,,Wcielam plan w życie"

- C-CO JA ROBIĘ U KAPITANA W ŁÓŻKU!!??? - krzyknął będąc czerwonym jak czerwony, dorodny pomidor dojrzewający na promieniach słońca.

- Hm...? Nie wrzeszcz tak... - podniósł się do siadu. Eren zauważył że kapitan był w samej bieliźnie. Odruchowo popatrzył na siebie, też miał tylko bieliznę.

- C-co tu się s-stało...? K-kapitanie... - powiedział bliski płaczu. Przestraszył się zaistniałej sytuacji. Levi podniósł wzrok na Erena, unikając jego prawie nagiego ciała, aby nie wprawić chłopaka w większe zakłopotanie.

- Nie mam pojęcia - powiedział szczerze patrząc mu prosto w oczy. - Czerwienisz się.

- D-dziwi się K-kapitan? - odwrócił wzrok z jego kobaltowych tęczówek.

- Nie, w żadnym wypadku - odpowiedział wstając z łóżka i podchodząc do szafy. - Z tego co już zdążyłem zauważyć nie masz tutaj ciuchów. Pójdę do twojego pokoju i ci je przyniosę - brunet musiał odwrócić wzrok od idealnie wyrzeźbionej klatki piersiowej czarnowłosego. Jednak zanim to zrobił, popatrzył i musiał sam sobie przyznać, że miał ochotę przejechać po niej dłońmi i dotykać jego zapewne twardego, umięśnionego torsu. Nogi również były umięśnione, tak smak plecy i ręce. Wyglądał jakby sam Bóg go kreował i przykładał najwięcej starań właśnie dla niego. Eren nie mógł się napatrzeć na odwróconego do niego tyłem kapitana, który szukał coś w szafie. Po raz kolejny Eren musiał przyznać sobie rację. Kapitan bardzo komicznie wyglądał przy tak wysokiej szafie, gdzie półki były wyżej niż zasięg jego rąk, a i tak znajdowały się an nich ciuchy. Miał nawet ochotę się zaśmiać, ale zdał sobie sprawę, jak źle by to się mogło skończyć.

W końcu jednak odwrócił wzrok aby go tak w niego nie wlepiać. Dobrze zrobił, ponieważ sekundę po tym czarnowłosy ukradkiem na niego spojrzał i przyznał się sam sobie, że Eren bardzo ładnie wygląda w czerwieni. Ale nie takiej zwykłej czerwieni. Przestał na niego patrzeć czując ciepło w środku i zaczął się ubierać, nie rozumiejąc, skąd nagle to uczucie.

Gdy był ubrany wyszedł z pokoju zamykając go na klucz od zewnątrz. Eren się tego nie przestraszył, zrozumiał że zrobił to dla jego bezpieczeństwa. Usiadł na łóżku krępując się tym że jest tylko w samej bieliźnie. Pozostało mu tylko czekać aż Kapitan wróci z jego ubraniami. Nie czekał na to długo gdyż usłyszał dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Do pokoju wszedł kapitan z jego ubraniami, które położył mu na łóżku.

- Czekam za drzwiami - rzucił wychodząc z pokoju. Brunet chwilę patrzył na zamknięte już przez czarnowłosego Kapitana drzwi. Jednakże po chwili zaczął się ubierać w pośpiechu. Ziewnął raz jeszcze po czym wyszedł z pokoju. Stanął twarzą w twarz z kapitanem, który dziwnie mu się przyglądał.

- C-coś nie tak? - zapytał czując że się czerwieni.

- Nachyl się - rozkazał. Chłopak był zaskoczony, robiąc się jeszcze bardziej czerwonym niż poprzednio. Nie wiedział o co chodzi. Nie miał pojęcia czy zrobić to o co prosi go Kapitan, czy może lepiej jakoś z tego wybrnąć i uciec wbrew woli czarnowłosego. - Głuchyś czy jaki? Nachyl się mówiłem.

