♛ Prawie kat ♛
Camila zamilknęła.
Nie odzywała się do nikogo, wliczając w to doradców. Oraz Lauren.
Szczególnie Lauren.
Obie zostały opatrzone i próbowały nie przeciążać organizmu, aby nie narobić sobie dodatkowych problemów. W międzyczasie wojska Północy i Południa pod przewodnictwem Fatina, Sahira, Izquierdy oraz Zaina zaczęły wybijać partiami wrogich żołnierzy, a mniejsze grupy zwiadowczo-śledcze zajęły się zdezorientowanymi, często agresywnymi cywilami. Fakt, żadna z tych czynności nie była prosta, a odpowiedzialność na barkach była ogromna i momentami ledwo dało się nią znieść, ale każdy wiedział, że trzeba dać z siebie maksimum. Nie było czasu na wątpliwości oraz błędy. Wszystkie partie armii miały za zadanie utrzymać dodatkowo dwa standardy: stanowczość i ludzkie podejście.
Żadna z władczyń nie zamierzała rozpętywać krwawych masakr, które kończyłyby się śmiercią potężnej liczby niewinnych. Chciały ocalić jak najwięcej i w końcu doprowadzić do spokoju, mszcząc się jednocześnie za brutalne zakończenie życia ich ojców przez Mahida.
Lauren próbowała.
Naprawdę próbowała podejść, spróbować porozmawiać, ale za każdym razem, gdy spojrzała na beznamiętną twarz Camili wspomnienia zaczęły na nowo mieszać jej w głowie. Mieszanka jaka z tego powstawała była słodko-gorzka i niesamowicie upierdliwa. Ostatecznie i tak musiała się poddać z obniżonymi ramionami, ponieważ czas jest czymś, czego nie zastąpisz, nie kupisz, nie cofniesz. Przede wszystkim nie cofniesz. Gdyby tylko miała taką możliwość to wymazałaby ten pamiętliwy, okrutny akt z głowy starszej, ale przecież konsekwencje pewnych działań ciągną za sobą kolejne i kolejne – tutaj zapewne wykorzystałaby również opcję zabrania wspomnienia swojego niespodziewanego wybryku.
Ale końcem końców i tak nie mogła zrobić niczego. I przez to coraz bardziej dobijała się myślą, że w jakiś pokręcony sposób Camila potrafiła być dla niej zawsze i pomóc, a ona... Ona nie potrafiła zrobić tego samego, bo tak mocno ją odtrącała. Nie wiedziała, czy pozostała jeszcze jakaś możliwość, która ukoiłaby ten ból bezsilności.
– Za godzinę wracam na Południe. Wyślę kolejne wojska na bazar Zachodu, aby nie wybuchnęły bunty. Musimy mieć pod kontrolą całą sytuację.
– Dobrze.
To były jedyne słowa jakie usłyszała. Nic więcej. Żadnego pożegnania, żadnego spojrzenia.
Cisza, która między nimi była męczyła. Nie porozumiewały się odnośnie kolejnych kroków, bo wprawdzie wszystko zostało zaplanowane dużo wcześniej. Byłby to naprawdę dobry pretekst, aby spróbować zbliżyć się do starszej, ale wieczny perfekcjonizm Lauren przekreślił tę szansę dużo wcześniej. Do teraz pluła sobie w brodę, że nie przewidziała, że stanie się coś tak złego.
Bardzo szybko znalazła ujście frustracji, przez zamianę jej w gniew. A nawet wściekłość. Winowajcy tej martwej ciszy między kobietami regularnie podawała mieszankę trucizny, która stopniowo wykańczała jego organizm. Z niesamowitą satysfakcją patrzyła na człowieka, a właściwie wrak, który zatracał się w agonii każdego dnia, krzycząc w lochach o wybaczenie.
Jednak to nadal nie było wystarczające. Za każdym razem, gdy słyszała jego głos albo, co gorsza, widziała udręczoną twarz to na nowo przypominała sobie w jaki sposób zostało wrzucone wiotkie ciało Camili do lochu. Przypominała sobie również jej ból i ból nikomu winnej brunetki. Przypominała sobie każdy najmniejszy szczegół, zwiększając do maksimum dawki trucizny, czekając cierpliwie aż mężczyzna będzie klękał, a nawet turlał się przed jej stopami. Chciała, żeby cierpiał tak jak cierpiała Camila i jak cierpiała ona przez brak Camili.
Gdy już nadszedł ten moment w którym nie mogła podać kolejnej trucizny, ponieważ odszedłby za spokojnie, Lauren postanowiła zastosować karę chłosty dopóki lament roznoszący się po placu nie ustał, ponieważ ciało nie potrafiło reagować na dalsze zamachnięcia batami z wycieńczenia. Ostatecznie, krtań Mahida została zmiażdżona przez ciężki but kata, sprawiając, że te kilka chwil życia spędził na walce o najmniejszy haust powietrza.
Mimo to, młodsza nadal nie była usatysfakcjonowana. Wciąż czuła, że powinna była zrobić coś więcej, ale z listów, które podsyłała jej najdroższa przyjaciółka z frontu jasno dawały do zrozumienia, że zaczyna przekraczać granicę i sama stanie się katem – osobą, która nigdy nie chciała i nie zamierzała być. Szczere wyznanie otrzeźwiło odrobinę mózg rozszalałej kobiety, która wpadła na kolejny pomysł.
Zamiast znęcać się nad kimś więcej postanowiła spróbować ostatni raz. Ostatni raz zabrać głos w taki sposób, aby w końcu dostać odpowiedź od starej Camili. Jednak zanim zdążyła przekonać się do tego pomysłu, wojska Północy i Południa częściowo zaczęły wracać z Zachodu, sygnalizując wygraną. Każdy czuł radość, czuł dumę, bo rozlew krwi dobiegł końca, ale osoby, które powinny świętować najbardziej tak naprawdę chciały schować się w komnacie i nie wychodzić.
Taki stan rzeczy doprowadził do szerzących się plotek o zerwaniu sojuszu. Bo przecież skoro wojna została wygrana to nie potrzebna jest tolerancja wcześniej współpracującego państwa, prawda? Przewodnicy armii próbowali ucinać te wymyślone informacje, ale skutki były odwrotne. To dało Lauren do zrozumienia, że musi zacząć działać; że to już czas, aby się przełamać i spróbować porozmawiać.
Więc zjawiła się o późnej porze na Północy, zostając powitana przez Sahira oraz Fatina, którzy sprawdzali, czy każdy wyznaczony strażnik odpowiednio wywiązuje się z przydzielonego czasu warty. Przez ten czas zdążyli poznać się na tyle, że nawet nie powiadomili księżniczki o gościu, ponieważ mina Lauren mówiła sama przez się, że chce zaskoczyć starszą.
Moment przed zapukaniem w drzwi odpowiedniej komnaty był najtrudniejszy – nawet ta niesprzyjająca pogoda, która ją spotkała wydawała się być lepszą alternatywą, niż bycie twarzą w twarz z tak pokrzywdzoną... Właściwie nawet nie wiedziała jak określić Camilę. Czy ona była jej przyjaciółką? Czy kimś więcej po tych pocałunkach? A może wręcz przeciwnie, i były sobie teraz obce?
– Co tutaj robisz?
Lauren przełknęła gulę w gardle, starając się przybrać obojętny wyraz twarzy na widok zaspanej brunetki. Bez słowa wślizgnęła się do środka, a następnie zamknęła za sobą drzwi, skutecznie ignorując palące spojrzenie tygrysich tęczówek.
– Musimy porozmawiać, Camila.
◈◈◈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top