Pierwsze kroki

Duszna noc potrafi być naprawdę uciążliwa, zwłaszcza dla kogoś, kto miewa koszmary. Iris obudziła się cała zlana potem i z przyśpieszonym oddechem. Przyłożyła dłoń do walącego jak młot serca i rozejrzała się po domku. Wszyscy jeszcze spali, a za oknem wciąż srebrzył się księżyc. Postanowiła pójść do łazienki, by przemyć twarz zimną wodą. Zajmowała jednak górne łóżko, przez co musiała pokonać cicho skrzypiącą drabinkę tak, by nie zbudzić śpiącej pod nią Jade.
Zrobiła to dość sprawnie, a resztę trasy pokonała na paluszkach. Po drodze zgarnęła ze sobą jeszcze lampę naftową.
Ostrożnie zamknęła drzwi, w dalszym ciągu pilnując, by nie narobić hałasu. Postawiła lampę na umywalce Schłodziła twarz oraz kark lodowatą wodą, a następnie spojrzała w lustro, w którym mogła przyjrzeć się swoim opuchniętym i zaczerwienionym oczom. Bardzo chciała wrócić do łóżka ale wiedziała, że o śnie może tylko pomarzyć.
Postanowiła więc, że uda się na zewnątrz. Zgarnęła buty i zaczęła szukać sposobu, by wdrapać się na dach. Było to chyba najlepsze miejsce, na rozejrzenie się po okolicy. Jako, że była dość niska ale sprawna, bez trudu wdrapała się na pobliskie drzewo, a z niego przeskoczyła na dach. Usadowiła się na najwyższym punkcie i leniwie podążała wzrokiem ścieżką z obiektów, które zdążą jeszcze jej się znudzić w trakcie trzech lat, spędzonych na szkoleniu, by potem iść... No właśnie. Gdzie? Do żandarmerii nie pójdzie, bo skończy za kratkami albo skazana na śmierć. Za murami czeka ją śmierć i utrata ludzi, do których może  zdążyć się przywiązać. W garnizonie są sami pijacy, ale to chyba jedyna dywizja, w której może żyć jak człowiek. W końcu dołączyła do wojska, by się na coś przydać.
Zastanawiała się nad słowami Jade. Naprawdę była gotowa zginąć w imię zemsty? Skoro tak postanowiła to nic jej do tego. Co prawda Leiden nie widziała rzezi w Shinganshinie, ale nie jedna śmierć i morderstwo ją prześladowało. Pomimo młodego wieku wiele widziała, przeżyła i co najważniejsze, skazana na siebie musiała dorosnąć w okresie, w którym powinna jeszcze beztrosko biegać po mieście i bawić się z innymi dziećmi.

-*W tym świecie chyba nie istnieje coś takiego jak sprawiedliwość* - pomyślała. - *Typowa selekcja... Nie masz środków do życia, jesteś słaby, musisz odejść albo żyć w jeszcze gorszych warunkach...* - westchnęła zamykając na chwilę oczy. Chciała się wsłuchać w błogą ciszę nocną i utożsamić z istotami, które nie wiedzą co to zmartwienie.

Jej rozmyślania przerwały dziwne dźwięki, otworzyła oczy i rozejrzała się za źródłem hałasu. Wytężyła wzrok i w oddali dostrzegła Mikasę. Czarnowłosa zrobiła sobie z drzewa worek treningowy.

-*Ktoś tu nie szanuje darów natury...* - mimo tej uwagi, białowłosa dalej obserwowała Ackermann. Musiała przyznać, że dziewczyna była całkiem niezła ale jej technika dalej pozostawiała wiele do życzenia.

***

Dzień rozpoczął się od testu zdolności, na podstawie którego instruktorzy wyłaniali kolejne beztalencia niezdolne do pełnienia służby wojskowej.
Test polegał na rozpoznaniu, który z kadetów jest zdolny do pracy na sprzęcie do trójwymiarowego manewru, używanym do walki z tytanami. Urządzeń używanych do testu było kilkanaście, dzięki czemu wszystko szło sprawnie. Jak się okazało, w tym roku było wielu zdolnych adeptów, Wydawałoby się, że przez test przejdzie niemal każdy, dopóki nie spojrzało się na biednego Erena. Zdezorientowany chłopak wisiał głową w dół, kompletnie nie rozumiejąc jak do tego doszło.
Iris, która właśnie została odpięta od swojej maszyny zaczęła rozglądać się za Jade, jednak jej wzrok napotkał bruneta, ruganego przez Keith'a. Jako iż posiadała ponadprzeciętny słuch słyszała jak na jego temat wypowiadają się instruktorzy z innych obozów.

- Widzisz tego biedaka? To jest właśnie przykład tego, że możesz posiadać ogromnego ducha walki, ale do niektórych rzeczy po prostu się nie nadajesz.

-*To tylko wasze zdanie.* - burknęła w myślach. Jej samej udało się zaliczyć test bez choćby mruknięcia instruktora. Widząc starania Erena, była prawie pewna, że coś było nie tak, nie z samym chłopakiem, lecz z jego uprzężą. Niemożliwością było, by większe fleje i ciamajdy przeszły próbę, a ten zawzięciuch odpadł już drugiego dnia.

Białowłosa do samej kolacji pozostawała nieobecna. Za wszelką cenę chciała jakoś pomóc chłopakowi. Może i działał pochopnie oraz nieumyślnie, ale było w nim coś takiego, co pozwalało jej wierzyć, że to właśnie ten młodziak dokona wielkich rzeczy. Choćby świat stanął przeciwko niemu, będzie o nim głośno.

