Rozdział 4

- Stiles, mógłbym cię prosić na słówko? - zapytał szeryf, kiedy chłopak wrócił ze szkoły. Młodszy Stilinski westchnął głośno, po czym wszedł do kuchni, gdzie siedział już jego tata. Domyślał się, czego mógł chcieć i odrobinę obawiał się tej rozmowy.

Zajął miejsce obok niego, a następnie uśmiechnął się delikatnie do Noah. Położył splecione dłonie na stole, oddychając głęboko. Na jego czole znajdowały się jeszcze kropelki potu, gdyż tego dnia postanowił się przebiec w dwie strony w ramach dodatkowego treningu. Więcej ruchu mu nie szkodziło, jednak na polu było strasznie gorąco, przez co dwa i pół kilometra do pokonania w jedną stronę wydawało się wręcz niemożliwe. Ale jakoś mu się udało, a ten mały kroczek tylko sprawił, iż był szczęśliwy.

Szeryf przyjrzał mu się uważnie.

- Unikasz mnie - oznajmił stanowczo. Stiles spojrzał na niego i już chciał zacząć zaprzeczać, jednak został uciszony przez uniesioną dłoń swojego taty. - Nie jesz ze mną kolacji, przez cały tydzień ledwo zamieniliśmy ze sobą zdanie, a Scott powiedział mi, że czuje od ciebie zmęczenie. Co się dzieje?

Stiles wypuścił głośno powietrze z płuc. W jednej chwili jego dobry humor zastąpiony został przez frustrację i ogromną złość na ich dwoje. Cholerne psie zmysły. Nikogo nie powinno interesować jego samopoczucie, a tym bardziej co robił. Jakoś do tej pory nikt nie zastanawiał się, czy był szczęśliwy.

- Czy wy naprawdę musicie o mnie rozmawiać? - zapytał, starając się opanować złość. Nie chciał pokazywać mu, że się denerwuje, by nie zaczął czegoś podejrzewać. Noah nie musiał wiedzieć o tym, że się odchudza. Jeszcze zacząłby niepotrzebną gadkę na temat zdrowia. - Nie macie innych tematów?

- Stiles, my tylko wymieniliśmy się spostrzeżeniami - odparł cicho mężczyzna. - Słyszałem, że zacząłeś brać własne jedzenie do szkoły.

Chłopak wywrócił oczami na jego słowa. 

- Po prostu nie chce w siebie wpychać śmieciowego żarcia. To chyba nie jest przestępstwo? 

Doskonale wiedział, że tak będzie. Okazuje się, że nawet chcąc się po prostu zdrowo odżywiać, ktoś zacznie mieć do niego pretensje. Chociaż i tak minęło półtorej tygodnia, więc stosunkowo dużo czasu, zanim szeryf zaczął z nim rozmawiać.

Noah pokręcił delikatnie głową.

- Oczywiście, że nie. To bardzo dobrze, że dbasz o swoje zdrowie - powiedział łagodnie. Sam nie chciał doprowadzić do kłótni pomiędzy nimi. Nie o to mu przecież chodziło. - A co z tym zmęczeniem? 

- Przed snem sobie trochę ćwiczę albo chodzę biegać. Trener dał mnie do pierwszego składu, nie mogę wejść na boisko totalnie bez kondycji - odparł najspokojniej jak umiał. Tutaj przynajmniej lepiej mu się kłamało. 

Przez chwilę między nimi trwała niezręczna cisza, podczas której Noah przyglądał się swojemu synowi. Może faktycznie za bardzo się martwię? zapytał sam siebie. 

- Okej - odpuścił i wstał. Stiles niemal odetchnął z ulgą i całkiem zadowolony również wstał, dając się przytulić szeryfowi. - Ale pamiętaj, że jeśli masz z czymś problem, to od razu do mnie przyjdź. 

Stilinski uśmiechnął się do niego.

- Oczywiście.

*

Była już dziewiętnasta, kiedy do domu zadzwonił dzwonek. Szeryf poszedł otworzyć drzwi, za którymi stał młody blondyn.

- Dobry wieczór - przywitał się grzecznie. - Jestem Theo, przyszedłem do Stilesa.

Noah uścisnął wyciągniętą przez Raekena rękę.

