Trzymać sie razem.

W Erena głowie szalało tornado. Dosłownie. Cały czas myślał tylko o tym jak wpadł na czarnowłosego, jak czuł jego zapach, wspominał ten moment, w którym usłyszał bicie jego serca, czuł jego oddech na karku. Ciągle w jego głowie było to, jak na nim leżał, jak trzymał swoją głowę na jego torsie. Słyszał jego głos i jeszcze bardziej chciał tam iść. Jeszcze bardziej, chciał skorzystać z ' zaproszenia'. Szedł powolnym krokiem do jego gabinetu. Powoli wracał do siebie, jego twarz wróciła do normy i już nie przypominała dojrzałego na słońcu pomidora.

Dalej czuł na swojej dłoni dotyk tej jego. Był w stanie stwierdzić, że była wyjątkowo delikatna, nawet przez chwilę miał ochotę jeszcze raz ją chwycić. Idąc tak korytarzem, rozmyślał nad wszystkim co tylko związane z Kapitanem. Nie mógł zrozumieć skąd u niego takie uczucie. Żołądek wypełniał się jeszcze bardziej skomplikowanym dla niego uczuciem. Czuj się dziwnie, ale nawet przyjemnie. Głos kapitana obijał mu się o uszy, stawał się coraz głośniejszy. Nawet kilka razy obejrzał się za siebie, aby upewnić się, że kapitan nie stoi za nim. Nie, tak nie było. Ten głos był w jego głowie, a nie w realnym życiu. Powoli dochodził do miejsca, w którym był gabinet Levi'a. Podszedł do drzwi, stał przed nimi chwilkę, nie całą minutę. Postanowił jednak się przełamać i zapukać. Usłyszał ciche, stłumione przez drzwi pozwolenie. Chwycił za klamkę i zaczął otwierać drzwi dzielące go od Ackermann'a. Będąc w pokoju czuł jeszcze większe łaskotanie w żołądku, jednak wziął to za jakiś skutek uboczny leków, które nadal musiał brać.

Podszedł kilka kroków bliżej, nie widział czy ma usiąść i się rozgościć, czy stać tak spięty niczym z kołkiem w dupie i czekać aż starszy się odezwie. Levi siedział z nosem w papierach, miał spuszczoną w dół głowę, przez co nie widział całej twarzy Ackermann'a. Poza tym, nie patrzył na jego twarz, właśnie starał się unikać spoglądania na tą wyjątkowo bladą cerę, która bardzo pasowała do kruczoczarnych włosów. W końcu Levi podniósł głowę i ze zadziwieniem patrzył na Erena.

- Nie usiądziesz? - przerwał ciszę podpierając sobie głowę o ręką, którą trzymał na biurku. - Wolisz tak stać? Siadaj - Eren lekko się speszył, usiadł przed nim.

- O... Okulary? - zapytał zdziwiony widząc twarz Levi'a. - To kapitan nosi okulary?

- Nie, ale Hanji mnie do tego zmusiła, eh... - westchnął zdejmując okulary i odkładając je na biurku bok. - Tylko bardziej bolą oczy...

- Więc dlaczego? - dalej drążył. Musiał sam sobie przyznać, że Levi wyglądał w okularach bardzo dobrze.

- Stwierdziła że mam wadę wzroku i zaleciła okulary, które mam używać tylko i wyłącznie do czytania - powiedział z skrócie. - Eten, teraz jak już zapewne zauważyłeś, mam kupę roboty - popatrzył na biurko zapchane papierami. - Dlatego przyjdź wieczorem, po kolacji, załatwię to szybko.

- To kapitan miał pracę? - zapytał zdziwiony. Nie rozumiał dlaczego czarnowłosy chodził sobie jak gdyby nigdy nic po korytarzach, skoro ma tyle do załatwienia.

- Nie miałem - odpowiedział zaczynając odkładać uzupełnione dokumenty na bok. - Zanim przyszedłeś wpadła tu czterooka i dała stertę tego gówna.  Znasz takie powiedzenie, że coś jest ' grzechu warte'?

