Wojna na Akerionie

3 lata temu, Akerion

Dlaczego ten cholerny budzik jeszcze nie zadzwonił? Może jeszcze nie pora? No nic, trzeba wstać. Otworzyłam oczy, ale nie było mnie w moim pokoju. Usłyszałam kroki.

- Nie śpisz. Dobrze-

Usłyszałam, jak przekręca się klucz a następnie skrzypnięcie drzwi. Zamknęli mnie w jakiejś celi?! Ktoś wszedł do środka i mnie chwycił za rękę.

- Dobrze Ci radzę. Puść mnie-

- Bo co? Przydusisz mnie?-

- No proszę, Atles. Widzę, że nadal się niczego nie nauczyłeś-

- Zabijesz mnie?-

- To by było zbyt proste. Na początek zabawię się z Tobą a potem pomyślę co dalej-

- Tak jak bawisz się z tym słabym człowiekiem?-

- Tknij go a sprawię, że będziesz mnie błagał o śmierć-

- Zobaczymy jeszcze kto tu kogo będzie błagać o śmierć-

Wywlókł mnie z celi i uderzył, jednak zapomniał, że jestem wstanie mu oddać. Chciałam zadać kolejny cios, lecz wyjął sztylet na co się zaśmiałam.

- Sztylet? Poważnie? Komu chcesz tym zrobić krzywdę?-

- Oh to nie jest zwykły sztylet-

Próbował mnie nim zaatakować, ale tylko na tym się skończyło, bo w końcu takie walki to żadna nowość dla mnie. Dzień w dzień przychodził i próbował mnie zranić, ale nie wychodziło mu to. W końcu któregoś dnia przyszedł z towarzyszem, który mnie pochwycił tak by Atles mógł działać. Miał rację ten sztylet nie był zwykły. Zadane przez niego rany były bardziej bolesne niż przez zwykły sztylet i goiły się zdecydowanie dłużej. Tak wyglądały kolejne dni.

- Zrzeknij się swojej boskości i swoich praw do władzy!-

- Nigdy!-

- I tak mieszkasz między ludźmi, więc to zrób!-

- Żebym nie mogła Ci skopać tyłka? Bez tego też jestem wstanie to zrobić-

Atles każdego dnia torturował mnie tylko po to żebym zrzekła się swoich praw, ale jego wysiłki nie przynosiły efektów. Może i byłam poraniona i jedną nogą w grobie, ale nie poddam się tak łatwo. Muszę jakoś uciec. Muszę! Dla niego. Którejś nocy ktoś zakradł się do więzienia i wyciągnął mnie z celi, jednak byłam zbyt wycieńczona by cokolwiek odnotować. Gdy się obudziłam byłam w zupełnie innym miejscu a nade mną pochylał się Armes.

- Na Bogów! Już myślałem, że się nie obudzisz-

- Nie tak łatwo się mnie pozbyć-

- Twarda jesteś-

- Hydra mnie zahartowała jak i życie. Gdzie ja jestem?-

- W pałacu-

Chciałam wstać, ale jak tylko się ruszyłam poczułam ogromny ból.

- Nie ruszaj się moja droga. Twoje rany wciąż się nie zagoiły-

- Ten sukinsyn pożałuje tego, że ze mną zadarł-

- Oczywiście, ale teraz musisz odpoczywać-

Posłuchałam jego rady i postanowiłam dać sobie dzień odpoczynku, jednak moje rany wolno się goiły. Za wolno. W końcu miałam dość tej bezczynności. Wyszłam z komnaty i poszłam szukać Armesa. Wciąż nie odzyskałam pełni sił co mnie denerwowało. Trafiłam na niego w ogrodzie.

- Afes, miałaś odpoczywać-

- Mam dość tej bezczynności! Atles musi zapłacić!-

- I tak będzie obiecuję, ale powinnaś odpoczywać-

- Już odpoczęłam. Daj mi działać-

- Proszę wybaczyć, że przeszkadzam, ale mam wieści z pola bitwy-

- Pola bitwy? Co tu się dzieje?-

- Mamy wojnę-

- Wojnę?-

- Z początku było to niewielkie powstanie, ale przerodziło się w wojnę-

- Niech zgadnę chodzi o władzę?-

- Zgadza się-

- W takim razie pomogę Wam-

- Ale Afes!-

- Dość! Jestem w to poniekąd zamieszana i coś mi mówi, że Wasi żołnierze sobie nie radzą-

