Rozdział 3
– Proszę bardzo, moję dziecię – rzekła jakże łagodnym tonem. – Miałam powód, by cię tu na chwilę opuścić. Chciałam sprawdzić, czy dałabyś radę zostać...sama. A teraz przepraszam, ale muszę cię na chwilę zostawić. Mam pewną sprawę do załatwienia. Chwileczkę, mam pomysł! Dam ci telefon i będziesz mogła w każdej chwili się do mnie odezwać. Bądź grzeczna.
Właśnie sobie coś przypomniałam. No tak, pomyślałam, jaka ja głupia! Miałam przecież telefon przy- a jednak nie. Musiał mi wypaść, gdy spadałam. Mówi się trudno, żyje się dalej.
Toriel podała mi telefon. Obejrzałam go dokładnie i stwierdziłam, że niewiele różnił się od mojego. Podziękowała i wtedy nagle Kozia Mama wyszła z pomieszczenia.
Myśl, że miałam tu zostać sama, trochę mnie... Przeraziła. Mimo, że wystarczyło tylko porozmawiać, by zapobiec walce, bałam się... Ale sama nie wiedziałam, czego.
Nie chciałam zostać sama... Więc postanowiłam przejść do następnego pomieszczenia.
Od razu po wejściu, telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na telefon. Nie miałam zielonego pojęcia jak się odbiera, lecz po chwili zauważyłam guzik z zieloną słuchawką. Wcisnęłam go i przystawiłam do ucha.
– Halo? Tu Toriel. – usłyszałam miły głos, co spowodowało zniknięcie mojego strachu i zastąpienie go uśmiechem. – Chyba nie opuściłaś pokoju, prawda?
Ups.
– Jest jeszcz par zagadek, które muszę ci wyjaśnić. –kontynuowała. – Mogą być zbyt niebezpieczne, bys sama mogła je rozwiązać. Bądź grzeczna, dobrze?
Rozłączyła się.
Właśnie poczułam się, jakbym uciekła z lekcji... Tak, jak jakaś rebeliantka. Miałam wrażenie, że zaraz przyjdzie Toriel i... Straci do mnie zaufanie. Jednakże ja nie zamierzałam tam zostawać...sama.
Tuż naprzeciwko mnie pośród szkarłatnych liści mój wzrok przykuło małe, złociste światełko. Podeszłam do niego. I wten zauważyłam, że w pomieszczeniu rozbrzmiewa wesoła nuta.
I wtedy pomyślałam, co by było, gdyby ktoś to wszystko zniszczył? Ale przecież to nie opowiadanie...
Przeszłam do następnego pokoju. Chociaż jeden z potworów, przypominający z wyglądu ćmę, która ma na sobie prześcieradło, chciał ze mną walczyć, ja nie zamierzałam tego robić. Okazałam mu litość.
Czekało na mnie... W sumie nic. Na ścianach było coś w rodzaju małego i wąskiego tunelu, a na podłodze zostały rozmieszone pułapki. Normalnie bym dała się pewnie złapać... Ale czemu by tego nie przeskoczyć?
Przeskoczyłam przez pułapkę i... To tyle w sumie. Nic się nie stało. Nie potknęłam się... Przeszłam więc do kolejnego pomieszczenia.
Ponownie zadzwonił telefon. Odebrałam.
– Halo? Tu Toriel. Mam małe pytanie. Co wolisz, cynamon czy karmel?
– Cynamon – rzuciłam szybką odpowiedź.
– Oh, rozumiem. To do usłyszenia!
Znowu się rozłaczyła. A na mnie czekała zagadka z kamieniem, przyciskiem i kolcami. Wystarczyło, żebym przesunęła kamień na-
Znowu zadzwoniła Toriel.
– Halo? Tu Toriel. Mam pytanie... To, że lubisz cynamon, to nie znaczy, że nie lubisz karmelu, tak? Bo chyba nie masz na niego alergii, prawda?
Oto powód, dlaczego nie używam telefonu. Zatruwanie duszy. Eh.
– Chyba nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli będzie karmel? Nie? To dobrze.
Znowu się rozłączyła. Zanim dojdę do końca tych korytarzy, zapewne zadzwoni jeszcze z bilion razy.
Przesunęłam kamień na przycisk, a kolce zniknęły i mogłam przejść dalej.Pokój był w pułapkach. Przy każdym kroku pojawiała się szansa, że mogę spaść...
Zanim postawiłam kolejne kroki, delikatnie stopą sprawdzałam, gdzie mogę iść. Tam, gdzie podłoga się rozlatywała... Nie jestem młodą samobójczynią, nie będę skakać.
Po paru minutach byłam juz w kolejnym pokoju.
