27. Sesyjka
Włączyłam telefon, ponownie sprawdzając godzinę. Równo dziewiąta pięćdziesiąt. Zostały nam jakieś dwie minuty mamy być na miejscu, w jednej z popularniejszych wytwórni muzycznych w stanach. Odblokowałam urządzenie, szybko wchodząc w wiadomości z Ashleyem, chcąc coś napisać, ale zaraz zrezygnowałam, bo nie wiedziałam co by to mogło być. Zmieniłam kontakt na swoją jeszcze przyjaciółkę, która właśnie napisała. Nie skończyłam z nią jeszcze przyjaźni tylko i wyłącznie z czystego strachu. Nie miałam pojęcia jak jej o tym powiedzieć. Ten również szybko wyłączyłam, bo widząc jej wiadomości o tym, że chce sie spotkać jakoś zaraz bo ma jakiś problem, mimo, że mówiłam jej, że mnie nie ma, zaraz brało mnie na wymioty.
Ashley: Żyjesz?
Ja: umreumreumreumreumreumreumre
Ashley: Daleko jeszcze?
Ja: Jesteśmy na miejscu
Ashley: Dasz radę
Ashley: Bądź pewna siebie
Ashley: Jestem pewien, że cię polubią
Ja: Dzięki Ash
Ashley: Zawsze do usług ;)
Wysiedliśmy z autobusu, po czym każdy skierował się do miejsca, w którym miały odbywać się sesje. W końcu trafiliśmy do dużej sali nagraniowej, gdzie na kanapach wesoło rozmawiali Black Veil Brides, razem z Palaye Royale. Purdy natomiast przeglądał coś w telefonie. Ich uwaga szybko skierowała się na naszej grupie, z nauczycielem fotografii na czele. Szybko przypominając sobie wiadomość Ash'a, zamiast przerażenia wymalowanego na twarzy, postarałam się przybrać na usta najmilszy uśmiech jaki umiałam, skierowany do wszystkich siedzących. Nauczyciel przywitał się, na co wszyscy zebrani szeroko się uśmiechając rzucili krótkie hej. Ustalili parę szczegółów, po czym nasza dziesięcio-osobowa grupa rozpadła się na trzy.
Wyszło więc na to, że wylądowałam w grupie pierwszej razem z Kamilem i Natanem. Mamy robić zdjęcia Purdy'iemu, po tem Palaye Royale, potem Black Veil Brides, którzy teraz mają z grupą drugą i trzecią. Oni się wynieśli do innych sali, my zostaliśmy tutaj. Sami. Znaczy, we czwórkę.
-To tak oficjalnie, cześć. Jestem Ashley Purdy.-Mężczyzna uśmiechnął się szeroko w naszą stronę.
-Cześć.-Odpowiedziałam, starając się zrobić to głośniej niż szeptem i chyba nawet mi się udało.-Jestem Merceden, to Kamil i Natan.-Uśmiechnęłam się, przedstawiając swoich kolegów, co wymagało o de mnie naprawdę dużej energii, bo zwykle to ktoś przedstawiał mnie.
-Miło mi.-Odparł.-Może zaczniemy, jakoś dużo czasu to specjalnie nie mamy.-Stwierdził.
-Łee tam, w pół godziny można na prawdę sporo zrobić.-Prychnął Kamil.-Wystarczy parę pomysłów i zaangażowanie.
-Zaangażowanie mam ja.-Ashley się zgłosił.
-A pomysły ja.-Zgłosił się Natan.
-To co, zaczynamy. Dasz radę nie zaplątać się kulami o kable?-Purdy skierował pytanie w moją stronę. Automatycznie spojrzałam w dół.
-Dam radę.-Odparłam. Nie po takich rzeczach się chodziło.
-Stary. Ty nie wiesz co ona potrafi. Od kiedy straciła nogę gonienie mnie po szkole idzie jej trzy razy lepiej niż przedtem.-Zaśmiał się Kamil.
-Może jej się podobasz.-Zironizował Natan, na co dostał po głowie od drugiego chłopaka.
-Chłopacy, spokój. Wszyscy wiemy, że to ja jestem ideałem i to na mnie leci.-Stwierdził Ashley.
-Co z wami jest nie tak?-Uniosłam jedną brew.-Wszyscy wiemy, że jedyne na co lecę, to podłoga, jak Kamil zabierze mi kule.-Powiedziałam na co wszyscy się zaśmiali.
-Dziewczyno, uwielbiam cię.-Ashley poklepał mnie po ramieniu. Teraz cieszyłam się, że miałam na twarzy makijaż, bo zasłonił rumieńce, które pojawiły się na mojej twarzy. Znaczy częściowo.
-Ale dobra, chodźmy. Co jak co, pół godziny to jednak nie jest dużo.-Stwierdził Kamil.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top