- Masz rację-

- I to chciałam usłyszeć. Czas by Bogini wojny się zabawiła-

- Jesteś pewna, że sobie poradzisz w tym stanie?-

- Dajcie mi tylko coś co postawi mnie na nogi-

Armes nakazał by przygotowano mnie do bitwy. Zostałam ubrana w zbroje bogini wojny, otrzymałam broń i konia. Nie czekając dłużej dosiadłam wierzchowca i ruszyłam w stronę walczących. Miałam spory kawałek do przebycia. Gdy dotarłam zjawił się jakiś Akilie. Zsiadłam z konia i podałam mu lejce.

- Kto tutaj dowodzi?-

- Nie mamy dowódcy-

- To chyba jakaś kpina-

- Rozkazy mamy z pałacu-

- Nie wierzę. Zbierz tu wszystkich. Natychmiast!-

- Zechcesz Pani zaczekać w namiocie?-

Kiwnęłam głową i weszłam do środka. Brak dowódcy na wojnie i rozkazy prosto z pałacu. Cóż za brak organizacji. Jak oni tu dotychczas żyli? Moje rozmyślania przerwał Akilie.

- Wszyscy już czekają Pani-

- Świetnie. Jest tu jakiś goniec?

- Tak. Przyprowadzić?-

- Bezzwłocznie-

Kiwnął głową i wyszedł a ja za nim. Przed namiotem zebrał się spory tłum. Wszyscy między sobą rozmawiali i byli w kiepskim stanie.

- Słuchajcie!-

Nikt nie zareagował. Dosiadłam konia i rozejrzałam się.

- Ej! Niedojdy!-

Zareagowali.

- Tak, dobrze słyszycie. Do Was mówię!-

- Po co nas tu zebrałaś?-

- Trwa wojna w waszym królestwie a wy nie macie przywódcy. Zgadza się?-

- Tak i co?-

- I to, że tak nie wygracie-

- A co ty o tym wiesz?-

- Przedstawię się. Bogini wojny Afes-

- Ta Afes, która prawie zabiła Atlesa?-

- Ta sama-

- Zatem słuchamy-

- Wiem, że mnie nie znacie i nie wiecie czy możecie ufać, ale tam skąd pochodzę jestem jedną z lepszych wojowniczek i takie tortury jakim mnie poddał Atles były codziennością. Jeśli mi zaufacie poprowadzę Was do zwycięstwa-

- A nie możesz po prostu zrzec się swojej boskości?-

- Jeśli chcecie żyć pod dyktando jakiegoś Akilie, który może Was zniewolić to proszę bardzo. Droga wolna, oddajcie mnie w jego ręce i zostańcie jego wiernymi niewolnikami-

- Co ty nam możesz zapewnić?-

- Wybranie rozsądnego przywódcy-

- To prawda, że żyjesz między ludźmi i z jednym z nich się związałaś?-

- Tak. Nie każdy człowiek jest zły-

Akeriończycy zaczęli między sobą dyskutować a w między czasie zjawił się posłaniec.

- Poprowadzisz nas ku zwycięstwu?-

- Zrobię wszystko co w mojej mocy by Wam ułatwić odzyskanie spokoju, ale nie będzie prosto i będzie wymagało to przelania krwi-

- Co rozkażesz przywódco?-

I o to chodzi. Kazałam posłańcowi czym prędzej donieść Armesowi o sytuacji jak i ściągnąć Thora, bo przyda się jego pomoc.

- Bierzcie swoją broń i pora zakończyć tą wojnę!-

Podążyłam za tłumem na front. Akeriończycy od razu rzucili się w wir walki a ja najpierw oceniłam sytuację. Walka konno to kiepski pomysł. Zsiadłam z wierzchowca i odesłałam go z powrotem. Włączyłam się do walki. Krew się lała z każdej strony. Po obu stronach byli ranni jednak to moi zaczynali mieć przewagę. Każdy kto wpadł pod mój miecz kończył ciężko ranny lub martwy. Po jakimś czasie na niebie rozbłysła błyskawica a to oznaczało jedno. Thor.

