5.
Mam wrażenie, że wszystko jest okej, dopóki nie czuję pędu powietrza na twarzy i nie uderzam głową w coś twardego. Za sobą słyszę zduszony krzyk, muzyka stopniowo cichnie. Buczy mi w głowie. Upadłam. Uderzam zaciśniętą pięścią w podłoże, jestem zła na siebie. Musieli przerwać piosenkę, bo się przewróciłam. Niepotrzebnie.
- Ostatni raz, cholera – syczę. Może do podłogi, do samej siebie, może do tego czegoś, o co się potknęłam. Jedno jest pewne. Muszę wyglądać jak wariatka. Nim jednak ktoś popędzi mi na pomoc, biorę sprawy w swoje ręce. Upewniam się, że nie stracę przytomności - wszystko jest w porządku, czuję tylko lekkie pulsowanie w głowie, które słabnie z każdą chwilą. Kiedy czuję jak ktoś chwyta mnie za ramiona i próbuje podnieść, odpycham upierdliwe ręce.
- Sama to zrobię.
- Masz wstrząs mózgu - sapie Tomek za moimi plecami. Wokoło panuje cisza, nie licząc buczenia wzmacniaczy.
- Nie mam żadnego wstrząsu. Dramatyzujesz - warczę, podnosząc się. Napinam mięśnie ramion.
- Nie jesteś niezniszczalna, Mel. Daj ratownikowi się obejrzeć.
Czuję się dobrze, chcę występować. Nie potrzebuję lekarza, ale słyszę troskę w głosie Tomka.
- Dobra, ale zaraz po tym jak powiedzą mi, że wszystko w porządku, wracam na scenę - zastrzegam.
- Jasne, uparciuchu.
Tomek pomaga mi zejść z niewielkich schodków, prowadzących na tak zwane zaplecze. Oddaje mnie w ręce kogoś innego. Dłonie, które mnie obejmują są twarde, zniszczone. Sadzają mnie na czymś miękkim. Irytuję się. Chcę już tam wrócić.
- To był kabel? - pytam.
- Dobrze zgadujesz. Mocno przydzwoniłaś?
- Jest krew?
- Nie.
- Więc wszystko gra. Miewałam gorsze upadki w życiu.
Słyszę, że zespół kontynuuje piosenkę, jednak brzmienie jest lekko wybrakowane. Tym razem śpiewa Fela, chłopaki włączają się chwilę później. Idzie im naprawdę dobrze.
2. Wiesz za co mnie cenią?
Krok po kroku idę w ciemność.
Nie umieram, nie płaczę, dosyć presji!
Zamiast wybrać egzystencję
mierną, z czasów podstawówki,
krzyczę, rzucam się, drapię i skaczę.
Daję upust agresji!
Scena, twarde podłoże, upadnę.
Na ślepo się podniosę, wstanę.
Uduszę zaraz los nieunikniony,
dopiero teraz przywiódł mnie w te strony!
Ref. Nic już nigdy nie zobaczę!
Mój los, nie moja sprawa,
życie stawia nowe warunki,
to jak nieprzeciętna nowa ustawa
Prę przed siebie, w brudne bagno
Znalazłam się w koszmarze, okej!
Trzynastoletni szczaw, szok, mrok
Trzeba skierować to na swój tor
Wreszcie nadszedł prezent od losu
nie muszę więcej oglądać ludzi,
obserwować co w nich takie nieludzkie.
- Hej hej! - To Leo. - Wszystko w porządku?
- Wracaj na scenę, pacanie! - krzyczę. - Potrzebują cię do tego numeru.
Chwyta mnie za drugą dłoń, czuję zapach jego wody kolońskiej.
- Chyba w normie. Nie wiem czy słyszysz, ale...
- Mel, czy masz problemy z koncentracją? - słyszę nieznany głos.
- To ratownik - szepcze mi do ucha Leo.
- Wątpię. Bardzo koncentruję się na tym, by trafić Leo w jego pusty łeb. Wracaj na scenę.
- Wrócimy tam razem.
Ratownik zadaje mi jeszcze kilka pytań, po których nareszcie mogę dołączyć do zespołu.
- Na pewno nic jej nie jest?
Leo boi się o mój stan jakby był moją matką.
- Wyglądało groźnie, ale najwyraźniej wszystko z nią w porządku. Ma twardą czaszkę.
- Nie chcecie wziąć jej na obserwację?
