Brat part. II
Bucky
Jennifer wmieszała się w tłum a my obserwowaliśmy co się dzieje. W końcu dała nam sygnał i mogliśmy wkroczyć do akcji. Niedaleko zegara stał ktoś kto nie był doświadczony w uciekaniu, czyli zgodnie z opisem Jen. Pochwyciliśmy go z Samem i poprowadziliśmy do opuszczonego budynku.
- Что ты хочешь от меня? (Czego ode mnie chcecie?)-
- Co on mówi?-
- Pyta czego chcemy-
- Я никуда с тобой не пойду! (Nigdzie z Tobą nie idę)-
Zaśmiałem się tylko.
- Я тебе ничего не скажу! (Nic ci nie powiem!)-
W tym samym momencie zjawiła się Jennifer.
- Ты не будешь разговаривать с нами (Nie będziesz z nimi rozmawiać)-
- Jesteś pewna, że to on?-
- Nie mam pewności, ale wygląda na takiego, który coś wie-
- Zdecydowanie przed kimś ucieka-
- Za chwilę to przede mną będzie chciał uciec-
Razem z Samem odsunęliśmy się na bok by dać jej swobodnie działać.
- On to w ogóle przeżyje?-
- Jakieś szanse ma, ale niewielkie-
- Ty tak poważnie?-
Spojrzałem na kumpla.
- O mój Boże-
- Daj jej działać. Jeśli będzie źle to dopiero wtedy będziemy wkraczać-
Jennifer
Co jakiś czas nerwowo się rozglądał. Nie wiem komu zalazł za skórę, ale ja mogę być gorsza.
- Говорить! Кто ты! (Gadaj! Kim jesteś!)-
- Себастьян Оуэнс (Sebastian Owens)-
- Вы проигрываете! (Łżesz!)-
W mojej dłoni pojawił się sztylet. Końcówkę ostrza przyłożyłam mu do brody i uniosłam tak by spoglądał mi w oczy a następnie ściągnęłam mu kaptur i zamarłam.
- Teraz mi wierzysz?-
Uderzyłam go.
- Okay a to za co?-
- Za co? Żyłam tyle lat przekonana, że jestem ostatnim Owensem na świecie a ty, jak gdyby nigdy nic zjawiasz się i liczysz, że wpadnę Ci w objęcia?-
- No zakładałem, że tak będzie-
- Jak ty w ogóle mogłeś mi to zrobić? Własnej siostrze!-
- To nie był mój pomysł-
- Czyj? Rodziców? Oni też żyją?-
- Nie, chociaż bym tego chciał-
- Skończ chrzanić. Zostawiłeś mnie samą a teraz chcesz odnawiać kontakt?-
- Właściwe to...-
- Nic już nie mów. Skończyłam-
Odwróciłam się i chciałam iść, ale brat mnie złapał za rękę.
- Wysłuchaj mnie, proszę-
- Nie chcę Cię słuchać-
- Ale Jen...-
- Powiedziałam, że nie chcę Cię słuchać-
- Lepiej odpuść stary. Nie chcesz jej wkurzać-
- No proszę, Zimowy Żołnierz-
- Skoro wiesz kim jestem to wiesz, kim ona jest-
- Moją młodszą siostrą-
- Byłam nią dwadzieścia lat temu. Teraz moją rodziną są Avengers-
Zabrałam swoją rękę jednak nie odpuszczał i próbował mnie zmusić żebym z nim porozmawiała. Uderzyłam go zdecydowanie mocniej niż za pierwszym razem a to go zaskoczyło. Chciałam go uderzyć jeszcze raz, ale Bucky stanął przede mną.
