♛ Ukryta dusza ♛
Soberana dyskretnie spojrzała w kierunku Diosy, kiedy jeden z doradców zaczął wygłaszać mowę o tym, jakie to wspaniałe jest państwo Północy. Obie wiedziały, że każde słowo było wypowiadane na pokaz, choć prawda kompletnie odbiegała od rzeczywistości. Uważali, że zarówno władczyni Północy, jak i jej ludzie żyli w swojej własnej bańce, odcięci od ruszającej na przód technologii oraz niewielkich postępów współpracy ze społeczeństwem.
– Chcielibyśmy wiedzieć czy w trakcie pobytu zostały podjęte decyzje, które mogłyby wnieść zmiany w naszym państwie - oświadczył na koniec jeden z doradców. – Mamy również głęboką nadzieję, że nic nie zostało obiecane zbyt gwałtownie zważywszy na fakt ostatnich...przykrych wydarzeń - dodał, nawiązując do nieudanego zamachu na obie kobiety.
Szmaragdy napotkały tygrysie tęczówki zanim Izquierda wyprostowała swoje plecy, chcąc zabrać głos zamiast Soberany. Cierpliwie czekała na znak z bladej, lewej dłoni kobiety, aby odpowiedzieć w taki sposób, w jaki życzyła to sobie jej najlepsza przyjaciółka.
– Sojusz został zawarty - ku zaskoczeniu zebranych doradców, to władczyni Południa wypowiedziała te słowa.
Poruszenie jakiego dokonała było natychmiastowe – rozpoczęła się fala szeptów po chwilowej grobowej ciszy oraz paręnaście skwaszonych min ujrzało światło dzienne. Diosa bez słowa obserwowała jaką fałszywość ukazują ludzie, którzy mają za zadanie doradzać, biorąc pod uwagę dobro swojego państwa. Zaczęła się nawet zastanawiać jakim cudem objęli te stanowiska skoro tak łatwo potrafili wydawać fałszywie miłe i przyjazne opinie skoro tak naprawdę brali ją, jak i jej ludzi za głupich, zacofanych oraz żyjących we własnym świecie?
– Sojusz nie podlega dyskusji - dodała poważnym tonem, opierając plecy o pozłacane, masywne krzesło z czerwonymi, miękkimi poduszkami przymocowanymi dla wygody siedzącego.
– Pani...
– Jedyna osoba, która może zabierać teraz głos to nasz gość - wcięła niemiło, sprawiając, że starszy mężczyzna pochylił głowę. – Przez długi czas Południe będzie miało drugiego władcę, tak samo jak i Północ.
– To karygodne.
Prawie niezauważalne drgnięcie prawego palca wskazującego sprawiło, że dwójka strażników w trybie natychmiastowym podniosła z krzesła młodszego mężczyznę, który miał pokrytą w rumieńcach twarz. Jego oczy były monotonnie brązowe, a wyraz twarzy ukazywał jawne niezadowolenie z podjętych decyzji.
– Chłosta - mruknęła w kierunku Izquierdy, która jedynie kiwnęła głową, kiwając do ciemnowłosego, bardzo młodego mężczyzny, aby wyprowadził razem ze strażnikami osobę, która podważyła jej zdanie.
– Każesz mnie za własne zdanie, Pani? - prychnął, gdy jego ciało zostało pchnięte w tył.
– Każę za fałszywość - postanowiła oprzeć wygodnie łokcie o blat długiego stołu, a następnie złączyć palce przed własną twarzą, kiedy w pomieszczeniu ponownie nastała cisza. – Ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?
Nikt nie śmiał się odezwać.
– Obrady zostały zakończone. Rozejść się i wrócić do przypisanych obowiązków - oświadczyła, patrząc beznamiętnie przez materiał nikabu na jasny marmur przed nią.
Nie uniosła głowy, kiedy zostały same, ponieważ zdawała sobie sprawę, że Diosa ze swoim miękkim sercem z pewnością nie pochwaliłaby jej zachowania. Nie miała siły, aby wdrażać się w kłótnię, więc po prostu milczała.
