, by odpowiedzieć, że jestem beznadziejna, nieodpowiedzialna i leniwa. Muszę przyznać, że w pewnym sensie bym się z tym zgodziła. Gdy jeszcze żyliśmy w zgodzie i świetnie się dogadywaliśmy, bez zarzutu wypełniałam obowiązki osobistej sekretarki. Ale od kiedy nasze stosunki się pogorszyły, a ja zaczęłam go unikać, nie pojawiłam się na żadnym ze spotkań biznesowych i olałam wszystkie raporty, które mieliśmy razem omówić.

Ku mojemu zdziwieniu kilka godzin, które spędziłam głównie na przeglądaniu, sortowaniu i edytowaniu dokumentów zleciało mi w oka mgnieniu, a gdy zegar wybił godzinę dwunastą żwawym krokiem zamierzałam w stronę stołówki. Nie miałam ochoty na nic konkretnego, więc podeszłam prosto pod automat do kawy. Jeśli zamierzałam siedzieć do późna w pracy, jedynym czego potrzebowałam było właśnie to.

Wzięłam gorący kubeczek w obydwie dłonie i rozglądnęłam się po stołówce, próbując namierzyć wzrokiem schowanych gdzieś Neenę i Liama. Gdy już miałam zamiar odpuścić swoje poszukiwania, kątem oka zauważyłam ich siedzących razem na uboczu z dala od reszty pracowników. Z oddali potrafiłam dostrzec ich roześmiane twarze i złączone ręce, co tylko utwierdziło mnie w fakcie, że powinnam odejść i pozwolić im pobyć sam na sam. Nie zdążyłam jednak zrobić nawet kroku w stronę wyjścia ze stołówki, gdy Neena mnie zawołała, prawdopodobnie zauważając wcześniej, że czaję się obok automatu.

   - Wybaczcie. Nie chciałam wam przeszkadzać. - Podeszłam do nich, uśmiechając się przepraszająco.

   - Nie przeszkadzasz - odpowiedział Liam, wskazując dłonią na drugi koniec sofy. Usiadłam za stołem i wzięłam łyk kawy, z zazdrością przyglądając się uśmiechniętej Neenie i Liamowi obejmującemu ją ramieniem. Nie potrafiłam powstrzymać smutku ogarniającego moje serce, gdy obserwowałam dwójkę ludzi wpatrujących się w siebie jak gdyby zapomnieli o bożym świecie. Im dłużej siedziałam obok nich, tym silniejsze miałam przeczucie, że rujnuję ich wspólną chwilę.

   - Lepiej już pójdę - oznajmiłam, stwierdzając, że to najlepsza pora na powrót do biura. Oboje byli tak pochłonięci rozmową, że nawet nie zauważyli, że odeszłam. Wywracając oczami, ruszyłam w stronę swojego gabinetu i zajęłam stanowisko za biurkiem.

Po ponad trzech kolejnych godzinach z ulgą odsunęłam się od komputera i potarłam pulsujące skronie. Od wpatrywania się w monitor oczy piekły mnie niemiłosiernie, a migrena coraz bardziej dawała się we znaki. Wzdychając, zamknęłam oczy i dumna z wykonanej przez siebie roboty, opadłam na fotel. Jednak nie było mi dane nacieszyć się chwilą upragnionego spokoju, gdy telefon leżący na moim biurku zaczął wściekle wibrować.

   - Słucham - odezwałam się zmęczonym głosem.

   - Panna Kingston? - Po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiał się delikatny kobiecy głos.

   - Przy telefonie.

   - Mówi Karen Fielding, dyrektor generalny wydziału Human Resources.

   - Oh, witam - odpowiedziałam, prostując się na krześle. Nikt z żadnego wydziału nigdy nie zadzwonił do mnie osobiście. Wiedziałam, że jest coś nie tak.

   - Nie chcę pani niepokoić, ale mamy mały problem z dokumentacją, którą przysłała nam pani w piątek. Otóż na jednym z plików znajdujących się w teczce brakuje podpisu.

   - Podpisu? - zapytałam zmieszana, powoli przypominając sobie o jakiej teczce mówi Karen.

   - Tak, podpisu pana Millera.