Brunet nerwowo przełknął ślinę, nachylił się tylko troszkę. Czarnowłosy przewrócił oczami po czym przyciągnął go bliżej patrząc mu w oczy. Serce bruneta przyspieszyło, jego twarz zalała się po raz kolejny dzisiaj obfitą czerwienią. Patrzył w piękne kobaltowe tęczówki kapitana a ich twarze, wcale nie dzielił wielki dystans, byli na tyle blisko, że mogli czuć na sobie oddech osoby naprzeciwko. Ręka kapitana wyglądała na jego włosach, Eren miał już szczerą nadzieję że kapitan zrobi pierwszy krok i że go pocałuje, nawet on chciał się pofatygować i pocałować niższego od siebie, jednak tego nie zrobił, przez tą rękę, która w chwili obecnej... Kurwa, co? Zabrał rękę z jego włosów. Co?

- Miałeś pióro we włosach - oznajmił kapitan pokazując małe białe piórko, które jeszcze chwilę temu było w włosach bruneta. Erenowi serce waliło jakby zaraz miało wyskoczyć każdą możliwą dziurką, byle by tylko znaleźć ujście. Chłopak zaczął dziękować Niebiosom że nie odważył się zbliżyć i pocałować kapitana. Już sobie wyobraził jak by wyglądała śmierć z jego ręki. A może nie było by tak źle? - Jesteś cały czerwony, masz gorączkę czy co?

- N-nie... Raczej n-nie... - emocje się w nim kumulowały. Czuł że jego ataki gorąca to nic dobrego, tym bardziej że są spowodowane kapitanem. - Chodźmy już...

Kapitan chwilę na niego patrzył. Miał już powiedzieć coś bardzo ważnego, gdyby nie ten denerwujący kobiecy głos, którego Ackermann tak bardzo nie cierpił. Nie za sam głos, a to co z tego głosu wychodzi.

- SHORTYYY~!! ERE~N!! - podbiegła do nich uśmiechnięta jak nigdy i wpatrująca się w czerwoną twarz chłopaka. - Eren? Coś się stało? Jesteś cały czerwony.

- Wszystko w porządku... - opanował jąkanie się, teraz jedynie brzmiał jak dziewica Orleańska. - Tak myślę...

- Może pójdziesz ze mną do skrzydła szpitalnego, co? Może masz gorączkę lub coś podobnego bo- Levi przerwał jej gestem ręki.

- A może najpierw zapytasz mnie o zgodę? - warknął lustrując ją wzrokiem.

- A masz jakieś plany dla niego? - popatrzyła na niższego od siebie zakładając ręce na biodra.

- Chodzenie za mną do usranej śmieci, a że nie umrze to będzie chodził całą wieczność - powiedział na jednym wdechu.

- W takim razie... - chwyciła Erena za rękę i pociągnęła go za sobą. - Idzie ze mną!

- Hanji! - krzyknął za nią. - Nie wyraziłem na to zgody!

- Co tam mówisz shorty!? - zniknęła z nim za rogiem.

Levi nie był zadowolony, że ta wariatka będzie z nim sam na sam. Poczuł dziwne uczuciem w żołądku, właśnie w tej chwili miał ochotę mieć tego dzieciaka tylko na wyłączność. Nie miał pojęcia dlaczego tak się czuł, ale to uczuciem mu się podobało i chciał pójść do niej, wsiąść go na ręce, zanieść do pokoju lub swojego gabinetu, zamknąć drzwi i mnieć go na wyłączność, tak jak sobie chciał.

Wpadła z nim do swojego gabinetu i od razu szeroko się uśmiechnęła. Dopiero teraz gdy Levi był daleko od Erena, chłopak mógł się uspokoić. Jego czerwona twarz wróciła do normy, przyspieszone serce zwolniło i nabrało swojego prawidłowego rytmu, jego oddech był już wyrównany.

- Więc? O co chodzi? - zapytał już normalnym głosem.

- Hihi jak wam się spało? - zapytała rumieniąc się przy tym.

- C-co!? O czym ty mówisz!? - od razu się zaczerwienił.

- No nie udawaj głupiego! Przecież osobiście wam to załatwiłam! - zaśmiała się w głos. - W końcu wcielam plan w życie!

- Ty za tym stoisz!? No nie wierzę... Ale... - zdał sobie sprawę, że dalsza część jej wypowiedzi była ciekawsza. - Jaki plan?

- Jak to jaki? Swatanie Levi'a i ciebie!

- No to szambo wyjebało... - powiedział będąc zdziwionym i czerwonym jednocześnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top