♛ Zagubienie ♛

Camila nabrała gwałtownie duże ilości powietrza w płuca, próbując podnieść głowę. W lochu nadal panowała ciemność, a ona jak przez mgłę pamiętała wyjście do ogrodu, a następnie to jak materiałowy worek znalazł się na jej głowie przed mocnym, odurzającym ciosem. Przełknęła ślinę, czując kolejną porcję łez choć wydawałoby się, że wypłakała już wszystkie. Nie potrafiła dopuścić do siebie świadomości, że straciła swoją niewinność przez obcego, obleśnego mężczyznę, który chciał jedynie utwierdzić ją w przekonaniu, iż stanowisko jakie zajmuje w państwie jest jedną, wielką pomyłką.

Chwilę zajęło kobiecie poczucie niknącej woni brzoskwini oraz jakiś inny, dziwnie charakterystyczny zapach. Tuż po tym, zdała sobie sprawę, że siedzi na zimnej podłodze pomiędzy nogami Lauren, która oparła podbródek o czubek jej głowy. Nawet nie wiedziała, że wpadła w takie otępienie, aby nie być świadoma mocnego, a jednocześnie delikatnego i opiekuńczego uścisku do jakiego posunęła się młodsza z nich.

Camila oblizała suche, popękane usta, a następnie odrobinę odsunęła się od ciepłego ciała, które, jak się okazało, było w podobnym stanie co jej. Bardzo szybko zrozumiała, że Mahdi chciał każdej z nich udowodnić jak bardzo słabe i kruche w rzeczywistości są. To z kolei przywołało kolejne wspomnienia sprzed...nawet nie wiedziała jak długo już tutaj są. 

Drobne, trzęsące się ciało kobiety zbudziło zaniepokojoną Lauren, która szybko odnalazła poszarpaną, ubrudzoną krwią oraz piaskiem dłonią jej policzek. Nie był ciepły. Wręcz przeciwnie. Zamiast odpowiadać ciemnej, przyjemnej dla oka oraz ciepłej barwie karmelowej skóry w rzeczywistości była zimniejsza, niż mizerna oraz poraniona ręka młodszej. Ten nieprzyjemny fakt jeszcze bardziej ją zmartwił, czego skutkiem było mimowolne przyciągnięcie jej do swojej klatki piersiowej w próbie ogrzania. Mimo wszystko, uważała, aby obchodzić się z nią delikatnie. Nie chciała wywołać ataku paniki albo histerii, kiedy sama nie była w pełni rozumu.

– Nie jesteś sama - szepnęła, mrużąc powieki przez co zakryła szmaragdowe tęczówki. – Mo-może...może nas znajdą...

– Umrzemy - usłyszała przerażenie w głosie starszej.

– Za-zawsze miałaś naj-największą nadzieję...

– Nie ma dla nas nadziei - mimowolnie ułożyła bok głowy na ramieniu szatynki. – To koniec. Przegrałyśmy.

Lauren zacisnęła przez moment zęby, czując niesamowitą bezsilność. Wiedziała, że nie powinna wymagać wielkiego pokładu wiary, ale... Ale miała nadzieję, że Camila nadal będzie utrzymywała minimum własnej. Nie mogła racjonalnie myśleć, gdy jedyna osoba, która wykazywała troskę i czułość w jej kierunku nie potrafi patrzeć na przód – na wszystkie możliwości.

– Diana, Izquierda, Zain, Sahir i Fatin nas znajdą. Będą wiedzieli...

– Już nie żyjemy - mruknęła beznamiętnie.

– Jeszcze żyjemy - poprawiła ją, rysując malutkie kółeczka na karmelowej skórze kciukiem.

– Nie czuję, jakbym żyła. Wręcz przeciwnie.

– N-nie... - Lauren czuła się bezradna, kiedy spojrzała w przygaszone tygrysie tęczówki po uniesieniu podbródka kobiety. – Nie mów tak. 

– Pogódź się z tym.

– Nie - pokręciła głową. – N-nie mo-możemy.

– To ko...

Camila rozszerzyła bardziej powieki, czując ciepłe, trochę opuchnięte usta na swoich. W pierwszej sekundzie chciała odsunąć od siebie kobietę, ponieważ... Przecież obie nimi były i... I to było niedopuszczalne. Jednak w tej drugiej pierwszy raz doznała takiej delikatności. Fakt, nigdy nie doświadczyła żadnego pocałunku, więc nie mogła sobie tego porównywać, ale sposób w jaki Lauren ją uciszyła był jednocześnie zatrważający jak i intrygujący.

Wygrała ciekawość, ponieważ to jest jedną z największych słabości człowieka. Dlatego też, Camila zamknęła szczelnie powieki i niepewnie zacisnęła palce na ciemnej koszuli kobiety. Nie odsunęła się ani nie przysunęła chociażby o centymetr, bo nie była pewna, czy powinna to zrobić. Znalazła się na tak niepewnym gruncie, że nawet nie przeszło jej przez myśl, że nikt o zdrowych myślach nie całowałby drugiej osoby po gwałcie.

Jednak obie były brudne, dlatego przebicie się przez ból po utraconej niewinności, wplątując się w głębszy i bardziej skomplikowany grzech nie równało się nieosiągalnemu. 

Ten jednocześnie niepewny, delikatny, niewinny pocałunek trwał raptem kilka sekund i nie trzeba było tutaj wspominać o jakichś niesamowitych wyczynach, ponieważ obie nie wiedziały co powinny zrobić – z tego powodu pozostały przy samym przyciśnięciu do siebie ust oraz kurczowym, bezpiecznym uścisku, który ratował je przed utonięciem w zszarganej dumie i godności.

Obie kobiety poczuły jak mocno biją ich serca dopiero wtedy, kiedy oderwały się od siebie na odległość kilku centymetrów. Wiecznie chłodne i zdystansowane szmaragdy skrzyżowały się z ciepłymi i otwartymi tygrysimi – tym razem role zostały całkowicie zmienione, ponieważ jedyne, co biło od każdej to niepewność oraz czyste, nieskalane zagubienie. Miały świadomość, że to złe i nie powinno mieć miejsca, ale z drugiej strony... 

Dla Camili podtrzymującą kotwicą była Lauren przez co nie popadła w histerię i szaleństwo.

Dla Lauren spokojną przystanią okazała się być najbardziej nieprzewidywalna, niedojrzała, a jednocześnie rozsądna kobieta, która nadal była ogromną zagadką, skrywającą więcej masek, niż posiadała ona.

  ◈◈◈  



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top