Rozdział 3

Stiles jęknął głośno, gdy po raz kolejny wykonał sto brzuszków. Podniósł się do siadu, a następnie przetarł spocone czoło wierzchem dłoni. W pokoju było strasznie duszno, jednak na chwilę obecną nie miał siły wstać, by otworzyć okno. Siedział, dysząc głośno.

Kiedy na to wszystko się pisał, nie miał pojęcia, że ćwiczenia będą dla niego aż tak trudne. To był dopiero szósty dzień, a on już chciał przestać. Jednak wiedział, że nie mógł. Obiecał to nie tylko Theo, ale również sobie. Potrzebował schudnąć tylko te cztery kilogramy. Później sobie odpuści, gdyż do szczęścia nie było mu to potrzebne. Gdy uda mu się uzyskać swoją wcześniejszą wagę, po prostu będzie starał się ją utrzymać. W końcu Raeken nie pozwoli mu na kolejne przytycie.

Minęło sześć dni od ich spotkania, a nie widzieli się od tamtego czasu ani przez ułamek sekundy. Nie widzieli się na korytarzu, na stołówce. Scott mu nawet dzisiaj powiedział, że wczoraj się nie pojawił w szkole. Zdziwiło to Stilinskiego, jednak postanowił nic nie robić. Spotkanie mieli dopiero jutro, więc starał się tym teraz nie przejmować. Mógł do niego napisać, ale stwierdził, że nie ma takiej potrzeby.

Dzień po wizycie w domu Theo, Stiles został zasypany pytaniami przez przyjaciół. Zbył ich, mówiąc, że blondyn potrzebował tylko pomocy z matematyki. Uwierzyli od razu, po czym zostawili go w spokoju i oprócz poinformowania szatyna o jego nieobecności w szkole przez Scotta, ani raz nikt o nim nie wspomniał.

Stiles przez te sześć dni robił to, co zalecał mu Theo. Ograniczał się do ośmiuset kalorii i wykonywał każde ćwiczenie, który dostał od nowego kolegi. Nie pominął niczego. Wszystko miał dokładnie zapisane, co zjadł, o jakiej godzinie, co ćwiczył i przez jaki czas. Czuł głód. I to nawet duży, jednak starał się to ignorować. Przecież osiemset kalorii to nie było wcale tak mało. Miał kontrolę nad wszystkim, chociaż wolał unikać sytuacji, w których ktoś jadł coś przy nim. Dlatego nie widział się ze stadem poza szkołą. Wolał być sam. I tak czas miał zajęty przez ćwiczenia oraz sporą ilość nauki, więc chociaż za każdym razem mógł im odmówić tak, by go na siłę nie wyciągali.

Stilinski podniósł się z podłogi i usiadł na łóżku. Za godzinę miał wrócić jego tata, więc musiał się szybko umyć, a następnie położyć spać. Chłopakowi zostało około pięćdziesięciu ośmiu kalorii do zagospodarowania, jednak kolacja miała zdecydowanie więcej. Dlatego musiał się pospieszyć, bo jego tata czasami lubił robić mu niespodzianki i wracać pół godziny wcześniej.

Jeszcze przez kilka chwil zbierał się do wstania, co udało mu się tak właściwie po sześciu minutach. Powoli podszedł do okna, otworzył je i ruszył pod prysznic.

I już szósty raz udało mu się uniknąć kolacji z tatą.

*

- Stiles, może miałbyś ochotę pójść dzisiaj z nami na imprezę? - zapytał Isaac, siadając obok Stilinskiego. Przy stole był już Scott z Jacksonem.

Szatyn pokiwał przecząco głową. Wiedział, iż będzie zmuszany tam do picia, a później zostanie zabrany na jakąś przekąskę, a nie chciał tracić swoich kalorii na alkohol.

- Umówiłem się z Theo - mruknął, nie podnosząc wzroku znad sałatki, którą wziął ze sobą. Miał już dość zieleniny i szczerze już prawie ją zwracał. 

Isaac zaśmiał się cicho i położył dłonie na jego ramionach, delikatnie nim potrząsając.

- Weź go zignoruj. To debil - powiedział, jednak od razu spotkał się ze sprzeciwem ze strony szatyna.

- Mówię, że jestem umówiony - oznajmił głośniej, niż chciał. Zauważył delikatne zdziwienie na twarzach przyjaciół oraz kilku osób, które siedziały w pobliżu. Zignorował to, wstał i wyszedł ze stołówki.

Chłopaki wymienili zdziwione spojrzenia, jednak nie odezwali się już więcej. Isaac poczuł się odrobinę głupio, ale uważał, że był to kolejny przejaw humorków Stilesa. Niby w przeważającej części był spokojny i praktycznie przez cały czas trwania kłótni nie krzyczał, tylko odpowiadał cicho i z opanowaniem, jednak zdarzało się szatynowi niemiło odpowiadać.

