Rozdział 5

- Igorku... – Alex obudziwszy się zaczął od razu szukać swojego chłopaka przecierając zaspane oczka – gdzie jesteś? – zapytał, kiedy nie znalazł go w ich łóżku
Tak jak pozostali spali we dwójkę w dużym łóżku wyłożonym futrami zwierząt, a towarzyszyły im jeszcze dwa psy Igora. Duże, silne psiska miały za zadanie pilnować całego dobytku oraz tego, co było najważniejsze, czyli samego Alexa. Igor musiał osobiście apelować u króla, aby mógł trzymać chłopca w osadzie, mimo że ten nie brał czynnego udziału w walkach. Dopiero groźba, że sam odejdzie przekonała Króla Wiktora Pierwszego z rodu Ikeów do wydania pozwolenia na pobyt chłopaka Igora w górach. Alex wstał i wyszedł spod stosu skór, a następnie eskortowany przez czujne psy udał się na poszukiwania swojego ukochanego. Kiedy nie znalazł go w całym domu, ubrał się i wyszedł sprawdzić, czy aby białowłosy nie poszedł latać na smoku bez niego. Ciągnąc za sobą misia uszytego z króliczej skóry dreptał ścieżką w kierunku miejsca, skąd zawsze smoki startowały do lotu. Kiedy doszedł na skraj urwiska,  wychylił się, mimo że Igor zawsze kategorycznie mu tego zabraniał. Położył się na ziemi i wystawił głowę poza granicę skalnej półki. Patrzył w dół i widział kilusetmetrową przepaść. Psy za jego plecami zaczęły głośno szczekać, a chłopcu od wysokości zakręciło się w głowie. Sparaliżowany strachem nie mógł się poruszyć, ani tym bardziej wstać  i wrócić do domu. W jego oczach zebrały się łzy, które po chwili zaczęły płynąć wartkim strumieniem i skapywać w kłębiące się między górskimi szczytami chmury. Nagle ciało chłopca zostało gwałtownie poruszone, niczym przez powiew silnego wiatru. Widział przed sobą jedynie białe jak mleko chmury, a chwilę później niewiele bardziej niebieskie niebo. Zaczął krzyczeć głośno i wymachiwać rękoma i nogami  Po chwili jednak czyjeś ręce oplotły go szczelnie w pasie i przytuliły do siebie. Alex spojrzał przez załzawione oczy i zobaczył przed sobą spokojną twarz patrzącą na niego ciemnoszarymi tęczówkami.
- Igorek... – wtulił się mocno w tors swojego chłopaka i pogłaskał go po białych włosach – gdzie byłeś? Myślałem, że spadłeś w przepaść albo porwały cię potwory z mgły – mówił szybko i z przejęciem – albo że mnie zostawiłeś i nie chcesz mnie już dłużej – nagle jego usta zostały zamknięte przez usta Igora
- Już cicho – pocałował Alexa, żeby go uspokoić i przytuliwszy mocniej zaniósł do domu
Zmęczony stresującm doświadczeniem z poranka Alex wrócił do łóżka, ale wcześniej pociągnął swojego chłopaka za rękę i kazał jemu również położyć się, argumentując to faktem, że sam nie zaśnie. Przed snem miał jednak do niego jeszcze jedną prośbę
- Igorku?
- Tak, kochanie?
- Mógłbyś jeszcze raz zrobić tak jak na urwisku...? – powiedział po czym odwrócił szybko wzrok
- Ale... że jak?
- No... wiesz... ustami – zaczerwienił się na twarzy – dotknąłeś nimi moich. To było całkiem... przyjemne. Zrób tak jeszcze raz, proszę – przysunął się bliżej Igora i zbliżył swoje usta do jego
- N-no dobrze, jeśli chcesz...
Chwycił młodszego chłopaka i przytulił go mocno do siebie, po czym dotknął jego ust swoimi i delikatnie go pocałował. Alex zamknął oczka i rozkoszował się tym nowym dla siebie doświadczeniem. Kiedy odsunęli się od siebie, na policzkach obojga można było dostrzec mocne rumieńce. Bez słowa przytulili się do siebie i zasnęli.
