Rozdział 22

Gdy tylko poczułam silną dłoń oplatającą się wokół mojego ramienia, z moich ust wydobył się przerażony krzyk, a do głowy napłynęło tysiące scenariuszy. To bezdomny? Ktoś chce mnie okraść? A może to mój ojciec? Ostatnia możliwość wzbudziła we mnie największe przerażenie, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz niepokoju. Niepewnie obejrzałam się za siebie i odetchnęłam z ulgą, gdy napotkałam wzrokiem parę znajomych, brązowych oczu.

    - Clark, napędziłeś mi niezłego stracha! - zbeształam go, próbując otrząsnąć się z przerażenia.

    - Wybacz, Layla - odrzekł z nieskrywanym żalem w głosie.

    - Co tu robisz o tak późnej porze?

    - Czekałem na ciebie. Przypuszczałem, że wyjdziesz ostatnia.

    - Dziękuję, nie musiałeś. Nie masz rodziny albo żony, która zastanawia się gdzie jesteś?

    - Zdążyłem poinformować żonę, że pojawię się w domu trochę później - oznajmił i gestem ręki wskazał na limuzynę. Chwyciłam dół sukni i niezdarnie wślizgnęłam się do samochodu. Czułam się źle ze świadomością, że kazałam Clarkowi na siebie czekać, ale jednocześnie byłam mu niesłychanie wdzięczna. Gdy tylko silnik samochodu obudził się do życia, rozsiadłam się wygodnie na tylnych siedzeniach limuzyny.

    - Jak długo jesteście małżeństwem? - W jednym momencie zdałam sobie sprawę, że nie wiem o Clarku dosłownie nic.

- Jesteśmy ze sobą od dziewiętnastu lat. Poznaliśmy się, gdy oboje mieliśmy po dwadzieścia. Ona była młodą studentką, ja byłem zapaśnikiem. - Muszę przyznać, że nieźle się trzyma. Nigdy nie pomyślałabym, że ma na karku czterdziestkę. - Pewnej nocy po pojedynku, odwiedziłem pobliski bar, by dać ujścia niewyładowanym na ringu emocjom. Jak zawsze siedziałem na tyłach pubu, gdy do środka weszła grupa kobiet. Wszystkie były piękne, ale pewna brązowowłosa okularnica najbardziej przykuła moją uwagę. Ubrana w parę dżinsów i zwykły podkoszulek totalnie nie pasowała do tamtejszej scenerii. To właśnie ona skradła moje serce. Jeszcze tej samej nocy zebrałem się na odwagę i do niej zagadałem, ale jak możesz się domyślić dała mi kosza. Po tamtym zdarzeniu co noc o tej samej godzinie pojawiałem się w barze, by tylko móc znowu ją zobaczyć. Następne półtora tygodnia minęło mi na bezwstydnym gapieniu się w jej kierunku. W końcu jednak ochłonąłem po pierwszym odrzuceniu i zdecydowałem się ponowić próby umówienia się z nią. Mówiąc krótko, ostatecznie zgodziła się pójść na randkę. Najpierw została moją dziewczyną, a później żoną. - Nigdy nie słyszałam żeby ktoś z takim uczuciem opowiadał o swojej drugiej połówce.

    - Cudowna historia - powiedziałam, uśmiechając się pod nosem. - Twoja żona musi być wspaniałą kobietą.

    - Jest. Tylko dzięki niej czuję, że żyję. - W lusterku wstecznym potrafiłam dostrzec jego promienny, szczery uśmiech. - Jesteśmy na miejscu.

    - Nie wiem czy kiedyś będę w stanie ci się odwdzięczyć. - Poklepałam Clarka po ramieniu, wyszłam z limuzyny i pomachałam do niego, małymi krokami zmierzając w stronę apartamentu.

Gdy tylko znalazłam się w swojej sypialni, w kilka chwil uwolniłam się od obcisłej sukni, błyskawicznie zmyłam makijaż z twarzy i wyszczotkowałam zęby. Z przyjemnością wskoczyłam w wygodną piżamę i wślizgnęłam się pod kołdrę.

Mimo iż w ciągu ostatnich dwóch tygodni zarwałam niejedną noc, nie potrafiłam zmusić się do snu, a zamiast tego bezskutecznie próbowałam pozbyć się z głowy myśli o przyczynie wszystkich moich ostatnich trosk.