- Oi, Iris. Iris! - zielonooka próbowała zwrócić na siebie uwagę koleżanki. Ta jednak nadal była w świecie swoich myśli.

- Jeszcze będą o nim mówić... Jeszcze powali ich na kolana... - mamrotała pod nosem.

- Na tą chwilę to mówią o nim, ale negatywnie. - zaznaczyła. Niebieskooka poderwała się z miejsca i ruszyła do stolika, przy którym siedział brunet z bandażem na głowie. - Iris!

- Nie przejmuj się. Ludzie zawsze będą gadać. Po prostu musisz się jutro postarać. - próbował go pocieszyć Armin.

- Armin... Jestem żałosny... Będąc tak słabym nie dam rady ich pokonać. - użalał się Jeager. Mikasa uznała to za dobry znak i musiała wtrącić swoje trzy grosze.

- Musisz z tego zrezygnować.

Nim ktokolwiek zdążył zareagować Iris łupnęła dłonią w stół.

- Nie słuchaj jej. Ja ci pomogę. - zadeklarowała. Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech, który zgasiła czarnowłosa.

- Eren, są lepsze sposoby walki od bezsensownej śmierci. Eren, bycie żołnierzem nie jest dla ciebie.

- Przestań gasić jego zapał. - warknęła Leiden. - Słuchaj Eren, może nie jesteś do końca rozgarnięty, ale wiem, że w życiu dokonasz wielkich rzeczy. I żaden głupi manewr nie zamknie ci tej drogi.

Na sali zapanowała cisza. Nikt jeszcze nie widział, żeby białowłosa tak się rozgadała, a to, wyglądało jak dopiero wstęp do rozprawki.

- Po pierwsze, musisz pamiętać o przestawieniu się z dwuwymiarowego postrzegania przestrzennego na trój. Bez tego ani rusz. Po drugie, wymaga to nie tylko wytrzymałości fizycznej ale i psychicznej. Pamiętaj jednak, że mimo ambicji musisz skupić się na podstawach, a z czasem będziesz szkolił technikę. Aby utrzymać się w pionie musisz utrzymać balans. Staraj się nie kiwać. Ciężar ciała opierasz na pasku. I pod żadnym pozorem nie panikuj.

- Już mu to wszystko powiedziałam wcześniej. - burknęła Ackermen. Leiden nawet na nią nie spojrzała. Wpatrywała się w bruneta chłonącego jej słowa jak pokarm. Widziała po jego oczach, jak nabiera dawnej chęci walki.

Jade dalej siedziała przy swoim stoliku z rozdziawioną buzią. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie zobaczyła. Jej cicha i opanowana koleżanka przeszła jakąś przemianę.

- Dobra jest.

Usłyszała czyjś mocny głos. Zamrugała dwa razy i odwróciła się, by sprawdzić, kto się do niej dosiadł. Ku jej przerażeniu był to ten sam wysoki blondyn, na którego zdążyła wczoraj wpaść.

- Do teraz myślałem, że ona jest taka sama jak Mikasa, a ty lubisz zabierać głos i zwracać na siebie wagę. Jak widać myliłem się co do niej.

- *Wcale nie lubię zwracać na siebie uwagi..* - burknęła w myślach. - * W ogóle czemu on do mnie przyszedł?* Ta... Też myślałam, że z niej takie ciche szczenię... *Może to dobry moment, żeby jeszcze raz go przeprosić...* - westchnęła i jąkając się zaczęła - Słuchaj... Chciałabym cię jeszcze raz przeprosić, za wczoraj.

- Daj spokój! Zdarza się! Każda znajomość zaczyna się inaczej. - zaśmiał się.

- Oryginalność często idzie w cenie.

- No właśnie, kto wie jaką wieź pierwsze spotkanie zbuduje, haha. Może zacznijmy od początku.

- Racja. Jestem Jade. Jade Braun.

Reakcja chłopaka była.. dość dziwna. Na pewno nie taka jakiej się spodziewała. Blondyn poruszał drgającymi wargami chcąc coś powiedzieć ale żadne słowo nie opuściło jego ust. Po chwili wstał i obijając się o stojącego za nim Conniego. Łysy chłopak oblał się herbatą, a blondyn wyleciał ze stołówki jak poparzony.
Brunetka siedziała jak znak zapytania, próbując rozgryźć to co właśnie się wydarzyło. Ku jej szczęściu za złotookim wyleciał inny wysoki chłopak o kruczoczarnych włosach, krzycząc imię blondyna.

- Oi! Reiner!

- *A więc panie Reinerze... Jak cię dopadnę to sobie porozmawiamy.* - miała nadzieję, że nikt nie widział tego zajścia. Gdyby nie szok jaki wywołała sytuacja czułaby się upokorzona. Ale to nie ją zaczął gonić mały łysol oblany herbatą.

Kolejny dzień pokazał wszystkim nie wierzącym, że samą wolą walki da się zdziałać cuda. Jak się później okazało sprzęt Erena był zepsuty, a mimo to, chłopak był w stanie się na nim utrzymać. Wymiana uprzęży była już tylko formalnością. Iris była dumna z chłopaka, który wziął sobie do serca jej słowa. Za to Mikasa nie dawała za wygraną, uparcie obstając przy wersji, że Eren zrobił to, by móc z nią zostać.

~~~~~~~~~~~

Dzisiaj trochę krótszy rozdział. Miał być dłuższy ale wena opuściła chat 😆 Chwilowo mam tylko jedną rękę wolną, w dostatku lewą to posprawdzałam błędy. Jeśli jakieś pominęłam to przepraszam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top