Tatiana

To tutaj.
Nie pytajcie się skąd wiem. Może z wielkiego, magicznego napisu, wręcz krzyczącego do nas "KONIEC PODRÓŻY". Albo z mojego przeczucia. Niepotrzebne skreślić.

- Ros, nie ważne co im jest. Bo i tak wygląda na to, że jesteśmy na końcu tej całej podróży. Achiewement get!

Podeszłam do wrót, oglądając je dokładnie i szukając czegoś, czym mogłybyśmy je otworzyć. Niestety, to było w całości z wygładzonego złota!

- Świeeeci... się... - Alezja mruknęła ledwo przytomna, po czym znów osunęła się na ziemie. Jedynym powodem, dla którego nic się jej nie stało, były słodkie i urocze króliczki, skłębione wokół. Wróć, one nie były urocze. Były straszne...

- Em...? Az? - spytała nieśmiało Ametys, lecz nie doczekała się odpowiedzi.

- Daj spokój Amy, przejdzie jej. Kiedyś. Może... Chyba - Roz wzruszyła ramionami. - Tymczasem możemy nią porzucać o te durne drzwi. Może się otworzą - zaproponowała.

Oczywiście, jako lojalne przyjaciółki, oznajmyłyśmy, że czegoś takiego nie będziemy robić. Przecież nam nie wypada! Dlatego usiadłyśmy sobie z Amy wygodnie, obserwując jak Ros z Odre próbują rozkołysać blondynkę. Toż to silna kobieta, wytrzyma kilka uderze... Wróć, kilkanaście uderzeń o złotą powierzchnie.

- Tatiana...? - Ametys znów się odezwała. - Co zrobimy jak nam się uda wejść?

- No jak to co? Selfie i do domu wrzucić na snapa, twittera i insta - zażartowałam. - Daj spokój, wejdziemy, zobaczymy!

- No tak, ale... Ale jest jedno Jajo.

Zaskoczyła mnie. No przecież! Cała ta wyprawa była tylko po to durne Jajo. Tu chodziło o rywalizację klanów, nie ich jednoczenie! A my tu niezłą mieszankę wybuchową zrobiliśmy.
Spojrzałam jej prosto w oczy i gestem zawołałam, nadal rzucające Alezją, dziewczyny. Niechętnie oderwały się od swojego zajęcia i przybiegły do nas.

- Czego? - warknęła Odre. - Wiesz jak przyjemnie się nią rzuca?

- Musimy walczyć - zignorowałam ją.

- Że co?!

- No to. Znając natury klanów, żadna by nie ustąpiła ze zdobyczy Jaja, prawda? - niechętnie pokiwały, przyznając mi rację. - W takim razie zostaje nam walka... Ta najsilniejasza wygra - oznajmiłam ze smutkiem.

Naprawdę polubiłam dziewczyny, stały się moimi dobrymi przyjaciółkami... A teraz miałabym je skrzywdzić?! Już wolałabym zginąć broniąc je. Ale niestety, taki był obowiązek. Z tego nie można było się od tak wymigać. I byłam pewna, że one myślały o tym samym.

- A gdyby tak... - przerwała mi rozmyślenia Odre. - Jajo musi mieć jakiś kolor, co nie? Niech każda wybierze jakiś, a Jajo dostanie ta, której kolor będzie najbardziej odpowiedni.

- Jaja sobie robisz? - zdziwiła się Ros. - Mamy powierzyć, tak naprawdę caluśkie swoje życia, dla jakiś kolorów? - cicho przyznałam jej rację.

- A wolisz się wzajemnie wymordować?! - krzyknęła Odre.

- No nie...

W sumie, po dłuższym przemyśleniu, pomysł wydawał się mieć sens. Jakby co zawsze jest te około dwadzieścia procent szans na wygraną.

- Ja się zgadzam - mruknęłam.

- No dobra... - przełamała się Ros, a potem Amy.

- Pozwólcie mi użyć swojej cudnej dedukcji! - szybko powiedziała Odre, po kolei wskazując nas palcem. - Rosmary, założe się, nawet o rękę, że chcesz czarny!

- Tracisz rękę debilko - zaśmiała się wspomniana. - Czerwony oczywiście! Jak już to Tatka czarny!

- Dam Ci Tatkę, Ros - ofukałam ją. - Well yea... Czarny to mój kolor.

- Em... To ja poproszę liliowy lub taki jak moje włosy - uśmiechnęła się białogłowa.

- Róóóóż... - Alezja zaczynała się powoli wybudzać.

- No to ja fiolet! - krzyknęła Odre.

