[Tom 1] Prolog

Od zawsze wiedział, że jest niczym innym jak potworem i nikt po niego nie przyjdzie, nie zabierze do domu, nie przytuli, nie powie „kocham cię".


Potworów nie wolno kochać...


Potwory nie mogą pożądać miłości...


Wierzył w te słowa i jak mantrę powtarzał każdego dnia, każdej nocy. Musiały być prawdziwe, skoro nikt nigdy nie przyszedł, żeby go zabrać i pokochać. Musiał być potworem, jak to ludzie w wiosce mawiali. Wszystko nagle zmieniło się w piąte urodziny, gdy został wezwany do gabinetu Hokage. Spodziewał się dostać w skórę lub być okrzyczanym, że znów zrobił coś, co tak naprawdę nigdy się nie wydarzyło, a takich sytuacji było naprawdę wiele. I choć Hokage nigdy nie skrzyczał go, ani nie uderzył, to chłopiec jedynie czekał na ten moment, im starszy się stawał.


Nieśmiało zajrzał do biura Hokage, a w jego głowie przewijały się najczarniejsze scenariusze. Przekrzywił niepewnie głowę w bok, widząc, że staruszek nie jest w pomieszczeniu sam. Przy biurku stała młoda kobieta o płomiennych włosach i przenikliwych niebieskich oczach, ubrana w typowy czarny strój ninja i kamizelkę chūnin'a.


- Jestem tego świadoma, Hokage-sama. - Miała przyjemny, ciepły głos. - Ale chcę podjąć to ryzyko. Jestem...


Nie dokończyła, bo drzwi skrzypnęły głośniej. Naruto spłoszony uniósł ramiona, gdy spojrzenie kobiety spoczęło na nim. Zlękniony chciał szybko uciec i wydusić przeprosiny, ale uśmiech, jakim go obdarowała sprawił, że na chwilę stracił władzę w nogach. Podeszła i przyklękła, wyciągając rękę w jego kierunku.


- Cześć, Słońce.


Nie rozumiał co to oznaczało. Był pewien, że zostanie skarcony i zabrany do więzienia, o którym tyle ludzi mówiło, że tam właśnie trafi. Jednak nie czuł przy niej strachu, a coś zupełnie innego. To było jedno z uczuć, których nigdy nie poznał i sam nie potrafił nazwać. Nie mógł ich poznać, więc nie mógł ich znać.


- Nie rozumiem... - Wydusił cicho.


- Przyszłam zabrać cię do domu. Od dziś jesteś tylko mój.


- Dlaczego?


- Chcę, żebyś był moim Słońcem. - Położyła dłoń na jego policzku. Była ciepła. - Zamieszkaj ze mną, bądź tylko mój, a ja tylko twoja. Co ty na to?


Patrzył w jej ciemnoniebieskie oczy i zaraz opuścił głowę. Nieśmiało podszedł i uwiesił się na szyi kobiety, a ona zakleszczyła ręce na jego drobnym ciałku. Była ciepła, czuła, pachniała różą i fiołkami, które od tamtego dnia stały się jego ulubionymi kwiatami.


- Chodźmy do domu, Słońce.


Dom...


Kolejne słowo, które dotychczas było dla niego kompletnie obce. Miał swoje maleńkie mieszkanko od przeszło roku, gdy został wyrzucony z sierocińca, ale to nie był dom. To było tylko miejsce, gdzie mógł się schronić przed światem i rozważać, co przyniesie kolejny dzień. Klatka o formie mieszkania, ale na pewno nie dom.


Kobieta zabrała go do swojego domu na obrzeżach wioski, nieopodal parku. Dostał swój pokój, który już był gotowy na jego przybycie. Niebieskie ściany, drewniane łóżko z materacem i ciemną pościelą w pomarańczowe znaki Kohony. Biurko z krzesłem, małą lampką oraz mały regał pełen książek i kilku zwoi. Obiecała, że będzie mógł powiesić na ścianach, co tylko zechce.


- Pomożesz mi posprzątać, Słońce?


Pokiwał gorliwie głową, a uśmiech rozjaśnił jej twarz. Uwielbiał jej uśmiech. Zawsze ciepły, pełen uczuć, które powoli poznawał dzięki niej.


- Słońce!


Zawsze tak go nazywała. Nieważne, narozrabiał czy nie, zawsze mówiła „Słońce". Naruto z dnia na dzień stał się jej Słońcem i kochała go jak nikt dotychczas. Nauczyła go wiele przydatnych rzeczy, o których nigdy nie myślał. Kiedy pewnego dnia zapytał o treningi ninja, cień przemknął przez jej twarz i choć wydawała się smutna z jakiegoś powodu, to mimo wszystko zgodziła się i następnego dnia zaczęli wspólne trenowanie.


- Nie poddawaj się, Słońce! Dasz sobie radę! Idzie ci coraz lepiej!


Powtarzała za każdym razem, gdy coś nie szło po jego myśli. Dzięki niej zaczął uczyć się nowych rzeczy, kilku technik, a nawet używania broni. Z czasem w domu pojawiło się kilku shinobi, jej przyjaciół, którzy byli chętni do pomocy w jego treningu na przyszłość. Każde z nich nauczyło go czegoś nowego, a nawet zabierali na wspólne treningi, gdy jego mama wybywała na misje.


- Niedługo wrócę, Słońce.


Mówiła za każdym razem, gdy wybywała na kilkudniową misję. Całowała go wtedy w czoło i zostawiała samego lub pod opieką jednego ze swoich znajomych, o ile mieli czas. Zawsze przychodził pod bramę wioski i wyczekiwał, aż wróci. Zazwyczaj wracała poobijana, odrapana, ale szeroki uśmiech natychmiast rozkwitał na jej twarzy, gdy dostrzegała go w bramie. On odwzajemniał tym samym.