* * *

Następnego ranka obudziłam się z beznadziejnym poczuciem bezsilności i przez dobre piętnaście minut w otępieniu wpatrywałam się w sufit, debatując nad tym czy konieczne muszę dziś pójść do pracy. Najchętniej leżałabym cały dzień w łóżku i zatopiłabym się w jakiejś ciekawej lekturze.

Koniec końców niechętnie zwlokłam się z łóżka i weszłam do łazienki po drodze zabierając ze sobą leginsy, sportowy stanik i bluzkę na ramiączkach. Z nieprawdopodobną ulgą stanęłam pod prysznicem, pozwalając gorącemu strumieniowi wody zmyć ze mnie wszystkie negatywne emocje.

Na mojej dzisiejszej liście rzeczy do zrobienia znajdowało się doprowadzenie sali bankietowej do porządku, szybki powrót do domu i spędzenie reszty dnia na objadaniu się fast foodami przed telewizorem. Zrobiłam niedbały kucyk na czubku głowy i wyszłam z sypialni, cały czas w głowie powtarzając sobie, że im szybciej wyjdę tym szybciej będę z powrotem w domu.

Pewnym krokiem ruszyłam w stronę kuchni i rozglądając się po pomieszczeniu, podeszłam do lodówki. Wyciągając z chłodziarki pierwszy lepszy jogurt, zauważyłam nieobecność przyjaciółki. Pewnie spędziła noc u Nicka. Włożyłam na stopy najzwyklejsze klapki, wróciłam do pokoju po swoje rzeczy i wyszłam z apartamentu, mając totalnie gdzieś to, że wyglądałam dziwacznie i z racji tego, że idę do pracy powinnam założyć na siebie coś bardziej formalnego. Wydawało mi się mało prawdopodobne bym spotkała kogoś znajomego podczas robienia ostatnich porządków na sali bankietowej.

Na szczęście stosunkowo szybko udało mi się złapać taksówkę i bez problemu dojechać do Smith's Center. Gdy przekraczałam próg sali bankietowej, nie mogłam przekierować myśli na temat, który nie wiązał się z wczorajszymi wydarzeniami. Doszłam do wniosku, że zamiast siedzieć i użalać się nad własnym losem powinnam odzyskać panowanie nad swoimi emocjami i postawić mury obronne wokół serca, nie czekając aż ktoś ponownie mnie zrani. Miałam dość złoszczenia się na Ashtona. Jeśli chciał zachowywać się jak bałwan, niech będzie, ale ja na pewno nie zamierzałam ujawnić mu jak bardzo mnie skrzywdził. Z nowo nabytą determinacją, zabrałam się do uprzątnięcia reszty sali bankietowej.

Dziękowałam sobie w duchu, że wcześniej pomyślałam o zatrudnieniu ekipy sprzątającej, bo dzięki temu zaoszczędziłam sobie zdejmowania dekoracji i zmywania podłóg. W biegu złapałam napotkanego na drodze pomocnika i kazałam mu uprzątnąć stoły, a naczynia i sztućce zwrócić firmie cateringowej. Sama natomiast zajęłam się wszystkimi sprawami związanymi z donacjami i przeczesałam całą salę na wypadek gdyby któryś z gości czegoś zapomniał. Właśnie sortowałam talerze i wkładałam je do pudła, gdy usłyszałam za sobą głęboki, aksamitny głos. Zebrałam się w sobie i zwróciłam twarzą do niego.

    - Pan Miller - przywitałam się, starając nie ujawniać w głosie żadnych emocji. Co on tu w ogóle robi?

   - Przypuszczałem, że cię tu zastanę - powiedział Ashton, wolnym krokiem zmierzając w moim kierunku. Dzisiaj zamiast służbowego garnituru miał na sobie parę niebieskich dżinsów i dopasowaną szarą koszulkę, przez co wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjne niż zwykle. Oderwałam wzrok od ciała Ashtona i spoglądnęłam ponad jego ramię, skupiając całą swoją uwagę na pobliskiej ścianie. Nie chciałam nawiązać z nim kontaktu wzrokowego, bo wiedziałam, że to tylko pogorszyłoby mój stan emocjonalny.