W tym czasie, a było wówczas około 10:00, Harley i Patryk kończyli właśnie uprawiać trzeci tego dnia seks, budząc jednocześnie swoimi jękami Adriana i Gabriela. Pierwszy z nich obudził się już wcześniej, ale przytuliwszy mocniej swojego wciąż drzemiącego chłopaka zasnął ponownie. Teraz obydwaj obudzili się praktycznie w tej samej chwili i od razu popatrzyli na siebie z uśmiechem. Przywitali się i poleżeli jeszcze chwilę, przytulając się i całując. Po blisko pół godziny ubrali się i zjedli przyrządzone przez Gabriela śniadanie. Następnie udali się na południowy zwiad. Wsiedli na smoki i polecieli niespiesznie swoim stałym szlakiem. Po drodze rozmawiali o minionej walce i wielu kolejnych, które czekały ich w przyszłości. Ustalali taktykę ataku, który zamierzali w najbliższym czasie przypuścić na osłabioną fortecę Stróża. Jeszcze nigdy nikomu nie udało się jej zdobyć. Zdarzały się zwycięstwa w walce na otwartych polach lub w powietrzu, ale przejęcie siedziby Gracjana oznaczałoby prawie pewne unicestwienie sił zła. Należało jednak uderzyć jak najszybciej, póki nie odbudował on sił po „bitwie pod Opalenicą" jak za wiele lat kronikarze nazwą starcie odbyte poprzedniego dnia. Uskrzydleni wizją ostateczniego zniszczenia nieczystych sił, wrócili czym prędzej do osady i wydali polecenie natychmiastowego zbrojenia się
- Ale... – Igor zdążył w międzyczasie wstać i właśnie słuchał propozycji długowłosych jeźdźców – nie uważacie że to zbyt ryzykowne? Od stuleci nikt nie odważył się przypuścić szturmu na to zamczysko...
- Kto nie ryzykuje w Rawiczu nie siedzi, jak to mawiają w dalekim kraju zwanym Polską – Adrian zagranicznym powiedzonkiem uciął wszystkie wątpliwości i już po chwili wszyscy uwijali się jak w ukropie, ostrząc bronie i siodłając smoki
Grupa siedmiu jeźdźców w towarzystwie kilkuset nieosiodłanych, ale sprzymierzonych smoków leciała w kierunku Einheerjahru. Plan walki był jasno ustalony. Mieli atakować parami z kilku różnych stron, a największy, biały smok Igora przypuszczał szturm na główną bramę. Kiedy dolecieli, zobaczyli, że na murach stoi znacznie mniej strażników, a w powietrzu krąży mniej złych smoków niż zwykle. To oznaczało, że potęga Gracjana jest w recesji. Blue i Evangelina przypuścili atak na bramę zachodnią, Patryk i Harley w bitewnym szale wyżynali wrogów od południa, Adrian i Gabriel wybijali obronę wschodniego wejścia, a Igor i jego smok z widocznym skutkiem likwidowali smoki nadlatujące pod główną, północną bramę. Białowłosy wojownik walczył ogromnym, dwuręcznym prostym mieczem, a jego smok miał zdolność oślepiania swoim blaskiem atakujących jednostek. Kiedy było jasne, że północa brama za chwilę upadnie, Adrian i Gabriel skierowali się do niej, aby wspólnym atakiem trzech smoków przedrzeć się do środka. Udało się to po kilkuminotowej zaciekłej walce z zebranymi w jednym miejscu gadami Stróża. Brama upadła, a trzy smoki weszły do środka w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli podpierając się pazurami przy złożonych na pół skrzydłach. Główny hol w zamczysku był wielki i oświetlony jedynie punktowo przez świece, ale co ważniejsze... był pusty. Gracjana nie było w środku, a w każdym razie nie siedział na swoim tronie z kości. Trzyosobwy oddział ostrożnie wszedł do środka, a stukanie smoczych pazurów roznosiło się echem po potężnych halach. Przypuszczając szturm nie wzięli pod uwagę, że Stróż mógł opuścić swoją siedzibę i właśnie teraz ukrywać się w całkowicie innym miejscu. Uznali, że dla pewności każą smokom spalić całe wnętrze zamku. Nie zdążyli jednak wydać gadom rozkazu, bo dokładnie w tym momencie nisko nad ich głowami przeleciał z ogromną prędkością i bezszelestnie smok Gracjana. Ciszę przerwał jedynie krzyk Gabriela, który w mgnieniu oka znalazł się w potężnych szponach gada. Po chwili wróg publiczny nr. 1 wyłonił się zza tronu, wychodząc dumnym krokiem na przeciw zaskoczonym Igorowi i Adrianowi. Miał na sobie płaszcz ze skórzaną błoną między plecami a rękawami oraz naszyjnik z czerwonym okiem smoka. Jego wierzchowiec postawił przed nim Gabriela, który mimo zdezorientowania nie tracił animuszu.
