Gorące powitanie

  Ktoś kiedyś stworzył trzy mury, których zadaniem było chronienie ludzi żyjących za nimi. Pozwoliły one dać złudne poczucie bezpieczeństwa wszystkim, którzy bali się opuszczać święte tereny. Ludzie zaślepieni ''potęgą'' murów nie obawiali się żyjących po drugiej stronie bestii, dopóki te nie zapukały do ich bram. Dołączali do wojska jedynie po to, by zapewnić sobie lepsze życie za wewnętrznymi murami jako żandarmi. Pozostali dołączali do korpusu zwiadowczego bądź co ''mądrzejsi'' do stacjonarnego. Tych pierwszych nazywali głupcami i samobójcami, ponieważ wyruszali badać zewnętrzne tereny i zwyczaje żyjących tam istot.

  W roku 845 bramy dystryktu Shiganshina zostały zniszczone co wzbudziło ogólny niepokój. Spora część terenów Marii została opanowana przez tytanów, którzy wyniszczyli domy, ziemię i pozbawili życia wielu mieszkańców. Tym którzy przeżyli los, czy raczej państwo nie sprzyjało. Wielu z nich zostało wysłanych na odbite tereny po żywność. Niestety... Wracało niewielu. W taki sposób władze pozbywały się nadmiaru obywateli, osieracając ich dzieci.

  W oczach ludzi jedyną nadzieją pozostawali ci, których nazywali głupcami. A to właśnie do tych głupców dołączali wszyscy młodzi ludzie w których żyła chęć walki o wolność. Coraz więcej młodzieży zaciągało się do wojska, by po trzech latach ciężkiej wojaczki z własną psychiką dokonać wyboru na całe życie.

***

  W roku 847, czyli dokładnie dwa lata od katastrofy rozpoczęły się nabory do korpusu treningowego. Młodzież zbierała się przy wejściu na ogromny plac, gdzie zostali obdarowani nowiutkimi mundurami z herbem korpusu, którym były dwa skrzyżowane miecze. Gdy każdy był gotowy oczekiwali na rozpoczęcie apelu wprowadzającego. Miał się odbyć o dwunastej, więc wszyscy mieli jeszcze chwilę na zapoznanie się. Nikt jednak nie wydawał się być zainteresowany przyszłymi towarzyszami.

  Pod drzewem czekała brunetka średniego wzrostu. Czuła się jak ostatnia ofiara, stojąc w samotności, więc postanowiła znaleźć kogoś do kogo mogłaby zagadać. Zaczęła mierzyć wzrokiem każdego, kto znalazł się w zasięgu jej wzroku. Jedni stali wyprostowani na baczność z poważnymi minami, inni wyglądali jakby lekceważyli całą sytuację opierając się o mur ze skrzyżowanymi rękami, bądź rzucali nożami w ziemię budząc lekki strach. Ale nie tylko tacy tam byli. Znaleźli się również ci, którzy byli wręcz przerażeni całą sytuacją. Trzęśli się nie wiedząc co ich czeka. Wiele osób zachowywało się neutralnie, no może w wyjątkiem pewnego zielonookiego chłopaka, skaczącego z podekscytowania. Stał w towarzystwie niskiego blondyna oraz czarnowłosej dziewczyny, która zabijała samym spojrzeniem.

  Brunetka za swój cel obrała jednak niziutką dziewczynę siedzącą samotnie na murku. Miała białe włosy zasłaniające dłonie, na których opierała głowę, a jej niebieskie oczy nie wyrażały prawie nic, z wyjątkiem obojętności i ukrytego smutku, który brązowowłosej udało się odczytać. Skórę miała trupio bladą, jakby całe życie unikała słońca. Niepewnym krokiem podeszła do niej i postanowiła się przywitać.

- Cześć. Mogę się dosiąść? - spytała nieśmiało oczekując na odpowiedź. Białowłosa zamrugała kilka razy i przeniosła wzrok na zielonookiego intruza, który przeszkodził jej w rozmyślaniu nad egzystencją jej życia. Westchnęła cicho i odpowiedziała.

- Nie ma problemu... - brunetka wskoczyła na murek, a białowłosa odwróciła od niej wzrok i ponownie chciała się odciąć jednak nowa koleżanka nie chciała dać jej spokoju.

- Jak masz na imię?

Niebieskooka zamknęła oczy i zrobiła minę w stylu ''za co...?'' czując, że nie ucieknie od wymiany kilku zdań. Postanowiła jednak dać szanse jedynej osobie, która okazała się zainteresowana taką odizolowaną osobą jak ona.

- Iris, a ty?

- Jade, miło mi. - uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, którą po krótkim namyśle druga z dziewczyn uścisnęła. Brunetka nie przejęła się tym zbytnio, w końcu tu wszyscy wyglądali na nieufnych.