- Mała wojowniczko. Co tu się dzieje?-

- W skrócie to wojna o władzę, w którą jestem zamieszana-

- Ze względu na twoją matkę?-

- Zgadza się-

Ramię w ramię walczyłam z Thorem i resztą wojowników. Jednak moja walka nie potrwała długo, jeden z wojowników Atlesa poważnie mnie ranił. Thor zabrał mnie z pola bitwy i zaniósł prosto do pałacu, gdzie czekał Loki, który wszystkich jak zwykle oszukał. Zostałam zabrana na Ziemię.

- Twój Midgarczyk się o Ciebie martwi-

- Musze iść do niego i przeprosić-

- Afes, jesteś ciężko ranna. Wykrwawisz się nim do niego dotrzesz-

- Dam... radę-

Obecnie

- Niech no ja tylko dostanę tego skurwiela w swoje ręce!-

- Daj sobie na wstrzymanie Bucky-

- Dopiero gdy zabiję skurwiela-

- To będzie niemożliwe, bo ludzie nie są mile widziani na mojej planecie-

- To Loki go tu ściągnie!-

- Z tego co mówił Thor to gdzieś uciekł-

- Nie daruję mu tego!-

- Hej, spójrz na mnie-

Chwyciłam go za podbródek i zmusiłam by spojrzał na mnie.

- Czy teraz nie jest ważniejsze, że żyję i tu jestem?-

- Masz rację. Przepraszam-

- Już dobrze?-

- Tak. Mogę zobaczyć?-

- Co?-

- Twoje rany-

Westchnęłam, wstałam i rozpięłam kurtkę a on podszedł do mnie.

- Jeszcze się nie zagoiło-

Spojrzał tylko na mnie.

- To jego sprawka?-

- Tak-

Położył dłoń na moim brzuchu, gdzie akurat miałam największą ranę.

- Nie daruję mu tego, że skrzywdził moją laleczkę-

- Jak byłam zamknięta w celi to powtarzałam sobie, że muszę uciec stamtąd i nie mogę się poddawać. Dla Ciebie to wszystko wytrzymałam. Myśl o twojej irytującej buźce nie pozwalała mi się poddać-

Przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

- Tęskniłem za Tobą Jenni. Cholernie tęskniłem za tobą. Myślałem, że nie żyjesz. Nie rób tak więcej-

- Ja też tęskniłam James-

Przytulił mnie mocniej do siebie. Podniosłam głowę.

- Ej, nie płacz, bo ja będę płakać-

- Nigdy nie widziałem żebyś płakała-

- Bo to ukrywam, jeśli już płaczę co jest rzadkie. Wolę okazywać inne emocje-

- Na przykład?-

Starłam łzę z jego policzka i go pocałowałam. Nie musiałam długo czekać aż odwzajemni.

- Jesteś tego pewna?-

Pokiwałam głową i go pocałowałam. Uśmiechnął się między pocałunkami i zdjął moją kurtkę. Przyglądał się moim bliznom a ja chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam go w stronę sypialni.

- Co kombinujesz?-

- Wciąż jestem słaba i niewygodnie się tyle stoi-

Nic nie odpowiedział tylko wziął mnie na ręce. Jednak poczułam, że coś jest nie tak.

- Zaczekaj. Postaw mnie na ziemi-

- Coś się stało?-

- Nie jesteśmy sami. Loki? Thor? Mieliście wyjść-

- Tak też uczyniliśmy-

Odwróciłam się zaskoczona tym co powiedział.

- Loki mówi prawdę-

- A jednak wyczuwam tu czyjąś obecność-

- Tak, ja też i nie jest to żaden Asgardczyk czy Akeriończyk-

- Co tu się dzieje?-

- Zaraz się dowiemy-

- Afes nawet nie...-

I nim skończył mnie już nie było. Znalazłam się na dachu i rozejrzałam się. Panował spokój, który ktoś zakłócił. Doskoczyłam do postaci czającej się na skraju dachu i wróciłam do reszty.

- Miałaś uważać na siebie-

- Tak, tak. Kim jesteś i czego tu szukasz?-

Odpowiedziała mi tylko cisza.

- Moja cierpliwość się kończy-

- Jesteś podobna do matki Afes-

- Skąd ją znasz i skąd znasz moje imię?-

- Znałem twoją matkę jeszcze gdy mieszkała na Akerionie a teraz wszyscy mówią o tobie-

- Czego tu szukasz?-

- Przybywam z wieściami-

- Zatem na co czekasz? Na oklaski? Zaproszenie wysłać?-

- Akerion pochłania wojna. Bez Ciebie nie wygramy o Pani-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top