Ekspedycja

- Co tu się odjebało? - tylko tyle czarnowłosy mógł powiedzieć widząc walczącego, w formie tytana, Erena z innymi tytanami.

* Parę godzin wcześniej. Główna siedziba Oddziału Zwiadowczego*

Eren siedział spięty przy stole, wszyscy tam zebrani, bacznie mu się przyglądali. Chłopak czuł napięcie, zresztą nie tylko on, każdy to czuł. W końcu Erwin położył ręce na stole pokazując miejsce w formacji, gdzie będzie się znajdował.

- Prawa przednia flanka - zaczął. - Oddział specjalny Kapitana Levi'a.

- Ale Erwin - wtrąciła się Hanji. - Czy oddział chroniący Erena nie powinien być w środkowej flance? Już lepiej by było dać ich na front, gdzie nie musieli by toczyć walki - pokazała na mapę. - Tylnie i przednie flanki zawsze są narażone.

- Hanji - czarnowłosy patrzył na nią z poirytowaniem. - Naprawdę myślisz, że mój oddział nie poradzi sobie z  kilkoma tytanami? Poza tym, Eren kontroluje swojego, więc może walczyć.

- P-poważnie? - popatrzył na niego zdziwiony. - Ale przecież... To moja pierwsza Ekspedycja... Nie wiem czy to na pewno-

- Ironizujesz moje decyzję? - spojrzał na niego. - Wiem co robię i co mówię, w przeciwieństwie do innych potrafię oszacować czyjąś siłę tylko czytając to co zapisała wariatka imieniem Hanji.

- No dobrze... - trochę się uspokoił.

- Więc wszystko jasne?

Każdy już wszystko rozumiał, jedynie Eren miał wątpliwości co do użycia swojej mocy. Oczywiście nie musiał tego robić z czego doskonale zdawał sobie sprawę, ale znał siebie i wiedział że jeżeli zadziała pod wpływem impulsu, nie będzie pamiętał o tym, że nie do końca umie wszystko kontrolować. Kapitan zaczął wychodzić, spojrzał jednak w stronę Erena. Chłopak zrozumiał jego gest, czarnowłosy po prostu przypomniał mu o tym, że mają trzymać się razem. Brunet wstał i podszedł do Kapitana, wyszli z pomieszczenia jako ostatni. Levi zmierzał w kierunku swojego gabinetu, Eren nie mając wyjścia szedł za nim. Nie przeszkadzało mu chodzenie krok w krok za kapitanem, ponieważ darzył go większym uczuciem. Cała droga mijała w niezręcznym milczeniu. Eren chciał widzieć, jaki był powód głębokich rozmyśleń czarnowłosego. Weszli do gabinetu, Kapitan usiadł za biurkiem a Eren przed nim. Brunet patrzył na swoje dłonie. Serce mu przyspieszyło, ale nie dlatego, że był w obecności Levi'a, tylko dlatego, że bał się wzroku, jakim go w tej chwili darzył.

- Eren - przerwał ciszę czarnowłosy. Brunet od razu podniósł głowę do góry aby na niego spojrzeć. - Nie dawno jeszcze mówiłem, że jeżeli stracisz kontrolę nad swoją formą tytana, bez wahania cię zabiję.

- T-tak... Mówił tak Kapitan... - Eren nie czuł się dobrze, gdy Kapitan mu to przypominał. Tym bardziej teraz, gdy brunet zaczął żywić do niego głębsze uczucie, niż takie zwyczajne jak każdy żołnierz do Kapitana. Już nie traktował go tak samo.

- Sęk w tym, że cię nie zabiję - powiedziała opierając się plecami o oparcie krzesła. Założył nogę na nogę a ręce skrzyżował na piersi.

- Dlaczego? - zapytał trochę zdziwiony. Mimo wszystko, ta wiadomość go mocno ucieszyła. - To znaczy... Nie żebym narzekał...

- Wiem przecież o co ci chodzi - zapewnił chłopaka. - Teraz, kiedy potrafisz zapanować nad swoim tytanem, wszystko wygląda zdecydowanie inaczej... Nie będzie potrzeby cię zabijać, ponieważ wiem i w to wierzę, że potrafisz w pełni nim kontrolować... Poza tym, coś od środa po prostu nie pozwoliło by mi cię zabić - czarnowłosy zdał sobie sprawę jak to zabrzmiało, szybko postanowił naprostować te słowa. - Po tym jak ratowałem ci dupsko miałbym cię zabijać? Nie odczekanie ich wszystkich.