  Jak to mówią: w dobrym towarzystwie czas szybko mija, a dziewczynom udało się złapać wspólny język i nim się obejrzały wszyscy zaczęli zbierać się na plac. Było dość tłoczno, dodatkowo każdy chciał zająć nie tyle co dobre, a odpowiednie miejsce. Dziewczyny miały jednak mały problem ze znalezieniem jakiegoś, głównie przez to, że wszyscy byli sporo wyżsi od nich, w końcu do wojska pchała się przeważnie męska część społeczeństwa. Jade wspięła się na palce wychylając lekko głowę nad ramionami innych ale nim zrobiła kilka kroków potknęła się i wpadła na idącego przed nią dobrze zbudowanego blondyna. Chłopak odwrócił się do niej i nim zdążył coś powiedzieć zielonooka zaczęła go przepraszać.

- O matko! Najmocniej przepraszam... - skuliła się. Napotykając jego wzrok od razu zastygła. Iris nie mogła na to patrzeć. Złapała koleżankę za rękę i zaczęła ciągnąć w drugą stronę.

- Chodź, tam jest dobre miejsce. - rzuciła i szybkim krokiem zaczęły się oddalać. Gdy były odpowiednio daleko puściła ją i warknęła - Co ci strzeliło do głowy?

- O co ci chodzi? - spytała zdziwiona brunetka.

- Po co zaczęłaś się przed nim płaszczyć? Nie wiesz jak to jest w tym okrutnym świecie? Jeśli okażesz słabość to cie zniszczą!

- Ale nie mogłam tak sobie uciec!

- I wcale nie musiałaś. Było rzucić krótkie ''sorry'', a nie odwalać teatrzyk. - białowłosa zamilkła na chwilę i odwracając wzrok westchnęła głęboko. - Co ty robisz w wojsku...

 Po tych słowach już żadna nic nie powiedziała i w milczeniu oczekiwały na przyjście instruktora. Nie musieli długo czekać na mężczyznę, który miał być ich postrachem przez te trzy lata szkolenia. Facet był dość wysoki i łysy. Jego twarz zdobiła kozia bródka i przerażający wyraz. Przechadzał się między rekrutami wyłapując tych którzy nie byli świadomi co niesie za sobą wojsko. Zatrzymał się przy malutkim blondynie o błękitnych oczach i zaczął krzyczeć:

- Żołnierzu!

- Hai!

- Kim jesteście?!

- Armin Arlert z Shinganshiny! - chłopak starał się mówić opanowanym głosem, który mimo wszystko lekko drżał.

- Znakomicie! Idealne imię dla takiego kretyna! Rodzice tak cię nazwali?

- Mój dziadek!

- Arlert! Po co tu kurwa jesteście?!

- By zapewnić ludzkości zwycięstwo!

- Wyśmienicie! Zostaniecie żarciem dla tytanów! Rząd trzeci! W tył zwrot! - wydał rozkaz i łapiąc blondyna za głowę pchnął w wyznaczone miejsce. Po drodze przyczepił się również do innych i poniżał na forum, by sprawdzić ich stan psychiczny i wymusić odrzucenie prawdziwej osobowości, by mogli stać się prawdziwymi żołnierzami. Wielu godziło się na takie traktowanie ale Jade czuła jak w środku zaczyna się gotować. Zacisnęła mocniej pięści starając się nie pokazywać jakichkolwiek uczuć. Kątem oka spojrzała na Iris, która nie miała z tym żadnego problemu. Mężczyzna zawiesił na niej wzrok jednak przeszedł dalej bez słowa. Poczuła wewnętrzną ulgę ale zaraz ponownie usłyszała donośny głos mężczyzny.

- A ty?! Kim jesteś?!

- Jean Kirschtein z Trostu! - odpowiedział dość wysoki jasnowłosy chłopak.

- I co tu kurwa robicie?!

- Chciałbym dołączyć do żandarmerii i żyć za środkowym murem! - wyjaśnił z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Nooo proszę, proszę! Więc chcecie żyć w wewnętrznej dzielnicy? - spytał nieco spokojniejszym tonem, by zbić chłopaka z tropu.

- Tak jest! - zgodził się lecz chwilę później tego pożałował, gdyż dość mocno dostał z bani od instruktora, przez co zwinął się na ziemi w kulkę.

- A kto wam pozwolił usiąść?! - huknął. - Taka miernota, która nie potrafi odeprzeć ciosu nigdy nie dostanie się do żandarmerii! - zaraz po Jeanie trafił się kolejny typ pragnący mieć swoje miejsce wśród zielonych jednak miał nieco inny cel. Pragnął oddać swoją duszę i ciało w obronie króla. - Zaiste szczytny cel. Jednak król nie gustuje w takich pokurwieńcach!