Scott po chwili podniósł się, po czym stwierdził, że musi iść porozmawiać z Finstockiem na temat jutrzejszego treningu. W rzeczywistości udał się do toalet, gdzie Stilinski przebywał, gdy nie miał ochoty na rozmowę.

- Cześć - przywitał się cicho, kiedy wszedł do pomieszczenia. Zauważył tam Stilesa, z sałatką w ręce. - Na co jesz to gówno?

Szatyn przejechał dłonią po włosach i schował pudełko do plecaka.

- Mówiłem ci, że chcę schudnąć - odparł. Scott usiadł obok niego. - Tylko cztery kilogramy. Później będę tylko to utrzymywał.

McCall przewrócił oczami.

- Ale chyba nie robisz nic takiego... no... drastycznego? - zapytał kulawo, po czym podrapał się po karku. Stiles tylko spiorunował go spojrzeniem. - Wiesz, śmierdzi od ciebie zmęczeniem. 

Stilinski wzruszył ramionami, a w jego głowie od razu pojawiło się miliony wymówek. 

- Nie mogłem zasnąć w nocy - odparł, co w jakiejś części było prawdą. Zignorował to, że jego przyjaciel był wilkołakiem i może coś wyczuł, ale jakoś bardzo się tym nie przejął.

- Twój tata mi mówił, że ostatnio chodzisz spać o dziewiątej, a wstajesz koło siódmej - stwierdził, cały czas na niego patrząc. Nie potrzebował psich zmysłów, by wiedzieć, że kłamie.

- Rozmawiasz o mnie z moim tatą?! - oburzył się i wstał. Scott tylko westchnął cicho.

- Nie masz co się przejmować swoją wagą - powiedział spokojnie, a następnie sam wstał. - Wyglądasz świetnie.

- Daj mi spokój - odparł, broniąc się przed nim jak tylko mógł. - Czuję się świetnie i tylko chcę wrócić do swojej poprzedniej wagi. Dobrze wiem, że wyglądam super, po prostu nie mam ochoty opychać się śmieciowym żarciem.

Scott wyglądał, jakby mu uwierzył. Dla świętego spokoju odpuścił, gdyż nie chciał doprowadzić do kłótni między nimi. Nienawidził tego, więc wolał pozwolić mu robić to, co chciał.

Scott nie wiedział jeszcze czy to dobrze, jednak wiedział, że jego przyjaciel ma zdrowy rozsądek i nie da się wpleść w jakieś gówno.

*

Pełen obaw Stiles stanął na wadze. Ponownie był w samych bokserkach pod czujnym okiem Theo, który przyglądał się cyferkom na urządzeniu.

- Trzy kilogramy - mruknął, patrząc na minę Theo. Chłopak wyglądał na w miarę zadowolonego i nie zaskoczonego wynikiem. 

Stilinski czuł się dziwnie. Niby się cieszył, jednak coś dziwnego poczuł w sercu. Sam jeszcze nie wiedział co, ale po prostu wolał się nie odzywać i zostawić wszelkie uczucia blondynowi. Chociaż umiał rozpoznać delikatne poczucie winy. Sam nie mial pojęcia czemu, jednak nie miał czasu się nad tym zastanawiać, gdyż Theo w końcu się odezwał.

- Twój dziennik również wygląda dobrze. Skoro nie miałeś żadnych problemów, przez następny tydzień zmniejsz ilość kalorii do sześciuset pięćdziesięciu.

Stiles zszedł z wagi, po czym usiadł na kanapie. Czuł delikatną obawę przed powiedzeniem mu o swoich kłopotach, ale miał nadzieję na jakąś radę.

- Bo tak właściwie... - zaczął, jednak przerwał na chwilę. Theo spojrzał na niego z wyczekiwaniem. - Minął tydzień, a ja czuję się odrobinę zmęczony.

Blondyn zaśmiał się cicho.

- To znaczy, że ćwiczenia działają. Chodź. - Wyciągnął do niego rękę, a Stiles ją złapał. Podniósł się z kanapy i prowadzony przez chłopaka, stanął przed lustrem. - Popatrz. Myślisz, że wyglądasz dobrze? Że coś się zmieniło?

Stilinski dokładnie przyjrzał się swojemu odbiciu. Nie wyglądał aż tak źle, jednak czuł pewien niedosyt. Chciałby wyglądać znacznie lepiej, ale to było normalne. Gdyby nie interwencja Theo, spasłby się jak świnia.

Otworzył usta, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Serce biło mu boleśnie w piersi, a nogi miał jak z waty. Czuł do tego również zawroty głowy. Drugie spotkanie, a on nie mógł się oprzeć Reakenowi. Przez ten cały czas myślał tylko o wstydzie, który towarzyszył mu podczas pierwszego spojrzenia blondyna na jego ciało. I nie chciał tego.

- Widzisz - szepnął mu do ucho. - Nic się nie zmieniło.

Stiles kiwnął twierdząco głową. 

- Ale za dwa tygodnie, kiedy będziesz jadł czterysta, zobaczysz różnicę. Wtedy zacznie się prawdziwa rozmowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top