Zaśmiałam się. Ta rozmowa była jednocześnie tak komiczna i poważna, że nie wytrzymałam. Co z tego, że prawie leżałam na kamiennej podłodze, nie mogąc złapać oddechu. Nawet krzywe spojrzenia dziewczyn nie mogły mnie uspokoić.
Przez chwilę każda z nich stała i tylko się patrzyła. Na szczęście mój dobry humor udzielił się im wszystkim. Nawet Alezji!

- Z... cze... go... my się... śmiejemy? - wydukała Amy.

- Z... życia - odpowiedziałam jej, mocno się śmiejąc.

- Albo z rzyci! - krzyknęła Ros.

- Co kto lubi - mruknęłam.

Powoli zaczęłyśmy się uspokaiać, ocierać łzy i próbują przestać się wreszcie uśmiechać. To było dość trudne, zważywszy na odgłosy jakie wydawałyśmy. No wiecie, kwilenie świni, skrzyp otwieranych wrót, dławienienie się...

Skrzypienie?!

Szybko poderwałam się na równe nogi, pociągając za sobą, leżącą na mnie Amy. Obie w skupieniu obserwowaliśmy, lekko już wygięte, złote wrota. Otwierały się, a wydobywają się z nich, nienaturalny blask, raził w oczy.

Srebrne światło było na tyle hipnotyzujace, że nie zdawałam sobie sprawy z upływającego czasu. Staliśmy tam minute, dwie. Może nawet godzinę.

A potem rzuciłyśmy się jak poparzone, przepychając się w wejściu. Czy te wrota się skurczyły? Chyba tak...

Pierwsza, co zaskakujące, była Alezja. Musiała wybudzić się ze swojego transu, lub króliczki jej pomogły.

- Co to do jasnej cholery jest?! - wściekła się Ros.

- Hmmm... Pomyślmy. Wielki, pusty, wykonany ze złota pokój, w którym od echa aż boli łeb? - sarkastyczna Tatka zawsze do usług. Serio polecam się.

- Patrz jakaś ty spostrzegawcza - prychneła Odre. - Czy tu nie powinno być Jaja?

Wszystkie wyruszyliśmy ramionami. Powinno, ale nie ma. No cóż poradzić. Napewno nie latać po całym pomieszczeniu z wielkim toporem, czy co tam Alezja miała. Tak, właśnie to robiła. A echo od jej przeklętych uderzeń o ściany rozwalało mi głowę.

- Alezja! Stop! - wrzasnęłam, powodując większe echo. I trzęsienie się całego pokoju. Mądra ja... Aż mam ochotę przybić sobie piątkę w twarz.

No i co wspaniałego zrobiliśmy? Oczywiście, że nie uciekałyśmy, jak każdy rozsądny człowiek. Bo po co. Po prostu stałyśmy tam, starając się nie dać zmiażdżyć przez naśladujące skały.

- BABY! TAM! - wrzasneła Odre, pokazując na nowo otwarte, świecące się drzwi.

Serio? Kolejne świecitełko, przez które znajdziemy się w identycznym pokoju?

Niestety, to była nasza jedyna nadzieje na jakiekolwiek wydostanie się stąd. Jak najszybciej zaczęłyśmy biec w kierunku złotego blasku. Nie mógłby być na przykład czarny?! No wiecie, taki mrok i tak dalej... Nieważne.

Pierwsza w ten... em, portal, wskoczyła Amy, zaraz po niej Az na króliczkach. Potem ja.

Pamiętacie to jak nas porwano? I to jak później bolała mnie głowa?

Wskakując w te wrota, myślałam, że coś mnie rozerwie. Wewnętrzny ognień palił mnie od środka, jak podczas najgorszej choroby, a żołądek zscisnął się w mały supelek, wywołując okropny ból. Naraz usłyszałam wrzaski innych dziewczyn i zorientowałam się, że na też krzyczę. Do zdarcia gardła. I to nie przez ból fizyczny, którego było już po prostu za dużo.

Przed oczami co chwile przewijały mi się sceny z mojego życia, te smutne, jak i szczęśliwe. Ale wszystkie przybrały najgorszą postać.

Ostatnie pożegnanie z matką, wyjezdzającą na Polowanie.

Ten uśmiech brata, który obiecywał, że wróci.

Ojciec mówiący, że zawsze mnie wysłucha.

Kłamcy. Wszyscy byli kłamcami, którzy obiecywali coś, czego nie mogli dotrzymać. Nic nie warte słowa... Po co w nie wierzyłam? Tylko przysporzyły mi bólu. Teraz mogłam się poddać.

Ten ogień. Czułam, że może wszystko wymazać. Całe moje życie, wszystkie porażki, nienawiść smutek. Ale... czy ja tego naprawdę chciałam?

- STOP! - wrzasnęłam resztką sił, szybko odrzucając iluzje bólu.

Zorientowałam się, że leżę na kamiennej podłodze i płaczę, jak niewinne dziecko.

