Pseudo Kapitan Ameryka pt. III
Bucky
Jennifer nie odpuszczała, wręcz świetnie się bawiła od czasu do czasu teleportując się w różne miejsca domu. Tym razem przemieściła się do sypialni.
- Stary, musimy ją jakoś przekonać by mu odpuściła!-
- Ale jak? Przecież żadnego z Nas nie słucha-
- Musisz się postarać Zimowy Żołnierzu-
- Nie wiem, czy zauważyłeś, mnie też nie słucha-
Zemo tylko się uśmiechnął a Sam wyszedł.
- Dobrze wiesz o czym mówię żołnierzu. Wiem o waszej dwójce wszystko-
- Skąd?!-
- Mam swoje źródła. Wszystko w twoich rękach-
I wyszedł a ja miałem się wszystkim zająć. Nie żebym nie dał rady, ale chciałbym choć raz nie oberwać za okazywanie jej uczuć. Miałem iść jej szukać, gdy się zjawiła.
- Gdzie się zgubił Sam i Helmut?-
- Nie mam pojęcia-
Lemar już miał coś powiedzieć, ale zamilkł, gdy tylko na niego spojrzałem.
- No cóż potem ich poszukam-
- Ja ich poszukam-
- Dzięki Lemar-
Uśmiechnęła się do niego a on w pośpiechu opuścił dom. Zostaliśmy we dwoje no i Walker.
- Zrób coś! Ona chciała mnie zrzucić z dachu!-
- Naprawdę?-
- No...-
- Tak beze mnie?-
Podszedłem do niej a ona się tylko uśmiechnęła.
- Może tak odstawisz tego kretyna i zmierzysz się z równym sobie?-
- Kusząca propozycja, ale muszę odmówić-
No to spróbujmy inaczej. Ciekawe, gdzie oberwę za to. Podszedłem jeszcze bliżej i spojrzałem jej w oczy a ona nie odrywając wzroku ode mnie odsunęła tego pseudo Kapitana. Skorzystałem z tego i pocałowałem ją. Stawiała przez chwilę opór, ale wreszcie się poddała dzięki czemu blondyn upadł na podłogę a my znaleźliśmy się w sypialni. Przygwoździła mnie do ściany i spojrzała mi oczy a jej twarz wyrażała gniew.
- Piśnij o tym komuś słówko a to Ciebie zrzucę z dachu-
- Bardziej się martw o tamtego-
Zniknęła. Usłyszałem tylko jak ją błaga by go zostawiła w spokoju a później zapadła cisza. W końcu wróciła do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Mam nadzieję, że go nie zabiłaś...-
- Siedzi związany w łazience, a jak coś piśnie to będzie się uczył latać-
- Niebezpieczna jesteś dziewczyno-
- Ja?-
- Tak, ty-
Pociągnąłem ją do siebie i położyłem dłonie na jej biodrach.
- Ale ja to lubię w tobie-
- Tylko to lubisz?-
- Nie. To głównie lubię wręcz mnie taka pociągasz-
- To dobrze, bo ja wolę, jak jesteś taki niż taką miękką kluchą z Wakandy-
- Nie byłem kluchą-
- Oj byłeś mięciutką i słodziutką kluseczką-
- Przewidziało Ci się-
- Ciekawe kto za mną płakał-
- Na pewno nie ja-
- Masz rację to inna miękka klucha-
- Ohh jaka ty jesteś...-
- Złośliwa?-
- Miałem na myśli denerwująca-
- To w końcu jestem niebezpieczna, pociągająca czy denerwująca?-
- Jesteś moja-
Pocałowałem ją co odwzajemniła, ale oderwała się ode mnie.
- Nie jesteśmy sami James-
- Przecież go związałaś-
- Ale jest jeszcze reszta-
Przewróciłem oczami. Ci to mają wyczucie czasu. Jenni zniknęła a ja po chwili dołączyłem do reszty.
- Gdzie Łowca?-
- Sądziłem, że jest tutaj-
Akurat w tym samym momencie otworzyły się drzwi łazienki a po chwili centralnie pod nasze nogi wleciał Walker.
- Pobawiłam się trochę z kolegą. Nie gniewacie się?-
- On żyje?-
- Tak tylko po prostu się mnie boi. Idziemy?-
Przytaknęli i wyszliśmy z budynku. Walker trzymał się na uboczu a Jen szła dumnie na przedzie razem z Zemo i Lemarem a ja szedłem z Samem.
- Kochasz ją?-
- Co?-
- Pytam, czy kochasz Jen-
- Co to za głupie pytanie?-
- Stary nie jesteśmy dziećmi. Widać jak na nią patrzysz-
- Nie wiem o czym mówisz-
- Bucky...-
- Daj spokój Sam-
I bez niego sytuacja nie jest w cale taka prosta jakby mogła być. W czasie kolejnej walki z Karli zginął Lemar i Walkerowi kompletnie odbiło. Doszło do morderstwa.