- Ty też chcesz oberwać?-
- Jak musisz to wal, ale jemu już odpuść-
- Niby czemu?-
- Nadal ma Cię za siedmiolatkę, którą trzeba chronić-
- Tej małej i przerażonej dziewczynki już dawno nie ma-
- Wiem. Chodź idziemy stąd-
- Jennifer proszę, porozmawiaj ze mną. Wiem, że to nie jest proste...-
- Nic nie wiesz! Nie wiesz, ile straciłam, ile cierpiałam ani co poświęciłam. Nic o mnie nie wiesz ani mnie nie znasz!-
- Znam Cię. Jesteś moją młodszą siostrzyczką-
- Znasz tylko to co było kiedyś-
- Dla mnie to nie ma znaczenia, bo i tak jesteś moją siostrą-
- Mój brat zginął dwadzieścia lat temu tak jak mała i przerażona Jennifer-
- O czym ty mówisz?-
- To nie ja się boję innych, tylko inni mnie-
- Ja się nie boję-
Spojrzałam na żołnierza z uniesioną brwią a ten tylko podniósł ręce na znak, że się poddaje. Spojrzałam ostatni raz na nich i teleportowałam się na dach budynku. Jak on mógł przez tyle lat się ukrywać i nie dać żadnego znaku życia? Jak? Nie pojmuję tego. Przecież obiecaliśmy sobie, żadnych tajemnic a on?
- Jennifer?-
- Nie będę z nim gadać-
- Nie po to przyszedłem-
- To świetnie-
Stanął obok mnie nic więcej nie mówiąc. Po prostu był.
- Dziękuję-
- Za co?-
- Za to, że zawsze byłeś obok, byłeś, kiedy Cię potrzebowałam, wspierasz i wierzysz we mnie-
Uśmiechnął się i przytulił mnie.
- No gołąbeczki, pora się zbierać-
Odsunęłam się od niego i w trójkę zeszliśmy z dachu. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną. Jednak nie dawało mi to spokoju. Co, jeśli naprawdę nie mógł się ze mną skontaktować, bo grozili jemu albo mnie?
- Zatrzymaj się-
- O co chodzi?-
- Nie znika się od tak ani nie zjawia się po latach obserwując otoczenie-
- Co masz na myśli?-
- Cały czas nerwowo się rozglądał-
- Racja, jakby się bał, że ktoś go śledzi-
- A co, jeśli ktoś mu grozi? Albo co grosza zagroził, że mnie się coś stanie, jeśli tylko się skontaktuje?-
- Przecież sama mówiłaś, że był trochę jak Steve-
- Każdego można złamać Bucky. Nawet kogoś takiego jak on-
- Co robimy?-
- Wy wracacie pilnować Sarah i młodych a ja wracam do miasta-
- Sama chcesz tam iść?-
- Jest nas za mało żebym szła z kimś. Z resztą jestem dużą dziewczynką-
Wysiadłam z auta a za mną Bucky.
- Pomóż Samowi. Ja sobie poradzę. Zaufaj mi-
- Ufam Ci, ale wróć w jednym kawałku-
- Wrócę, nie martw się-
Uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do miasta. Na całe szczęście był tam, gdzie go zostawiliśmy i był zdziwiony, że mnie widzi. Zdjęłam maskę i okulary.
- Zaległości nadrobimy później jak już nie będziesz się martwił o swoje życie-
- Nie martwię się o nie-
- No jasne. To ja nerwowo sprawdzam czy nikt mnie nie śledzi-
- Zauważyłaś?-
- Mało co mi umyka. Więc jak?-
- Ścigają mnie-
- Kto?-
- Agenci Hydry-
- Co? Jak się w to wpakowałeś?-
- Na ostatniej misji coś poszło nie tak i mnie ścigają-
- Nie chcę wiedzieć nic więcej. Zostań tu-
- A ty?-
- A ja się tym zajmę-
- Przecież zginiesz-
- Na to bym nie liczyła. Zaufasz mi?-
- Zawsze Ci ufam-
- To dobrze i przepraszam za wszystko-
- Nie masz za co, byłaś zła-
- Nie przepraszam za tamto. Należało Ci się-
- To za co?-
Chwyciłam go za bluzę i wywlokłam z budynku a następnie rzuciłam go kawałek dalej, żeby zwrócić na siebie uwagę. Zadziałało od razu. Agenci Hydry natychmiast się pojawili obok mnie. Byli zachwyceni tym, że znaleźli mnie i swojego uciekiniera, ale nie przewidzieli, że już nie mają nade mną władzy. Byłam sama przeciwko czterem mężczyzną. W trakcie walki opadł mój kaptur tym samym odsłaniając moje włosy. Kątem oka dostrzegłam zdziwienie na twarzy brata.