    - Tak, jestem. Po co przyszedłeś? - zapytałam szorstko.

    - Chcę z tobą pomówić o wcześniejszej nocy.

    - I nie mogłeś skorzystać z telefonu?

    - Nie, wolałem porozmawiać z tobą osobiście.

    - A więc mów, mam dużo spraw do załatwienia.

Zamilkł na chwilę, a ja kątem oka zauważyłam jak bezwstydnie lustruje mnie wzrokiem od góry do dołu. Poczułam nagłe gorąco oblewające moje ciało.

    - Wczoraj było..w porządku - oznajmił Ashton, przerywając ciszę. Zacisnęłam szczękę i w końcu na niego spojrzałam.

    - Tylko "w porządku"?

    - Tak, mogło być lepiej. Ale ponieważ jesteś w tym nowa, przymknę na to oko - odpowiedział arogancko, a moje dłonie mimowolnie zwinęły się w pięści. Miałam ochotę przywalić mu w twarz, licząc na to, że zmieni swoje zachowanie wobec mnie. - Mam do ciebie kilka spraw, które musisz załatwić przed poniedziałkiem.

    - Wybacz, mam plany - skłamałam. Nie było mowy bym zgodziła się na siedzenie w biurze w sobotę, zwłaszcza po wczorajszym wyczerpującym dniu. - Sprawy będą musiały poczekać do poniedziałku.

    - Jakie plany? - zapytał Ashton niebezpieczne zniżonym głosem.

    - Nie twój interes. Coś jeszcze? - zapytałam, a gdy nie doczekałam się odpowiedzi, przeszłam obok Ashtona, ignorując jego palący wzrok na moim tyłku.

Odblokowałam ekran telefonu i wybrałam numer do Kacey, w myślach przeklinając Ashtona.

    - Halo? - W słuchawce zabrzmiał zaspany głos przyjaciółki.

    - Kacey, idziemy dziś na imprezę. Chcę się upić - z niezrozumiałą pewnością siebie wypowiedziałam słowa, które nigdy wcześniej nie padły z moich ust.

* * *

Ashton's POV

Gdy odprowadzałem wzrokiem oddalającą się sylwetkę Layli, nie potrafiłem oderwać oczu od jej tyłka. Powinna częściej chodzić w leginsach, zamyśliłem się, na chwilę zostawiając za sobą powód mojego gniewu. Gdzie dziś wychodzi?

Wiedziałem, że Layla ma pełne prawo być na mnie wściekła. Skłamałem mówiąc, że gala była tylko w porządku, bo z ręką na sercu mogę stwierdzić, że w ciągu kilku ostatnich lat nikt nie zorganizował tak cudownej uroczystości. Na każdym kroku goście chwalili wystrój sali bankietowej i dopytywali się czyja to zasługa. Nikomu nie powiedziałem, że to zasługa Layli i było mi cholernie głupio, że jej ciężka praca nie została wynagrodzona. Sumienie nie dawało mi spokoju, za każdym razem gdy pomyślałem sobie, że tylko ją obarczyłem odpowiedzialnością za zorganizowanie gali i nie przydzieliłem nikogo do pomocy. Zachowałem się jak palant i dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę.

Nie miałem bladego pojęcia co począć z Laylą. Nakłonić ją do odejścia z pracy, by nie czuć targającej mną potrzeby dzielenia z nią każdej sekundy mojego życia? By nie być zmuszonym do omijania jej szerokim łukiem gdy pragnę wziąć ją w objęcia i całować bez opamiętania? Całym sercem żałowałem wszystkiego co wczoraj zrobiłem. Nie powinienem był przyprowadzać ze sobą Natashy. Nie powinienem był ignorować Layli przez całą noc, zwłaszcza, że wykonywała tylko pracę, którą jej zleciłem.

Nie mogłem oderwać od niej wzroku i gotowałem się ze złości za każdym razem gdy przez przypadek zauważyłem, że inny mężczyzna lubieżnie na nią spogląda. Czerwona suknia, w której przyszła idealnie podkreślała jej krągłości i sprawiała, że musiałem trzymać swoje żądze na wodzy, by nie zabrać jej w jakieś ustronne miejsce i nie zrobić czegoś czego bym potem żałował.