Powoli podniosłam się ze swojego miejsca, rozglądając się za dziewczynami. Wszystkie już wstały, oprócz nadal przeżywającej agonię Ametyst.

- Amy... Amy obudź się - cicho szeptała przy niej Odre, delikatnie głaszcząc ją po głowie. - To tylko iluzja... Dasz radę A-Amy - załkała cicho.

- A kij z tym! - wrzasneła Alezja, podchodząc do nich i wymierzając dość mocnego liścia Ametyst. - WSTAWAJ!

- C-co...?

Jak. Ja się tylko pytam jak. Tak, Amy się obudziła. Przez jakieś uderzenie!

- To co? Od dziś nie ma pocałunku księcia, tylko uderzenie księżniczki? - zaczęła się śmiać Ros.

- Liść Alezji! Wybudzisz tym trupa! - dobry humor dziewczyny szybko się nam udzielił. W końcu stres i presja robi swoje.

- Boże... Ja przez was huśtawki nastrojów dostane! - ofukneła nas Odre, ocierając nieliczne łzy.

- Bywa - zaśmiałam się. - Ale wiecie co?

- No co znowu? - spytała, leżąca na ziemi Amy.

- Albo jestem na haju, co jest nawet prawdopodobne, albo jest pięć Jaj.

- ŻE CO?!

Dziewczyny szybko poderwały się ze swoich miejsc i spojrzał we wskazanym kierunku.

- Wszystkie jesteśmy na haju...

Pięć małych kolumn ustawionych w koło, a pośrodku Jaja. Czerwone, białe, różowe, fioletowe oraz czarne. Jakby ta świątynia słuchała naszych myśli.

- Czyli... To koniec? Bierzemy Jaja i do domu? - uśmiechnęła się smutno Alezja.

- Chyba tak... - mruknęłam. No bo co innego mogliśmy zrobić? Jesteśmy z innych klanów, to cud, że współpracowałyśmy. Nie powinniśmy utrzymywać żadnych kontaktów.

Ze smutnymi minami, przytuliłyśmy się, a następnie każda z nas poszła po swoje Jajo.

- Uwaga - w całym pomieszczeniu dało się usłyszeć metaliczny, kobiecy głos. - Po podniesieniu nagród z miejsca ich spoczynku, każda osoba zostanie przeteleportowana z powrotem na powieszchnię. Za wszelkie szkody spowodowane podróżą nie odpowiadamy. Powtarzam...

- Czy ta seria może być jeszcze bardziej przewidywalna? - mruknęła Ros.

- Chyba tak - przyznałam szczerze.

- Em, dziewczyny? - spytała się cicho Ametyst. - Bo ojciec chciał mi wyprawić wesele jak wrócę... O ile wrócę... No i wiecie... Wpadniecie mnie ocalić od jakiegoś debila?

- No ba, że tak - uśmiechnęłam. - To jak dziewczęta? Spotkanie za niedługo?

- Ehe - wszystkie zgodnie pokiwały głowami i podniosły swoje Jaja.

Po raz kolejny tego dnia, oslepiło mnie jasne światło. Tym razem, było to nawet przyjazne uczucie. Mieszanina ciepła i czegoś czego nie mogłam nazwać...

- Nosz kur...! - wrzasneła Alezja, ledwo utrzymując swoje Jajo w rękach.

- Czekaj co? - spytałam zdezorientowana.

Stałyśmy na jakiejś polanie, otoczonej przez las, Bóg jeden wie gdzie i co? I lało! Jeszcze był grad, który jak na razie był wielkości małego ziarenka.

- Dostałam tym gównem! - oburzyła się królowa króliczki, pokazując na lodową kostkę wielkości piłeczki.

- To musiało bo... WO DA HEL!? - krzyknęła Odre, gdy obok jej stop roztrzaskał się grad wielkości arbuza.

- Może niech te wattpadowe już skończą rozdział? Błagam - pisnęłam, gdy kolejne, coraz to większe, kule gradu zaczęły na nas spadać. - No wiecie, zaraz się nam co st-

Tak, wreszcie napisami rozdział.

Nie, nie jestem z sobie dumna.

Tak, przerwałam wypowiedź Tatki w połowie.

Nie, nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, tfu epilog.

A tak na serio:
Tu kończymy notkę, co wszystko co chcę Wam przekazać, będzie na samym końcu.

Pamiętajcie, że was uwielbiamy!

Dziś bez cytatu, bo wszystkie nasze durne teksty i sytuacje znajdziecie w "Jeże, ciastka i Naegiri" ^^ #chamskareklama #mogętorobię

Ps. Możecie podziękować wichura12320 za rozdział, bo bez Jej komentarzy chyba bym się nie zmotywowała do napisania czegokolwiek ;;

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top