Rozdział 4
Oto nowy rozdział :3 Wybaczcie przerwę, ale jakoś wena nie chce do mnie przyjść ;_; Pomocy!
Mimo wielu komplikacji nasza wyprawa zakończyła się sukcesem. Torba z zapiskami trafiła w ręce Hange. Zawierała ważne informacje o tytanach, które prawdopodobnie pozwolą jej na lepsze zrozumienie ich zachowania, obcowania z człowiekiem i wiele, wiele innych.
Aktualnie siedziałem przy stole razem zresztą grupy Zwiadowców do zadań specjalnych gdy do jadalni wszedł Erwin razem z Kapralem Levim i jakąś dziewczyną. Na oko była w naszym wieku, a jej czarne włosy sięgały do bioder. Przez cały czas się uśmiechała i była dziwnie podekscytowana. Pomyślałem, że to zupełne przeciwieństwo zimnego, nieczułego Kaprala. Swoją drogą co tu się dzieję? Przybyli podeszli do naszego stolika i przywitali się z nami.
- Czy są tu wszyscy z grupy Kaprala Leviego ? - spytał Erwin.
- Melduję, że znajdują się tu wszyscy! - Armin powstał salutując.
- Dobrze, usiądź chłopcze. Mam dla was dobrą nowinę. Do waszego zespołu dołączy nowy członek. Oto Miriku. Od dzisiaj pracuje razem z wami! A teraz zapoznajcie się! - krótko tłumacząc Kapitan uśmiechnął się i odszedł zostawiając z nami dziewczynę. Ukradkiem spojrzałem na Kaprala, który był najwyraźniej niezadowolony z obrotu spraw. Postanowiłem przedstawić się jako pierwszy.
- Witaj! Jestem Er..
- Ty jesteś Eren?! - krzyknęła i złapała mnie za rękę. Nie ukrywałem zdziwienia, jak reszta zespołu.
- Em.. tak ? Skąd mnie znasz ? - spytałem niepewnie.
- Kto mógłby cię nie znać?! Jesteś moim bohaterem! - ucieszyła się i mocno mnie uścisnęła. Przerażony błagałem wzrokiem Mikasę o pomoc. Zrozumiała o co mi chodzi i wstała.
- Witaj. Jestem Mikasa. Tutaj obok mnie to Armin i ...
- Spoko, znam was wszystkich - na całe szczęście odkleiła się ode mnie, ale czułem jakby ktoś wywiercał mi wzrokiem dziurę w plecach, aż mnie ciarki przeszły. Zgadywałem, że za mną stał Levi.
- Na imię mam Miriku Shiro. Wujaszek poprosił mnie o wstąpienie do Zwiadowców - uśmiechnęła się, patrząc na mnie.
- Czekaj, jak to wujaszek ?? - spytał zdziwiony Armin.
- To jest Kapitan Erwin. Jako, że jesteś pod jego władzą, należy mu się odpowiedni szacunek - Levi zbliżył się do nowej - Nie zapominaj o tym bo pożałujesz - warknął i odszedł w stronę wyjścia.
- Rannny, on zawsze taki jest ? - zapytała wskazując na odchodzącego Kaprala.
- Jest gorszy - zaśmiałem się, co nie umknęło uwadze Leviego, więc szybko umilkłem.
- Zapowiada się ciekawa współpraca - westchnęła i usiadła obok mnie.
- Powiedz nam, jak udało ci się dostać do Zwiadowców nie mówiąc o grupie do zadań specjalnych, bez obowiązkowego testu ? - spytałem.
- Przekonasz się na ćwiczeniach Eren-senpai.
***
- Słuchajcie! Dzisiejsze ćwiczenia podzieliłem na dwie części. Pierwsza dotyczy walki z tytanami, druga walki wręcz. Stworzycie dwa zespoły, w których będziecie musieli pracować razem, a Mikasa i Miriku będą wybierać. Najpierw zajmiemy się tytanami. Drużyna, która zabije ich więcej wygrywa, a przegrana nie dostanie ani obiadu ani kolacji. Na terenie, na którym będziecie walczyć znajduje się siedemnaście tytanów różnej wielkości, więc radzę wam się skupić. Oczywiście będę wszystko nadzorował, a także widział gdy ktoś będzie się wymigiwał od pracy. Gdy usłyszycie dźwięk trąby, będzie to oznaczało, że wszystkie tytany zostały zabite, a więc wasz czas polowań się skończył. Spotykamy się w tym miejscu, a teraz się podzielcie. - Kapral wyjaśnił nam wszystko, a następnie przywołał do siebie wcześniej już wybrane dziewczyny.