Im dłużej się w nią wpatrywałem tym bardziej byłem na siebie wściekły. Nie chcąc zadawać sobie jeszcze więcej bólu, próbowałem całą swoją uwagę skupić na Natashy. Całowanie i trzymanie jej w objęciach miało pomóc mi zapomnieć że gdzieś tam jest dziewczyna, której pragnę, ale której nie mogę mieć.

Nigdy bym się do tego nikomu nie przyznał, ale gdy wszedłem z Natashą na salę bankietową w pierwszej kolejności mój wzrok spoczął na Layli. Emocje, które malowały się na jej twarzy prawie zwaliły mnie z kolan. W jej oczach dostrzegłem tyle bólu i cierpienia, smutku i żalu. Wiedziałem, że to ona wybrała dla mnie garnitur i tylko dlatego go na siebie założyłem. Głos rozsądku zakazał mi tego robić, ale potrzeba ubrania go na galę była silniejsza od czegokolwiek innego. Tylko dzięki niemu czułem, że mimo iż jestem gdzieś daleko od Layli, ona nadal przy mnie jest.

Najbardziej niesamowite było to, że w ciągu jednej kilkuminutowej pogawędki Layli udało się wzbudzić sympatię u obojgu moich rodziców. Rzadko zdarzało się by mama z takim zapałem chwaliła jednego z pracowników lub potrafiła tak szybko zaakceptować któregoś z moich znajomych. Cudem znosiła towarzystwo Natashy, a Layla od razu zajęła specjalne miejsce w jej sercu.

Nie potrafiłem żyć ze świadomością, że z taką bezwzględnością na oczach Layli pocałowałem Natashę. Gdy tylko ujrzałem ból wymalowany na jej twarzy, zapragnąłem cofnąć czas i to właśnie ją trzymać w objęciach. Cholera, gdybym mógł cofnąć czas nie odtrąciłbym Layli i to z nią przyszedłbym na galę.

Zachowywałem się w stosunku do niej jak ostatni dupek, ale stwierdziłem, że łatwiej będzie trzymać się od niej z dala i tym samym nie wyrządzić jej krzywdy. Ale właśnie w ten sposób ją ranisz, zaargumentował cichy głos z tyłu mojej głowy.

Gdy wczoraj wychodziłem z sali bankietowej, kątem oka zerknąłem na Laylę. Z tak dużej odległości potrafiłem zauważyć, że uśmiech, którym obdarza swoją przyjaciółkę wcale nie jest szczery. Jej koleżanka nie sprawiała wrażenia świadomej, że Layla tylko udaje szczęśliwą. Ja byłem tego pewien.

Wbrew moim skłonnościom nie zabrałem Natashy do swojego apartamentu i kazałem Clarkowi podjechać pod wynajęty przez nią hotel. Dziewczyna była szczerze zdziwiona, że nie chcę się z nią przespać i dopytywała dlaczego nie pojedziemy do mojego apartamentu. W nieco oschły sposób dałem jej do zrozumienia, że jestem zmęczony i kazałem wyjść z limuzyny. Gdy wchodziłem do holu w ostatnim momencie zwróciłem się do Clarka z prośbą by poczekał na Laylę pod Smith Center i zawiózł ją do domu.

Przez resztę nocy siedziałem w milczeniu i zastanawiałem się co robić.

* * *

Layla's POV

Po krótkiej pogawędce z Kacey, zadzwoniłam do Neeny i poinformowałam ją o naszym nocnym wypadzie na miasto. A ponieważ dziewczyny miały pojawić się przed siódmą, całe popołudnie spędziłam na sprzątaniu apartamentu i w międzyczasie kilkakrotnie skontaktowałam się z ekipą sprzątającą.

Nigdy nie ciągnęło mnie do alkoholu, a tym bardziej do imprez zakrapianych wódą. Ale potrzebowałam relaksu i chwili zapomnienia. Zasługiwałam na to.

