Rozdział 4

Zielony smok wylądował, a Patryk zszedł z niego i podszedł do Evangeliny. Zapytawszy czy wszystko jest w porządku rozkuł ją z łańcuchów i pomógł stanąć na nogach. Zaraz za nim wlecieli Gabriel i Adrian, a w ślad za nimi pędziła na czerwonym smoku Harley. Upewniwszy się, że nic poważnego się jej nie stało pokazali, że wraz z nimi przyleciał fioletowy smok. Wszyscy jeźdźcy wsiedli na swoje wierzchowce i wylecieli z fortecy Stróża. Minęło zaledwie kilka minut od wylotu wrogich wojowników w stronę bezbronnej Opalenicy. Stado czarno-czerwonych smoków o poszarpanych skrzydłach było jeszcze widoczne na tle nieba.
- Widzicie ich? – Adrian wskazał ręką grupę wrogów – Możemy ich jeszcze dogonić i ocalić tę wiochę
- Nie mów tak o tym mieście – oburzył się Gabriel – to nie jego wina że jest małe...  brzydkie... i nic tam nie ma... – kolejna przerwa – a ludzie są nudni jak gadki moralizatorskie Igora... Dobra – dodał po chwili – ocalmy tę wiochę!
Pięciu jeźdźców na kolorowych smokach wyruszyło w pościg za niosącymi śmierć i zniszczenie sługusami Gracjana. On sam leciał na największym ze swych smoków zamykając kolumnę i dowodząc najazdem z tyłu. Rozkoszował się każdym zniszczonym miastem. Jego zmysł destrukcji był silnie rozwinięty i wciąż potrzebował nowych doznań.  Grupa z Gabrielem i Adrianem na czele postanowiła dogonić ich, ale nie atakować w powietrzu. Przewaga liczebna wroga była zdecydowanie zbyt duża. Należało przelecieć niezauważenie dookoła jednej góry, wylądować w mieście i tam przygotować się do walki. Wykorzystując element zaskoczenia można było przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Mieszkańcy miasta byli niezwykle zaskoczeni obecnością wojowników na smokach i pobiegli czym prędzej schować się w kościele, piwnicach lub szkołach. Patryk i Harley mieli za zadanie zlokalizować Gracjana i powiadomić pozostałych. Gabriel ubrany w biały płaszcz ze złotymi pagonami siedział na swoim smoku i przygotowywał do walki swój łuk. Adrian w czarnym płaszczu usianym srebrnymi kolcami i łańcuchami ostrzył swój topór wojenny o rogi smoka. Evangelina walczyła zakrzywionym mieczem wykonanym na perską modłę, Patryk miał dwa długie sztylety, a Harley zakończoną z obu stron długimi ostrzami włócznię. Błysk poruszającego się w powietrzu sztyletu Patryka sygnalizował nadlatujące wrogie siły. Kiedy pierwsze płomienie dobyły się z paszczy złych smoków zostały zatrzymane przez Gabriela, którego gad zamrażał wszystko, co chciał. W tym samym momencie czarno-złoty smok Adriana wleciał w grupę wrogów rozbijając ich szyk i atakując kolczastymi skrzydłami. Kolejne wrogie jednostki padały od ciosów potężnego topora, a osłaniający Adriana Gabriel strzelał w głowy stworzeń długimi strzałami o niezwykle ostrych grotach. Patryk i Harley atakowali zaskoczone oddziały wroga z dwóch przeciwnych boków, zmuszając je do ucieczki do środka prosto pod ostrze topora. Evangelina walcząc swoim mieczem lepiej czuła się pieszo, więc asekurowana przez swojego smoka skakała po głowach poddanych Stróża i wbijała klingę w ich szyje doprowadzając do uszkodzenia rdzenia kręgowego, a tym samym natychmiastowej śmierci. Nie minęła nawet godzina, a cała centralna część Opalenicy usiana była smoczymi trupami. Żaden z jeźdźców nie odniósł poważniejszych ran. Gracjan zdecydował się na odwrót, a wiocha została obroniona. Gabriel i Adrian odnieśli pierwsze zwycięstwo w walce. Cała grupa udała się w podróż powrotną do osady, aby pochwalić się Igorowi szczęśliwie zakończoną misją. Nie spieszyli się jednak zbytnio, ponieważ wiedzieli, że osłabione wojska Gracjana nie zaatakują ich po raz kolejny. Wylądowali w pobliżu swoich domów późnym popołudniem i wspólnie udali sie do gorącego źródła na kąpiel. Dołączył do nich również Igor, słuchając z zainteresowaniem fascynujących relacji ze stoczonej bitwy.
