capítulo cuarto
Trwa wieczór. Młoda szatynka siedzi na jednej z kanap w swoim ogromnym salonie i bezmyślnie wpatruje się w migoczący ekran telewizora. Obok niej spoczywa duża miska popcornu, który dziewczyna co rusz garściami wpycha do swojej buzi. Co jakiś czas jej drobna dłoń spotyka się z inną, wielką - należącą do jej brata. To właśnie dziś blondyn przypomniał sobie, że ma siostrę i niecałą godzinę temu, bez pukania wtargnął do jej pokoju, proponując całonocny seans filmowy. Propozycja ta wprowadziła nastolatkę w niemałe zaskoczenie. Dobrze wiedziała, że jest piątek, a co za tym idzie - Gastona nie powinno być w domu. Przyzwyczaiła się do samotnie spędzanych piątkowych wieczorów. Właśnie wtedy miała czas tylko dla siebie i swoich myśli, a nikt nie miał prawa jej wtedy przerwać. Z resztą. Nikt nawet nie chciał.
Blondyn w weekendy był raczej gościem w domu niż pełnoprawnym mieszkańcem. Luna nie mogła skupić się na filmie, ponieważ jej głowę zaprzątały myśli, co mogło być powodem tak nagłej zmiany zachowania chłopaka. Nic sensownego nie przychodziło jej jednak w tym momencie do głowy. Nie chodzi o to, że jej się to nie podoba, a wręcz przeciwnie - jest szczęśliwa, mimo że na pierwszy rzut oka tego nie widać. Odkąd blondyn wkupił się w łaski elity rzadko kiedy spędzał z nią czas, czego nie miała mu za złe. Każdy ma inne priorytety w życiu, a dla niego być może było nimi właśnie dopasowanie się do tej grupy. Zanim jeszcze się to stało był taki okres w życiu dziewczyny, kiedy od czasu do czasu spędzała czas ze znajomymi brata. Ámbar - urocza blondynka o niebieskich oczach, była dziewczyna Gastona - usilnie próbowała się do niej zbliżyć. Jako jedyna niejednokrotnie starała się przebić przez mur, jaki wbudowała wokół siebie Valente. Do pewnego czasu wychodziło jej to całkiem nieźle, nastolatka coraz częściej zaczęła z nią rozmawiać, wychodzić na spacery, a nawet na małe spotkania towarzyskie. Wszystko szło w dobrym kierunku do momentu, w którym Gaston postanowił się rozstać z blondynką. Dziewczyna po tym incydencie zerwała wszystkie możliwe kontakty z szatynką. Mijały się na korytarzu, jakby nigdy nie zamieniły ze sobą choćby jednego słowa. Luna wiedziała, że jej zaufanie względem ludzi właśnie wtedy zostało doszczętnie zniszczone. Odnalazła w Ámbar wsparcie, którego szybko została pozbawiona z nieznanych jej do tej pory przyczyn. Nadal w jej głowie kłębi się wiele pytań. Dlaczego dziewczynie tak bardzo zależało na jej zaufaniu i sympatii? Skoro wszystko bez wahania przekreśliła, mimo że wiedziała w jakim stanie znajduje się nastolatka. Czy to nie była jakaś głupia gra, z której jak zwykle to ona wyszła jako wielki przegrany? Do tej pory zastanawia się jakie były intencje blondynki. Czy aby na pewno szczere? Czy to nie na tym polega przyjaźń? Że jesteś ze sobą na dobre i na złe? Na dawaniu i otrzymywaniu wsparcia? Czy blondynka aż tak źle oceniła młodą Valente, że nie potrafiła jej zaufać w kwestii zerwania z jej bratem? Co z resztą było dla niej jedną wielką zagadką. Bo co mogło stać się, aż tak strasznego że Ámbar zerwała wszystkie kontakty z dziewczyną, a jej brat zmienił się diametralnie? Postanowiła jedno. Niczego nie dowie się sama, jeśli nie zacznie pytać.
- Gaston? - Jej cichy, dziewczęcy głos rozniósł się po całym pomieszczeniu, zagłuszony przez głośne chrupanie blondyna. Tym samym przerywając oglądanie filmu.
- Co tam Młoda? - pyta z pełną buzią, przy okazji plując się na pół metra.
