Teraz
Za oknem wstało słońce. To ciepłe, przyjemne, promienne słońce ogrzewające ciało w lecie. Minęło tyle czasu od zaginięcia Fear, a ja dopiero zaczynałam rozumieć, co się z nią stało. Uświadomiłam sobie, że nie wróci. Że prawdopodobnie nie żyje.
Większość ludzi zapewne by płakała w tym momencie. Ale patrząc na to koślawe pismo i wyobrażając sobie minę Fear ― pełną cynizmu, rozbawienia i nadziei na szczęśliwe życie po śmierci ― prychnęłam, pokręciłam głową i jeszcze uśmiechnęłam się głupio do jej siostry. Ona uniosła brew.
― Ciebie też śmieszy końcówka? ― spytała retorycznie. Wymieniłyśmy uśmiechy. Tylko my tak dobrze znałyśmy Fear, by wiedzieć, co oznaczał ten grymas.
Nadal siedziałyśmy w naszej starej chacie, naprzeciwko siebie. Patrzyłam na nią i widziałam... Nie siostrę Fear, nie jakąś obcą kobietę, nie kogoś, kto ukrył przede mną wiadomość od mojej najlepszej przyjaciółki. Widziałam samotniczkę, która nie dostrzegała w swoim życiu szansy na miłość. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?!
― Myślałam, że jest zupełnie inna ― mruknęłam, wbijając wzrok w dłonie, splecione na kolanach. ― Myślałam, że jest silna, szczera i dobra! Cholera, nie spodziewałabym się po niej czegoś takiego. To... to moja wina. To wszystko moja wina. Gdybym patrzyła bardziej na nią niż na siebie...
Czułam łzy w oczach. Ach, te zmiany nastroju. Na moim kolanie wylądowała dłoń. Uniosłam wzrok i napotkałam jej jasne oczy, powiększone przez okulary. W tych oczach widziałam zrozumienie. Ona także cierpiała.
― Hej ― powiedziała łagodnie ― ostatnie, czego by chciała, to żebyś się obwiniała. Poświęciła się dla nas. Tak sądzę. Poza tym nienawidziła życia przez te wszystkie zwidy. Czytałaś, jak bardzo utrudniało jej to życie.
― Czemu... czemu nic z tym nie zrobiłaś, kiedy się dowiedziałaś?
Odpowiedź sama do mnie dotarła. Ona sama uważała się za chorą, więc nie chciała wyjść na hipokrytkę. Chciała, żeby Fear sama decydowała o swoim losie.
Nagle przypomniałam sobie coś, czego nie zapisała w pamiętniku. Odwróciłam wzrok od siostry, szukając telefonu. Dostrzegłam na jej twarzy... rozczarowanie?
Odchrząknęłam.
― Jest taka piosenka, która idealnie by do niej pasowała. Kiedyś nawet jej ją puszczałam. Uśmiechała się głupio, ale nie rozumiałam, co w niej śmiesznego. Teraz już wiem.
Zaczynałam wyczuwać, że chodziło o coś większego niż zwykłą chęć pocieszenia mnie.
Puściłam jej kawałek piosenki, o której mówiłam:
Czy wszystko, w co wierzę,
Jest snem,
Który chce mnie zniszczyć?
Czy cała moja nadzieja
Jest tylko złudzeniem?
Chciałbym uwierzyć,
Ale wszystko, co wiem,
Jest jedynie złudzeniem.*
Nasze spojrzenia wciąż stykały się i rozłączały, a w tle Dan Reynolds śpiewał o sennych marzeniach. Postanowiłam znów użyć pomocy Fear. Chrząknęłam, kładąc telefon z boku i wszystkie te kartki na podłodze między nami. Przerzucałam je, szukając odpowiedniej, a gdy ją odnalazłam, przeczytam na głos:
Pomachałam jej na pożegnanie. Moja opiekunka czekała przed bramą, silnik Mazdy buczał głośno gotowy do drogi, ale ona stała za otwartymi drzwiami, opierając łokcie o dach, i patrzyła na mnie.
— Cześć — mruknęłam, sięgając do klamki.
— To twoja przyjaciółka? Gerda, tak? — spytała siostra. Odwróciłam się. Gerda obserwowała nas z wysokości schodów.
― Tak, a co? Nie powiesz, że podoba ci się taka młoda? ― Zerknęłam na siostrę podejrzliwie, po czym wsiadłam do samochodu. ― Jedziemy?
„Mój szofer" zasiadł za kierownicą i odpalił silnik. Siostra nie odpowiedziała na moje pytanie, nigdy nawet nie wspominała o Gerdzie.
― Chcę, żebyś odpowiedziała na to pytanie ― powiedziałam.