- Hmmmm... – Stróż zdawał się być pewny swojej pozycji i zdecydował się być niezwykle pewny siebie – ładny jesteś – przyjrzał się Gabrielowi – mogę cię pogłaskać po głowie? – zaśmiał się kpiąco i wyciągał już dłoń w kierunku blondyna. Jednak ręka ta zanim zdążyła dotknąć jeźdźca, spadła na podłogę wyłożoną czarnym matowym kamieniem, na którym czerwona i błyszcząca krew wyglądała w opinii sparaliżowanego tempem wydarzeń Igora co najmniej inspirująco.
- On jest mój – Adrian chwycił zaskoczonego Gabriela za rękę i pociągnął go w kierunku smoka, a Gracjan wpatrując się w swój krwawiący nadgarstek schował się z powrotem za kościanym tronem.
Największy ze złych smoków postanowił pomścić rękę, która od lat karmiła go, dowodziła oraz głaskała po ostrych i szorstkich łuskach. Wściekły gad wpadł w bitewny szał i począł niszczyć ogromnymi skrzydłami kolumny w sali tronowej, jednocześnie zbliżając się do trójki wojowników. Łucznik zdążył się już otrząsnąć i stanąć na grzbiecie swojego smoka w gotowości z naciągniętą cięciwą. Wtem za jego plecami pojawiła się pozostała czwórka, aby wesprzeć walczących z monstrum. Ogromny smok miał nieprzebrane pokłady ognia w swoim wnętrzu, ale siedem wrogich stworzeń oskrzydlających go w pomieszczeniu szybko zdobyło przewagę. Zadano mu ciosy zarówno bronią białą, jak i płomieniami tudzież specjalnymi zdolnościami zielonego, czerwonego, fioletowego oraz granatowego smoka. Błękitny i czarno-złoty z kolei zaatakowały jego głowę raniąc oczy oraz nos. Po kilkunastu minutach walki największy z rasy złych smoków padł martwy, a wykończeni jeźdźcy mieli jeszcze jedno zadanie do wykonania. Znaleźli chowającego się za tronem Stróża i wywlekli go na kolanach na środek sali, gdzie otoczony przez wojowników i ich woerzchowce był bezlitośnie torturowany przez Evangelinę przy pomocy piórka. Kiedy ledwo żywy po tych piekielnych torturach Gracjan błagał ich o litość, zgodzili się pod warunkiem, że zostanie z nimi w osadzie i nauczy się żyć w zgodzie z prawem, przyrodą i ludźmi. Wprawdzie niechętnie, ale przystał na tę propozycję. Musieli mu jedynie znaleźć smoka, na którym mógłby latać razem z nimi. Podczas tradycyjnej procedury przy wodospadzie został zrzucany do wody tyle razy, że ostatkami sił wdraywał się z powrotem na górę, a jego mokra grzywka opadała smutno na wycieńczone oblicze. Ku uciesze wszystkich zebranych smok w kolorze pudrowego różu i radosnym spojrzeniu podleciał pod wodospad akurat w momencie kiedy Stróż zbliżał się do granicy skalnej półki...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top