Tym samym powodując krzywy uśmiech szatynki i jej teatralne wywrócenie oczami. Dziewczyna bierze głęboki wdech zanim zbiera się na odwagę, aby zadać tak ważne, a jednocześnie wyjątkowo delikatne, pytanie.
- Dlaczego zerwałeś z Ámbar? - zadała dręczące ją pytanie dość niepewnym głosem, bawiąc się przy tym rękawem swojej za dużej bluzy.
Swój wzrok utkwiła w dłoniach nie chcąc natrafić na przenikliwe spojrzenie chłopaka. Gaston po jej słowach zaczął kaszleć jak szalony najprawdopodobniej przez zakrztuszenie się popcornem. Mimo wszystko rozbawiona dziewczyna przysunęła się szybko do niego, klepiąc go po plecach z całej siły.
- Wystarczy, Luna! - zdołał powiedzieć, gdy był w stanie wziąć normalny oddech.
W jego oczach stanęły łzy, a on sam szybko dorwał się do szklanki wody wypijając jej całą zawartość na raz. Gdy tylko się uspokoił, zrezygnowany opadł na oparcie kanapy i utkwił swój pusty wzrok w ekranie telewizora.
- Dlaczego o to pytasz?
- Ohh, no nie wiem... Jestem ciekawa. Nigdy nic mi o tym nie mówiłeś, a stało się tak z dnia na dzień...
- To są stare dzieje. Nie wracajmy już do tego, proszę. Obiecuję, że kiedyś Ci o tym opowiem, ale teraz jest teraz i lepiej na tym się skupmy, ok? - odwraca w głowę w jej stronę i posyła jej uśmiech zarezerwowany tylko dla niej.
Ten, który od najmłodszych lat sprawia, że dziewczyna nie jest w stanie mu odmówić. Zrezygnowana nastolatka cicho wzdycha pod nosem, a następnie zsuwa się po kanapie zatapiając się w salonowych poduszkach. Nagle do jej głowy przychodzi inny pomysł, który sprawia, że dziewczyna gwałtownie zrywa się do pozycji siedzącej klaszcząc przy tym w dłonie.
- Ok! Więc, jak już jesteśmy przy teraźniejszości to może powiesz mi, dlaczego zadajesz się z tą bandą debili? - Odwraca się do niego i posyła mu cwany uśmiech, poruszając przy tym zabawnie brwiami. Blondyn wyrwaca oczami i delikatnie szturcha ją w ramię. - Ejj! - Szatynka udając oburzenie rozmasowuje swoje ramię ciągle się przy tym uśmiechając. Brakowało jej rozmów z bratem.
- Przestań! Oni wcale nie są tacy źli, jak się wydaje... - Chłopak wzdycha pod nosem i również podnosi się do pozycji siedzącej. - A jak już jesteśmy przy tym temacie, to za chwilę jeden z tych "debili" ma tutaj przyjść. - Posyła jej niewinny uśmiech i natychmiast zrywa się ze swojego miejsca, aby uniknąć uderzenia poduszką, które wycelowała w niego szatynka. - O wilku mowa! - krzyczy uradowany i niemal biegiem rusza w stronę drzwi wejściowych, gdy tylko słyszy dzwonek.
Zrezygnowana dziewczyna ponownie opada na poduszki i w napięciu oczekuje gościa. Nie ma najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Marzy, aby w spokoju dokończyć film, dlatego po cichu liczy na to, że znajdą sobie oni inne pomieszczenie do pogawędek. Z przedpokoju dochodzą do niej głośne śmiechy dwójki mężczyzn, a ona już wie kto jest tym "niespodziewanym" gościem. Udając niewzruszoną dalej wpatruje się w telewizor, niecierpliwie oczekując ich wejścia do pokoju.
- Chcesz coś do picia? - dalej czymś rozbawiony Gaston, pyta szatyna, gdy tylko wchodzą do salonu.
- Piwo, jak masz. Najlepiej z lodówki.