- Jak mam to rozumieć? -  Zapytał  patrząc  mu  w oczy. Oczywiście Eren zrozumiał to na swój własny sposób.

- Chcę przez to powiedzieć, że masz u mnie jak w banku, że cię nie zabiję, wręcz przeciwnie, będę starał się ciebie chronić - mówił to ze swoim standardowym wyrazem twarzy. - W końcu, takie było i jest moje zdanie... Raz już zawiodłem, nie dopuszczę do drugiej tego typu potyczki... Nie, wróć, nie dopuszczę do jakiejkolwiek potyczki.

- Nie wiem co powiedzieć... Ale chyba powinienem podziękować - uśmiechnął się lekko. - Więc, dziękuję.

- Teoretycznie nie musisz mi za nic dziękować - powiedział teraz opierając się o biurko. - Na początku pilnowałem cię z rozkazu i czystego przymusu, było to dla mnie kłopotliwe i uciążliwe, ale teraz? Teraz to mi się spodobało, pilnuję cię z chęcią. Przestało mi to przeszkadzać.

- Naprawdę? No... Mam wrażenie że to w pewnym sensie dla ciebie kłopotliwe... - zdziwił się i lekko spuścił głowę. - Przepraszam! Dla Kapitana kłopotliwe! N-nie jesteśmy na ty... Przepraszam...

- Bo jest trochę kłopotliwe, ale mi to nie przeszkadza - wzruszył ramionami. - A teraz, idź się przygotować na wyprawę.

-  Właśnie... Co powinienem zabrać? - zapytał teraz już czując się luźniej.

- Najważniejsze to sprzęt do trójwymiarowego manewru, pełne butle gazu i cały komplet zapasowych ostrzy - powiedział na jednym tchu. - Poza tym musisz mieć pelerynę Zwiadowców, co oczywiste.

- Rozumiem, pójdę już... - powiedział po czym wyszedł z gabinetu Kapitana.

                                 ~•~

Wyprawa trwała już dobre dwie godziny. Przez ten na pozór krótki czas zginęła jedna czwarta żołnierzy, co było wielką stratą. Oddział Kapitana Levi'a świetnie sobie radził w obronie Erena przed tytanami, jednak Eren mimo to cały czas miał złe przeczucie, co do tej wyprawy. Jechał obok Levi'a patrząc jak odział czarnowłosego walczy z tytanami. Czuł się cholernie niepotrzebny, ponieważ nie mógł pomóc jak na żołnierza przystało. Czuł się kłopotem, ponieważ za niego tyle ludzi mogło oddać życie.

Kierowali się do lasu ogromnych drzew, aby tam zrobić postój i porozmawiać o dalszych losach Ekspedycji. Rozmawiać o tym czy ona ma w ogóle sens. Dla Erena było to absurdalne, według niego, coś takiego powinno się omawiać w bazie, przed wyruszeniem na ekspedycje, która zapewne poniesie za sobą mnóstwo strat. Zresztą, nie tylko Eren tak myślał, Levi też nie był zgodny z tą całą szopką.

,, Erwin posyła tylu ludzi na śmierć, nie przemyślał jakie mogą być skutki? Znów wrócimy z ekspedycji, która będzie bezsensowna!? Czy to ma w ogóle jakikolwiek sens!?" takie były myśli Levi'a, kiedy pomyślał o tylu bezcelowych śmierciach. Nienawidził kiedy ktoś umierał bezcelowo. To był jeden z najgorszych dla niego widoków, tym bardziej że taki widok, widział na każdej, nawet swojej pierwszej Ekspedycji.

Las ogromnych drzew... Widać go już było bardzo dobrze, Zwiadowcy zmierzali wprost na niego. Jednak ku zaskoczeniu ich wszystkich, było tam powyżej 40 tytanów.... Zaczęli na nich zmierzać, niektóre nawet biec. Nie było innego wyjścia jak tylko stanąć do walki. Każdy Zwiadowca dobył mieczy i ruszył na tytany.

                                 ~•~

- To jest piekło! - krzyknął brunet. - Zawsze nim było! Ale teraz jest jeszcze gorzej!

- Eren! Uspokój się! - krzyknął do niego Levi zabijając kolejnego z wielu tytanów.

- Ale kapitanie! Gunther! Eld! Oluo! Petra! Oni właśnie zginęli!! - chciał użyć sprzętu.

- Nie rób tego Eren! - krzyknął stając na trawie w odległości około 6 metrów od bruneta. - Nie rób tego!