Gdy tylko Kacey wróciła do apartamentu, zasypałam ją gradem pytań dotyczących Nicka i ostatniej nocy. Tym właśnie sposobem następne półtorej godziny spędziłam na gromadzeniu informacji o nim i jego zawodzie. Dowiedziałam się, że jest bogatym właścicielem przedsiębiorstwa technologicznego i najlepszym przyjacielem Ashtona. Tę część, jak na razie, zostawiłam bez komentarza i pozwoliłam Kacey zdać do końca relacje z ostatniej nocy.

W końcu wybiła godzina siódma, a do drzwi naszego apartamentu zapukała Neena. Ledwo weszła do środka, a już zaczęła zadręczać mnie pytaniami o moją nagłą chęć wyjścia do klubu.

    - Durny Ashton - odpowiedziałam, wyjaśniając krótko swoją sytuację emocjonalną i rozwiewając wszelkie wątpliwości Neeny.

Gdy zakładałam na siebie kolejną pożyczoną od Kacey sukienkę, intensywnie rozmyślałam nad wyznaczeniem bliższej daty wypadu na zakupy. Jednak gdy tylko Kacey zaczęła układać moje włosy, szalony pomysł wypadł mi z głowy. Przyjaciółka nałożyła piankę na moje lekko splątane loki, aby uzyskać efekt plażowych fal i zrobiła makijaż idealnie współgrający z niebieską sukienką. Ja, korzystając z okazji, że Kacey próbowała doprowadzić do ładu włosy Neeny, weszłam do szafy wnękowej i pożyczyłam od niej buty.

    - Więc Neena, jak minęła noc z Liamem? - zapytałam ni stąd ni zowąd, gdy czekałyśmy aż Kacey skończy robić sobie makijaż. Na moje pytanie zarumieniła się i spuściła wzrok.

    - Coś się wydarzyło! - krzyknęła Kacey, sięgając po swoją sukienkę.

    - Wcale nie! Do niczego nie doszło. - Neena zaczęła się bronić, ale jej wyjaśnienia nie brzmiały zbyt przekonująco.

    - Jasne, jasne, a teraz powiedz o co chodzi.

Neena westchnęła i niechętnie zaczęła streszczać nam wydarzenia z wczorajszej noc.

    - Po gali poszliśmy na kawę. Nie wzięliśmy taksówki, bo Liam zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Długo rozmawialiśmy i patrzyliśmy na gwiazdy..wtedy mnie pocałował.

Spojrzałam na Kacey i obie wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia.

    - Jak słodko! Lubisz go, prawda? - zapytałam, zauważając jej rozanielony wyraz twarzy.

    - Oh, kto by się spodziewał, że jest już wpół do dziewiątej? Chyba powinnyśmy się zbierać - powiedziała Neena w roztargnieniu i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Zaśmiałam się i razem z Kacey popędziłam za nią do drzwi. Trudno było nie zauważyć w jaki sposób opowiada o Liamie. Bez dwóch zdań jej się podobał.

Nie więcej niż dwadzieścia minut później nasza taksówka stanęła na krawężniku pod klubem; dokładnie tym samym klubem, w którym poznałam Ashtona. O dziwo była dopiero dziewiąta, a lokal pękał w szwach, ale fartownie przy drzwiach wejściowych stał zaprzyjaźniony z Kacey bramkarz. Przeszłyśmy obok kolejki czekających imprezowiczów i ignorując ich wściekłe spojrzenia, weszłyśmy do środka. Gdy tylko przekroczyłyśmy próg klubu, uderzyła we mnie siła mocnej, klubowej muzyki. A ponieważ pierwszym punktem naszego programu było odwiedzenie baru, przedarłyśmy się przez tłum gorących, spoconych ciał i stanęłyśmy obok lady.

    - Sześć shotów tequilii! - krzyknęła Kacey do uroczego barmana stojącego za kontuarem. Mężczyzna postawił na ladzie sześć kieliszków i posłał nam łobuzerski uśmiech. Neena sprawiała wrażenie zdziwionej, że wydał nam alkohol, nie sprawdzając dowodów osobistych, ale my jej pytające spojrzenie skwitowałyśmy wzruszeniem ramion.

    - Proszę bardzo. - Kacey przydzieliła każdej z nas po dwa kieliszki, które, tak swoją drogą, wydawały się mieścić dwa razy więcej alkoholu niż te zwykłe. - Za Laylę, drugi melanż w jej życiu i wytrwałość w ignorowaniu tego dupka Ashtona Millera!

