Rozdział 5

Miłego czytania. Za błędy bardzo przepraszam :))

      Tak jak kapral powiedział tak też się stało. Na treningach albo misjach, które trwały zwykle kilka godzin nigdy nie byłem w tej samej drużynie z Miriku. Levi osobiście pilnował i ją i mnie, doprowadzając do tego, że miałem mordercze zamiary co do niego. Jednak jedna myśl ciągle nie dawała mi spokoju. Tak właściwie to po kiego grzyba on to robi? Przecież to była zwykła dziewczyna, w dodatku nadzwyczaj uzdolniona jeśli chodzi o walki z tytanami, więc powinienem się trzymać razem z nią, ponieważ wtedy nie było tytana, który by nam zagrażał. Cholerny kapral!

Powolnym krokiem szedłem do jadalni na śniadanie. Przywitałem się ze wszystkimi i zająłem miejsce obok Miriku. ( Nie, ja wcale nie jestem złośliwy ).

- Dzień dobry – uśmiechnąłem się do niej.

- Witaj. Zrobiłam ci herbatę, częstuj się – odwzajemniła uśmiech i przysunęła w moją stronę filiżankę z parującym napojem. Pachniała wyśmienicie i od razu upiłem łyk.

- Dobra! Co do niej dodałaś?? - straszne mi smakowało.

- To moja tajemnica – zaśmiała się cicho – pij, bo ostygnie, a wtedy traci swój smak.

         Nie czekałem długo tylko zabrałem się za opróżnianie kubka. Herbata smakowała mi tak bardzo, że mogę nawet powiedzieć iż jest lepsza od tej, którą wcześniej robił mi kapral.

- Wiadomo już co dzisiaj robimy ? - spytałem.

- Podobno znowu mamy walkę wręcz pomiędzy sobą, a później zręcznościówkę.

- O matko... nawet jeszcze się nie zaczęło, a już mam dość.

- Spokojnie, kapral mówił, że wygrana drużyna jutro ma wolne – to żeś mnie pocieszyła.

- Więc jutro ty masz wolne, a ja haruje. Przecież wiesz, że jesteśmy w oddzielnych drużynach, a ten to jest z tobą zawsze wygrywa nawet jeżeli jest Arminem – zaśmiałem się, a po chwili dostałem czymś w głowę. Zerwałem się i zdenerwowany szukałem sprawcy, którym jak się okazało bym Armin.

- Ej! Za co to?! - trzymałem się za głowę gdzie na sto procent wyrośnie mi wielki guz.

- ''Nawet jeżeli jest Arminem” ? Co chciałeś przez to powiedzieć ?? - blondyn zrobił obrażoną minę.

- Oj, przyjacielu. Przecież wiesz jak bardzo cie lubię! - przerzuciłem mu rękę przez ramię i zaśmiałem się.

- Dzisiaj na treningu za karę skopie ci dupe! - powiedział złośliwie.

- Oj już się nie obrażaj, żartowałem tylko – puknąłem do pięścią w jego ramię.

        Chwilę jeszcze siedzieliśmy w jadalni, a później wszyscy zebraliśmy się i ruszyliśmy w stronę placu treningowego. Po drodze każdy się z nami witał i życzył miłego treningu i mimo zapewnień Leviego, że nie będzie miło i tak się uśmiechaliśmy i dziękowaliśmy.

         Gdy dotarliśmy na plac wszystko było już rozłożone. Przeróżne urządzenia do ćwiczeń zręcznościowych, które miały za zadanie zabrać nam resztki energii jakie mieliśmy. Ustawiliśmy się w szeregu przed Levim i czekaliśmy na polecenia.

- Dzisiaj zaczniemy od walki wręcz. Zasady znacie więc nie będę ich powtarzał, a Eren i Miriku wybiorą drużyny. Macie dwie minuty i zaczynamy – w trybie ekspresowym wybraliśmy swoje zespoły i pobiegliśmy do kaprala.

         Na początek Mikasa i Miriku. Ich walki zawsze wyglądają widowiskowo i daje sobie uciąć głowę, że Leviemu też się podobają. Dziewczyny walczą lepiej niż nie jeden zwiadowca u nas. Niestety jak zwykle skończyło się to przegraną Mikasy, która ciągle nie może pokonać swojego rywala, a żeby było śmiesznie to ciągle przegrywa przez jeden i ten sam ruch. Gdy nieświadomie odkrywa swój splot słoneczny będąc blisko Miriku ona to wykorzystuje i powala ciemnowłosą na ziemię. Zastanawia mnie to, ponieważ Mikasa widząc ruch od razu go zapamiętuje i nigdy nie daje się trafić dwa razy tym samym sposobem, a teraz dostaje tak już chyba po raz piąty z kolei. Następnie miałem walczyć ja razem z Miriku. Oczywiście przegrałem, ale innego rezultatu nawet nie przewidywałem ponieważ na ten moment pokonanie jej jest na dla mnie niewykonalne choćbym nie wiem co ze sobą zrobił. Później Armin i Mikasa, ale chyba wiecie jak to się skończyło. Po przegranej walce mogłem się wyszaleć zwyciężając z blondynem. Stanęliśmy naprzeciwko siebie gdy nagle zrobiło mi się słabo, a obraz zaczął się rozmazywać. Potrząsnąłem głową by się skupić, ale zanim mi się to udało, Armin już leciał na mnie z pięściami. Zareagowałem zbyt późno i blondyn chyba po raz pierwszy w historii mnie trafił. Nie marnując czasu zaatakował ponownie, a ja tracąc świadomość dałem się trafić centralnie w szczękę. Zachwiałem się i upadłem na kolana podpierając się na rękach.