- *Matko, jakie bzdury...* - pomyślała białowłosa słuchając wypowiedzi osób z terenów oddalonych od Marii. - *Kto normalny chciałby służyć temu idiocie?* - uniosła wzrok ku niebu i oczekiwała na jak najszybsze zakończenie tej całej szopki.

  Po drodze trafił się jeszcze łysy przygłup, który nawet nie potrafił salutować, za co jego głowa została ściśnięta, oraz brązowowłosa dziewczyna będąca w całkiem innym wymiarze. Nawet nie zwróciła uwagi na Keitha Shadisa, bo tak zwał się typ, który fundował im własnie dawkę strachu przed swoją osobą.

- Co wy odpierdalacie..? - Shadis otworzył szerzej oczy ze zdumienia nie mogąc uwierzyć, że go ignoruje. Nagle dostał napadu wściekłości i zaczął drzeć japę gorzej niż wcześniej. - MÓWIĘ CO WAS!!! ZA KOGO WY SIĘ KURWA UWAŻACIE?!!!

Dziewczyna lekko przerażona szybko przełknęła gryz... Ziemniaka...? I najzupełniej w świecie zaczęła odpowiadać:

- Sasha Braus z południowej dzielnicy muru Rose!

- Sasho... Co trzymacie w prawej ręce...? - dopytywał instruktor.

- Gotowanego ziemniaka. Zobaczyłam go w kuchni i nie mogłam się powstrzymać.

- Podprowadziliście go...? I dlaczego akurat teraz go jecie?

- Zdecydowałam się go zjeść teraz gdyż zimny byłby niesmaczny. - wytłumaczyła.

- To do mnie nie dociera...

- Naprawdę dowódca nie wie po co się je ziemniaki? - wszystkich zamurował jej debilizm i patrzyli na nią jak na kosmitę. Sashka jednak nie przejęła się tym i odłamała kawałek warzywa, by podzielić się z mężczyzną. Za tą całą szopkę musiała biegać wokół korpusu do utraty sił.

  Reszta została oprowadzona po całym obiekcie. Dziewczęta i chłopcy mieli oddzielne domki, w których mieli spać na piętrowych łóżkach. Niedaleko była stołówka i budynek w którym odbywały się zajęcia teoretyczne oraz znajdował się gabinet Shadisa. Wieczorem wszyscy udali się na stołówkę. Jade i Iris nie spieszyły się, przez co dotarły tam prawie jako ostatnie. Na tarasie spotkały bruneta, który jeszcze przed apelem był podekscytowany całym zajściem, zaś teraz wpatrywał się w odjeżdżający wóz. Wywożono nim tych, którzy nie nadawali się do pełnienia obowiązków żołnierskich. Rozmawiał o tym przez chwilę z łysym chłopakiem, który miał na imię Conny, jednak gdy usłyszał kroki odwrócił się do nadchodzących dziewczyn.

- My się już chyba widzieliśmy. - wypalił na co Jade od razu się uśmiechnęła.

- Jesteś taki charakterystyczny, że trudno nie zwrócić na ciebie uwagi.

- Ta... Rano troszkę mnie poniosło hah... - złapał się za kark i zaśmiał nerwowo. - Na apelu też staliśmy niedaleko siebie.

- Faktycznie. Jestem Jade, a to Iris. - przedstawiła siebie i koleżankę, chcąc uniknąć niezręcznej sytuacji.

- Ja jestem Eren. - również podał swoje imię i po chwili zaproponował: - Wejdźmy do środka zanim okaże się, że nie ma już wolnego stolika.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dawno mnie nie było na wattpadach hah, ale wracam z nowym fikiem z Shingeki no Kyojin, który zaczęłam pisać przed kontynuacją 3 sezonu ale pojawia się dopiero teraz, gdy już mamy trailer finałowego sezonu... Wiele czynników miało na to wpływ, ale w końcu się pojawiło XD

Ta książka będzie obejmować większą część anime i mangi chyba, że po milionach zmian uznam
''A dobra jednak napiszę od początku do końca''

Zastanawiałam się czy bardziej nie uciąć tego apelu ale fragment z Saszką musiał być :D
Z rozpędu chciałam pisać tak jak było w ''Zabawie z Tytanami'', kto nie oglądał to polecam jeśli chce mieć zrytą banie haha

Aha! No i najważniejsze! Jakby ktoś kojarzył te postaci to są one ze starego bloga (nie próbujcie go odnaleźć, to siedlisko raka), którego prowadziłam z Natus-senpai 

Żiżej pozwolił mi znowu użyć Iris i deczko zmienić naszą starą historię, żeby sprowadzić to do porządku dziennego

Od razu mówię, że to arcydzieło może być wolno pisane i prawdopodobnie nieregularne 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top