- Mama!


Zaskoczył ją tym, gdy wróciła pewnego dnia z misji. Jego uśmiech natychmiast zgasł, gdy zobaczył, że wcale nie ucieszyło ją, to co powiedział. Patrzyła na niego wielkimi oczami, z lekko uchylonymi ustami. Spłoszony chciał szybko przeprosić, ale nim to zrobił, ona uśmiechnęła się szeroko, ukazując białe zęby i potarmosiła mu włosy palcami dłoni.


- Wróciłam do ciebie, Słońce!


Dawno nie widział jej tak szczęśliwej jak tamtego pamiętnego dnia po misji.


Dni zmieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące i tak minęły dwa lata od kiedy pojawiła się w jego życiu, zmieniając wszystko. Nigdy nie był tak szczęśliwy jak w tamtym czasie. Jednak los bywa przewrotny i nawet najpiękniejsze dni, znikają pod kurtyną deszczu zawodu i rozpaczy.


Jak zawsze zbierała się na misję, ale tym razem pakowała więcej zwojów niż dotychczas. Uśmiech nie rozjaśniał jej twarzy jak zawsze, kiedy go zobaczyła w progu pokoju. Owszem uśmiechnęła się, ale był raczej smutny niż te dotychczasowe, którymi go obdarowywała.


- Słońce, chodź tu do mnie...


Podszedł nieśmiało, rozważając, czy zrobił coś, co mogło ją zasmucić. Wzięła go na kolana i przytuliła mocno, niemal rozpaczliwie, jakby obawiała się, że zostanie wyrwany z jej rąk. Nie rozumiał tego.


- Mamo? - Zapytał cicho. Milczała. - Mamo, stało się coś?


- Nie, to nie twoja wina. Wyruszam na długą misję, Słońce...


- Na jak długo? Wrócisz, prawda? - Wyrzucał z siebie jedno pytanie za drugim. Uśmiechnęła się smutno, patrząc w jego jasne oczy. - Czemu jesteś smutna? Zrobiłem, coś złego?


- To nie twoja wina, Słońce... - Odpowiedziała z przekonaniem.


Miało jej nie być rok. Nie chciała go zostawiać, czuł to. Tak długa misja nie była najlepszym pomysłem, ale ufał, wręcz wiedział, że wróci. Przecież zawsze wracała...


- Wrócę do ciebie, Słońce. - Zapewniła i ucałowała go w czoło.


Odprowadził ją pod bramę wioski jak zawsze, gdy wybywała na misję. Długo trwali w mocnym uścisku przy bramie, ale żadne z nich nie chciało go przerywać, bo to oznaczało ich niechybną rozłąkę.


- Wrócę do ciebie, Słońce.


Powtarzała, gdy widziała jego przygasłą buzię. Uklękła i ucałowała go w czoło.


- Wrócę niedługo, Słońce.


Uniósł na nią błękitne oczęta pełne nadziei.


- Obiecujesz?


Uśmiechnęła się ciepło tak jak zawsze.


- Obiecuję!


Tamtego dnia widział ją po raz ostatni. Wyczekiwał jej powrotu pod bramą każdego dnia.


Rok minął bardzo szybko, ale ona nie wracała.


Kiedy został pewnego dnia wezwany do Hokage, nadzieja znów zakwitła w jego sercu, ale została natychmiast roztrzaskana. Dostał do rąk uszkodzony, zakrwawiony ochraniacz ninja należący do niej.


- Przykro mi...


Tylko tyle usłyszał. Z misji wrócił tylko jeden członek drużyny, ciężko ranny, ledwie żywy. Od niego dowiedziano się, że zostali zaatakowani. Nikt oprócz niego nie przeżył.


- Na pewno jest ci ciężko...


Wybiegł z gabinetu Hokage. Wołali za nim. Krzyczeli coś. Nie chciał tego słuchać. Oni kłamali. Musieli kłamać! Obiecała, że wróci do niego... Zawsze wracała...


Usiadł przed bramą wioski i czekał.


Nie zwracał uwagi na ludzi szepczących i wytykających go palcami, po prostu trwał tam cały dzień i noc, czekając na jej powrót...


Ale nie wiedział wówczas, że ta jedna noc, całkowicie zmieni jego dotychczasowe życie oraz całej wioski na gorsze... Coś pękło w nim, rozsypało się na milion kawałków, niszcząc bezpowrotnie życie Naruto.


Tamtego pamiętnego dnia stracił wszystko, nawet samego siebie...


Był osieroconym dzieckiem ze złamanym sercem, a stał się demonem, którego tak bardzo obawiali się ludzie, a przecież to oni go stworzyli...


Teraz musieli płacić za swoje winy...




★♡★♡★♡★♡★

Data publikacji: 07 Stycznia 2019

Data korekty: 03 Marca 2023

Ilość słów przed korektą: 750

Ilość słów obecnie: 1 243

Kilka słów od Autorki:

Mało zmian, ale kilka się znalazło. Poprawiłam opisy oraz dodałam więcej dialogów. 

Dodałam sytuację, w której Naruto po raz pierwszy powiedział do swojej opiekunki per „Mama". Wprowadziłam większy opis, żeby wyjaśnić, że ona nie była jedyną osobą, która szkoliła Naruto, a także fakt, że nie chciała, aby był szkolony na ninja, ale nie broniła mu. Usunęłam ze dwie literówki, ale jakbyście znaleźli jeszcze jakieś, to chętnie przygarnę informację o tym.

★♡★

Za pomoc z wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:

ShadowInDarknes


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top