7
Otworzyłem powoli oczy ,głowa mi pulsowała,czułem jakby mój mózg miał zaraz wypłynąć mi przez uszy.Jasne światła rozmazywały mi się w oczach.Byłem zdezorientowany.Nie wiedziałem gdzie jestem i dlaczego tutaj jestem.Oblizałem zdenerwowany spierzchnięte wargi.Zbierałem siły aby wstać i kiedy już prawie wygrywałem z grawitacją ,która przyciągała mnie do miekkiego materiału ,poczułem silną dłoń przywierającą mnie z powrotem do poduszki.
-Leż,odpocznij jeszcze.-Rozpoznałem głos i odwróciłem się w jego stronę.Chłopak siedział na krześle przy łóżku i wpatrywał się we mnie z zatroskaną miną.
-Chce ci się pić?-Kiwnąłem lekko głową i zamknąłem szczypiace oczy od jasnego światła.Słyszałem jak chłopak cicho krząta się po pomieszczeniu.Wszystko ucichło a ja poczułem słodki zapach perfum Thomasa.Otworzyłem szeroko oczy czując jak jego miękki, wilgotny palec dotyka moich ust.Nie spodziewałem się,że zrobi coś takiego.Ten chłopak był nieprzewidywalny.Chwyciłem go za rękę i odsunąłem ją szybko od twarzy.
-Myślałem,że zasnąłeś.-Oparł ręce o poduszkę i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Nie chciałem Cię przestraszyć.-Pochylił się nade mną.Był zdecydowanie za blisko.Czułem jego oddech na policzku.
-Jak się czujesz?Zaraz przyjdzie mój brat i powie nam co Ci się stało.Badź dobrym chłopcem i nie wstawaj z łóżka dobrze?-Powiedział powoli patrząc mi w oczy jakby mówił do dziecka.Patrzyliśmy się na siebie do momentu ,aż do pomieszczenia nie wszedł chłopak w białym lekarskim kitlu.Thomas szybko się wyprostował i zostawił mnie w osłupieniu.Zakryłem się cały kołdrą.
-Co z nim jest nie tak..-Wyszeptałem do siebie i przetarłem oczy.
-Co tam do siebie mamroczesz Bloom?.-Któryś z chlopaków zdarł mi posciel z glowy.Moim oczom ukazał się doktorek..i to nie byle jaki doktorek.Oschły niski głos należał do studenta ,którego już poznałem.Bardzo nie chciałem mieć okazji na kolejne spotkanie.Zmarszczyłem brwi .Jak ktoś taki może być studentem medycyny.
-Thomas ,to twój brat?-Przechyliłem głowę obserwując twarz doktorka.
-Nie podobny prawda?-Thomas wychylił się zza ramienia Williama.-Jesteśmy przybranym rodzeństwem.-Brat mojego kolegi przewrócił oczami i założył ramiona na piersi.
-Masz siły rozmawiać o głupotach więc nic ci nie jest.Nie zajmuj miejsca innym.-Spojrzał na mnie przelotnie i usiadł za biurkiem.-Jeszcze nie jesteś studentem a już korzystasz z gabinetu lekarskiego pełną parą.Nie jest ci za wygodnie?-Nie czekał na moją odpowiedź a ja nie zamierzałem kontynuować rozmowu.Thomas pomógł mi wstać i powoli odprowadził mnie do wyjścia.
-Uważaj na siebie.Nie chce Cię tu wiecej widzieć. Thomas,wróć tu za chwilę. -Chciałem jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.Poczułem ulgę przekraczając próg tego pomieszczenia.Na korytarzu było głośno jednak głośniej byłow mojej głowie. "Uważaj na siebie.Nie chcę Cię tu więcej widzieć. Uważaj na siebie.."Pojawiało się w mojej glowie z echem,wcale nie zamierzałem tutaj wracać.Niby tak nie znosi biedniejszych a jednak kazał mi o siebie dbać..a może wcale nie o to chodziło. Za dużo myślałem. Thomas usadził mnie na ławce przed gabinetem lekarskim i wrócił do środka. Siedziałem jak pies nie ruszając się z miejsca.Nogi mi drzaly ,nie czułem się najlepiej.Marzyłem o tym żeby zobaczyć wyniki i iść spać.Miałem dosyć tego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top