Rozdział 6

- Dziękuję za podwiezienie, wujku. - powiedziała Stella, gdy auto Hogana zaparkowało pod odpowiednim budynkiem. Spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się delikatnie.

- Nie ma sprawy, mała. - odparł jej z szerokim uśmiechem. Dziewczynka wysiadła z pojazdu i okrążyła go, by znaleźć się przy szybie od strony kierowcy. - Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz chciała wrócić. - dodał Happy, wskazując na telefon.

- Zapamiętam. Pa, Happy.

Chwilę później siedmiolatka patrzyła, jak auto coraz bardziej się oddala. Nie czekając ani chwili dłużej, odnalazła odpowiednie drzwi i zapukała w nie lekko, czekając, aż ktoś jej otworzy.

Nie czekała długo, bo zaraz we framudze stanęła tak dobrze znana jej kobieta.

- Cześć, Pepper.

- Cześć. Wchodź do środka. - odparła jej jedynie Potts, otwierając szerzej drzwi, by dziewczynka bez problemu weszła do środka. Gdy zamknęły się za nią drzwi, Pepper od razu zadała to nurtujące ją pytanie. - Co się stało, że chciałaś pogadać?

Stella westchnęła, opadając na wygodną sofę w niewielkim salonie blondynki. Ta usadowiła się tuż obok, obserwując ją. Stark ukryła twarz w dłoniach.

- Tata chce mnie wysłać do szkoły. - mruknęła w końcu, nawet nie patrząc na swoją rozmówczynię. Pepper zdziwiła się, bo nie do końca rozumiała to wszystko.

- Ale przecież to nic złego. Chciałaś iść do szkoły. Pamiętasz? Mówiłaś mi to. - powiedziała, kładąc dłoń na ramieniu brunetki.

- No tak, i nadal chcę. - odpowiedziała Stella, wreszcie patrząc w stronę kobiety. Chciała iść do szkoły, choćby dlatego, by nie siedzieć cały czas w domu sama. Wystarczyłoby jej nawet osoba, do której po prostu mogłaby się odezwać, pogadać, a w ostatnim czasie nie miała za bardzo na to okazji. - Tyle, że tata chce mnie wysłać do szkoły w Chicago.

- Co? Jak to? Czemu aż do Chicago? - zdziwiła się, wycofując nieco w siedzeniu. W końcu zrozumiała, dlaczego Stella chciała pogadać. Nie chciała uczęszczać do szkoły, aż tak daleko od domu.

- Też chciałabym wiedzieć. - westchnęła ciężko siedmiolatka, opierając się wygodnie o oparcie. - Chciałam, żeby to była szkoła gdzieś tutaj, w okolicy. Nawet New Jersey byłoby dobre. Ale Chicago?

Przez chwilę obie milczały, każda patrząc zupełnie gdzie indziej. Stella wzięła poduszkę w ręce i przytuliła ją do piersi. Pepper natomiast analizowała wszystkie za i przeciw.

- A próbowałaś go jakoś namówić do zmiany decyzji? - zapytała nagle. Dziewczynka spojrzała na nią swoimi brązowymi tęczówkami.

- Próbowałam, ale on się uparł. Mogę protestować, ale on i tak zrobi to co chce.

- Typowe dla niego. - mruknęła Pepper bardziej do siebie, niż do dziecka. - Dobra, a mówił coś jeszcze? Dlaczego chce Cię tam wysłać? Podał jakiś konkretny powód? - dopytywała, chcąc uzyskać jak najwięcej informacji. Chciała pomóc Stelli i nie było w tym nic dziwnego.

- Twierdzi, że chce mojego bezpieczeństwa, chce, żebym była bezpieczna. - powiedziała, przypominają sobie słowa ojca wypowiedziane dzień wcześniej. Rozumiała go, nie mogła powiedzieć, że nie. Ale bolało ją to, że wysyłał ją tak daleko.

- To zrozumiałe. Nie chce Cię stracić. - Pepper zamilkła na moment, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Stella czuła pewien uścisk w żołądku, bała się, że Pepper nie będzie w stanie w jakikolwiek sposób pomóc jej ze zmianą decyzji swojego taty. Chciała iść do szkoły, nie chciała natomiast uczyć się tak daleko. - Porozmawiam z nim. Może uda mi się go namówić na szkołę gdzieś bliżej Nowego Jorku. - powiedziała wreszcie kobieta, a wielki kamień spadł z serca dziewczynki. Chociaż w niej miała wsparcie.

- Zrobisz to dla mnie? - spytała z nadzieją w głosie. Jej oczy zaświeciły się, co Potts doskonale zauważyła z takiej odległości.

- Dla Ciebie wszystko, Stella. - stwierdziła z uśmiechem. Wtedy Stark wręcz rzuciła się jej na szyję, ściskając mocno. Entuzjast, jaki od niej bił, był ogromny.

- Dziękuję.

Blondynka, chcąc, nie chcąc, odsunęła od siebie delikatnie siedmiolatkę i spojrzała jej w oczy. Intensywne brązowe tęczówki.

- Choć nie obiecuję, że się uda. Stark jest uparty.

- Ale i tak dziękuję, że się starasz. - powiedziała niewzruszona tym Stella, ponownie przytulając się do kobiety. - Za to Cię tak lubię. Pomagasz mi, choć nie musisz. - dodała nieco stłumionym głosem, ze względu na to, że całą twarz ukryła w zagłębieniu szyi Potts.

- Oczywiście, że muszę. - odparła oczywistym tonem. - A kto postarał się o podwyżkę dla mnie? - zapytała z uśmiechem. Brunetka zaśmiała się, ponownie tamtego dnia spoglądając na twarz swojej rozmówczyni. 

- Tata dał Ci ją, bo jesteś dobra. To nie była moja zasługa. Sama to zrobiłaś. - wskazała na nią palcem, uśmiechając się szeroko. Po tej przygnębionej Stelli nie było już nawet śladu. - Z resztą, słyszałam, że jesteś nową panią prezes Stark Industries. Gratulacje.

Pepper ukłoniła się teatralnie, śmiejąc pod nosem.

- A dziękuję bardzo.

Resztę dnia obie spędziły na rozmawianiu, a także wygłupianiu się i gotowaniu. Godziny leciały, aż w końcu Stella musiała wracać do domu. Tony - który wiedział, gdzie była jego córka - martwił się o nią, bo to była ich pierwsza poważniejsza kłótnia.

Chwilę przed ósmą wieczór po dziewczynkę przyjechał Happy, który odwiózł ją bezpiecznie do domu. Równo o ósmej wchodziła do budynku, gdzie czekał na nią Stark. Kolację - o ile można było to tak nazwać w ich towarzystwie - zjedli w ciszy, choć Tony co chwilę posyłał ukradkowe spojrzenia córce. Ta jednak starała się nie zwracać na to zbytniej uwagi.

W milczeniu i ze łzami w oczach kładła się do łóżka. Miała żal do swojego taty za tą decyzję, którą podjął bez zapytania jej. Aczkolwiek gdzieś w sercu znajdowała się nadzieja, że uda się go przekonać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top