- Tak - Levi podczas jego odpowiedzi skrzyżował ręce na piersi.

- No to to, nie jest ' grzechu warte', to jest ' gówno warte' - Eren na te słowa nie mógł się powstrzymać więc lekko się zaśmiał. Szybko się opamiętał.

- Przepraszam! - krzyknął przestając się śmiać. - Nie miałem zamiaru cię wyśmiać... Tylko chodziło o to co kapitan powiedział - zaczął się tłumaczyć. Szanował bardzo Levi'a, w końcu był jego przełożonym, na dodatek ten go uratował, to nie byle co. Szanował go jak tylko można było, ponieważ czuł się głupio. Głupio przez to, że sprawił mu kłopot.

- Przecież wiem - odezwał się. - A teraz, możesz zająć się swoimi sprawami, nie zapomnij że masz przyjść od razu po kolacji.

- Dobrze... - powiedział wstając z krzesła. Zaczął iść w stronę wyjścia. - Do widzenia kapitanie.

- Mhm... - mruknął robiąc swoje.

                                 ~•~

Eren jadł w spokoju swoją kolację. Zaczął myśleć o kapitanie. W końcu, nie pojawił się na obiedzie i na kolacji. W ogóle go nie widział odkąd wyszedł z jego gabinetu. Wstał od stołu, wziął swój pusty talerz po zupie po czym poszedł do kuchni, odłożył swój talerz po czym podszedł do jedynej z kucharek.

- Czy mógłbym wsiąść porcje i zanieść ją Kapitanowi? - zapytał szczupłą, troszkę niższą od siebie brunetkę z krótkimi, niczym Mikasa, włosami. Na to pytanie skrzywiła się lekko, delikatnie przymknęła oczy, co nadało tym brązowym tęczówką strasznego wyglądu.

- Niestety młodzieńcze - zaczęła krzyżując ręce. - Nie możemy w ten sposób dawać komuś racji. Jedyny sposób to taki, aby sam się tu zjawił.

- Rozumiem... - powiedział lekko przybity. Jednak zamiast racji żywnościowej po prostu postanowił zrobić herbatę, czarną herbatę bez cukru czy jakiegokolwiek dodatku. Wziął białą filiżankę i zaczął iść do gabinetu Kapitana.

Gdy znajdował się przed drzwiami, po prostu zapukał. Odpowiedziała mu głucha cisza. Powtórzył czynność jeszcze dwa razy, ale zakończyło się tym samym. Niepowodzeniem. Postanowił wejść i grzecznie na niego poczekać w środku. Chwycił za zimną klamkę i po raz drugi dzisiaj przekroczył próg jego gabinetu. Zamknął za sobą cicho drzwi, zauważył, że jest pusto. Nie zdziwiło go to, w końcu nie odpowiadał. Podszedł do biurka i usiadł przed nim, tam gdzie rano. Położył herbatę na blacie owego biurka i czekał na czarnowłosego Kapitana. W końcu otworzyły się drzwi obok. Drugie drzwi. Czarnowłosy wyszedł z łazienki bez koszulki ukazując swój niezwykle umięśniony tors. Eren od razu na niego spojrzał, dokładniej to w oczy, kobaltooki również. Obaj odwrócili wzrok w tym samym momencie, jednak, Erena skusiło aby popatrzeć na jego tors. Widząc tą idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową zrobiło mu się aż słabo. Poczuł że zaczyna się czerwienić, jednakże bardzo szybko odrzucił od siebie myśli o idealnym Ackermann'ie.  Patrzył teraz w biurko uspokając swoje bijące serce. Kapitan miał jeszcze wilgotne włosy, które wycierał ręcznikiem.

- Brałem prysznic - przerwał ciszę. - Długo czekałeś?

- Dopiero usiadłem - odpowiedział już spokojnie.