Uśmiechnęłam się pod nosem i w oka mgnieniu opróżniłam obydwa kieliszki. Mocny alkohol pozostawił w moim przełyku silne pieczenie, a oczy zaszły łzami. Zdławiłam odruch kaszlu narastający w moimi gardle, z aprobatą wpatrując się w puste kieliszki.

Nim zdążyłam dojść do siebie po wypiciu mocnego trunku, zostałam brutalnie zaciągnięta na parkiet przez Neenę i Kacey. Mimowolnie zaczęłam poruszać biodrami do rytmu jednej z piosenek Jasona Derulo, pozwalając muzyce zapanować nad moim ciałem. Pierwszy raz od bardzo dawna świetnie się bawiłam i nie zaprzątałam sobie głowy obawami i zmartwieniami.

Przetańczyłyśmy całe sześć piosenek, po czym zmęczone i spocone wróciłyśmy do baru po kolejnego shota.

    - Trzy kieliszki tequili! - krzyknęłam do tego samego barmana, który obsługiwał nas ostatnim razem.

    - Proszę bardzo, ślicznotko - odpowiedział, stawiając na kontuarze kieliszki i uśmiechnął się do mnie zalotnie. Odwzajemniłam uśmiech i zajęłam się rozdzielaniem porcji dla każdej z nas.

    - Do dna! - krzyknęłam i jednym haustem opróżniłam zawartość kieliszka.

    - Jeszcze jeden! - zaproponowała Neena.

    - Nie, nie powinnyśmy.

Dosłownie odczuwałam działanie kolejnej dawki alkoholu.

    - A właśnie, że powinnyśmy - zaargumentowała krótko Kayce i podała mi kolejny kieliszek. Nie chcąc spierać się z przyjaciółką, wzniosłam toast i wlałam w siebie następną porcję alkoholu. Piekący ból w gardle nie był aż tak dokuczliwy jak poprzednim razem. Z wielkim uśmiechem na twarzy wróciłam na parkiet, ciągnąc za sobą przyjaciółki.

    - Uwielbiam tę piosenkę! - wykrzyczałam do dziewczyn i zamknęłam oczy, poruszając się żywiołowo w rytm muzyki. Niespodziewanie do mojego ciała przylgnęła para silnych, męskich ramion. Gwałtownie otworzyłam oczy i obróciłam się twarzą do przystojnego, tańczącego za mną faceta.

    - Z pewnością wiesz jak powinno się poruszać po parkiecie - wychrypiał mi na ucho, nieznacznie ocierając się o moje ciało. W mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza żarówka, a zdrowy rozsądek kazał odsunąć się od mężczyzny. Nie przyszłam to po to by harcować z jakimś randomowym gościem.

    - Wybacz, nie jestem zainteresowana - oznajmiłam, wyswobadzając się z jego uścisku.

Powoli zaczynałam odczuwać skutki uboczne wypicia kilku kieliszków alkoholu; lekko chwiałam się na szpilkach, plątał mi się język, a gwałtowne gorąco ogarnęło moje ciało. Za to w porównaniu do mnie Neena i Kacey wyglądały jakby trzymały się nie najgorzej.

    - Chyba powinnyśmy już wracać - powiedziałam, jednocześnie zwracając się do dziewczyn z prośbą, by pomogły mi zejść z parkietu i opuścić klub.

    - Potrzebują panie taksówki?

Nie pamiętam czy w jakikolwiek sposób zareagowałam na pytanie ochroniarza, ale wiem, że minutę później pomagał nam, uchachanym i reześmianym, wejść do samochodu.

    - Gdzie panienki podwieźć? - zapytał taksówkarz.

    - 144 Hilton Drive - odpowiedziałam po dłuższej chwili namysłu.

Przez całą drogę do celu, śmiałyśmy się do rozpuku i przekrzykiwałyśmy siebie nawzajem, bawiąc się przy tym jak nigdy.

    - Jesteśmy na miejscu - zakomunikował kierowca po kilkunastu minutach.

    - Podziękować. Dziewczyny.. ja zostanę tu, a wy udajcie się do domu.