Żadnemu z nas nie uszło to na uwadze. Ja i Sam odciągnęliśmy w odludne miejsce z trudem powstrzymując Jennifer. Jednak, gdy tylko znaleźliśmy się w opuszczonym hangarze rzuciła się na niego.
- Nigdy na nią nie zasługiwałeś, ale teraz przegiąłeś. Oddawaj!-
- Jest moja!-
- Gówno prawda! Steve dał ją Samowi a nie tobie!-
Szarpnęła za tarczę, ale nic to nie dało. Ruszyliśmy jej z pomocą. W końcu udało się ją odzyskać choć Walker skończył z wybitą ręką.
- Choć Jen, idziemy-
- Jeszcze nie skończyłam-
Uderzyła go prosto w oko a potem dołączyła do nas. Przejęła ode mnie tarczę. Przez cały czas spoglądała na nią a na jej twarzy gościł smutek. Wyglądała jakby miała się rozpłakać, choć nigdy nie widziałem, żeby płakała. W końcu podała tarczę Samowi.
- Zaopiekujesz się nią?-
- Słowo, że będę o nią dbał-
Objął ją co odwzajemniła.
- Będziesz jego godnym następcą. Pamiętaj o tym-
Uśmiechnęła się smutno do niego, ale nic nie odpowiedział. Rozeszliśmy się w swoje strony. Jednak Jennifer się rozmyśliła i dogoniła Sama.
Jennifer
- Na pewno nie masz nic przeciwko?-
- No jasne, że nie. Jesteś moją przyjaciółką-
- Bo wiesz jak to jakiś problem to...-
- Jennifer daj spokój. Moja siostra się ucieszy i dzieciaki też-
- Mówisz, że jesteś fajnym wujkiem?-
- Ma się rozumieć-
- To teraz będziesz super wujkiem-
Uśmiechnął się i ruszyliśmy w drogę do jego rodzinnego miasta. Oczywiście to ja prowadziłam większość czasu, bo mimo wszystko wolniej się męczyłam. W końcu dotarliśmy. Gdy tylko wysiedliśmy weszliśmy do domku.
- Sarah? Jesteś?-
- O jesteś Sam a to kto?-
- To Jennifer, moja przyjaciółka-
- Miło mi poznać-
Po chwili przybiegły dzieciaki. Sam chciał się z nimi przywitać, ale gdy tylko mnie ujrzały rzuciły się na mnie.
- Was też miło poznać dzieciaki-
- Cass, AJ dajcie odetchnąć Jennifer-
Dzieciaki smutno spojrzały na mnie i wróciły do swoich zajęć.
- Strasznie Cię za nich przepraszam-
- Zupełnie nie potrzebnie. W Wakandzie spędziłam mnóstwo czasu z dzieciakami, które uwielbiały mnie-
- Nie bały się Ciebie?-
- Sam, nie przeginaj-
- Okay, poddaje się-
Uśmiechnął się tylko.
Następnego dnia zabraliśmy się za remont ich łodzi i co ciekawe zjawił się też Bucky. Oczywiście ja siedziałam z Sarah no bo to męskie zajęcie.
- Jak długo się znacie?-
- Z Samem czy Buckym?-
- To jest jakaś różnica?-
- No tak. Barnesa znam od 12 lat a twojego brata od 9 lat czy jakoś tak-
- To całkiem długo-
- Mam wrażeni jakbym znała go całe życie-
- Mówisz o Buckym?-
Miałam odpowiedzieć, gdy przyszedł Bucky.
- Stęskniło się słońce?-
- Ja? Ja nie, ale Sam owszem. Prosił żebyś przyszła-
- A to nie męskie zajęcie?-
- Jenny-
- Oj dobra. Skocz mi po piwo-
- Magiczne słowo?-
- Albo wiesz co? Przynieś dwa. Byle szybko-
Nic już nie mówiąc poszedł po alkohol.
- No nieźle-
Uśmiechnęłam się do Sarah i powędrowałam na łódkę.
- Pomożesz?-
- Co nie radzicie sobie?-
- Radzimy, ale ty przynajmniej ze mną pogadasz zamiast próbować poderwać moją siostrę-
- Racja-
- Twoje piwo wasza wysokość-
- Dzięki pastereczko-
Odebrałam piwo z jego ręki i spojrzałam wyczekująco.
- No co?-
- A drugie?-
- Jest moje-
- A kto tak powiedział?-
Podał mi zrezygnowany drugą butelkę a ja otworzyłam obie i drugą podałam przyjacielowi.