- Przepraszam! - chwycił za rękojeść, włożył w nią ostrza. Chciał już wystrzelić linki, lecz...

- Cholera! - warknął Levi unikając ręki tytana. Wymienił ostrze. - Akurat teraz musiał mi się skończyć!? - przeciął kolejne zbliżające się ręce. - Eren! Uciekaj! SZYBKO! - ręką 15- metrowca pochwyciła czarnowłosego i zaczęła podnosić, dla Erena to był cios. Nie chciał widzieć śmierci Kapitana, ponieważ nie chciał, żeby on umarł, za bardzo mu na nim zależało. Akurat gdy zdał sobie sprawę z uczuć do Levi'a, istniało ryzyko, że go straci.

- Kapitanie! - schował ostrza. Chciał go uratować tak bardzo, że przestali go obchodzić inni, umierający żołnierze. Przyłożył swoją dłoń do ust, wbił w nie zęby wyrywając sobie przy tym kawałek ciała. Dzwięk i blask dobrze znany każdemu, roznosił się na dalekie równiny informując, prawię każdego, o transformacji. Levi patrzył zaskoczony na zmienionego już w tytana Erena. Poczuł ścisk. Ręka tytana, która go trzymała, zaczęła zgniatać czarnowłosego.

Eren nie stracił kontroli. Widząc cierpienie i tak dobrze ukrywane przez czarnowłosego, zaczął działać. Pochwycił rękę, trzymającą kapitana w zgięciu łokcia. Urwał ją. Dosłownie. Sprawiło to, że mięśnie oderwanej ręki rozkurczyły się, a sama ręką puściła czarnowłosego, którego Eren złapał zanim spadł z wysokości około 13 metrów. Trzymał Kapitana na dłoni i się w niego wpatrywał. Levi przez chwilę myślał, że uratował go kontrolując tytana, ale że teraz, mógł stracić kontrolę. Ta myśl jednak przestała go męczyć, gdy zobaczył, że kontrolowany przez Erena Tytan, zaczyna iść w kierunku lasu wielkich drzew.

- Właśnie... Tytani! Oni się nie ruszają! - krzyknął do siebie Levi. Popatrzył na stojących nieruchomo tytanów, ale mimo wszystko, obserwowali ich. Zaczęli iść w inną stronę niż ich, zignorowali fakt, że Eren w formie tytana, odchodzi z Levi'em.

Eren stanął obok ciała Eld'a. Jego gaz był Jeszcze w połowie pełny. Postawił Levi'a na ziemi, ten podszedł do ciała blondyna i wyjął butle z gazem.

- Przepraszam Eld... Przepraszam was wszystkich... - mówił cicho zamieniając butle. - Przepraszam że nie mogłem wam pomóc - wstał od ciała Eld'a po czym odwrócił się do Erena. Patrzył na niego przez chwilę myśląc, czy ten go zrozumie, gdy będzie chciały coś powiedzieć.

                                 ~•~

Na jednej z gałęzi stała dziewczyna z krótkimi, białymi włosami, oraz oczami zachodzącymi w czerwień, lecz pod światło brąz. Cała była ubrana na czarno i nie wiadomo skąd, miała cały sprzęt do trójwymiarowego manewru.

- No to jak moi mili? - zapytała swoich tytanów. - Bierzecie tego 15 metrowca - na jej słowa pięcioro takich samych wysokościowo tytanów rzuciło się na Erena. Levi miał mu już pomagać, lecz Eren... Jak nigdy, radził sobie doskonale. - O jej... Wy tam! Idźcie na przód! - kolejne sześć ruszyło na chłopaka w ciele tytana.

Widząc rzeź jaką prowadził z nimi Eren, Levi zaniemówił, nie był w stanie robić nic innego, jak tylko patrzeć bezczynnie i czekać na dalszy rozwój akcji. Eren rozrywał ich ciała, odrywał kończyny, zabijał w najbardziej okrutny znany mu sposób.

- Co tu się odjebało? - tylko tyle czarnowłosy mógł powiedzieć widząc walczącego, w formie tytana, Erena z innymi tytanami.






*******

1529 słów

Wiem, pisałam strasznie długo ten rozdział, ale wybaczcie. Przez ostatnie parę dni nie miałam kompletnie weny twórczej... Wszystko uleciało mi z głowy, ale na szczęście jakoś ruszyło.

Napiszesz komentarz i dasz gwiazdkę? Bardzo to motywuje :33

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top