#1 Wszystko, tylko nie to...
Chłopiec o brązowych włosach i ciemno niebieskich, prawie granatowych oczach jechał na tylnym siedzeniu samochodu. Patrzył w okno ściskając w rękach torbę sportową zawierającą większość jego dobytku. Nie skupiał się na... właściwie na niczym. W tej chwili czuł się jak pusta skorupka orzecha. To uczucie nie opuszczało go już od dłuższego czasu. Ale do wszystkiego można się w końcu przyzwyczaić, prawda?
Wysoki blondyn kierujący samochodem nie odzywał się. Wzrok miał utkwiony w drodze przed sobą. Na początku próbował rozmawiać z brunetem, ale kiedy ten odpowiadał mu półsłówkami przez dłuższy czas, to mężczyzna dał sobie spokój.
Samochód zatrzymał się przed jednopiętrowym domem z dosyć ładnym ogródkiem.
Nie jest tak źle...
Blondyn wysiadł z samochodu i zaczekał aż chłopiec wygramoli się z tylnego siedzenia po czym obaj skierowali się do drzwi.
Weszli do środka, a oczom młodszego ukazał się hol otwarty na kuchnię i salon. Na przeciwko wejścia znajdowały się schody, a obok nich zamknięte drzwi. Przy marmurowym blacie w kuchni stała ciemnoskóra kobieta o kręconych, ciemnych włosach, śmiejąc się rozmawiała przez telefon. Kiedy zobaczyła blondyna, szybko zakończyła rozmowę i żwawym krokiem podeszła do nich. Chłopiec zauważył, że lekko kulała.
- Will! Nie spodziewałam się, że będziecie tak wcześnie! - kobieta zwróciła się do chłopca - A ty pewnie jesteś Thomas, zgadza się? - zapytała z uśmiechem. Nastolatek tylko kiwnął głową i odsunął się od niej nieznacznie.
Więc ona będzie moją "mamą"? Mogło być gorzej...
- Małomówny jesteś, co? Dogada się z Nikiem.
Kim, przepraszam jest Nico?
- A właśnie, kiedy on przyjdzie? - zapytał blondyn.
- Już jestem - zza drzwi obok schodów wyłonił się mężczyzna o ciemnych, prawie czarnych oczach, przydługich czarnych włosach, związanych w krótką kitkę i poważnym wyrazie twarzy.
What the, kurwa, fuck? Teraz to już nie ogarniam. Kim on jest? I po co on tu jest?
Dorośli chyba musieli zauważyć jego zdezorientowany wyraz twarzy, bo kobieta z blondynem zaczęli się śmiać, a czarnowłosy mężczyzna przechylił lekko głowę w bok.
- Nikt mu nie powiedział? - zapytał - Hazel... mogłabyś może, no wiesz...
- Tak, tak. Już idę, już wam nie przeszkadzam - uśmiechnęła się zabrała kraciastą koszulę z korytarza, włożyła buty i wyszła.
Thomas patrzył to na jednego, to na drugiego mężczyznę, nierozumiejącym wzrokiem.
- Więc, jesteś Thomas, tak? - zapytał czarnowłosy, a chłopiec tak jak uprzednio skinął tylko głową - Ja jestem Nico di Angelo-Solace, a to jest Will Solace i będziemy twoimi rodzicami zastępczymi.
Przepraszam, że co, do cholery?! Boże... nie mogło być gorzej... Jezus Maria, a co jak się w szkole dowiedzą?! Moje życie jest oficjalnie skończone. Zabij mnie ktoś. Proszę.
Chłopiec wpatrywał się w nich z niedowierzaniem na twarzy, po czym zamrugał kilkukrotnie.
- Wiemy, że to może być dla ciebie szok...- zaczął mówić blondyn, ale czarnowłosy mu przerwał.
- Will dajmy mu chwilę, żeby to do niego dotarło. Chodź dzieciaku, pokażę ci twój pokój - mówiąc to mężczyzna machnął na niego ręką i poszedł w kierunku schodów. Chłopiec złapał swoją torbę oraz plecak i poszedł na górę za niższym z mężczyzn.
Na górze znajdował się korytarz z kilkoma parami drzwi na całej długości.
- Tu jest nasza sypialnia, tutaj jest łazienka, tu biuro Willa, tu mamy gościnny, a tutaj mieszkasz ty - otworzył ostatnie drwi po lewej. Pokój był w miarę duży. Znajdowało się tam łóżko, szafa na ubrania, regał do połowy zapełniony książkami, a do połowy pusty oraz biurko na którym stał laptop. Nad biurkiem było okno z odsłoniętą roletą, ściany były jasno szare, a sufit biały. Ogólnie rzecz biorąc, całkiem ładny pokój.