Zamknęłam powoli oczy i wzięłam głęboki wdech, starając się nie wybuchnąć płaczem. Teczka, o której wspomniała Karen miała być dostarczona naszemu najnowszemu, bardzo ważnemu sponsorowi. Nie mogłam tego spartolić.

   - Dobrze, czy potrzebny jest tylko podpis?

   - Podpis i inne zmiany, które chce wprowadzić pan Miller. Teczka musi koniecznie pojawić się w moim biurze przed piątą. - Rozłączając się z Karen, zdusiłam w sobie wiązankę przekleństw.

Dobra, jest wpół do czwartej. Mam półtorej godziny na odebranie podpisu od Ashtona i zaniesienie teczki Karen. Bułka z masłem. Z tą myślą w głowie wyszłam z gabinetu i pokierowałam się w stronę sekcji Human Resources. Po kilku minutach z plikiem dokumentów w dłoni przechodziłam obok recepcji.

   - Cześć Judy. Jest Ashton? - zapytałam, zmierzając w kierunku jego przeklętego biura. Miałam ogromną nadzieję, że bez problemu uda mi się odebrać podpis i przed piątą położyć teczkę na biurku Karen.

   - Nie, właśnie wyszedł.

   - Co? Jak to? Gdzie?

   - Wspomniał tylko, że wychodzi i już dziś nie wróci.

   - I nie powiedział gdzie idzie?

   - Niestety nie.

Cholera. Nie tak miało być.

   - W porządku. Dzięki.

Pożegnałam się z Judy i wróciłam z powrotem do swojego biura z nadzieją, że uda mi się skontaktować z Ashtonem. Wybrałam odpowiedni numer i wciskając telefon między ramię a szyję, jeszcze raz przeglądnęłam teczkę. Musiałam mieć pewność, że oprócz podpisu nie brakuje niczego więcej.

   - Dodzwoniłeś się do Ashton Miller. Po sygnale zostaw wiadomość. - W słuchawce rozbrzmiał irytujący głos poczty głosowej.

   - Cześć Ashton, tu Layla. Dzwonię w bardzo ważnej sprawie. Jeśli odsłuchasz tę wiadomość, proszę oddzwoń.

Po raz kolejny analizując uważnie wszystkie dokumenty znajdujące się w teczce, myślami powróciłam do momentu kiedy Ashton mi ją wręczał.

"Zajmij się tym, a gdy skończysz wyślij do działu Human Resources. To bardzo ważne dokumenty dla naszego nowego klienta. Nie schrzań tego."

Po kilku minutach bezczynnego czekania, ponownie wybrałam numer Ashtona, uznając, że to idealny moment by ponowić próbę skontaktowania się z nim. Jednak gdy po raz kolejny tego dnia dodzwoniłam się do jego irytującej poczty głosowej, zwalczyłam chęć rzucenia telefonem o ścianę.

   - Ashton, to znowu ja. Sprawa jest bardzo pilna. Oddzwoń proszę .

Cóż za ironia! Jestem osobistą asystentką Ashtona i powinnam wiedzieć gdzie jest o każdej porze dnia i nocy, podczas gdy ja nie mam zielonego pojęcia gdzie pojechał! Rozmyślanie o konsekwencjach braku teczki na biurku Karen przed piątą wcale nie pomogło mi uspokoić zszarganych nerwów, a wkurzająca poczta głosowa odzywająca się do mnie po raz trzeci tego dnia doprowadzała mnie do szału. Musi być inny sposób na znalezienie Ashtona lub zdobycie podpisu.

Gdy tydzień wcześniej przestrzegał mnie bym nie schrzaniła sprawy z teczką, świetnie postarał się o groźny ton zwiastujący jedynie złe konsekwencje w razie niepowodzenia. Gdy minęło kolejne pięć minut, a on ani nie oddzwonił, ani nie odpisał na żaden z esemesów, stwierdziłam, że moja cierpliwość się skończyła i wyszłam z biura. Jedynym miejscem w którym mogłam go znaleźć był jego apartament, dlatego w pośpiechu wyszłam z budynku i wsiadając do taksówki, podałam kierowcy adres. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenie, którego byłam świadkiem w jego mieszkaniu, nie miałam najmniejszej ochoty ponownie się tam znaleźć, ale byłam do tego zmuszona.