- Tata Stilesa. Proszę, wejdź. - Mężczyzna odsunął się, a Theo wszedł do środka. Miał ze sobą plecak, który od razu po przekroczeniu progu zdjął z ramion, ale nadal trzymał go w rękach. - Nigdy cię nie widziałem. Jesteś nowy?

Blondyn uśmiechnął się delikatnie. Znowu był ubrany w gruby sweter, co tym razem zaskoczyło starszego Stilinskiego. Niby była już dwudziesta i zrobiło się odrobinę chłodniej, jednak wciąż było bardzo ciepło.

- Przeniosłem się do tej szkoły. W Beacon Hills mieszkam od pięciu lat.

Szeryf kiwnął głową, po czym pokazał ręką na schody.

- Pokój, w którym gra tak głośno muzyka - odparł. 

Theo cicho podziękował i od razu ruszył na górę. Jak mówił szeryf, w jednym z trzech pokoi słychać było bardzo głośną muzykę. Blondyn zapukał do drzwi, a następnie je otworzył. 

Stiles od razu przerwał pompki i spojrzał na niego. Podniósł się z ziemi, patrząc, jak Raeken zamyka drzwi. W pokoju było bardzo duszno, więc zamknął okno, a następnie ściszył muzykę.

- Nieźle się maskujesz - zaśmiał się i położył plecak obok jego łóżka. Stilinski wzruszył ramionami, po czym usiadł na krześle. - Ale to dobrze. Szeryf chyba nie wie, co robisz.

- Domyśla się - mruknął. Pokazał ręką na swoje łóżko, a Theo od razu na nim usiadł. - Wiesz, Scott mu powiedział coś o tym, że wyglądam na zmęczonego, a tata stwierdził, że również unikam kolacji, więc wziął mnie na pogawędkę. Ale odpuścił.

Oddychał ciężko, a na jego czole ponownie tego dnia znajdowały się kropelki potu. W dłoni trzymał wcześniej podniesioną przez siebie butelkę wody, z której odrobinę się napił.

Raeken kiwnął głową, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego uwagę przykuł czarny dziennik, na który również spojrzał szatyn. Stiles podał mu go, a Theo od razu otworzył na stronie z odpowiednią datą.

- Czterysta szesnaście kalorii - powiedział i spojrzał na niego z zadowoleniem. - Szybko się uczysz.

Stilinski zaśmiał się cicho. W tamtym momencie zabrzmiało to dosyć smutno. Tego dnia po prostu nie miał ochoty na jedzenie. Wiedział, że ma do zagospodarowania jeszcze naprawdę dużo kalorii, jednak podejrzewał, iż tata mógłby kazać mu zjeść przy nim kolację, więc wolał być ubezpieczony. 

- Wiesz, trochę też dzisiaj się przebiegłem. Dwa i pół kilometra dwa razy. Plus godzinny trening lacrosse'a - powiedział cicho. Wziął ponownie od niego drżącą ręką dziennik. - Jeszcze jakieś dwadzieścia minut treningu mi zostało.

- Nie odpuszczaj sobie.

Po tych słowach chłopak sięgnął po swój plecak i pierwsze, co z niego wyciągnął, to była waga. Włożył ją pod łóżko, a następnie wyciągnął kilka gazet, nożyczki i klej. Stiles spojrzał na niego zainteresowany i już miał zapytać, po co mu to, jednak w tym samym czasie do pokoju wszedł szeryf.

- Chłopaki - zaczął i spojrzał na nich dwóch. - Macie może ochotę na pizzę w ramach kolacji?

- Wiesz, bo... 

- Oczywiście - przerwał Stilesowi Theo. Szatyn spojrzał na niego zaskoczony, kompletnie nie spodziewał się z jego strony tak entuzjastycznej odpowiedzi. - Daj spokój, jeden raz nic ci nie zaszkodzi.

Szeryf uśmiechnął się do niego.

- W takim razie zamówię wam hawajską. - I po tych słowach już go nie było.

Stiles ponownie spojrzał na niego zaskoczony, a Theo tylko wzruszył ramionami.

- Musisz mu pokazać, jaki to jesteś zdrowy, silny i potrzebujący - odparł. Stilinski walną się w czoło. Przecież to było tak oczywiste. - Ale i tak jej nie zjemy. 