- Co ty robisz? Jak mówiłem, że skopię ci dupę to byłem całkowicie poważny, ale to nie znaczy, że masz mi dawać fory. Chce to zrobić uczciwie Eren. Wstawaj! - widziałem go jak przez mgłę, a dźwięki ledwo docierały do moich uszu.

- Po.. pomóż – wydukałem cicho.

- Co? - zapytał ze zdziwieniem.

- Pomóż mi wstać – powiedziałem trochę głośniej. Blondyn podszedł i chwycił mnie za ramię, podciągając do góry.

- Eren! Co ty wyrabiasz?! - wściekła twarz Leviego znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej.

- Przeraszaaaam.

- Piłeś coś? Nie wyczuwam od ciebie zapachu alkoholu.

- Never ever kapralu – czułem się jakbym wypił całą butelkę najmocniejszego u nas alkoholu zupełnie sam. Zrobiło mi się bardzo przyjemnie i miałem nazbyt dobry humor. Starałem się zasalutować, ale kiepsko mi to wyszło.

- Przestań się wydurniać i zacznij normalnie walczyć! - Levi złapał mnie za kołnierz bluzki i potrząsnął.

- Kiedy ja nie umieeeeeeeeem walczyć – wydukałem prawie płacząc.

- Rzeczywiście chyba potrzebujesz lekcji dodatkowych. Wybierz najlepszą osobę walki wręcz i zacznij się z nią uczyć, a tymczasem zejdź mi z oczu bo dłuższy pobyt tutaj może się skończyć dla ciebie tragicznie. Odmaszerować!

- Ta, jesss! - wyprężyłem dumnie klatę i odwróciłem się z zamiarem powrotu do pokoju. Chwiejnym krokiem dostałem się do pokoju i rzuciłem na łóżko od razu zasypiając.

***

- Spytam cię tylko raz. Co do jasnej cholery robisz w moim pokoju ? - czyjś głos dotarł do mojej obolałej czaszki. Usiadłem zasłaniając oczy przed promieniami słonecznymi wpadającymi przez okno. Chwilę mi zajęło żeby odgadnąć do kogo należał głos i kto stoi przede mną. Gdy to do mnie dotarło szybko wstałem i zasalutowałem.

- Proszę o wybaczenie kapralu!

- Dlaczego wlazłeś do mojego pokoju? - założył ręce na piersi i czekał na odpowiedź.

- Nie wiem tak szczerze – cały czas stałem na baczność.

- Nie wiesz? I może powiesz mi jeszcze, że nie pamiętasz co robiłeś na treningu ?

- Nie pamiętam kapralu.

- Nie pamiętasz? Dobrze więc, zaraz sprawdzimy co piłeś – powiedział i wyszedł z pokoju. Stałem jak idiota na środku pokoju i zastanawiałem się o czym on mówi. Po chwili wrócił razem z Hange, która trzymała jakieś rzeczy w rękach.

- Hange sprawdź co on brał, pił czy tam palił – po wydanym rozkazie kobieta od razu zabrała się do pracy. Przez piętnaście minut robiła na mnie różne badania, analizując wszystko bardzo dokładnie.

- Mam wyniki! - krzyknęła zadowolona. Zwróciła się w stronę kaprala i podała mu papier, na którym pewnie było wszystko napisane. Zaraz ogłoszą wyrok i zostanę stracony nie wiedząc nawet za co.

- Jest czysty ?! Zupełnie nic nie ma ?! To niemożliwe...

- Dlaczego kazałeś mi zrobić wyniki ? Przecież nasi młodsi zwiadowcy nie piją alkoholu.

- Szkoda, że nie widziałaś co ten idiota wyczyniał na treningu. Zmieniłabyś zdanie o tych świętoszkach.

- Kapralu, przyrzekam, że nic nie piłem. Nie wiem co się ze mną działo, ale przysięgam, że nic złego nie zrobiłem – powiedziałem cicho.

- Coś mi tu nie gra. Musiałeś coś przyjąć. Piłeś cokolwiek przed treningiem albo jadłeś ?

- Spóźniłem się na śniadanie więc nic nie jadłem, piłem tylko herbatę, którą zrobiła mi Mikiru... - odpowiedziałem – No tak!! - palnąłem się w czoło. - Ta herbata miała dziwny smak! Ale była bardzo dobra! Chociaż nie wydaje mi się, żeby ona dodała czegokolwiek do niej.

- To źle ci się najwyraźniej wydaje – warknął Levi.

- A po co miała by to robić ? - odpowiedziałem ostro, za ostro co zauważyła Hange, ale kapral nic nie powiedział.

- Nie mam teraz na to czasu. Muszę coś załatwić i wracam wieczorem, do tego czasu zastanów się z kim będziesz trenować i przyjść do mnie by mi powiedzieć. Teraz, marsz do swojego pokoju!

- Tak jest! - wybiegłem z pomieszczenia kierując się do swojego pokoju. Chociaż w sumie mogłem mu od razu powiedzieć, że chcę by trenowała mnie Miriku. I jestem pewien, że ona nic nie dodawała do herbaty. Ufam jej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top