- Się robi! Zaraz wracam - odpowiada mu blondyn i już po chwili znika za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
Niczym nie skrępowany szatyn rzuca się na drugi koniec kanapy, a swój wzrok zatrzymuje na sylwetce dziewczyny, która stara się na niego nie patrzeć. Na jego wargach gości krzywy uśmiech. Jej serce nieznacznie przyspiesza swój rytm, a oddech staje się lekko urywany. Spowodowane jest to najpewniej tym, że kolejny raz została z nim sama w pokoju.
- Witaj piękna nieznajoma - zwraca się do niej lekko ściszonym głosem, prawdopodobnie, aby Gaston nie usłyszał żadnego z jego słów.
W jednej sekundzie nachyla się nad szatynką i składa, na jej rozgrzanym policzku, czuły pocałunek, czym wprowadza dziewczynę w jeszcze większe zakłopotanie.
- Luna - odpowiada mu pewnym głosem, nie chcąc zdradzić swoich prawdziwych uczuć.
Doskonale nauczyła się maskować emocje, jakie odczuwa w danej chwili, co okazuje się przydatną umiejętnością
- O i teraz nam obojgu będzie o wiele prościej. - Słowa te sprawiają, że dziewczyna gwałtownie odwraca się w jego stronę, opierając swoje ciało o oparcie kanapy.
Chłopak siedzi znacznie bliżej niż było to na początku. Puszcza jej oczko cwanie się przy tym uśmiechając.
- Matteo.
- Wiem - odpowiada obojętnym tonem, wprowadzając chłopaka w małe zaskoczenie.
Dokładnie skanuje wzrokiem jego sylwetkę i robi dokładnie to co ma w zwyczaju. Stara się zapamiętać, jak najwięcej detali.
- Domyśliłem się, Stalkerko... - zwraca się do niej rozbawiony, cicho śmiejąc się pod nosem. - Jak już formalności mamy za sobą, to może przejdziemy do ciekawszych rzeczy... - Jego głos stał się jeszcze cichszy, a jego ciało powoli zbliżało się do niej. - Nieładnie, że poprzednim razem uciekłaś... - szepcze będąc już niebezpiecznie blisko jej twarzy.
Swoimi czynami sprawił, że ciałem dziewczyny zawładnął paraliż, a ona sama nie wiedziała co ma robić, czy myśleć. Mocno zacisnęła swoje wargi w napięciu oczekując jego następnego ruchu. Głośny dźwięk dochodzący z kuchni, wybudził ją z tego otępienia w jakie wpadła. Jak poparzona odsunęła się na drugi koniec kanapy, o mało z niej nie spadając, czym spowodowała głośny śmiech szatyna.
Zgromiła go wzrokiem i otrzepując niewidzialny kurz ze swoich spodni, wyprostowała się w napięciu oczekując przyjścia brata, który po niecałej chwili zjawił się w pokoju.
- Co u Was tak sztywno? - spytał w dalszym ciągu rozbawiony, siadając pomiędzy ich dwójką na kanapie, uprzednio odstawiając dwie butelki piwa na ławę.
- Dopiero się poznajemy... - odpowiada mu zachrypniętym głosem szatyn, puszczając przy tym oczko dziewczynie.
Na jego wargach przez cały ten czas gościł cwany uśmiech. Luna jak poparzona zrywa się do pozycji pionowej i ostatni raz spogląda na Matteo.
- Ja idę do siebie. Miłej zabawy - rzuca na odchodne i nie czekając na odpowiedź znika w ciemnościach dochodzących z przedpokoju.
Tuż za drzwiami opiera się o ścianę, zamyka oczy i bierze głęboki oddech. Próbuje dokładnie przeanalizować to, co miało przed chwilą miejsce. Jednak uczucia, które obecnie targają jej umysłem i sercem, nie pozwalają jej odpowiednio się skupić. Zanim rusza w stronę swojego pokoju słyszy coś, co sprawia, że na jej wargi wkrada się ironiczny uśmiech.
- Śliczna ta twoja siostra.
- Nawet o tym nie myśl Balsano! Moja siostra jest zakazana, nietykalna, rozumiesz?
Ostrzegawczy ton Gastona, powoduje że Valente ma ochotę wybuchnąć śmiechem. Bo przecież co brat może mieć w tym momencie do gadania? Skoro tuż pod jego nosem już wydarzyło się coś, o czym na pewno nie chciałby wiedzieć.
Coś o czym na pewno nie może się dowiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top