- To...?

- A od czego masz szafę? - zapytał już lekko zirytowany. Ponownie wziął do ręki gazety. Stiles wstał z krzesła, po czym usiadł obok niego. - Tu masz zdjęcia przystojnych chłopaków. Tak dokładniej chudych.

Stilinski spojrzał na niego i jeszcze raz na gazety. Już wiedział, czym będą się zajmowali przez część wieczoru. Te zdjęcia będą dla niego motywacją. I to dużą, zwłaszcza, że mężczyźni byli naprawdę przystojni oraz naprawdę chudzi.

Bez żadnego sprzeczania się, szatyn wziął nożyczki i zaczął wycinać z gazety kilka fotografii, w czym zaczął pomagać mu Theo. Robili to do czasu, gdy tata chłopaka ponownie nie wszedł do pomieszczenia, tym razem z pizzą w ręce.

Stiles wstał, by wziąć ją od mężczyzny.

- Smacznego - powiedział cicho Noah. - Idę już spać Stiles. Wychodzę o czwartej trzydzieści, więc proszę cię, posprzątaj trochę przed wyjściem w kuchni. Po obiedzie zrobił się lekki bajzel.

- Dobrze, tato, dobranoc.

I po chwili znowu mężczyzny nie było w pokoju swojego syna.

Stiles położył karton na ziemi. Och, miał taką ochotę zjeść chociaż jeden kawałek. Tylko jeden jedyny. Wiedział jednak, że Theo od razu wybije mu ten pomysł z głowy. Ale pomarzyć zawsze mógł. Zresztą teraz poczuł, iż mimo wszystko był głodny.

- Jak uniknąłeś objadu? - zapytał cicho Theo.

- Zaczął z kimś gadać przez telefon. Wyrzuciłem trochę do kosza, a część wkładałem do kieszeni bluzy.

W zamian za to otrzymał cudowny uśmiech.

- To dobrze - skomentował. - Za jakieś piętnaście minut wyrzucimy to do szafy - mruknął blondyn, kończąc wycinanie postaci. Spojrzał na niego i westchnął głośno. - Naprawdę?

Podniósł się, a następnie bez słowa wyciągnął przyniesioną przez siebie wagę. Stiles od razu wiedział, co miał zrobić, więc już po chwili prawie nagi na niej stał.

62.8

- Widzisz to? Dwanaście dni temu, na tej wadze znajdowało się prawie sześćdziesiąt osiem kilogramów. Nie chcesz chyba tego wszystkiego zaprzepaścić.

Chłopak tylko pokiwał przecząco głową. Theo uśmiechnął się i złapał go za dłoń. Stiles zszedł z wagi, po czym stanął naprzeciwko niego. 

Theo był wyższy jakieś cztery centymetry. I miał naprawdę piękne oczy. To one sprawiły, że Stilinskiemu miękły przed nim kolana.

Theo pochylił się delikatnie i cmoknął go w usta.

Och, a to było jeszcze wspanialsze uczucie.

*

Raeken nocował u niego. Kiedy skończyli ozdabiać tablicę właściciela domu fotografiami mężczyzn, była już jedenasta. Stiles dokończył swoje ćwiczenia i udał się pod prysznic. Nie chciał puszczać chłopaka o tej porze samego, więc zaproponował m zostanie.

Wstał trochę wcześniej i zszedł na dół do kuchni, by posprzątać. Darował już sobie śniadanie, chcąc poczekać na kolegę. Chociaż, co obydwoje mogli zjeść? Jabłko? 

- Dzień dobry - przywitał się blondyn, wchodząc do kuchni. Uśmiechnął się do chłopaka. - To od czego zaczynamy ten dzień? Mamy jeszcze godzinę do zajęć, może chcesz coś poćwiczyć?

Stiles już chciał powiedzieć, że nie ma siły, jednak nie potrafił mu odmówić. Czuł się zmęczony. Trochę było mu też słabo, ale nie mógł znieść wzroku chłopaka na sobie.

- Jasne - zgodził się od razu, chociaż słychać było w tym niechęć. - Poza tym, to przed ostatni dzień z sześćset pięćdziesięcioma kaloriami.

Już się nie mógł doczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top