Rozdział 4

            - Sofio... - przytuliła mnie mocno. - nic ci nie jest? Nie zraniłaś się?
Spojrzałam jej w oczy. Uśmiechnęłam się.
            - Nie. Nic mi się nie stało. Zagadki... nie były jakoś specjalnie morde- to znaczy niebezpieczne, po prostu wymagały myślenia. 
            Puściła mnie. Wyglądała na dumną ze mnie. Wzięła moją dłoń i ruszyła w kierunku wejścia, jak się okazało, do wnętrza domu.
Wnętrze było przytulne i dobre oświetlone. Od razu zauważyłam schody prowadzące na dół. To pewnie piwnica, pomyślałam.
           - Czujesz to? Niespodzianka! - rzekła Toriel, gdy tylko przekroczyła próg domu. - To karmelowo-cynamonowe ciasto! Pomyślałam... że powinnyśmy uczcić twoje przybycie. Pragnę, byś czuła się tu jak najlepiej, więc powstrzymam się od ciasta ze ślimaków wieczorem. Mam jeszcze jedną niespodziankę dla ciebie...
           Puściła mą dłoń i ruszyła w kierunku prawego korytarza. Zatrzymała się obok pierwszych drzwi.
           - To jest... - otworzyła powoli wejście do pokoju. - twój pokój. Mam nadzieję, że ci się spodoba!
          Poklepała mnie lekko po głowie. Mój pokój...? Czyli jednak wyjście stąd będzie trudniejsze, zamyśliłam się na chwile.
          - Chwileczkę... czy coś się pali...? Um, czuj się jak u siebie w domu.
Szybko ruszyła z korytarza. Niezbyt czułam zapach spalenizny, jeśli w ogóle był. tworzyłam szerzej drzwi od pokoju.
          Wnętrze nie było ani za małe, ani za duże. Ściany były w kolorze pomarańczy, aczkolwiek barwa ta wpadała w czerwień. Niewielkie łóżko stało po prawej stronie, a obok niego stała wielka szafa i regał z książkami. Zajrzałam do pudełka z zabawkami. Przedmioty te niezbyt mnie zainteresowały. Zajrzałam więc do szafy. Wisiały na wieszakach różne swetry, a każdy z nich w paski. Zastanawiałam się, czy Toriel oczekiwała przyjścia dzieciaka, czy też zanim się zjawiłam, ona już się innymi opiekowała. Kolejna myśl była jeszcze dziwniejsza... czy w ogóle Toriel ma dzieci? Albo miała? Przestałam myśleć.
           Zdałam sobie sprawę z tego, że jestem dosyć zmęczona. Zdjęłam baleriny i położyłam się na łóżku, następnie przykrywając się kołdrą. Była bardzo miękka i ciepła. Nie wiem nawet, o jakim czasie zasnęłam.
           Obudziłam się po jakimś czasie. Czułam się wypoczęta. Usiadłam na łóżku, poprawiłam okulary... nie zdjęłam ich do spania. Brawo. Założyłam szybko baleriny.
           Zauważyłam na podłodze spory kawałek ciasta. Wzięłam go. Był naprawdę ciężki. Mam nadzieję, że nie pomyliła proszka do pieczenia z cementem. Wstałam i wyszłam z pokoju. Ruszyłam przed siebie. 
           W pokoju siedziała na dużym fotelu Toriel. Czytała książkę w beżowej oprawie. Zdziwiło mnie to, że miała na sobie okulary. Ale chyba w przeciwieństwie do mnie, nie miała wady wzroku. Zapewne to są zwykłe okulary do czytania.
          - Dobrze się spało? - spytała, gdy zauważyła mnie w przejściu między pokojami. Kiwnęłam głową. - Proszę, usiądź przy stole. 
          Jak poprosiła, tak i też zrobiłam. Odsunęłam drewniane krzesło i usiadłam. 
Ciasto było wiśmienite. Słodkie, ale nie za bardzo. Idealne.
          Przypomniałam sobie, jak to kiedyś mama wraz z ciocią Ameriką piekły ciasta. Były tak samo pyszne jak i ciasta Toriel. Łezka zaczęła mi się kręcić w oku. Jednakże nie pozwoliłam sobie na tą chwilę rozpaczy. Muszę być silna.
          Gdy skończyłam jeść, wstałam, zasunęłam za sobą krzesło, podziękowałam za posiłek i odniosłam talerz do kuchni.