Koleżanki wyglądały na lekko zdezorientowanie i patrzyły na mnie jak na wariatkę, ale zanim któraś z nich zdążyła zabrać głos, wyleciałam z taksówki i podeszłam pod drzwi frontowe budynku. Z małymi trudnościami dostałam się do windy i poprawiając zmierzwione włosy, podeszłam pod drzwi. Zaczęłam walić w nie pięścią, trzymając się jedną ręką framugi, by nie upaść. W takiej pozycji wytrwałam dopóki drzwi nie otworzyły się na oścież, a ja zamiast puknąć w nie, walnęłam ręką w twardą klatkę piersiową.

    - Layla?

Spojrzałam w górę, a moim oczom ukazała się sylwetka Ashtona, który wydawał się co najmniej zmieszany całą tą sytuacją.

    - Ashton! - zawołałam.

    - W co ty jesteś ubrana? - zapytał, lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu. Sukienka, którą miałam na sobie tej nocy lekko spruła się u dołu i odkrywała trochę więcej niż powinna.

    - Śliczną sukieneczkę. - Zachichotałam, wyciągając rękę w jego stronę i delikatnie pogłaskałam go po policzku. - Prześliczną.

    - Jesteś pijana.

    - Wcale nie! - Rozejrzałam się wokoło i pochyliłam lekko do przodu. - To kłamstwo. Jestem nawalona w trzy dupy - wyszeptałam.

Ashton westchnął, chwycił mnie za ramię i pomógł wejść do apartamentu. Szczerze? Nie miałam pojęcia dlaczego do niego przyjechałam, ale było już za późno na odwrót.

    - Layla, dlaczego jesteś pijana? - zapytał Ashton.

    - To twoja wina! - wypaliłam.

    - Moja?

    - Tak, przystojniaku. - Matko, ten alkohol robił ze mnie niezłego chojraka. - Nie byłabym pijana gdybym nie musiała na co dzień zmierzać się z tobą i twoją wkurzającowością.

    - Wkurzającowością?

    - Tak, nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię ty..ty..ty..szajbusie! - Potknęłam się o własny but i wpadłam na Ashtona. Przy jego lekkiej pomocy, udało mi się zdjąć szpilki i odrzucić je na bok.

    - Co ty na to żeby napić się wody? - zaproponował Ashton, delikatnie chwytając mnie za łokieć i położył rękę na moich plecach, prowadząc mnie w stronę kuchni.

    - Dlaczego jesteś tak seksowny i niemiły przez cały czas? - wypaliłam bez namysłu. - Wydawałbyś się bardziej atrakcyjny, gdybyś nie był taki.. taki..polarny!

    - Bipolarny? - Wysunął krzesło spod stołu i chwytając mnie za biodra pomógł mi się na nim usadowić.

    - Tak! Między nami od zawsze istniała amplifikacja - oznajmiłam rzeczowym tonem, wskazując palcem na siebie i Ashtona.

    - Chyba lubię pijaną Laylę - oznajmił, uśmiechając się do mnie i napełnił szklankę wodą.

    - Nie, nie lubisz mnie. Powiedziałeś, że mnie nienawidzisz - wyjęczałam. - Jestem dla ciebie za dobra - dodałam, cicho chichocząc.

    - Nie nienawidzę cię, Layla - powiedział, podając mi szklankę i w obawie, że mogę wylać na siebie wodę, przystawił naczynie do moich ust. W kilka sekund opróżniłam szklankę i odłożyłam ją na blat, oblizując wargi.

    - Woda jest taka dobra. Dlaczego jest taka dobra?

    - Dlaczego jesteś pijana? - Ashton zmienił temat, ale byłam zbyt nawalona, by zwrócić na to uwagę.

    - Mówiłam. Przez ciebie! Your hot and your cold, your yes than you no! Your in than your out, your up and your down - zaczęłam śpiewać piosenkę Katy Perry, ale przerwałam nagle, gdy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam tekstu. - Nic nie potrafię zrobić dobrze, tak jak to było z moimi rodzicami. Myślałam, że jeśli się przeprowadzę, uwolnię się od tego całego gównianego bałaganu.

Ashton podał mi szklankę wody, gestem namawiając mnie abym się napiła.

