#7 santa claus
Autumn pałała do wielkich centrów handlowych nienawiścią, której podstawy nie potrafiła wyjaśnić. I kiedy Irlandczyk zaproponował, a wręcz postawił przed faktem dokonanym, że miała w takowym spędzić całe sobotnie popołudnie, myślała, że osobiście powiesi go za małe palce u sto na pobliskiej latarni. Tłumy panujące na stosunkowo niewielkiej przestrzeni przerażały ją i starała się ich unikać za wszelką cenę.
- Jeśli nie wyjaśnisz mi w przeciągu kolejnych pięciu minut dlaczego mnie tutaj przyciągnąłeś to słowo daję, ale to skończy się dla ciebie tragedią, Niall – wymamrotała, lawirując pomiędzy ludźmi, nie chcąc stracić blondyna z oczu.
- Zobaczysz.
Podobno człowiek nie potrzebował wiele, żeby zakochać się w drugim człowieku. Podobno wystarczyła ta popularna 'iskierka'. Czy Niall zakochał się w marudnej Autumn? Może tak, może nie. Wiedział na pewno, że zdążył polubić szatynkę – to, jak klęła pod nosem, kiedy po raz kolejny zaparowały jej okulary, lub kiedy szkiełka po raz kolejny opadały jej na czubek nosa. Polubił to, jak jęczała, że jej włosy przypominają katastrofę przez wełnianą czapkę, a jej dłonie będą odczuwać skutki mroźnej zimy przez kilka kolejnych miesięcy.
- Horan, to naprawdę nie jest... - nie dokończyła, zderzając się z plecami blondyna. – Idź do diabła – burknęła jeszcze pod nosem, rozmasowując bolący nos.
- Byłem niedawno, przekazywał pozdrowienia – odpowiedział, śmiejąc się pod nosem. Autumn skwitowała to niemalże teatralnym wywróceniem oczu.
- Więc... co chciałeś mi pokazać?
Nie odpowiedział, tylko wskazał tłumek dzieciaków w przedziale wiekowym od czterech do dziesięciu nabożnie wpatrujących się w przebranego Mikołaja. Przebrany mężczyzna odgrywał swoją rolę doskonale – poświęcał każdemu z podopiecznych sporo czasu, rozmawiając o minionym roku, a na końcu wyciągając z ogromnego worka niewielki pakunek. Każdy z dzieciaków wtulał się w wpychaną pierś Mikołaja, piszcząc z radości i wracając do rodziców z szerokimi uśmiechami na twarzy.
- Szkoda, że mój Mikołaj nie jest taki szczodry – westchnęła cicho, posyłając Irlandczykowi cierpki uśmiech.
- Jeszcze nie poznałaś jego możliwości...
Pociągnął dziewczynę za nadgarstek i z pobliskiej kawiarni obserwowali rozradowaną grupkę dzieciaków.
Jesienna dziewczyna czasami życzyła sobie tej samej beztroski, którą miały te dzieciaki.
a.n/ WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top