- Miriku zaczynaj - krzyknął Levi. Modliłem się by mnie przeoczyła, ponieważ chciałem być z Mikasą. Wtedy wygraną mięlibyśmy w kieszeni.
- Eren! - a niech cię... Uśmiechnąłem się sztucznie i stanąłem za plecami czarnowłosej.
Jakby nie patrzeć to przeciwny zespół był o niebo lepszy od nas. Ja, Armin i Miriku przeciwko reszcie. Chyba będę musiał się pogodzić z dzisiejszą głodówką...
- Czas, start! -
Po usłyszeniu sygnału ruszyliśmy biegiem w stronę lasu. Gdy druga drużna zniknęła mi z pola widzenia zbliżyłem się do reszty.
- Armin! Wypatruj tytanów, a ja z Miriku będziemy je zabijać. Musimy działać razem! - krzyknąłem i ruszyłem na przód dostrzegając swoją pierwszą ofiarę. Ostrza błysnęły i szybkim ruchem pozbawiły kawałka mięsa na szyi dziesięciometrowego tytana.
- Eren, dwadzieścia metrów na trzeciej! - usłyszałem głos blondyna i od razu skierowałem się w wyznaczone przez niego miejsce. Z łatwością powaliłem ludojada i przystanąłem na gałęzi. Coś bardzo szybko mignęło mi przed oczami, a po chwili ujrzałem jak walczy nowa. Jej ruchy były szybkie, a ostrza tańczyły w jej dłoniach. Precyzyjnie wycelowała i posłała na ziemię dziesięciometrowca, uśmiechając się zadziornie w moją stronę. Odwzajemniłem uśmiech i ruszyłem w jej kierunku. Zbliżały się dwa tytany przyciągnięte odgłosami walki.
- Ja biorę tego po prawej! - krzyknąłem do niej i razem zaatakowaliśmy parę mutantów. Niemal w tym samym momencie runęły, przy głośnym akompaniamencie ryku wydobywającego się z ich gardeł. Przybiliśmy piątkę i rozdzielając się zabiliśmy kolejne dwa tytany. Pasowała mi walka z ciemnowłosą, ponieważ mimo małej ilości czasu zdążyliśmy dobrze zgrać nasze ruchy. Gdy było trzeba osłanialiśmy się nawzajem i atakowaliśmy nasze cele zwinnymi i szybkimi ruchami. Armin czujnie obserwował każdy kąt lasu i rozsyłał nas do wroga. Z wielkim uśmiechem na ustach musiałem cofnąć wcześniej wypowiedziane słowa o naszej grupie. Shiro właśnie dopadła pięciometrową kobietę i po jej zabiciu rozległ się odgłos trąby. Odetchnąłem z ulgą i zatrzymałem się na gołej ziemi pośród drzew.
- Podobało mi się to co robiłaś z tytanami - uśmiechnąłem się do dziewczyny, która właśnie lądowała obok mnie.
- Ty również byłeś niezły. Jeszcze zobaczysz, nasz duet z pomocą Armina będzie niepokonany! - krzyknęła i roześmiała się, a ja i blondyn do niej dołączyliśmy.
***
- Wasze ruchy były za wolne i zbyt długo podejmujecie decyzje jak podejść do tytana - jak zwykle Kapral musiał wytykać nam wszystkie błędy. - Dobrze, Miriku wystąp - nakazał dziewczynie, a ona posłusznie wykonała rozkaz.
- Ile zabiłaś tytanów? - padło pytanie.
- Cztery Kapralu!
- Wracaj. Eren ile?
- Sześć Kapralu! - zasalutowałem.
- Popracuj nad szybkością i precyzją. Twoje cięcia są za płytkie. Reszty nie pytam bo już znamy wynik. Drużyna Miriku wygrywa tą kategorię - zaczęliśmy się cieszyć i nawzajem gratulować.
- To, że wygraliście nie oznacza, że będziecie jeść. Czeka was jeszcze walka wręcz, a tam każdy będzie rywalizował z każdym. Zapraszam na plan ćwiczeń - oczywiście Levi musiał nam popsuć dobry humor, a mnie dodatkowo opuściła wiara w siebie. Co tu dużo mówić... w walce wręcz nie byłem mistrzem...