- Przyda Ci się pomoc laleczko-
- Kazałam Ci zostać z Samem-
- Zrobił to o co prosiłaś-
- Oszaleliście? Co z twoją siostrą?!-
- Nic jej nie grozi a tobie się przyda pomoc-
- Ale to Hydra-
- Tym bardziej-
- Jesteście niemożliwi-
Przy ich pomocy szło mi zdecydowanie łatwiej. W pewnym momencie zjawił się quinjet z którego wyskoczyło kilku agentów T.A.R.C.Z.Y i zabrali ludzi Hydry. Nie ogarniałam sytuacji totalnie. Skąd oni tutaj?
- Idziecie?-
- Dokąd?-
- Do quinjeta. Mój szef chce z wami porozmawiać-
Wzruszyłam ramionami i udałam się za bratem a reszta poszła za mną. Ciekawe kto jest jego szefem. Quinjet wystartował. Siedzieliśmy w ciszy, ale gdy tylko ujrzałam Helicarrier miałam ochotę zwiać. Gdy już znaleźliśmy się na lądowisku Helicarriera nie byłam zachwycona tym kogo widziałam.
- Jennifer to mój szef...-
- Nicholas Fury, no proszę-
- To wy się znacie?-
- Tak, pomagałam chrzestnemu to zdarzyło się trafić na twojego szefa-
- Chrzestnemu?-
- Później Ci opowiem. Teraz chciałabym wiedzieć czego od nas chcesz-
- Wiem, że Avengers już nie ma, ale...-
- Nie-
- Nawet nie wiesz co chciał powiedzieć-
- Nie ważne. Za dużo już straciłam. Teraz mam przyjaciół, którzy na mnie polegają a przede wszystkim nie mogę zawieść Morgan, więc odpowiedź brzmi nie-
Mój brat patrzył na mnie nie rozumiejąc co się dzieje.
- Nick, ile mu powiedziałeś?-
- Miał świadomość, że żyjesz-
- Nie za dużo wiedział?-
- Jesteś jak Stark-
- Zdecydowanie grosza niż Stark, wierz mi-
Odwróciłam się do chłopaków.
- Wracamy?-
- Bardzo chętnie a ty Sam?-
- No nie wiem. Może powinniśmy go wysłuchać?-
- Przypomnę tylko, że masz siostrę i dwóch siostrzeńców-
Nic już nie odpowiedział.
- Jennifer, chociaż wysłuchaj dyrektora Furyego-
- Jeśli nie chce mnie przeprosić za to, że odebrał mi brata to nawet niech się nie odzywa-
- O tym też chciałem pomówić-
- W takim razie słucham-
- Może usiądziemy?-
- Jeśli coś kombinujesz to nikt Ci nie pomoże-
- Jestem tego świadom-
- To dobrze-
Właśnie miałam wejść do środka, gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. Pepper dzwoni.
Cześć Pepper
Cześć Jen, jesteś zajęta?
Spojrzałam na moich towarzyszy i się uśmiechnęłam.
Nie, akurat nic nie robię
Oo to świetnie, bo Morgan chciała się z Tobą zobaczyć
Przełączyłam na kamerę i ujrzałam Morgan i Pepper.
Cześć urwisie
Siostra!
Jesteś grzeczna?
Bardzo. Kiedy wracasz?
Wiesz co...
Spojrzałam po moich towarzyszach.
Jeśli nic się nie zmieni to najpóźniej jutro
- Co? Jak to? Miałaś przecież...-
- Wystarczy Sebastian. Jestem już za długo na tej idiotycznej misji-
Sebastian? Chyba nie mówisz o swoim bracie?
Tak, ale to dość skomplikowane
-Jennifer! Obiecałaś wysłuchać!-
- Powiedziała, że wraca do domu to znaczy, że wraca do domu, a jak masz z tym problem...-
- Dość. Obiecałam wysłuchać, ale nie powiedziałam, kiedy-
- A jemu nic nie powiesz?-
Sebastian się naprawdę zdenerwował.
- Racja. Dziękuję Bucky-
Czyli powinnaś być w ciągu 24h?
Postaram się to załatwić
A twój przyjaciel też będzie?
Zaraz go zapytam.
- Bucky?-
- Co?-
- Pstro. Maguna pyta czy też wracasz-
- Kto?-
- Morgan Stark-
- Aaa. Jasne, że wracam-
Słyszałaś maluchu?