          Spojrzałam na piec z kuchenką, zastanowiłam się, jak można utrzymać to w takiej czystości...
          Wróciłam do saloniku, gdzie przebywała Toriel. Spojrzała na mnie zza okularów, uśmiechając się.
         - Chcesz posłuchać, o czym jest ta książka? Wiesz... cieszę się, że jesteś. Może wydać się to dziwne, ale od zawsze chciałam zostać nauczycielką. - podniosła lekko książkę. - Ta jest moją ulubioną.
        Zaczęła opowiadać o książce. Zdałam sobie sprawę, że jest doskonałym mówcą. Mogłaby być demagogiem. Nie rozumiem, dlaczego jej marzenia się nie spełniły.
        - Toriel... - przerwałam jej. - przepraszam, że ci przeszkadzam, ale.. dlaczego nie mogłabyś założyć szkołę w podziemiach? Jesteś doskonałym mówcą, nie jąkasz się, nie potrzebujesz chwili na zastanowienie się, jakiego słowa użyć, by zdanie dobrze brzmiało. Co ci zasłania drogę do spełnienia marzeń?
        Toriel popatrzyła na mnie ze zdumieniem. Chyba zdziwiła ją ta pochwała. Może nie wyglądam, ale jestem prawie czwartoklasistką, która w odróżnieniu od innych, myśli.
        - To nie jest takie... proste, jak się wydaje...
        - Wszystko jest proste, gdy się w to uwierzy, naprawdę!
        Chyba rozbawiło ją mój zapał. To i tak dobrze... 
        Przypomniałam sobie o jednej ważnej rzeczy. Nie mogę tu siedzieć w nieskończoność. Muszę się spytać Toriel, nawet jeśli nie miałabym uzyskać odpowiedzi.
        - Jak się wydostać z Ruin? - zadałam szybkie pytanie, na co Toriel zareagowała gorączkowo.
        - Em... Pozwól, że na chwilę cię opuszczę. - po czym wstała z fotela i ruszyła w kierunku przedpokoju.
        Nie mogę pozwolić na nieuzyskanie odpowiedzi!, pomyślałam i ruszyłam za nią.
Słyszałam kroki. Dochodziły z miejsca, do którego prowadziły schody. Chodź Toriel nie byłaby zadowolona zapewne, muszę za nią iść. Za wszelką cenę muszę stąd się wydostać.
        Ruszyłam pospiesznie w stronę schodów. Schodząc mogłam już ujrzeć Kozią Mamę w oddali. Podbiegłam do niej.
        - Chcesz wiedzieć, jak wrócić do ,,domu", nieprawdaż? Na końcu tego korytarza jest wyjście z Ruin. To jednokierunkowe wyjście z części podziemi. Zamierzam je zniszczyć. Nikt stąd wtedy nie wyjdzie ponownie. Teraz bądź grzeczną dziewczynką i idź na górę. - rzekła wciąż miłym głosem, ale coś czułam, że niedługo ta dobroć się skończy. 
         Ruszyła dalej, a ja za nią. Nie wiem czemu, ale od razu Toriel zaczęła przypominać trochę matkę Koraliny, ale tą z świata... guzikowego. Jeśli historia będzie podobna do tej, to wiem, że jestem w naprawdę złej sytuacji.
          - Każdy, kto spadł tutaj, czekał ten sam los. - czyli jednak bywały tu inne dzieci. Mam nadzieję,że ich nie zjadała. - Obserwowałam to raz po raz. Przychodzą. Zostają. Umierają. Naiwne dziecko... - te słowa mnie trochę zirytowały. -Jeśli opuścisz RUINY... Oni...ASGORE... zabiją cię. Ja tylko chcę cię uchronić, rozumiesz? Idź do swojego pokoju...
          Znowu poszła dalej. Kim jest Asgore? Czemu mają mnie niby zabić? Jakaś dyskryminacja czy coś? Nie jestem przecież jakaś niebezpieczna. Oj tam, raz złamałam rękę dla ,,kolegi", ale to było przez przypadek i to wina piłki do nogi. To się nie liczy. Nie pójdę do swojego pokoju. Nie mogę tu zostać. Pobiegłam za nią.
          Stała na zakręcie. Jej mimika mówiła, że jest śmiertelnie poważna. Oby te ,,śmiertelnie" nie było prawdą...
         - Nie próbuj mnie powstrzymywać. To jest moje ostatnie ostrzeżenie
         Jeszcze czego. 