- Poważnie?-
- Bardzo, jesteś za młody, żeby tyle pić-
- Za młody?-
- Za stary dla Ziemskich kobiet za młody dla Akeriońskich-
- Od kiedy to?-
- Od tej właśnie chwili, małolacie-
Nie ciągnąc dłużej tej rozmowy zabrałam się razem z Samem do pracy. Dzięki temu, że była nas trójka praca szła dość szybko szczególnie, że było dwóch super żołnierzy no i dzięki moim zdolnością chodzenie zajmowało mniej czasu. Poszłam sprawdzić co ze sterem i całą resztą instrumentów. Na szczęście wszystko działało i było sprawne.
W pewnym momencie dostrzegłam Buckyego, który się do kogoś uśmiechał i zamiast patrzeć, gdzie idę patrzyłam na niego i w ten sposób zaliczyłam bliski kontakt z podłogą. Po chwili zobaczyłam Bucka w wejściu.
- Żyjesz?-
- Jak widać-
- A co robiłaś na podłodze?-
- Liczyłam deski?-
- Zabawne-
- Nie, to bardzo ciekawe zajęcie-
Wstałam, otrzepałam ubranie i wyminęłam go a dodatkowo wpadłam na Sama, który był nie zadowolony z jakiegoś powodu.
- A tobie co?-
- Bucky podrywa moją siostrę. Znowu-
- Nic nie poradzimy, że lubi ładne dziewczyny-
- To moja siostra!-
- Pomyśl co mnie by czekało, gdyby mój brat żył i widział mnie z Wami wszystkimi-
- Jakaś podpowiedź?-
- Taki Rogers tylko z Rosji i zamiast blond to brązowe-
- Ou-
- Właśnie-
- To jednak nadal moja siostra on jest moim kumplem-
- A wolałbyś żebym to ja ją podrywała?-
Zamarł na moment co mnie rozbawiło.
- Wolę chłopców Sammy-
Puściłam mu oczko i poszłam po swoje piwo i oparłam się o sterburtę. Pociągnęłam solidny łyk alkoholu i zjawił się Sam.
- Tak teoretycznie to który z nas miałby większe kłopoty?-
- Bardzo dobre pytanie-
Przez chwilę zastanawiałam się jakby to by było, gdyby Sebastian żył i jako jedyny doskonale znał sytuację. Miałam podać przyjacielowi odpowiedź, gdy zjawił się Barnes.
- Bucky, pamiętasz, jak opowiadałam Ci o Sebastianie?-
- Twoim bracie?-
- Yup-
- No, pamiętam-
- Zastanawiałeś się co by było, gdyby żył?-
- Co masz na myśli?-
- No załóżmy, że Bastian żyje i jest z nami tutaj-
- Do czego zmierzasz?-
Na jego twarzy powoli zaczęło się malować przerażenie.
- No mój braciszek miał wysoką nietolerancję na przemoc wobec słabszych-
- Walker by przeżył w ogólę starcie z twoim bratem?-
- No jeśli założysz Sam, że byłby podobny do Rogersa a dam sobie rękę uciąć, że by taki był to sam sobie odpowiedz-
- Czy w ogóle ktoś przeżył starcie z twoim bratem?-
- Wszyscy. Tylko nikt już nie odważył się do mnie zbliżyć, a jak ze mną ktoś rozmawiał to się pilnował-
- No dobra a co z moim pytaniem?-
- Jako że odkąd się znamy nigdy mi nie podpadłeś pewnie by Cię polubił-
- Fajnie a Bucky?-
- No cóż...-
Bucky wyglądał jakby miał zaraz zwiać na inny kontynent jak nie do innej galaktyki co mnie rozbawiło.
- Ciebie co tak bawi?-
Spojrzałam na niebieskookiego nie przestając się uśmiechać.
- No wiesz, nigdy nie miałam tajemnic przed bratem. Wiedział o wszystkim. Kto mnie obraził, uderzył, krzywo spojrzał, kogo bardzo lubiłam a kogo nie-
- Max by miał przekichane-
- Przejmujesz się Maxem? Oj żołnierzyku, żołnierzyku-
Pokręciłam głową wciąż się uśmiechając, dopiłam piwo i zostawiłam chłopców z leksza zaskoczonych. Kierowałam się do domku by pomóc Sarah z obiadem, gdy dogonił mnie Buck.
- Jenni żartujesz prawda?-
- Bucky, to tylko moje domysły-
- Nie zginąłbym?-
- Wszystko byłoby zależne od waszej relacji i ode mnie a działasz mi często na nerwy-
- Oh laleczko-
- O tym mówię-
- Wiem, że to lubisz-
- Spadaj-
Lekko go popchnęłam i zniknęłam w kuchni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top