Tatiana
Przytrzymałam za ramię, rozwścieczoną Ros. Prawdopodobnie gdybym tego nie zrobiła, miałabym jednego trupa więcej w zamku.
- Co jest? - zapytałam się najspokojniej jak tylko umiałam. Dziewczyna wyglądała na... wytrąconą z równowagi?
- To... małe kosmiczne gówno zabrało mi mój osobisty list! - warknęła. Wzięłam porządny wdech.
- I to było takie ważne, że najpierw mnie w ogóle nie słuchałaś, a potem prawie zadeptałaś?
- Eto... Tak!
Gdybym mogła zabijać spojrzeniem, Ros padłaby martwa. Zacisnęłam dłonie i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Powtórzę... Aktualnie jesteśmy w zamku i panują tu troszkę inne zasady niż... - przerwałam widząc, że znowu nikt mnie nie słucha. - A wiecie co?! Ja idę. Jak wam się coś stanie to bez pretensji! - syknęłam po czym wyszłam z pokoju.
Ciekawe czy one kiedykolwiek mnie słuchały jak tłumaczyłam cokolwiek. Znając moje szczęście to nie.
Ja naprawdę staram się jak najlepiej żeby im nic (aż takiego) się nie stało. Może to dziwnie zabrzmi, ale przywiązałam się do nich. Ja - Smileless Shadow - postrach każdego z Terry - człowiek bez uczuć - przywiązałam się do kogoś oprócz rodziny. Aż sama siebie nie poznaje.
Moje jakże optymistyczne myśli przerwał donośny głos mojego ojca.
- Córcia! - otworzyłam usta ze zdziwienia. On nigdy by mnie tak nie nazwał. Po sekundzie cała zagadka się wyjaśniła.
- Tatko! - Myrra rzuciła się w ramienia ojca, jakby był najlepszą rzeczą na ziemi.
Oczywista chwila przytulania i w końcu mnie zauważył.
- O... Cześć... córko? - nawet nie wiedział jak mnie nazwać. Nie no świetnie.
- Cześć... ojcze? - odpowiedziałam naśladując jego wypowiedź.
- No to... - zaśmiał się nerwowo. - Co ty tu robisz?
Chwilę się zastanowiłam, nie będąc do końca pewną jak odpowiedzieć.
- Stoję? Żyje, trawie, oddycham? Wybierz jedno, niepotrzebne skreślić.
Następnie naprawdę szybko przedstawiłam dziewczyny i ruszyłam w stronę jadalni. Jeżeli się nie mylę aktualnie powinna być przygotowana kolacja.
Moje towarzyszki, co najdziwniejsze, szybko odnalazły wspólne tematy z moim ojcem. Nawet Alezja ze swoim głupkowatym uśmiechem!
Nie powiem, że mnie to nie wkurzało, bo musiałabym skłamać. Chociaż nie. Mnie to cholernie irytowało.
Nie mając ochoty na rozmowę z tamtą częścią towarzystwa, wysunęłam się daleko na przód. Nagle poczułam na swoim ramieniu mocny uścisk. Odwróciłam się i zostałam jasną czuprynę Kamiego.
- Tak? - warknęłam, nadal podminowana. Większość ludzi w tym momencie odeszłaby na dużą odległość, ale nie on. Wciągnął mnie w jeden z wielu ślepych zaułków.
- Co jest? - spytał używając mojego tekstu.
- Nic! - wyrwałam mu się.
- Przecież widzę.
- Naprawdę... Nie chce o tym gadać - mruknęłam.
- Tat... - zaczął swoim wszechwiedzącym tonem. Gdy nadal się nie odezwałam westchnął. - Niech zgadnę. Czujesz się niepotrzebna, ignorowana i chcesz żeby ktokolwiek zwrócił na ciebie uwagę? Wiedziałem - uśmiechnął się tryumfująco na moje potakiwanie. - Tati błagam cię. Masz szesnaście lat! Za niedługo staniesz się władcą całej Terry, o ile nie zginiesz. Nie możesz przejmować się takimi drobnostkami.
- Myślisz, że nie wiem?! Czasami, eh nieważne - westchnęłam. - Inni mają gorzej. Idę do naszych.
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Po chwili siedziałam po prawej stronie mojego ojca, przysłuchując się "kłótni"
- Steven Universe! - krzyknęła Ametyst.
- Gravity Falls! - krzyknęła Rosemary.
- Gravity - poparł ją mój ojciec.
- Steven! - warknęła Odre.
- Transformers! - zaśmiała się Alezja. Wszystkie popatrzyłyśmy na nią jak na wariatkę.
- A ogólnie o co chodziło? - spytałam się. Teraz to na mnie się tak popatrzyły. - No co? Dopiero przyszłam.
Wszyscy tylko westchnęli i spowrotem wrócili do swojej bezsensownej kłótni. Nie mając zbytnio co robić zawołałam jedną ze służących. Tak, mamy cały dwór pełen służby. Wszędzie tylko lokaje gotowi na każde skinięcie...