         Stanęła przodem do fioletowych drzwi. Atmosfera była naprawdę poważna. 
         - Naprawdę chcesz skończyć tak źle? Hmph. Jesteś jak inni.
         Chwila, stop, zatrzymajcie historie. Jakim prawem porównuje mnie do innych? Nie pozwolę na to.
         - Cisza! Mam coś do powiedzenia. - Toriel odwróciła się do mnie. Jej mina dała mi do zrozumienia, że nie oczekuje żartów. - Nie jestem jak inni. Nie zamierzam dać się zabić! Pozwól mi jedynie przejść dalej!
         Chyba za bardzo się uniosłam. Ale trudno. Nie cofnę tego. Toriel patrzyła na mnie z początku jak na wariatkę, ale jej kamienna twarz powróciła. 
         - Jeśli twierdzisz, że nikt nie zdoła cię zabić, udowodnij mi to.
Przede mną pojawiło się te czerwone serce. Nadal nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że to moja dusza... jakoś tego nie potrafię wyjaśnić.
        - Nie chcę walczyć! - krzyknęłam, gdy jeden z ognistych pocisków Toriel prawie nie zetknął się z moją osobą. - To moja taktyka. Dlaczego mam walczyć mimo woli? Ja nawet muchy bym nie skrzywdziła! Ale... - zawahałam się przez chwilę. - chyba skrzywdziłam ciebie, nie słuchając się twoich próśb. 
         Pociski natychmiast zniknęły. Toriel stała. Po prostu stała i wpatrywała się na mnie. Analizowała, czy moja taktyka się sprawdzi? Zastanawiała się, czy mi wybaczyć? Myślała nad tym, czy mnie puścić? A może wszystko na raz?
          W końcu przemówiła.
         - Moje dziecię, wiem, że tęsknisz za domem... Prawie cię nie zraniłam. Przepraszam. To moja wina. Bałam się, że i ciebie spotka ten sam los. Lecz... ty nie atakujesz. Próbujesz nie dopuścić do tego. Sofio... to jest dobra postawa. Godna pochwały. Ja... po prostu nie chciałam być znowu samotna.
        Serce zniknęło. Toriel podeszła do mnie i mnie przytuliła. Zrobiło mi się ciepło.
        - Proszę, nie przychodź tu już. Nie chcę, by którakolwiek z nas się rozpłakała.
Puściła mnie, następnie ruszyła w kierunku wyjścia.
        - Żegnaj, moje dziecię. 
        I odeszła.
        Poczułam się... winna. Niby to nie moja wina... ale w głębi duszy wiedziałam, że tak nie jest.
Stanęłam przed podwójnymi drzwiami. A więc, dopięłam swego. Wyjście z Ruin. Przeczuwałam, że podziemia są większe, niż przypuszczałam.
        Otworzyłam je, następnie szłam rzez kolejny korytarz. Oglądałam się za siebie sprawdzając, czy Toriel czy ktoś za mną nie idzie.
        Po pokonaniu długiego przejścia i przejścia przez próg, spotkałam znaną mi już osobę. Bardziej żyjącą rzecz.
        - Mądre. Baaaaaaardzo mądre. Myślisz, że naprawdę jesteś taka mądra?
        - Tak.
        Flowey na chwilę się uciszył i przemyślał sprawę.
        - NIEWAŻNE! Nawet jeśli myślisz, że dobrze zrobiłaś, to muszę cię rozczarować. W tym świecie ZABIJASZ ALBO-
        - Hola hola, zrozum jedno. Ta zasada jest już przestarzała i prosi się, by oddać ją do lamusa. W tym świecie żyjesz albo umierasz. Widzisz? Trudne do zrozumienia, Flowey?
        Prawdopodobnie go obraziłam. Odwrócił się w stronę wyjścia, lecz po chwili spojrzał jeszcze na mnie ukradkiem.
        Widziałam już tą minę. Ten chory uśmiech.
        - Jeszcze się przekonasz...
       I zniknął.



~~~~~
Powróciłam!
Pisane na wordpad'zie.
To najdłuższy jak na razie z rozdziałów.
Hope you like it!
Co do Koraliny.
Chodzi o opowieść "Koralina i tajemnicze drzwi" autorstwa Neil'a Gaiman'a.
Polecam.
Jest cieniutka... Ale ciekawie napisana.
To tyle!
Inoichan

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top