Morgan tylko pisnęła radośnie i gdzieś pobiegła.
W takim razie czekamy na Was
Uśmiechnęłam się i rozłączyłam się. Sebastian wyglądał jak dziecko, które nie dostało swoich słodyczy, Sam się uśmiechał, Bucky jak to Bucky a Fury miał typowy wyraz twarzy dla siebie.
- No dobra, pora się zbierać-
- Jedno pytanie-
- Słucham-
- Mam jeszcze jedną siostrę?-
- Tak jakby-
- Tak jakby?-
- Miało być jedno pytanie-
- Jennifer.-
- Jezu, nie spinaj się tak. Pamiętasz, że nie znałam chrzestnego?-
- No tak-
- Okazało się, że jest nim Tony Stark no i wiesz, ożenił się i mają córkę, która traktuje mnie jak starszą siostrę-
- Oh-
- Nic się nie martw. Dalej masz swoją małą siostrzyczkę. Tylko muszę to wszystko przetrawić-
- Rozumiem. Mogę Ci to jakoś ułatwić?-
- Jeśli nadal pamiętasz i uznajesz nasz mały układ to wiesz co robić-
Kiwnął głową.
- Sam wracasz do siostry i chrześniaków?-
- Nie martw się wyjaśnię im, dlaczego nie ma ze mną super żołnierzy-
- Dzięki-
Przytuliłam przyjaciela i się z nim pożegnałam. Spojrzałam na swoje ubrania. No trochę się ubrudziły i tak do domu nie wrócę.
- Bastian? Mogę się gdzieś przebrać?-
- Jasne, ale on zostaje-
- Nie ufam Ci-
- Jestem jej bratem-
- Ale ja znam ją lepiej-
Wyglądali jakby się mieli na siebie rzucić. Z sytuacji wybawił mnie Fury, który dyskretnie pokazał mi żebym zanim poszła i tak też zrobiłam.
- Jednak mocno się zżyłaś ze Starkami-
- Na to wychodzi-
- To dobrze. Małej się przyda wzór-
- Nie jestem najlepszym wzorem-
- Nikt nie jest idealny. Nawet Tony nie był taki-
- Coś o tym wiem-
- Odstawię Was do domu, ale spodziewaj się mojej wizyty-
- Oczywiście-
- Możesz się tutaj przebrać-
- Dziękuję-
Uśmiechnęłam się i weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Przywołałam torbę i wyjęłam z niej ubrania, które kupiłam w Madripoor. Gdy się przebrałam podeszłam do lustra, rozczesałam włosy i upięłam je w wysokiego kucyka, który idealnie pasował do stroju. Poszarpane jeansy, czarna koszulka na ramiączkach, czarne botki i kardigan a do tego ray bany. Idealnie. Wróciłam do reszty. Chłopcy skakali sobie do gardeł.
- Bucky! Seba!-
Żadnej reakcji. Pożałuję tego.
- Skarbie, nie kłóć się ze swoim szwagrem-
Zareagowali i obaj patrzyli zaskoczeni na mnie.
- Możemy iść? Dom mnie wzywa-
Obaj kiwnęli głowami i zaczekali na mnie. Przechodząc obok Buckyego wręczyłam mu moją torbę a brata złapałam pod ramię i wyszliśmy na lądowisko, gdzie czekał już quinjet. Zajęliśmy miejsca i ruszyliśmy w drogę.
- Как долго вы вместе? (Jak długo jesteście razem?)-
- On zna rosyjski-
- Naprawdę?-
- Mhm, ale odpowiadając na pytanie nie jesteśmy razem-
- To czemu tak powiedziałaś?-
- Miałam do wyboru to albo skopać Wam tyłki-
- Nie dałabyś radę-
- Skopała tyłki silniejszym niż ona, więc Ciebie by mogła nawet jednym palcem pokonać-
- Nie podlizuj się Bucky-
- A nie mam racji?-
- No tak trochę-
- Jednak nie przefarbowałaś włosów?-
- Nie. Za to ty jesteś nie do poznania-
- Ostatnia misja tego wymagała-
- Co do włosów to w końcu się z nimi pogodziłam, choć i tak musze je ukrywać -
- Zupełnie niepotrzebnie. Czynią Cię wyjątkowymi-
- Tak jak bioniczna ręką?-
- Co Ci się stało?-
- To długa historia-
- Mamy czas. Podróż trochę potrwa-
- W takim razie zacznę od początku-
Postanowiłam opowiedzieć bratu wszystko od momentu jego „śmierci". Nie było to ani przyjemne, ani łatwe, ale chciałam, żeby wszystko wiedział, ale relację moją i Buckyego postanowiłam omówić na osobności, bo jeszcze się pozabijają. W końcu dotarliśmy do domku nad jeziorem.