Gdy taksówka stanęła przed blokiem Ashtona, zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z samochodu, modląc się by i tym razem nie gościł u siebie Natashy. Layla twoim jedynym zadaniem jest odebranie podpisu i opuszczenie tego przeklętego miejsca, pocieszałam się, podchodząc pod drzwi do jego apartamentu i niepewnie zapukałam kilka razy. Gdy nie doczekałam się żadnej reakcji, spróbowałam jeszcze raz głośniej, ale z tym samym rezultatem. Nie mając więcej czasu do stracenia, wpisałam kod i pchnęłam drzwi, wchodząc do środka.

   - Ashton? - zawołałam, zamykając za sobą drzwi i niepewnie rozglądnęłam się po salonie. Nie zauważając nikogo w pobliżu, położyłam na kanapie swoje rzeczy i ruszyłam w stronę kuchni, w której ku mojemu największemu zmartwieniu również nie zastałam żywej duszy. Zatroskana spoglądnęłam na schody, wiedząc, że pierwsze piętro jest moją jedyną nadzieją. Nim zdążyłam zacząć zastanawiać się, gdzie mogę znaleźć Ashtona, usłyszałam przytłumione odgłosy rozmowy dochodzące z jego sypialni.

   - Ash kochanie - odezwał się kobiecy głos. To na pewno nie jest Natasha. Ona nie ma zagranicznego akcentu, pomyślałam zdziwiona.

   - Nie Al, nie mogę. - Tym razem do moich uszu doszedł podirytowany głos Ashtona.

Ciekawość wzięła nade mną górę i wyglądnęłam zza pół otwartych drzwi, a moim oczom ukazał się stojący do mnie bokiem Ashton i długowłosa, ubrana w czarną miniówkę blondynka.

   - Nie, Ash dobrze wiem, że nadal mnie pragniesz - zamruczała, przesuwając dłońmi wzdłuż jego klatki piersiowej. Z tak dużej odległości potrafiłam dostrzec jak pod dotykiem kobiety Ashton zaciska szczękę, a dłonie zwija w pięści jak gdyby musiał podjąć ogromny wysiłek, by się przed czymś powstrzymać.

   - Przestań, Allie.

Kim do cholery jest Allie? To pytanie jako pierwsze pojawiło się w mojej głowie, gdy z przymrużonymi oczami obserwowałam jak blondynka niebezpiecznie zbliża się do Ashtona i kładzie dłonie na jego barkach. Gest kobiety jedynie rozzłościł Ashtona, bo z obrzydzeniem chwycił ją za ramiona i od siebie odepchnął.

   - Czy to ma coś wspólnego z tą brunetką, z którą cię widziałam? Kochasz ją? - wybuchnęła nagle, wpatrując się w Ashtona z przymrużonymi oczami. Jej ostatnie słowa wywołały niemałą batalię w moim żołądku.

   - Layla to nie twoje zmartwienie - odpowiedział z wyraźną groźbą w głosie. Wyglądał tak demonicznie, że gdybym to ja stała naprzeciwko niego i patrzyła prosto w jego rozgniewane oczy, trzęsłabym się ze strachu.

   - Czyli tak ma na imię ta szmata.

W porywie nagłej wściekłości wychyliłam się zza drzwi, a z moich ust padło rozgniewane, ale i zarazem urażone 'Hej!'. Poczułam palące gorąco oblewające moje policzki, gdy obydwoje odwrócili się w moją stronę. Nieco skrępowana pod ich spojrzeniami, wyprostowałam się, wygładziłam swoją sukienkę i z uniesioną głową przeszłam przez drzwi, zmierzając w kierunku Ashtona. Widząc ubraną w obrzydliwie krótką sukienkę kobietę prężącą się do niego jak struna, nie mogłam powstrzymać fali gniewu, która zawładnęła moim ciałem.

   - Kogo nazywasz szmatą? Widziałaś się dzisiaj w lustrze? - Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ten niski niemalże groźny głos wydobył się z mojego gardła. Ton głosu, na który dopiero teraz potrafiłam się zdobyć zaskoczył mnie zupełnie tak samo jak ich. Blondynka na początku wydawała się lekko zmieszana, ale po chwili powróciła do swojego obojętnego wyrazu twarzy.

   - Layla. - Wypowiedziała moje imię z taką jadowitością, na jaką było ją stać. - Więc to z nią się pieprzyłeś, gdy wyjechałam. - Jej słowa zadziałały na mnie jak płachta na byka i już byłam gotowa odpowiedzieć na jej podły komentarz, gdy Ashton mnie uprzedził.