- Widzę, że radzicie sobie całkiem nieźle, chłopcy – położył ręce na ramionach długowłosych chłopaków – chyba przepowiednia się nie myliła. Może rzeczywiście uda wam się ją oszukać i stać się wspólnie tym jednym przepowiedzianym jeźdźcem
- Na pewno tak będzie – Adrian spojrzał z szacunkiem na Igora i uśmiechnął się do Gabriela – nie sądzisz, że powinniśmy już iść i trochę odpocząć – pociągnął swojego chłopaka za rękę i owinął go ręcznikiem
- Jasne, idźcie się wyspać – wołał białowłosy zanurzając się głębiej w ciepłej wodzie – należy wam się
Chłopcy oddalili się w kierunku swojego domu. Budynki nie były duże, a ich wyposażenie sprowadzało się głównie do przedmiotów niezbędnych do opieki nad smokami, oraz dużej ilości wszelkiego rodzaju broni. Woda kapiąca z wciąż wilgotnych, długich włosów Gabriela i Adriana wyznaczyła kierunek ich marszu wprost do sypialni. Dla oszczędności miejsca spali w jednym, dużym łóżku wyłożonym wieloma skórami górskich zwierząt. W nocy bywało bardzo zimno, więc wspólne łoże sprzyjało także komfortowi termicznemu młodych jeźdźców. Gabriel spał od strony ściany, a Adrian od zewnętrznej. Właściciel lodowego smoka wskoczył do łóżka i otulił się futrem niedźwiedzia po sam nos, tak że wystawały jedynie jego oczy, błyszczące tak bardzo, że nie pozostawiał wątpliwości fakt, iż chłopak uśmiecha się szeroko. Kiedy Adrian również wszedł do łoża został natychmiast przygnieciony przez swojego chłopaka, który przytulał się do niego bardzo mocno i okrywał go futrami.
- Tylko mnie nie uduś, Gabriel...
- Ojej – zachichotał – przepraszam, postaram się nie
Odsłonił Adrianowi nos i usta, ale nadal mocno się do niego przytulał. Po chwili został również mocno przyciągnięty i pogłaskany po włosach. Adrian pocałował go w nos i chwycił jego dłoń.
- I jak się czujesz po pierwszej zwycięskiej walce
- Jestem szczęśliwy, kochanie – jego oczy błyszczały wyrażając radość i podekscytowanie – bardzo się cieszę, że możemy wspólnie latać i wygrywać. Może uda nam się pokonać Stróża...
- Na pewno się uda. Nic nie jest niemożliwe, trzeba tylko wierzyć i dążyć do tego o czym się marzy – spojrzał głęboko w niebieskie oczy chłopaka – pamiętaj kochany, nie możemy się nigdy poddać
- Nie poddamy się
Gabriel również wpatrywał się w szare oczy Adriana, a po chwili nieśmiało zbliżył swoje usta do niego. Pocałowali się delikatnie i czule, kładąc dłonie na swoich sercach. Następnie przytulili się mocno do siebie i w ciszy cieszyli swoją obecnością. Po kilku minutach, kiedy zamknęli już oczy i byli na granicy snu z ust Gabriela wydobył się cichy szept
- Kocham cię – powiedział cichutko, po czym ziewnął
- Ja ciebie też kocham – przytulił chłopaka do siebie i pocałował go w policzek – najmocniej na świecie. Zamknij oczka i śpij już
Zasypiając w swoich objęciach, dwóch przepowiedzianych przez wróżbę długowłosych blondynów wyobrażało sobie kolejne walki i przyszłe dni wspólnej chwały. Przeznaczenie zdawało się być coraz bardziej możliwe do oszukania. Tymczasem ich smoki, błękitny i czarny również układały się do snu w jednej z pobliskich jaskiń, przy cieple samodzielnie rozpalonego ognia...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top