4. Pierwsze spotkanie (Część 3)

Pietro Maximoff🐆

Nuciłaś pod nosem tekst słuchanej przez ciebie piosenki, zaczynając ósme okrążenie. W połowie drogi postanowiłaś zrobić sobie przerwę, więc usiadłaś na trybunach, pozwalając swojemu sercu na uspokojenie rytmu. Sięgnęłaś po leżącą obok ciebie niedopitą butelkę wody i niemal natychmiast ją opróżniłaś. Uniosłaś głowę do góry, obserwując zachmurzone, poranne niebo. Wolna melodia utworu lecącego w słuchawkach idealnie opisywała początek dzisiejszego dnia, melancholijny. Zamknęłaś oczy, odpływając do krainy wyobraźni. Z tego błogiego stanu wyrwały cię dźwięki ponurej rzeczywistości. Ktoś zabrał ci słuchawki. Tym kimś okazał się siwowłosy, przystojny, młody mężczyzna uśmiechający się do ciebie głupio. Bez słowa wyrwałaś nieznajomemu swoją własność, chowając ją do kieszeni dresów. Posłałaś mu złowrogie spojrzenie, na co ten wybuchnął śmiechem.

-Czy ja pana bawię?-mruknęłaś z niezadowolenia obecnością tego człowieka.

-Jestem Pietro- wyciągnął rękę w twoim kierunku.

-[T.I.]- zignorowałaś gest faceta, który ze zmieszaniem na twarzy cofnął kończynę.

-Zauważyłem, że lubisz biegać.

Wykrzywiłaś kąciki ust. Świetnie, trafił ci się kolejny podrywacz.

-Nie dam ci swojego numeru.

-Ty i ja, wyścig na 100 metrów. Jeśli wygram, to idziemy na kolację.

Zmarszczyłaś brwi w geście zamyślenia, jednak twoja odpowiedź nastąpiła bardzo szybko.

-Zgoda.

Ustawiliście się na wyznaczonym przez siebie miejscu. Pietro policzył do trzech, a następnie wystartowaliście. Pędząc ile sił w nogach, obejrzałaś się za siebie. To co zobaczyłaś, naprawdę cię rozbawiło. Twój amant biegł truchtem. Od twojego zwycięstwa dzieliło cię niecałe dziesięć metrów. Wtedy coś śmignęło obok ciebie, przekraczając linię mety.

-Spędzimy razem uroczy wieczór [T.I.] -siwowłosy wyszczerzył zęby.

-Jak? Jakim cudem? Przecież byłeś daleko...

-Tajemnica zawodowa, a teraz podaj swój numer.

Wanda Maximoff🔮

Wypakowywałaś z kartonu zamówione przez ciebie egzemplarze "Mitologii Nordyckiej" i układałaś książki na odpowiednie miejsce. Wiele osób pytało się o tę lekturę, więc postanowiłaś ją zakupić, aby oszczędzić sobie czasu na wyjaśnianie braku owego tytułu. Dziwiło cię  zainteresowanie tą historią, jednak jeśli historia przedstawiona w nietypowym formacie ma rozpowszechniać czytanie, to warto było w nią zainwestować. Po skończonej robocie podeszłaś do ekspresu i zaparzyłaś sobie kawę. Sączyłaś napój przechadzając się pomiędzy regałami. Twoją uwagę przykuła ciemnowłosa dziewczyna w czerwonej skórzanej kurtce i czarnej sukience. Wyglądała na zamyśloną i niezdecydowaną. Podeszłaś do niej ze szczerym uśmiechem na twarzy.

-Dzień dobry. Może w czymś pomóc?- zapytałaś.

-Szukam czegoś, przy czym mogłabym miło spędzić wieczory. Poleciłaby mi coś pani?

-Oczywiście.

Natychmiast zniknęłaś za półkami. I niemal tak samo prędko powróciłaś do nieznajomej, trzymając nie co innego jak świeżo nabytą własność biblioteki. Jeszcze przez chwilę ze sobą porozmawiałyście, a na pożegnanie wymieniłyście się swoimi numerami, bo obie stwierdziłyście, że świetnie wam się ze sobą gada.

Stephen Strange💉

Wysiadłaś z samochodu, pospiesznym krokiem kierując się do sali kongresowej. Znowu byłaś spóźniona, ale to nie twoja wina. Skąd mogłaś wiedzieć, że klient podczas przeglądu stanu jamy ustnej zażyczy sobie natychmiastowego leczenia. Z pośpiechu nie zdążyłaś się nawet przebrać. Po prostu wybiegłaś ze swojego gabinetu, o mało co niezapominając go zamknąć. Chwyciłaś za klamkę i weszłaś do środka. Oczywiście wszystkie oczy były zwrócone ku tobie. Nic dziwnego. Wszyscy byli elegancko ubrani, a ty stałaś jak głupia na środku pomieszczenia w białym kitlu narzuconym na czarny, porozciągany sweter. Nie pozostało ci nic innego jak  udawanie, że nic się nie stało i zajęcie wolnego miejsca koło jakiegoś mężczyzny. Pozostali ponownie powrócili do rozmowy na tematy dotyczące medycyny.