- Leo, nie jesteśmy w szpitalu - przerywam te przesłuchanie. - Czy możemy wrócić na scenę przed końcem koncertu?
- Poczekaj jeszcze chwilę, nasz znajomy się pojawił.
- Wejście smoka.
Słyszę zachrypnięty śmiech zawodowego perkusisty.
- Pan Daniel! Myślałam, że pan nie przyjdzie.
- Chciałem was posłuchać i zobaczyć jak sobie radzisz. Jestem pełen podziwu. Podniosłaś się. Zanim wrócisz na scenę, chcę ci podziękować za tamtą butelkę wody.
Wzruszenie ściska mnie za gardło.
- Naprawdę nie ma sprawy.
- Jesteś zła?
- Dobrze pan zgaduje – zaciskam dłonie na kolanach, wbijając paznokcie w skórę. - Całe to zamieszanie nie było potrzebne.
Wzdycha.
- Potraktuj to jako test. Zdałaś go bardzo dobrze, bo podniosłaś się. To jest to, co wydaje się być najtrudniejsze, a jednak nie jest niewykonalne. Czasami najtrudniej podnieść głowę i iść dalej. Dobrze o tym wiesz.
Wdech-wydech, wdech-wydech. Ślepota nie pokonała mnie sześć lat temu, nie pokona i teraz.
- Teraz tam wróćcie i zróbnie bałagan – śmieje się i ściska moje ramię.
Leo bierze mnie pod rękę. Przekraczam ostatni schodek w momencie, gdy kończy się piosenka. Pewnie stawiam kroki, nie zamierzam poddać się po jednej, głupiej wywrotce. Ktoś zaczyna bić brawo, kiedy w towarzystwie Małego staję na swoim miejscu.
- To tylko kabel - śmieję się, choć moje ego jest mile połechtane. - Gorsze wywrotki przeżyłam, ucząc się jeździć na rowerze.
- Jesteśmy dumni – Fela mówi gdzieś z tyłu. - Twarda z ciebie sztuka, ale pozwól chociaż raz się pochwalić.
- Masz wyczucie. Wyrąbałaś się akurat pomiędzy dwoma głośnikami – słyszę chichot Tomka. Kąciki moich ust wędrują w górę.
Gerard gwiżdże, przeciąga smyczkiem po strunach.
Reszta wieczoru mija tak jak powinna. Na graniu, śpiewaniu, wyładowywaniu emocji, celebrowaniu chwili. Nadchodzi czas na najbardziej emocjonalną część koncertu. To rapowany kawałek autorstwa Gerarda. Przekazuję mu mikrofon bez cienia wahania. Widownia jest wspaniała i angażuje się, więc jestem pewna, że Ger sobie poradzi. Zaczynamy grać.
- Mel, przyszłość odkryta, choć ciemna zarazem,
To nie jest typowa historia tym razem,
każde z nas ma swoje tragedie,
co przyjmiesz od losu, los zblednie.
Kiedy pokażesz mu kto tu rządzi,
zesra się ze strachu, więcej cię nie urządzi.
Mały i Fela, zamglone spojrzenie
miała ich matka, gdy wisiała na drzewie.
Oderwani od życia od rzeczywistości,
ich ojcu znowu połamał ktoś kości.
Skupisz się na tym, by dotrzeć wysoko,
jak dla mnie możesz iść nawet boso
Tomek jak zwykle to wredny człowiek,
prawie jak Mela, na wszystko odpowie.
Ojciec każe mu być lekarzem
Wykopał z mieszkania na zbity pysk pierworodnego
lecz w oczach Tomka pojawia się błysk.
Uderza w talerze, a po koncercie
tatuś będzie czekał na autograf w kolejce.
Gerard - udaję, że nic mi nie doskwiera,
codziennie zmagam się z bólem życia Schopenhauera,
z depresją, koleżanką leciałem o świcie
w wytartych spodniach z raną na szczycie.
facet po przejściach, niezdolny do mowy,
dziś gra, rapuje, nie przyszłoby mi to do głowy.
Wszyscy robimy rock'a, robimy muzę
linii papilarnych splątaną burzę
wszyscy po przejściach, zakochani w życiu
żadne nie myśli o maryśce, dragach, tyciu.
Podnieś swoją małą głowę,
nie narzekaj, że nie posługujesz się kodem.
Celebruj to co dostajesz i nie bój się, że się złamiesz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top