   - Gdy wyjechałaś?! - Ledwie panował nad swoim gniewem. - Zdradziłaś mnie, okradłaś i zniknęłaś na cztery lata! - wykrzyczał, jakby zapominając, że stoję obok niego.

Nagle wszystkie kawałki ułożyły się w jedną całość, a ja zdałam sobie sprawę, że stoję przed dziewczyną, która złamała Ashtonowi serce i sprawiła, że stał się wrakiem człowieka. Mając świadomość, że tak samo jak ja, Ashton został zdradzony przez moment czułam jakby była między nami jakaś więź, ale zaraz potem przypomniałam sobie jak bardzo cierpiał przez Allie. Jak mogła go okraść i tak po protu wyjechać?

Byłam cholernie wściekła na Ashtona za to, że nie poruszył ze mną tak ważnego tematu, przez co zrujnował naszą relację, ale złość na niego nie równała się ogromnej fali wściekłości, która zalewa mnie za każdym razem gdy pomyślałam o Allie. Tak, Ashton potrafił być dla mnie niezłym draniem, ale miał też tę dobrą stronę, którą pozwolił mi poznać. Z kolei ta kobieta zabrała mu wszystko to co było w nim dobre. Wykorzystała go dla pieniędzy. Bawiła się jego uczuciami.

   - Wyjdź stąd. Nie jesteś tu mile widziana - oznajmiłam.

   - Przepraszam? To że Ashton się z tobą pieprzył nie znaczy, że coś dla niego znaczysz.

   - Jesteś tu tylko dlatego że potrzebujesz pieniędzy, zgadza się? Więc może się i nawet ze mną pieprzyć, ale ja przynajmniej go nie okradam. A teraz jeśli byś mogła, weź dupę w troki i stąd zjeżdżaj - powiedziałam przesłodzonym głosikiem.

   - Wyjdź stąd zanim wezwę ochronę - dodał spokojnym już głosem, stojący obok mnie Ashton. Allie fuknęła, wymamrotała coś pod nosem i wyszła z sypialni, po drodze trącając mnie ramieniem. Dopiero gdy usłyszałam trzask frontowych drzwi mogłam z ulgą wypuścić powietrze, które z napięciem wstrzymywałam. Poszło szybciej niż myślałam. Staliśmy przez chwilę w milczeniu, gdy nagle usłyszałam jak Ashton bierze głęboki wdech, przygotowując się na przemowę.

   - Layla.. - zaczął, ale obróciłam się twarzą do niego, eksponując cały swój gniew.

   - Nawet nie zaczynaj Ashton - wysyczałam. - Właśnie dlatego nie odbierałeś telefonu i nie odpisywałeś na moje esemesy?

   - Co? Przyszedłem po coś do apartamentu, a ona nagle pojawiła się w moich drzwiach. Nie rozmawialiśmy nawet pięć minut, gdy nam przeszkodziłaś.

   - Przeszkodziłam?! Pomogłam ci się jej pozbyć, a ty mówisz że wam przeszkodziłam. - Ledwie panowałam nad swoim gniewem. Daję słowo, nigdy w całym swoim życiu nie miałam ochoty tak na nikogo nawrzeszczeć.

   - Dobrze sobie radziłem. A ty nawet nie byłaś w temacie - odwarknął, robiąc krok w moją stronę.

   - Masz rację, nie byłam! Nie byłam bo to w sobie trzymałeś i o niczym mi nie powiedziałeś! Zdajesz sobie sprawę, że pozwoliłeś jej wygrać? Pozwoliłeś się złamać.

   - Nie złamała mnie. - Jego oczy niebezpiecznie się zwęziły, a szczęka była zaciśnięta tak mocno, że wydawało mi się, że słyszę chrzęst zębów.

   - Myślisz że nie zauważyłam tego jak bardzo cię zraniła? To za jej sprawą zamknąłeś się w sobie i nie wpuszczałeś nikogo do swojego serca, prawda? To przez nią stałeś się oziębły, podły i skryty. - Potrafiłam zauważyć jak bardzo wpłynęły na niego moje słowa, ale nie byłam w stanie powstrzymać kolejnych, na wypowiedzenie których nie mogłam się zdobyć od dłuższego czasu. - To dlatego urwałeś ze mną kontakt. Myślisz że jestem jak Allie i byłabym w stanie zranić cię tak samo jak ona?