- Będziemy w kontakcie-
- Na to liczę. W końcu mamy jeszcze coś do omówienia-
- My też-
- Czekam na wizytę i dzięki za odstawienie nas do domu-
Brat pomachał mi na pożegnanie, zaczekałam aż znikną mi z pola widzenia i weszłam na werandę domku. Nim zdążyłam podejść do drzwi, z domu wybiegła Morgan. Podniosłam ją i przytuliłam.
- Jesteś!-
- Obiecałam, że wrócę-
- Tęskniłam-
- Ja też skrzacie-
- To twój kolega?-
- We własnej osobie. Bucky pamiętasz Morgan?-
- Jasne-
Morgan tylko mu pomachała i z powrotem przytuliła się do mnie. Weszliśmy do środka, odstawiłam małą na podłogę i poszłam przywitać się z Pepper.
- Jak misja?-
- Nudna i Walker się plątał pod nogami-
- Chyba Ci zalazł za skórę co?-
- I to jak-
Przewróciłam oczami.
- Odstawię Buckyego i jeszcze pogadamy-
- Przywiozłabyś sushi?-
- Oj zjadłabym dobre sushi. Dwa pudełka?-
- Jasne-
- No Panie Barnes, zbieraj się-
Nim zdążyłam wyjść przyszła Maguna z obrazkiem.
- Co tam masz?-
- Obrazek dla twojego kolegi-
- Dla mnie?-
Morgan kiwnęła głową i podała mu swoje dzieło.
- Dziękuję-
- Skrzacie, jak wrócę obejrzymy bajkę?-
- Tak-
- To przygotuj wszystko i jak wrócę to oglądamy-
Wyszliśmy przed dom i wsiedliśmy do auta.
- Tęskniłam skarbie-
- Przecież spędziłaś ze mną kilka dni Jen-
- Nie mówiłam do Ciebie tylko do mojej wspaniałej Acury-
- Nazywasz swoje auto skarbem?-
- Ten konkretny model tak-
- Masz więcej?-
- Mazdę 6 i Yamaha R1-
- Masz jeszcze motor?-
- Acura do pracy, Mazda na deszcz a Yamaha jak mam kaprys-
- Nie wystarczy Ci jedno?-
- Normalne dziewczyny kolekcjonują buty, torebki i inne pierdoły a ja mam tylko dwa auta i motor-
- I mówisz do auta skarbie-
- Dokładnie-
Ruszyliśmy w drogę.
- Czemu akurat powiedziałaś wtedy do mnie skarbie?-
- Nie reagowałeś na swoje imię-
- Nie słyszałem nawet, że przyszłaś-
- To usłyszałeś-
- Noo to było dość zaskakujące-
- Ważne, że zwróciło uwagę-
- Pewnie mnie za to zabijesz, ale dasz się zaprosić na randkę?-
- Nie odpuszczasz co?-
- Nie-
- Dobrze. Kiedy?-
- Ja wiem? Jutro?-
- W porządku. Pracę kończę o 17:00-
- To wpadnę po Ciebie o 19:00. Może być?-
- Jasne. Jesteśmy na miejscu-
Oboje wysiedliśmy z auta.
- To do jutra laleczko-
- Nie przeginaj-
- Wiem, że to uwielbiasz-
- Wmawiaj sobie-
Uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę a ja udałam się po sushi.
- Jennifer, zmieniłaś kolor włosów?-
No tak moje włosy.
- A wiesz postanowiłam zaszaleć-
- Pasują Ci-
- Dzięki Leah-
- To co zwykle?-
- Dwa razy-
- Się robi szefowo-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top