Przesłuchanie

••••Will••••

Will i reszta weszli do mieszkania, a Thalia zaprowadziła ich do salonu. Stali wz kanapy i podeszła do nich. Uśmiechnęła się ładnie, ale coś w tym uśmiechu było sztucznego. Włosy splotła ona w długi warkocz, opadający teraz na jej ramię. Zimne, brązowe oczy wpatrywały się w Willa. Reyna ubrana była w dresy i podkoszulek, tak jak Thalia.

- Cześć! Jestem Reyna. Miło cię poznać - dziewczyna podała mu rękę. Blondyn przyjął ją. Ręce mu się trzęsły i był cały spięty, ale jakoś zdołał wydusić odpowiedź.

- Tak... C-ciebie też. Jestem Will.

- Dobra. To jak wszyscy się już znają, to ja będę leciał - powiedział Nico odwracając się do drzwi - Tylko bądźcie delikatniejsi niż ostatnio.

To Nico nie zostaje?

- O to się nie martw. Wiesz jak trudno jest zmyć krew z białego dywanu? - Will spojrzał pod nogi i odsunął się od czerwonej plamy, która się tam znajdowała.

- Spokojnie. To nie krew. Tutaj wylał mi się sok - odezwała się Thalia. - Ostatniego zabili tam. Pokazała czerwoną plamę pod stolikiem kawowym. Blondyn zadziwiająco zbladł.

- Dobra nie ważne. Poprostu chciałbym nacieszyć się chłopakiem trochę dłużej niż miesiąc.

- Nie można go nawet trochę połamać? - zapytała ze słodkim uśmieszkiem Thalia - ostatnio było dobre widowisko!

- Nie martw się, Will. Nie będzie aż tak źle. Nie będzie aż tak źle, prawda, Jason?

- Niczego nie obiecuję.

Nico wyszedł. Will został sam z bandą wariatów. Oj niedobrze.

Sztuczny uśmiech Reyny znikł. Thalia przestała się szczerzyć, a Jason... to już nie był ten sam Jason, którego znał Will. Wszyscy mieli teraz poważne miny.

Reyna wskazała na niewielki stół.

- Siadaj. - Will usiadł na krześle po jednej stronie stołu, a reszta po drugiej. Chłopak tylko w oczach Thalii zobaczył iskierki rozbawienia. Reszta patrzyła na niego jakby zastanawiając się co zrobić ze zwłokami...

Reyna zanim usiadła zarzuciła sobie na plecy purpurowy koc i teraz wyglądała jakoś tak bardziej... królewsko? Tak. To chyba odpowiednie słowo.

Thalia wyszła, mówiąc, że idzie zrobić herbatę.

- No więc... ty jesteś tym chłopakiem Nica? Dużo mi o tobie opowiadał.

- Naprawdę?

- Tak. On i Jason mówili, że muszę cię poznać. A poza tym muszę sprawdzić czy jesteś dla niego odpowiedni.

- W-w jakim sensie?

- Ile masz lat? Gdzie zamierzasz studiować? Jak zamierzasz go utrzymywać?

- Mam 17 lat. Nie wiem gdzie będę studiować, ale w przyszłości chcę zostać lekarzem.

Chłopak postawił na szczerość. I dobrze, bo Reyna w jakiś sposób zawsze wiedziała kiedy ktoś kłamie.

I tak rozmowa ciągnęła się dalej. Reyna i Jason zadawali pytania, Will odpowiadał, a Thalia czasami wtrącała jakieś uwagi, które szczerze mówiąc przerażały Willa. Chłopak bał się, że w końcu padnie pytanie o jego rodzinę. Ale takie nie nadeszło. Było dużo o nim samym i jego planach, przyszłości itp, ale o rodziców nic.

Ale oto nadeszły pytania o Nica...

- Jaki jest jego ulubiony kolor? Czy mam na coś alergię? Który owoc lubi najbardziej?

- Em... najbardziej lubi... czarny... Chyba nie ma na nic alergii... a owocu nie wiem? - Will był okropnie zmieszany. Takich pytań się nie spodziewał!

- Źle. Najbardziej lubi ciemny zielony, ma alergię na pióra, a jego ulubionym owocem jest granat. Okropnie mało o nim wiesz. - stwierdziła Reyna.

••••Nico••••

Kiedy chłopak wyszedł z mieszkania przyjaciółki, odrazu skierował się do najbliższego parku. Usiadł na jednej z ławeczek i rozejrzał się. Nikogo po prawej. Nikogo po lewej. Chłopak wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i paczkę papierosów. Zapalił jednego i zaciągnął się. Dość duży obłoczek dymu wypłynął z jego ust, kiedy wydychał powietrze.

I w ten oto sposób truję się jeszcze bardziej. Hurra.

Pomyślał chłopak znów wkładając do ust papierosa.

••••Will••••

Reszta wizyty była dość spokojna. Kiedy Nico wrócił zrobiło mu się troszkę lepiej, a Reyna, Thalia i Jason odrobinkę złagodnieli. Nico przez chwilę rozmawiał z Reyną na osobności, a Will zastanawiał się o czym mówią. Wcześniej był trochę zazdrosny o Reynę, ale dziś zrozumiał, że dla Nica jest ona bardziej jak siostra niż... No... cokolwiek innego.

Ogólne reszta dnia minęła w miłej atmosferze, ale w końcu trzeba było wracać.

- Will, mimo wszystko, jesteś fajnym facetem i cieszę się, że Nico chodzi z kimś takim jak ty - powiedziała do niego Reyna. - Tylko pamiętaj: jeśli kiedykolwiek go skrzywdzisz to obiecuję, że powieszę cię za włosy na drzewie. Rozumiemy się?

- Oczywiście. - Will przełknął ślinę.

- To dobrze! - dziewczyna klepnęła go w plecy, aż ten się zachwiał.

Zapamiętać: nigdy nie krzywdzić Nica. Reyna jest siiiiiilna.

Kiedy już wyszli, zapakowali się do samochodu i ruszyli w drogę powrotną.

- Nico - zaczął ostro Jason kiedy tylko wyjechali - znowu śmierdzisz papierochami. Jak mi to wytłumaczysz?

- Przepraszam... - mruknął brunet spuszczając wzrok.

- Wiesz, że to okropnie nie zdrowe? A co jak dostaniesz raka? Miałeś tego więcej nie robić.

- Nico, ty palisz? - zapytał blondyn.

- Na miłość boską! Tak, palę. Dajcie mi wreszcie spokój. Miałem trudny dzień, okej?! - zdenerwował się chłopak.

- Co się stało - zapytał Jason z troską w głosie.

- Rodzice - głos mu się załamał - biorą ślub... za dwa tygodnie. Miałem nadzieję, że może... może jeszcze się pokłócą, albo coś. Że Hazel nie będzie musiała tam mieszkać... a zresztą nie ważne. Nie przejmujcie się tym. Poprostu się... trochę zestresowałem.

I wszystko skończyło się jak zwykle. Niciem mówiącym, że wszystko jest dobrze. Ale Will wiedział, że młodszy chłopak tylko tak mówi. Poprostu nie chce ich martwić, ale tak naprawdę w nocy będzie płakać. Będzie miał koszmary. Ale co on mógł zrobić? Był w tej sytuacji bezsilny. Tak jak Nico. Nie miał wpływu na to co się dzieje. Nie mógł nic z tym zrobić. Musiał czekać i zobaczyć, jak się sprawy potoczą.


Przepraszam, że takie krótkie, ale nie miałam weny na ten rozdział. Przepraaaszam!

Do poczytania w następnym rozdziale, ludziki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top