   - Nie wypowiadaj jej imienia - odwarknął.

   - Odpowiedz! - wyrzuciłam z siebie z całym nagromadzonym przez te kilka dni gniewem. - Odpuściłeś sobie, bo myślałeś, że jestem jak ona?

Nie potrzebowałam słów, by poznać prawdę. Wyraz twarzy Ashtona powiedział mi wszystko. Poczucie winy. Złość. Smutek. Emocje wymalowane na jego twarzy sprawiły mi niemal fizyczny ból. Przełknęłam wielką gulę narastającą w moim gardle, zacisnęłam szczękę i obróciłam się na pięcie, gotowa wyjść z sypialni.

   - Layla, nie odchodź ode mnie - odezwał się za mną Ashton, chwytając mnie za rękę i obrócił twarzą do siebie.

   - Zostaw mnie! - Wyrwałam rękę z jego uścisku. Przegrałam walkę ze swoimi łzami, które zaczęły toczyć się po moich policzkach.

   - Zrobiłem to żeby cię przed sobą chronić. Wiesz, że po tym co zrobiła Allie nie obchodziły mnie uczucia innych. Zwłaszcza kobiet.

   - Nie możesz w taki sposób usprawiedliwiać swych okropnych czynów i słów - wykrzyczałam przez łzy.

   - Posłuchaj mnie - powiedział, ponownie chwytając mnie za rękę. - Gdy zobaczyłem cię wtedy w klubie, zapragnąłem cię tak jak nigdy innej kobiety. Nie mogłem pozbyć się ciebie z moich myśli nieważne co robiłem. Nie mogłem spać, bo twoja twarz pojawiała się każdej nocy przed moimi oczami. Po tym jak się z tobą umówiłem i spędziliśmy razem cały dzień, coś do ciebie poczułem. Coś co było silniejsze od tego co czułem do Allie, a to ona była pierwszą dziewczyną w której się tak naprawdę zakochałem. Wiedziałem że na ciebie nie zasługuję, wiec skończyłem to nim się zaczęło.

   - I traktowałeś mnie jak gówno żeby poczuć się lepiej.

   - Nie chciałem tego, ale stwierdziłam że im bardziej będę cię odpychał, tym będzie lepiej dla ciebie. Nie wiesz jak trudno mi było z tobą nie rozmawiać, nie trzymać cię za rękę, nie uśmiechać się do ciebie. Doprowadzało mnie to do szału! A gdy już miałem ci wyznać co czuję musiałaś pójść na randkę z Ryderem!

   - Jakie to ma znaczenie? Gdy przyszłam tu w sobotę rano zastałam u ciebie Natashę! Nie rób że mnie winnej. Nie minęły nawet dwa tygodnie po tym jak zerwałeś ze mną kontakt, a przyszedłeś z nią na Galę i pocałowałeś ją na moich oczach. Nie sądziłeś że to mnie zrani?

   - Natasha nic dla mnie nie znaczy! Zerwała ze mną mówiąc, że nie chce być niczyją dziewczyną na pokaz. Gdybym tylko wiedział, że przyszłaś... Chciałem żebyś żyła dalej beze mnie. Ale teraz wiem czego chcę. Pragnę całować cię kiedy zechcę, trzymać cię w ramionach, sprawiać że się uśmiechasz. Ja. Nie Alex. - Jego błękitne oczy rozbłysnęły.

   - Straciłeś to prawo, odtrącając mnie i nazywając błędem swojego życia. - Łzy kaskadami spływały po moich policzkach.

   - Layla - zrobił krok w moją stronę, zmuszając mnie do odsunięcia się. Niezrażony moim gestem braku zaufania, powoli szedł w moją stronę, dopóki plecami nie zderzyłam się ze ścianą. Położył swoje ręce po dwóch stronach mojej głowy. - Nie jesteś błędem - powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy. Próbowałam odwrócić wzrok, ale delikatnie ujął mnie za podbródek zmuszając mnie bym na niego spojrzała. - Nie jesteś błędem. Jesteś najlepszym co przytrafiło się w moim szarym, marnym życiu. Nie byłem tego pewien do dziś, gdy stanęłaś obok mnie przy Allie. Jesteś wszystkim czego pragnę. Sprawiasz, że nie potrafię zapanować nad swoim gniewem i mam ochotę powyrywać sobie włosy z głowy. Sprawiasz, że czuję się dawnym sobą, że chcę się zmienić - powiedział, delikatnie gładząc kciukiem linię mojej szczęki.