Zamiast jednego kamienia, stały trzy. Po tym, jakdwa z nich przesunęłam z niewielkim trudem na mejsce i ruszyłam w stronę trzeciego, usłyszałam głos.
– Whoa, czekaj!
Przestraszyłam się i obejrzałam – nikogo jednak nie było. Spojrzałam więc na niewieki głaz. To musiał być więc on.
– Kto powiedział, że możesz od tak mnie przesuwać? Hm?
– Więc, proszę, przesuń się troszeńkę – poprosiłam go grzecznie.
– O wiele lepiej.
Po czym przesunął się parę centymetrów przed siebie.
– Um... Nie chcę przeszkadzać, ale... Czy możesz się przesunąć na ten o to przycisk? Byłabym wdzięczna...
Kamień westchnął. Nawet nie wiedziałam, że to jest możliwe. Przesunął się w końcu na przycisk. Kolce zniknęły, ale gdy już zamierzałam przejść dalej, znowu sie pojawiły, a ja ze strachu odskoczyłam do tyłu.
– Ah, to ja miałem tam zostać... Wybacz.
Przesunął się ponownie na przycisk. W końcu doszłam do następnego pokoju.
Znajdował się w nim jedynie mały stolik z kawałkiem serka i ty dziwnym światełkiem. Podeszłam do promyka. Poczułam... Coś, co nie pozwalało mi się poddać. To było... Dziwne.
W następnym pokoju zauważyłam coś, a może kogoś, co wywołało u mnie lekki strach. Na czerwonych liściach leżał duch. Podeszłam do niego, a ciche ,,zzzzz" stawało się coraz głośniejsze. Wiedziałam, że tylko udaje. Klęknęłam przy nim i spróbowałam go choć trochę przesunąć, lecz on nagle ,,wstał" i znowu pojawiło się to dziwne serce, zwane duszą.
Słyszałam dosyć dziwną muzyczkę, która dość szybko wpadła mi w ucho.
– Prze-przepraszam najmocniej! Chciałam tylko przejść! – broniłam się. Serce zniknęło.
– Oohh.. Przestraszyłem cię... Przepraszam...
Duszek zaczął płakać. Podeszłam do niego bliżej i strałam się go przytulić mimo, iż było to trudne.
– To moja wina... – powiedziałam, odsuwając się od niego krok. – Jestem Sofia, a ty, panie duszku?
Duch uśmiechnął się.
– J-jestem Napstablook...
– Bardzo ładne imię! – tymi słowami spowodowałam, że duch uśmiechnął się szerzej, ale po chwili zniknął.
Poczułam się... Lepiej.
Skręciłam w lewo, dochodząc do kolejnego korytarza. Wzdłuż ścieżki stały białe żaby. Minęłam je szybko, ruszając dalej.
Jest źle, pomyślam. Przejście do następnego pokoju wymagało użycia dźwigni lub czegoś... Ale w pokoju było tylko sześć miejsc, do których mogłam przez p zlecieć...
W którymś musiał być przełącznik. Podeszłam więc do pierwszej pułapki i zleciałam na dół. Upadek zaamortyzowały czerwone liście. W ciasnych pomieszczeniu nic takiego nie było, oprócz dziwnego potwora, który wyglądał jak marchewka. Wyszłam przez dziwny szyb, w którym jakims cudem pojawiła się drabina i podeszłam do następnej pułapki, która okazała się być tą szukaną. Przełączyłam szybko dźwignie i ruszyłam w górę.
Następne trzy pokoje opierały się tylko i wyłącznie na znajdowaniu odpowiedniego przyciska. Szczęście niezbyt mi przypisało i chyba trzy razy trafiłam do pomieszczenia, gdzie znajdowały się tylko i wyłącznie te liście... I przez to obiłam się trochę.
Już niedaleko pewnie, pomyślałam.
Moim oczom ukazały się ponownie szkarłatne liście, tym razem ułożone na krzyż. Przed nimi znajdowało się kolejne przejście. Gdy skręciłam w lewo, zauważyłam czarne drzewo pozbawione liści. Prawdopodobnie te, co były pod nim, niegdyś należało do niego... Ale brakowału mu promieni słonecznych. To było smutne.
W końcu zauważyłam Toriel. Trzymała w dłoni swój telefon. Pobiegłam do niej i przytuliłam się.
– Przepraszam, że nie zostałam... Za bardzo się bałam, Kozia Mamo...
~~~~~
Przepraszam za tak długą przerwę!
Brak weny był ;-;
Ale już jest!
Reklama!
Zapraszam na Undertale Yaoi.
Świeże yaoi! XD
Inoichan
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top