- To dobrze - czarnowłosy podszedł do szafy, zaczął ubierać białą koszulę. Gdy już ją na sobie miał usiadł za biurkiem. Popatrzył na stojącą na nim herbatę. - Nie przypominam sobie żebym wychodził po herbatę

- Ja ci ją przyniosłem... - zaczął lekko speszony. Podniósł jednak głowę, zdał sobie sprawę, że musi wyglądać głupio, zresztą, chciał szanować kapitana i patrzeć na niego podczas rozmowy. - Nie było kapitana ani na obiedzie, ani na kolacji, pomyślałem że jesteś głodny... Ale dowiedziałem się, że nie mogę ci przynieść jedzenie... Ponieważ trzeba po nie się samemu zgłosić, no więc zrobiłem ci herbatę... Często ją pijesz, nawet bardzo.

- Dziękuję - po tych słowach Erenowi zrobiło się ciepło na sercu. - W takim razie przejdźmy do tematu, o którym już wcześniej mieliśmy rozmawiać - wziął filiżankę swoim specyficznym sposobem po czym upił łyka. - Mianowicie o twoim bezpieczeństwie.

- Moim bezpieczeństwie? - zdziwił się.

- Tak, z tego właśnie powodu twój pokój znajduje się obok mojego. Od teraz codziennie rano, będziesz przychodzić do pokoju i się meldował. Staraj się o równych porach. Dodatkowo, do twojego pokoju masz klucz, co logiczne, lecz zapasowy mam ja - dla Erena było to absurdalne. Cholernie dziwne. - Ponadto okna mają od zewnętrznej strony kraty, przez co nie przedostanie się do niego żaden intruz. Będziesz chodził za mną krok w krok, nawet do łazienki. W takim miejscach jak wcześniej wspomniana łazienka, będzie nas dzielić jedynie ściana. Jeżeli chodzi o kąpiel, będziesz korzystał z łazienek które mam w gabinecie i w pokoju, czy to jest jasne?

- Z całym szacunkiem kapitanie... - czuł się dziwnie. Dlaczego miał krok w krok za nim chodzić, skoro zabił ludzi, którzy go porwali? - Ale to jest chore... Nie będę mieć własnej prywatności?

- Będziesz, tylko pod moim nadzorem - powiedział upijając kolejny łyk. -  Zrozum, że to dla twojego bezpieczeństwa.

- Ale to nie jest normalne! Codziennie meldować się u ciebie, chodzić za tobą wszędzie, robić wszystko przy tobie! - uniósł się lecz szybko tego pożałował. - K-kapitanie, przepraszam! Poniosło mnie... Przepraszam... T-to... Może ja już pójdę... - wstał od biurka i zaczął iść w stronę wyjścia.

Levi jednak mu na to nie pozwolił, wstał, zaczął do niego podchodzić. Chwycił go za dłoń. Ereniwi serce szybko zabiło, zrobił się czerwony gdy poczuł tą dłoń, tą samą dłoń po raz kolejny. Levi obrócił go w swoją stronę, przyszpilił do ściany.

- Nigdy się tak o nikogo nie martwiłem - zbliżył trochę swoją twarz. - Zrozum to - Eren zalał się czerwienią. Odepchnął od siebie czarnowłosego po czym wybiegł z pomieszczenia, zaczął biec w stronę gabinetu Hanji. Miał nadzieję że tam jest. Coś sobie uświadomił i szybko musiał jej o tym powiedzieć. Nie pukając wpadł do gabinetu. Siedziała przy biurku i patrzyła na niego zdziwiona. Cóż się dziwić, w końcu wpadł bez pukania, na dodatek był czerwony.

- Pani Hanji... - zaczął a do oczu napłynęły mu łzy. - Kocham kapitana Levi'a...

( HEJJJ!!! Jak tam po świętach? Cieszycie się? Ja tak, i to bardzo. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, zaczynam wchodzić w strefę romansu, ale spokojnie, nic w życiu nie jest łatwe hihi, dlatego też na ścieżce miłosnej tej dwójki pojawi się dużo kłopotów)

(⭐and📝? :33)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top