- Laptop jest dla ciebie, jeżeli będziesz czegoś potrzebować lub nie będziesz czegoś wiedział, zapytaj mnie albo Willa, kolacja o osiemnastej, a na razie zostawiamy cię samego - mężczyzna wyszedł.
Thomas przez chwilę patrzył w kierunku w którym odszedł mężczyzna, a potem wziął głęboki oddech. Odwrócił się i oparł o drzwi. osunął się po nich na podłogę. Popatrzył w sufit.
- I znowu to samo... Dali mi laptopa? Jeśli myślą, że dzięki temu bardziej ich polubię to są tacy jak wszyscy. Cholerne rodziny zastępcze. Za parę miesięcy, może lat im się znudzą i znowu wyląduję u jakichś idiotów. A potem pewnie jeszcze raz. Czy ci ludzie nie mogliby pozwolić mi zostać w tym przeklętym domu dziecka do osiemnastki? Nieeeeee, bo zachciało im się mieć dziecko. I pewnie spodziewali się jakiegoś pustaka, który się będzie cieszył jak głupi do sera, że ktoś go chce, a co dostali? Cholernego, wiecznie niezadowolonego, mamroczącego do siebie idiotę... A swoją drogą muszę w końcu przestać to robić... Czy jak ktoś mamrocze sam do siebie w pustym pokoju to już podchodzi pod szaleństwo, czy jeszcze nie? A jebać to, jestem wariatem.
Thomas podniósł się z podłogi, rzucił w kąt plecak i torbę i padł na łóżko twarzą w poduszkę. Był zmęczony. A myśl, że za kilka dni kończą się wakacje wcale nie pomagała w przezwyciężeniu tej zmęczoności. Leżał tak przez kilka godzin co chwilę zerkając w telefon. Raz wstał i rozejrzał się po pokoju. nie rozpakowywał na razie torby. nie zamierzał zostawać tu na długo.
###
Kiedy ponownie sprawdził godzinę na telefonie okazało się, że za pięć minut powinien być na dole.
Iść czy nie iść, oto jest pytanie...
Uznał, że w sumie dobrze by było zobaczyć z kim wylądował tym razem. A poza tym był głodny.
Wyszedł z pokoju, zszedł po schodach i stanął obok blatu w kuchni. Nico nakładał na talerze spaghetti. Kiedy go zobaczył wskazał głową na stół stojący pod ścianą. Thomas usiadł na jednym z krzeseł i utkwił wzrok w podłodze. Niezręcznie...
Mężczyzna położył przed nim talerz oraz widelec i usiadł na przeciwko.
- A ten drugi nie przyjdzie? - wyrwało się chłopcu. Mężczyzna spojrzał na niego.
- Nie. Musiał iść do pracy. Jest lekarzem. Jego godziny pracy są dosyć... płynne. Czasami wraca wcześnie po południu, a czasami nawet po północy.
- Och... - chłopiec chciał jeszcze o coś zapytać, ale dał sobie spokój. Zaczął jeść, a mężczyzna zrobił to samo.
Po skończonym posiłku Thomas ewakuował się do swojego pokoju. To było tak niezręczne... dla niego, bo ten Nico nie wyglądał na ani odrobinkę spiętego. Poprzedni ludzie próbowali nawiązać rozmowę, a ten tu nie mówił kompletnie nic. Thomas też nie był jakoś specjalnie rozmowny no ale bez przesady. Ale co mógł poradzić? Mógł najwyżej mieć nadzieję, że jutro będzie lepiej. Chyba naprawdę nie mógł trafić gorzej...
Niespodziaankaa!
Wiem, że mówiłam, że będę publikować dopiero na wakacjach i w tej samej książce ale zmieniłam zdanie.
Na razie będę publikować rozdziały w dość luźnych i nierównych odstępach, a potem znowu co tydzień.
I kiedyś zmienię okładkę jak będzie mi się chciało.
Ostrzegam, że w tym opowiadaniu będę robić rzeczy inne od oczekiwań fandomu co do dorosłości naszych ulubionych herosów, a poza tym będę się skupiać głównie na Thomasie, jego życiu i uczuciach.
Nawet nie wiecie jak mi tego brakowaaałoooo...
Do poczytania w następnym rozdziale, Ludziki!
:3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top