-Miałaś wielkie wejście, zbyt wielkie jak na zwykłego dentystę- zagadał facet siedzący obok ciebie.

Kiwnęłaś głową, zastanawiając się nad jakąś ripostą. Przyjrzałaś mu się uważnie. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że skądś kojarzysz tego gościa. A potem uświasomiłaś sobie, skąd.

-Za to pan miał efektowne zejście ze sceny. Wypadek samochodowy i paraliż w dłoniach, za czym idzie uniemożliwienie wykonywania zawodu neurochirurga. To naprawdę zaszczyt, że mogę z panem rozmawiać, panie Strange.

Stephen otworzył usta, jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednak nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. Na twoją twarz wpełzł dumny uśmieszek.

-[T.I.]!

Odwróciłaś się w stronę, z której ktoś cię zawołał, a dokładniej twój przyjaciel. Bruce jak zwykle odziany w fioletową koszulę patrzył na ciebie wyczekująco. W mgnieniu oka znalazłaś się u boku Bannera, pozostawiając byłego lelarza w niemałym osłupieniu.

T'Challa🐈

Wściekła jak osa weszłaś do restauracji. Twój humor natychmiast zepsuł telefon od twojego szefa, który kazał ci przyjść. Gdyby nie głupie wezwanie, zdrzemnęłabyś się na dobre kilka godzin. Zdjęłaś kurtkę, powiesiłaś ją na wieszaku i narzuciłaś na siebie czerwony fartuch. Zgarnęłaś z blatu notesik i długopis, przybrałaś jak najserdeczniejszy uśmiech, a następnie wyruszyłaś na rundkę pomiędzy stolikami. Przedzierałaś się ze stanowiska na stanowisko notując, polecając gościom pierwsze lepsze dania z menu oraz przynosząc jedzenie. Tak spędziłaś czas do wieczora.
Zbierałaś puste talerze ze stolika, kiedy  do pomieszczsnia wszedł ciemnoskóry mężczyzna i zajął miejsce w samym kącie restauracji. Zaniosłaś naczynia do kuchni, po czym ruszyłaś do klienta.

-Dobry wieczór. Co podać?- zapytałaś od niechcenia, stukając końcówką długopisu o notatnik.

-Poproszę danie dnia.

Zanotowałaś zamówienie, odwróciłaś się na pięcie i pognałaś poinformować kucharza o tym, co ma przygotować. O dziwo dość szybko uwinął się z robotą, więc gość niemal od razu otrzymał talerz ciepłej zupy krem. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie otrzymał jej na swojej koszulce. Rozkojarzyłaś się i przez przypadek, wylałaś na niego połowę zawartości naczynia.

-Naprawdę pana przepraszam! Zapłacę za pranie! -starałaś się zetrzeć plamę z jego odzienia.

-Jak się nazywasz?- zapytał rozbawiony.

-[T.I.], bardzo proszę nie składać na mnie skargi- powiedziałaś zestresowana.

Mężczyzna opowiedział jakiś dowcip, aby cię uspokoić. Podał ci swój numer, przedstawił się jako T'Challa i opuścił lokal.

Wade Wilson💣

Siedziałaś w służbowym samochodzie, zajadając się pączkiem i popijając kawę. Stałaś na poboczu ruchliwej ulicy. Delektowanie się posiłkiem przerwało ci nietypowe zgłoszenie, którym miałaś się zająć. Ktoś ukradł żyrafę z pobliskiego zoo. Przeklnęłaś w duchu tego idiotę i swoją pracę. Odpaliłaś pojazd, kierując się na poszukiwania złodzieja. Nie trwały one zbyt długo, w końcu nietrudno znaleźć ponad sześciometrowego ssaka na wolności. W dodatku uciekające tłumy ludzi doprowadziły cię do twojego celu. Zaparkowałaś, wysiadłaś z  auta i pognałaś przez dzielnice Nowego Jorku. Złoczyńca  miał na sobie dziwny czerwono-czarny kostium, a w ręce trzymał smycz. Zaczęłaś się zastanawiać jakim cudem założył zwierzęciu obrożę. Jednak szybko się ocknęłaś i wyciągnęłaś pistolet, celując w kierunku tego dziwaka.

-Funkcjonariusz [T.I.] [T.N.], proszę oddać mi tę żyrafę, a następnie udamy się na komisariat.

-Cześć! Jestem Deadpool... Nie oddam ci żyrafy, ale ty możesz mi oddać siebie. Na przykład dzisiaj wieczorem...u mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top