Jego pieszczota rozbudziła we mnie dawno zapomniany ogień, który potrafił rozgrzać całe moje ciało i dotrzeć nawet do mojego oziębłego serca, a jedno spojrzenie głębokich, błękitnych oczu upewniło mnie, że mówi szczerą prawdę. Tak bardzo go pragnęłam.

   - Chcę cię całą tylko dla siebie - szepnął mi na ucho, sprawiając, że fale gorąca rozeszły się po moim ciele.

Nie spuszczając wzroku z moich ust, przebiegł rękami wzdłuż moich ramion, by dotrzeć do dłoni i spleść moje drżące palce ze swoimi. Rozkoszny dreszcz przeszedł po moich plecach gdy wciąż patrząc mi prosto w oczy, uniósł nasze ręce i położył je po obydwu stronach mojej głowy. Gdy poczułam gorący oddech na policzku, mimowolnie zamknęłam oczy, czekając aż zbliży swoje usta do moich. Nie całował mnie delikatnie, ale stanowczo, z całą namiętnością, która w nim płonęła.

Uwolnił jedną rękę i zaczął swoją niewinną wędrówkę od krzywizny mojej szyi, poprzez biust aż do talii, za którą złapał i brutalnie mnie do siebie przyciągnął. Poczułam falę przyjemność tak intensywną, że całym ciałem przywarłam do Ashtona, z westchnieniem łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Zapomniałam o wszystkich moich problemach i skupiłam się na jego słodkich ustach i ciepłych dłoniach głaskających mnie po talii.

Jęknęłam z rozkoszy gdy językiem brutalnie rozchylił moje wargi, obejmując dłońmi moje biodra. Reakcja jaką wywołał jego ruch musiała w nim coś rozbudzić, bo z cichym warknięciem przyciągnął mnie bliżej siebie i uniósł, bym swobodnie mogła owinąć go nogami w pasie. Zrzucił mnie na łóżko tak gwałtownie, że zaparło mi dech w piersi, ale nim zdążyłam zorientować się co się stało, znalazł się nade mną, a jego palce konwulsyjnie zacisnęły się na moich udach.

Mrucząc z zadowolenia, owinęłam go nogami w pasie i zanurzyłam dłonie w miękkich, jedwabistych włosach, lekko podgryzając jego dolną wargę. Ashton zacisnął dłonie na moich biodrach, bez uprzedzenia łącząc nasze usta w desperackim pocałunku. Przymknęłam oczy, czując przechodzącą przez całe moje ciało falę przyjemności. Trzęsącymi się dłońmi chwyciłam za jego koszule i rozpinając guziki, pozbyłam się przeszkody nie pozwalającej mi dotykać jego gładkiej, jedwabistej skóry. Wzdychając, zatopiłam paznokcie w jego ramionach, gdy składał serię pocałunków na mojej szyi.

   - Ash - jęknęłam, wyginając się w łuk. Wiedząc dokładnie o co go proszę, Ashton zaczął powoli rozpinać zamek mojej sukienki i pozwolił mi zdjąć z siebie spodnie, by usunąć ostatnią dzielącą nas barierę.

Leżąc pod nim naga i wystawiona na krytykę, byłam w pełni świadoma, że mógłby zobaczyć moje blizny. Jego twarz była pełna emocji, gdy kciukiem delikatnie znaczył linie na moim ciele. Pochylił się nade mną i pocałował mnie czule, jakby bez słów odpowiadając, że moje blizny mu nie przeszkadzają. Gładząc mnie po policzku, spojrzeniem zapytał czy jetem gotowa. Kiwnęłam głową i uśmiechając się, pozwoliłam mu rozchylić nogi i wsunąć się do mojego wnętrza. Pod wpływem nagłej rozkoszy zatopiłam dłonie w jego miękkich włosach, oddając się mrocznemu pożądaniu. Resztę nocy spędziliśmy razem w łóżku, zapominając o wszelkich problemach i troskach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top