Oberwałam bułką w twarz. Czekaj co?!
Powoli odrywałam jedzenie z mojej twarzy, przyglądając się skamieniałym dziewczyną.
- Mam tylko jedno pytanie... - powiedziałam spokojnym głosem. - Kto mnie tym uderzył?
Jak na zawołanie wszystkie popatrzyły się w kierunku Odre. Winowajczyni przełknęła głośno ślinę czekając z obawą na moją reakcje. Na szczęście (dla niej) nie zamierzałam niszczyć jej szczęki przez uderzenie. Przynajmniej nie ręką.
Cały czas ściskając tą biedną bułkę, chwyciłam za pobliskie przysmaki. Jak za chwilkę się zorientowałam, trafiłam Odre ziemniakami.
- Head shot! - wykrzyknęłam tryumfująco.
Prawdopodobnie, w tym momencie zaczęłam największą bitwę na jedzenia w moim życiu. No i oczywiście pierwszą. Wszystkie włączyłyśmy się z wielką chęcią przywalenia komuś innemu. Cóż za przypadek, że z mojej ręki najbardziej obrywała Odre... Zupełny przypadek.
Gdy, po jakiś dziesięciu minutach nieprzerwanej zabawy, ktoś (tak, Odre) przez przypadek rzuciła pieczonym kurczakiem w mojego ojca, rozpętało się piekło. Nikt nie lubi mieć czerwonego czoła i tłuszczu spływającego po nosie, a w szczególności on.
- TAAAAAAATIIIIIIAAAAAANAAAAAA! - wrzasnął niczym Shizuo na Izaya'e i zamiast automatem rzucił świecznikiem. Przy okazji się podpalił.
- Ludzka pochodnia!- zaśmiała się Rosemary.
Na widok króla Terry, miotającego się po jadalni niczym... sama nie wiem. Nie mam nawet dobrego porównania! W końcu! po zgaszeniu tego wielkiego zapału (taki suchar, a co mi szkodzi!) mego ojca, musiałyśmy wręcz wybiegać z jadalni. Pociągnęłam wszystkie dziewczyny w stronę mojego pokoju. Nie przejmując się całym upaćkanym ubraniem, rzuciłam się na łóżko.
- Patrzcie państwo! - powiedziała Odre. - Wielka Tatiana dobrze się bawiła w otoczeniu innych ludzi!
- Szok, takie rzeczy tylko w Rosji - dorzuciła Ros.
- Albo w Kanadzie... - rozmarzyła się Alezja.
- Co to Kanada? - spytałyśmy się jednocześnie.
- Mhe... Dobra dziewczęta, ruszyć dupy idziemy się umyć, a jutro lecimy do świątyni! - zerwałam się na równe nogi. To będzie złe... bardzo złe albo co najmniej dziwne.
Howdy!
Rozdział z dość dużym poślizgiem, bo... bo Timor pisała głupie zadanie z biologi. A jeśli ktokolwiek myśli sobie, że to nic takiego. Proszę oto jedno z zadań:
20.Rośliny okrytonasienne:
a)wskaż charakterystyczne cechy roślin okrytonasiennych,
b)przedstaw budowę obupłciowego kwiatu rośliny nagonasiennej,
c)podaj różnice w budowie kwiatu owadopylnego i wiatropylnego,
d)wyjaśnij pojęcia: kwiatostan, słupek, zalążnia, zalążek, woreczek pyłkowy, ziarno pyłku, łagiewka pyłkowa, zarodek, nasienie, owocnia, owoc,
e)przedstaw znaczenie okrytonasiennych w przyrodzie i gospodarce człowieka,
f)wskaż przedstawicieli, uwzględnij podział i wskaż po 3 różnice w budowie jednoliściennych i dwuliściennych, które pozwalają na ich rozpoznanie.
-_-
Niby takie nic, ale jak masz to napisać na kartce, to aż szlag zalewa!
Mamy nadzieję, że się podobało :) Zostawcie gwiazdeczkę, ble ble ble! Do następnego!
"Jadę sobie spokojnie z mamą do kina i zaczynam mówić o mojej przyjaciółce Angelice (tak jest ich w uj dużo)
T: Mamo... Wyobrażasz sobie mieć 7-oro rodzeństwa?
Mama T: No o co ci chodzi. Fajnie by było.
T: Z czego 5-oro rudych...
M.T: ...
M.T: ...
M.T: Boże... Tragedia."
"Ros wchodzi do łazienki po egzaminach z malarstwa, opłukać pędzle. Nagle wpada na Andzia-chana (tak, jeszcze inna)
- Jezu...
- Nie jestem Jezu, tylko Ola.
- Jesteś do niego bardzo podobna.
- Czy ja ci wyglądam na 30-letniego rudego faceta z brodą?
- Jesteś do niego podobna, jak Senpai do Elevena.
Senpai to chłopak Andzia-chan, wyglądający prawie identycznie jak wspomniany youtuber. Tak więc Ros zostaje od dziś ochrzczona rudym Dżizasem!"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top