Szybko znaleźliśmy się na placu i ustawiliśmy w szeregu. Kapral objaśnił zasady pojedynku. Każdy walczy z każdym i osoba wygrywa tylko wtedy gdy przeciwnik się podda lub nie będzie w stanie dalej walczyć, ale nie wolno zrobić komuś dużej krzywdy. Za wygraną otrzymuje się jeden punkt więc łącznie można zdobyć ich 5, a później wyniki są sumowane razem w danych grupach. Odstawiałem, że zdobędę mniej więcej 3 punkty. Petra, Armin i Jean walczą gorzej ode mnie. No, ale przecież wszystko może się jeszcze wydarzyć. Kapral Levi ustalił kolejność i wreszcie zaczęliśmy.
Na początek Mikasa z Arminem, którego pokonała w mniej niż dziesięć sekund. W sumie nie spodziewałem się niczego innego. Wszystko trwało prawie godzinę, ale wynik mnie zadowolił. Punkty przedstawiały się tak :
Ja - 3, Miriku - 5, Armin - 2, Mikasa - 4 (w to ni cholery nie mogę uwierzyć ), Jean - 2, Petra - 2.
Obyło się bez większych obrażeń, co chyba mało zadowoliła Leviego. On był cholernym sadystą...
- A więc drużyna Miriku znowu wygrała. Znacie mnie, a ja zawsze dotrzymuję słowa. Dzisiaj Mikasa, Jean i Petra nie jedzą. Możecie się rozejść - zbył nas ruchem dłoni. Ruszyłem w stronę naszego budynku mieszkalnego gdy coś uwiesiło mi się na ramieniu.
- Eren! Znowu wygraliśmy! Super ci poszło! - zaskoczyła mnie, a mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Coś ty, byłaś sto razy lepsza! Naucz mnie swojej walki wręcz!
- A chcesz ? - nagle spoważniała, a ja chwilę się zastanowiłem.
- W sumie... przydałyby mi się lekcje dodatkowe więc...
- Wykluczone - między nas wparował nie wiadomo skąd Kapral.
- Ale dlaczego Kapralu ? - spytałem smutnym głosem.
- W moim oddziale nie ma miejsca na zajęcia dodatkowe - założył ręce na piersi.
- Ale gdy ja ich potrzebuje! A Miriku jest świetna! Pokonała nawet Mikasę! - Levi mnie dzisiaj wyjątkowo irytował. Gdy tylko zostawałem sam z Shiro, on pojawiał się nie wiadomo jak i skąd i zawsze nas rozdzielał.
- Eren! Powiedziałem nie i koniec! - okej, jest źle. Nigdy w życiu nie słyszałem żeby Kapral krzyczał, abo chociaż podnosił głos. Nawet Miriku się skuliła.
- Kapralu wybacz mi, to mój pomysł więc bardzo przepraszam - zasalutowała i odeszła szybkim krokiem. Gdy zostaliśmy sami odwróciłem się do Leviego.
- Dlaczego ? Dlaczego ona nie może mnie pouczyć Kapralu ? Przecież jest najlepsza z naszej grupy.
- Od tej pory będziecie ze sobą rywalizować i nigdy nie będziecie w tej samej drużynie na ćwiczeniach, a na misjach będę was rozdzielał - powiedział jakby nigdy nic.
- Słucham?! Zatem pozwolisz Kapralu, że sobie pójdę! - kipiałem cały ze złości. Zasalutowałem szybko i odszedłem. Burknąłem, że mam najgorszego dowódcę na świecie na tyle głośno, by on to usłyszał i skierowałem się w stronę domu. Nagle znalazłem się na ziemi, a Levi wisiał nade mną. Był zły ? Nie nie... on był wściekły. Co się z nim dzieje? Nigdy w życiu nie pokazywał żadnych uczuć, a teraz dało się z niego czytać jak z otwartej księgi. Nie ukrywam, że byłem przerażony.
- Co ? - starałem się pokazywać, że jestem zupełnie opanowany, ale ciężko mi to szło.
- Nigdy nie chcę słyszeć takich słów z twoich ust - mruknął i nachylił się nade mną, muskając moje usta swoimi. Zdrętwiałem i zamarłem. Nie wiedziałem co robić. To był ogromny szok. Nie wiem dlaczego, ale oddałem pocałunek, mało tego zarzuciłem mu ręce na szyję i przyciągnąłem go do siebie. Chyba mu się spodobało bo mruknął zwycięsko i pogłębił pocałunek. Jezu! Co ja robię! Najgorsze w tym wszystkim było to, że to mi się strasznie podobało. Jęknąłem gdy przygryzł mi wargę. Chwilę później oderwał się ode mnie i wstał.
- Myślę, że zrozumiałeś - odwrócił się i odszedł zostawiając mnie leżącego i zupełnie zszokowanego na ziemi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top