Siostra mojej przyjaciółki z westchnieniem pochyliła się w moją stronę, zbierając wszystkie kartki, które rozwaliłam w poszukiwaniu jednego fragmentu, i zaczynając je porządkować. Fear zdradziła mi, że to jej lek na stres.
― Tak ― szepnęła, ledwo słyszalnie.
Zapadła cisza. Bardzo, bardzo, bardzo niezręczna cisza. Co by powiedziała teraz Fear?
Ger, to musisz być ty. Uwierz mi, nie ma innego wyjścia i już.
Dzięki, przyjaciółko. Nawet po popełnieniu samobójstwa, potrafisz mi pomóc.
― Słuchaj, co do tych homoseksualistów... To nie choroba. Nie musisz skazywać się na samotność.
Ona uśmiechnęła się do mnie słabo, wyrównała kartki i spięła je razem.
― Nie chodzi tylko o to. Po prostu sądzę, że nie jestem wystarczająco dobra na miłość. Nie umiem być zbyt miła czy towarzyska. ― Wstała, podeszła do tej dziury, w której Fear ukryła swoje demony, po czym schowała je tam z powrotem. Zastygła w takiej pozie. Zerwawszy się z miejsca, podeszłam do niej.
― I to ma być powód? ― Rozłożyłam ręce. ― Daj spokój, przy tym powód śmierci Fear wydaje się logiczny! Męczenie się tym tylko sprowadzi cię na dno. Powinnaś szanować siebie taką, jaka jesteś, bo nikt inny tego nie zrobi...!
Urwałam, patrząc na nią niczym olśniona. I o to właśnie chodziło Fear przez cały czas? Żeby akceptować siebie? Całe długie, pełne bólu życie, żeby odpowiedzieć na tak durne pytania? Prychnęłam. Siostra odwróciła się do mnie, zdziwiona i zobaczywszy moją minę, poklepała mnie po ramieniu.
Nasza przyjaciółka była szalona. Mimo to została naszym Sokratesem. Grymas szybko zastąpił uśmiech, który jej siostra odwzajemniła. To przełamało resztki mojej samokontroli. Przyciągnęłam ją do siebie, przytuliłam, chcąc zniknąć w jej ramionach. Obejmując się tak mocno, nasze serca zdawały się stykać przez warstwę ubrań. A potem razem zaczęłyśmy płakać, tak bardzo bolała strata Fear. Żadna z nas tego głośno nie mówiła, bo po co? Obie to czułyśmy.
Jakiś czas później siedziałyśmy razem na schodach ganku chatki, obserwując, skapujące z drzew resztki burzy.
― Zdradzisz mi, jak masz na imię? ― spytałam nagle. Ponieważ trzymałam głowę na jej ramieniu, nie widziałam wyrazu jej twarzy, ale po prychnięciu wydedukowałam, że trochę ją zirytowało to pytanie.
― Czy wy naprawdę go nie znałyście? To przecież niemożliwe. Zresztą przy was to słowo jakoś traci wiarygodność.
Nie odpowiedziałam. Na chwilę znów zapadła cisza.
Kobieta westchnęła, łapiąc mnie za rękę.
― Irmina. Kiedy Fear usłyszała je po raz pierwszy, bąknęła coś, że brzmi jak pieprz, a ona nie znosi pieprzu.
― To przepiękne imię.
― Dziękuję. Potem mruknęła, że skoro to imię odpada, będzie mnie nazywać siostrą. „Bo jesteś za młoda na matkę"... ― umilkła, nabrała powietrza, by coś dodać, lecz przerwała. Nie pośpieszałam jej. W końcu zebrała się na odwagę. ― Wiesz, martwi mnie jedna rzecz. Czytałaś w pamiętniku rozmowę Wychynia z Fear w zakładzie psychiatrycznym, prawda?
― Mhm. Trochę ją chyba podkoloryzowała.
― Pewnie tak. Pisarze i wariaci często tak mają. Ale słuchaj, pamiętasz, jak wspominała o tych przepowiedniach? O śmierciach? Powiedziała, że przewidziała śmierć jednej dziewczyny.
― Tak. Do czego zmierzasz? ― zaniepokoiłam się.
― Wtedy, na stypie, rozmawiałam z Wychyniem. Dwudziestego szóstego listopada zmarła dziewczyna, którą Fear opisała doktorowi. Rozumiesz?
Odsunęłam się od niej, by spojrzeć jej w oczy. Patrzyłyśmy na siebie, zaniepokojone.
― Ta wizja była prawdziwa ― szepnęła. ― Tak więc myślę... ― urwała.
― ...że to wszystko prawda?
*Fragment piosenki „Smoke & Mirrors" zespołu Imagine Dragons. "Smoke and mirrors" jest angielskim idiomem, oznaczającym złudzenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top