Smoczątko Część 4
Wataha drapieżnych, wygłodniałych wilkołaków przyczaiła się wśród drzew, gotowa zaatakować nadchodzących turystów. Nieświadoma nadnaturalnego zagrożenia rodzina - kobieta, mężczyzna i ich dwójka dzieci, dziesięcioletni chłopiec i jego osiemnastoletnia siostra, szli powoli wąską, leśną ścieżką, nie wiedząc, że inna rodzina - wilkołacza, ma ochotę potraktować ich jako dzisiejszy obiad.
Nagle na niebie pojawił się ciemny kształt, przypominający ogromnego ptaka. Słońce przysłonił cień wielkich, połyskliwych skrzydeł. Przenikliwe, złociste oczy wielkiego smoka wypatrywały złowrogich sylwetek wśród leśnych półcieni. Jego szerokie nozdrza węszyły w powietrzu, bezbłędnie rozpoznając wonie ludzi, ptaków, trawy, ziół oraz... wilkołaków.
Sam, siedząc pewnie na grzbiecie szmaragdowo-zielonego smoka, nieznacznie poprawił się w siodle.
- Iskierko, czy coś zauważyłeś? – spytał,nachylając się nad smoczą głową.
Smok w odpowiedzi przyspieszył lot, a później zawisł w powietrzu, pochylił smukłą, zębatą paszczę i zaryczał gromkim głosem. Z nozdrzy buchnęły mu kłęby dymu, a z otwartej paszczy trysnęła smuga ognia, podpalając wierzchołki kilku najbliższych drzew. Spłoszone ptaki na oślep zerwały się w powietrze, a w dole przerażone wilkołaki rzuciły się do panicznej ucieczki, biegnąc w stronę zbawczej polany. Jednak daremnie.
Na polanie czekał na nie Iskierka, który na ich widok zaryczał z wściekłością. Sam zwinnie zeskoczył ze smoczego grzbietu, zdjął z ramienia karabin nabity srebrnymi kulami i zaczął celnie strzelać, kładąc trupem przerażone wilkołaki, jeden po drugim.
Zza drzew wychynęli przestraszeni turyści, którzy wystraszeni zerkali na smoka, leżące pokotem wilkołaki i Sama, który uważnie przyglądał się zastrzelonym przez siebie potworom.
- Nie bójcie się, Iskierka nic wam nie zrobi - powiedział Sam łagodnie. - On odróżnia niewinnych od drapieżników.
- Ojej – powiedziała tylko kobieta, przygarniając się do męża i tuląc do siebie synka.
- To niesamowite! – wykrzyknęła dziewczyna, podbiegając do Sama i nieśmiało spoglądając na niego spod długich, ciemnych rzęs. – Uratowałeś nas, twój smok jest wspaniały, ty jesteś wspaniały, obaj jesteście...Aż brakło jej słów podziwu z emocji.
Sam z przyjemnością patrzył na jej smukłą kibić, długie, ledwie okryte krótkimi szortami nogi, puszyste, czarne włosy i pełne piersi pod obcisłą, czerwoną bluzeczką.
- Cóż, naprawdę mam wspaniałego pomocnika - powiedział skromnie, jedną ręką głaszcząc smoczy bok pokryty twardą łuską, a drugą przygarniając do siebie wdzięczną, chętną ślicznotkę. Nadeszła pora na nagrodę dla bohatera.
Widząc jak Sam zagłębia się w długim, namiętnym pocałunku z dziewczyną, Iskierka zaczął z radości bić ogonem w ziemię tak głośno, że echo tych uderzeń rozległo się donośnym stukaniem po całym lesie...
- Sam, Sam! - Castiel stał przed drzwiami do pokoju młodszego Winchestera, mocno w nie stukając. - Chodź do biblioteki, Dean chciałby pogadać o wyprawie do krainy Oberona.
Sam westchnął, otworzył oczy i z niechęcią usiadł na łóżku. No cóż, prozaiczna jawa to nie piękny sen. Choć szkoda, że marzenia nie mogą się ziścić. Smok, wilkołaki, dziewczyna o oczach jak melasa i równie słodka...
Wsunął klapki i powoli, niechętnie podszedł do drzwi, a nad nim, jak zwykle, wiernie latał Iskierka, oczywiście nie tak duży i groźny jak z samowego snu.
Czego Sam, przez krótką chwilę, pożałował. Byłoby miło być niczym Daenerys i ze smokiem przy boku siać postrach wśród wrogów, o pięknych i bardzo wdzięcznych za ocalenie dziewczętach nie zapominając...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top