Właściwie to co miała powiedzieć? Ukazała kobiecie słabość zanim obrady na dobre się rozpoczęły, a teraz próbowała udowodnić, jak żelazne zasady wyznaje. To mogło nie mieć dla niej sensu, albo... Cóż, mogła pomyśleć, iż zrobiła to na pokaz.
Oczywiście, to mijało się z prawdą.
Zwyczajnie nienawidziła kłamania komuś prosto twarz. A oprócz tego, zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że doradcy zrobili się tacy po odejściu jej ojca. Wiedziała, że nie pochlebiają damskich rządów, pomimo tego, że okazywała stalowe nerwy oraz stosowała żelazne zasady. Byli typowymi szowinistami i uważali, iż po prostu się do tego nie nadaje. Najlepszym dla nich byłoby, gdyby nie robiła nic, a oni mogliby zarządzać całym państwem.
Nie zdziwiłaby się buntem któregoś dnia...
– Powinnaś odpocząć - uniosła szmaragdowe tęczówki, aby spojrzeć na uśmiech starszej kobiety.
– Jest zbyt wcześnie... - westchnęła, kręcąc w odmowie głową.
Fakt, jej ciało zdecydowanie domagało się odpoczynku na który nie mogła sobie pozwolić. Miała do nadrobienia kilka zaległości, które wyszły dopiero po powrocie do państwa.
– Przy ciążącym zmęczeniu niewiele zrobisz - przekręciła się odrobinę na lewo, aby spojrzeć na Diosę, która stała nad nią.
– Zmęczenie, czy też nie... Muszę wypełniać swoje obowiązki.
– Możesz je wypełniać, będąc wypoczętą.
Opalona dłoń zetknęła się z ciepłym, zakrytym ramieniem młodszej, sprawiając, że ta poczuła dziwne uczucie. Nie mogła znaleźć na nie odpowiedniej nazwy, więc po prostu je zignorowała, aby skupić się na zakończeniu bezsensownej konwersacji.
Nie przywykła do tego, żeby ktoś okazywał jej troskę i opiekę po odejściu Sabio.
Ale nie zamierzała wypowiadać tych słów na głos.
Nadal była nieufna, nadal nie wiedziała czy ten sojusz zaowocuje czymś dobrym i pożytecznym, nadal nie mogła pojąć jakim typem człowieka jest Diosa, a to stanowiło największy problem – Soberana musiała zmagać się z niepewnością, ponieważ ta kobieta była nadto nieprzewidywalna, a ona nienawidziła niespodzianek.
– Możesz udać się na spoczynek - postanowiła zignorować wszystko, co powiedziała brunetka.
– Zaczynam pojmować dlaczego zakrywasz oczy - odpowiedziała nie na temat, wplątując młodszą w dezorientację.
– Zakrywam, bo chcę - mruknęła, opierając kolejny raz plecy o wygodne krzesło.
– Niektórzy twierdzą, że oczy są odzwierciedleniem duszy.
– A inni twierdzą, że oczy to po prostu oczy.
– Więc gdzie jest twoja dusza? - tym razem to Diosa ją zignorowała.
– A twoja?
– Pierwsza zadałam pytanie - nie raczyła odpowiedzieć. – Moja dusza jest wszędzie, gdzie przebywam długo.
– Niektórzy nie wierzą w posiadanie duszy - skwitowała krótko, chcąc zakończyć tę rozmowę.
–Niektórzy udają, że nie wierzą, bo boją się ją pokazać - mrugnęła do niej z łagodnym uśmiechem. – Jutro czeka nas długi, intensywny dzień. Do zobaczenia, Soberano.
Świadome zabranie dłoni z ramienia młodszej sprawiło, że ta się wzdrygnęła na nagle uderzające zimno w to miejsce. Zacisnęła usta i potarła szmaragdowy kamień, który widniał na palcu serdecznym lewej dłoni, gdy przypatrywała się oddalającej, zgrabnej, bardzo kobiecej sylwetce pnącej się po schodach na piętro.
– Oszaleję z nią...
◈◈◈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top