     - Znów muszę przechodzić przez to samo, ale teraz przynajmniej nie odczuwam bólu fizycznego. - Rozglądnęłam się wokoło, nie mając pojęcia co przed chwilą powiedziałam. - Podoba mi się kolor twoich ścian. - Mój umysł zmienił temat.

    - Ból fizyczny?

Przez kilkanaście sekund siedziałam bez słowa.

    - Jestem zmęczona! - wyjęczałam. - Zabierz mnie do łóżka, dobroczyńco! - Wyciągnęłam ręce w kierunku Ashtona i zachichotałam. Przez chwilę wpatrywał się we mnie bez słowa, ale w końcu westchnął i pomógł mi wstać z krzesła. Gdy tylko moje stopy spotkały się z podłogą, wskoczyłam na niego, ściśle przylegając do jego ciała. - Jestem misiem koala! - Nie pytajcie dlaczego to zrobiłam. Tequilla potrafi zrobić ze mnie prawdziwego odważniaka.

    - Zamierzasz ze mnie zejść?

    - Nie!

Nie wyglądał na zbyt zadowolonego z mojej odpowiedzi, ale ruszył w stronę pokoju, podczas gdy ja zaczęłam się powoli ześlizgiwać. Instynktownie chwyciłam Ashtona za szyję, a nogami objęłam go w pasie. W odpowiedzi on otoczył mnie ramionami i przyciągnął bliżej siebie. Wzdychając ułożyłam głowę na jego ramieniu, czując jak powoli dopada mnie prawdziwe zmęczenie.

    - Ja śpiąca - wymamrotałam w jego koszulę.

    - Trzeba ściągnąć z ciebie tę niewygodną sukienkę - zakomunikował, gdy oboje staliśmy przed łóżkiem w jego pokoju. Byłam tak bardzo zmęczona, że bez zastanawiania się pozwoliłam mu rozpiąć sukienkę i zsunąć ją z mojego zwiotczałego ciała. Gdy tylko delikatny materiał osunął się na podłogę, Ashton wciągnął gwałtownie powietrze. Gdy palcami dotknął blizny na moim brzuchu moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a ja aż podskoczyłam z zaskoczenia.

    - Skąd ci się to wzięło? - zapytał Ashton tak cicho, że ledwie go usłyszałam.

    - Znikąd - wymamrotałam, chwytając się jego ramion w próbie utrzymania równowagi. Nie byłam, w ogóle przejęta tym, że stałam przez nim w samej bieliźnie. - Nie chcę o tym teraz rozmawiać.

Przez chwilę wpatrywał się we mnie w skupieniu, ale w końcu odpuścił i na chwilę zniknął z zasięgu mojego wzroku. Wrócił trzymając w ręce podkoszulek oraz parę bokserek i ostrożnie pomógł mi założyć na siebie swoje ubrania.

    - Proszę bardzo. - Oczy zaczynały mi się same zamykać, a ja powoli zaczynałam zasypiać na stojąco. - Połóż się. - Ashton pomógł mi położyć się na łóżku i przykrył szczelnie kołdrą, delikatnie całując mnie w czoło. - Wyśpij się Layla. - Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.

* * *

Ashton's POV

Podniosłem się i westchnąłem. Nie spodziewałbym się, że Layla mogłaby przyjść do mnie o tak późnej porze i to w dodatku pijana. Byłem zdziwiony, ale  jednocześnie się cieszyłem. Przebywanie w jej otoczeniu, gdy jest nietrzeźwa było dość zabawne, ale mówi się, że prawdziwy charakter człowieka ujawnia się gdy jest pijany. Myślami wróciłem do wielkiej blizny na jej brzuchu. Wyglądała na świeżą, a ja potrafiłem połączyć wątki. Jak ktoś mógł zrobić jej coś takiego?

Gdy wtuliła się bardziej w poduszkę moje serce nagle za nią zatęskniło. Uczucie by ją chronić wciąż rosło a ja nie mogłem poradzić nic na to, że pragnąłem przy niej być. Przeklinając samego siebie, zdjąłem ubranie i w samych bokserkach wskoczyłem pod kołdrę. Przyciągnąłem Laylę do swojej klatki piersiowej, a ona wtuliła się we mnie z uśmiechem na twarzy. Powoli zaczynałem zasypiać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top